Torebki, rękawiczki i ciężarki
Kiedy staną oko w oko z tłumem i paparazzimi, jest za późno. Wszystko trzeba przemyśleć wcześniej...
W listopadzie brytyjskie media podały sensacyjną wiadomość. 93-letnia monarchini postanowiła, z pewnym opóźnieniem, zareagować na nowoczesną modę: zrezygnowała z noszenia prawdziwych futer! Od tej pory wkładać będzie dużo częściej, by zadowolić przyjaciół zwierząt i ekologów, futra sztuczne.
Noworoczne postanowienie Elżbiety II nie dotyczy historycznych strojów oraz ubiorów, które znajdują się od lat w królewskiej garderobie i mają charakter symboliczny. W październiku monarchini ubrała się na ceremonię otwarcia parlamentu w tradycyjny strój wykończony futrem gronostajów. I tak pozostanie.
Królowa lubi być postrzegana jako osoba, która szanuje tradycję, ale jednocześnie stawia kolejne kroki w nowoczesność. Tej samej strategii wymaga od innych członków rodziny królewskiej. "Royalsi" otoczeni przez fanów i media muszą się mieć wiecznie na baczności. Kontrowersje wzbudziły parę razy suknie Meghan z dużymi dekoltami.
Często nie chodzi tylko o to, co noszą "royalsi", ale jak. Zmieniają przecież stroje parę razy dziennie i łatwo wówczas o błąd. Wiecznie w oku kamer i aparatów paparazzich, które wychwytują bez względnie każdy błąd, choćby metkę przypiętą do sukienki (albo informację z pralni!), której nie zauważyła księżna Meghan, wkładając piękną czerwoną kreację.
Równie piękne czerwone suknie księżnej Diany, te z dużymi dekoltami, groziły wpadką przy wysiadaniu z limuzyn. Pochylona z konieczności księżna odsłoniła parę razy zbyt wiele. Nosiła więc potem malutką torebkę, którą jak kopertą osłaniała strategiczny dekolt.
Królowa od dawna używa swoich słynnych torebek Launer w innym celu: wysyła sygnały dla otoczenia! Podobno torebka postawiona na stole oznacza, że pora kończyć przyjęcie, a torebka na podłodze, to błaganie o uratowanie monarchini przed sąsiadem nudziarzem.
Królowa jest ekspertem od ludzkich reakcji. To rzutuje także na inne elementy jej ubioru. Wie, że jej fani czekają na nią wiele godzin i mają słabą widoczność ponad głowami tłumu. Dlatego ubiera się w jaskrawe stroje, by dla obserwujących, jej postać nie zlewała się z otoczeniem. "Musi nas być widać!". Tą dewizą kieruje się brytyjska dynastia od Edwarda VII, który przywrócił zarzucone zwyczaje np. przejazd króla karetą.
Podawanie rąk może się stać bardzo bolesne...
Brytyjscy monarchowie, przynajmniej od czasów popularnego długo księcia Walii, a wkrótce potem króla Edwarda VIII, świetnie wiedzą, że przebywanie w tłumie może grozić... obrażeniami. Chodzi o ściskanie rąk tysiącom ludzi podczas oficjalnych wizyt. Po takim pracowitym dniu obtarte dłonie mocno puchną. Edward VIII miał i na to sposób: podawał ludziom lewą rękę, kiedy prawa była zbyt obolała! Elżbieta II zaś, korzystając z przywileju dam, zakłada konsekwentnie rękawiczki.
Ostrożność była jej dewizą od początku panowania. Chodziło o uniknięcie tzw. efektu Monroe, czyli "odsłonięcia" w wyniku podmuchu wiatru (spotkało to Elżbietę jako księżną). Od dawna więc chronią królową ołowiane ciężarki w sukniach. O zagrożeniu tym zapomniała księżna Kate. Zaczęło się od wizyty w Calgary w 2012 r, kiedy wiatr potargał parę razy jej żółtą suknię, odsłaniając kompletnie desusy.
Kate nakazała swoim projektantkom prace nad eliminacją zagrożenia. Jak widać na zdjęciu poniżej, znowu się nie udało. I jak tu być "royalsem"?