Reklama

Ukraińskie bohaterki. Walczą o wolność nie tylko z bronią w ręku

Ustanowienie Dnia Kobiet jest powiązane z ruchami sufrażystek i walką o prawa płci pięknej. 8 marca wiele Ukrainek również będzie walczyć. Nie o prawa kobiet, ale o wolność kraju, bezpieczeństwo dzieci i przetrwanie. To dobry dzień, by okazać im szacunek i pochylić się nad tym, co robią w trosce o ojczyznę i rodaków.

Chociaż to mężczyźni mają obowiązek zostać w Ukrainie i bronić jej niepodległości, to nie tylko oni walczą o wolność. W sieci krążą zdjęcia kobiet, które również chwyciły za broń, ale także tych, które pomagają w inny sposób. 

Dziś Ukrainkom towarzyszy siła i odwaga. Każdego dnia stawiają czoła atakom rosyjskich wojsk, rodzą i odbierają porody w schronach przeciwbombowych, przygotowują posiłki, opiekują się słabszymi, chorymi i rannymi, a także stoją z dziećmi na granicach, by zapewnić im bezpieczeństwo i namiastkę normalnego dzieciństwa. Ciężko jest docenić każdą Ukrainkę z osobna, bo nie każdą z nich znamy z nazwiska. Są jednak takie, o których w Polsce usłyszeliśmy. Na ich czele stoi Ołena Zełenska.

Reklama

Wsparcie pierwszej damy Ukrainy

W oczach wielu osób Wołodymyr Zełenski jest bohaterem, który zapisze się na kartach historii. Nie da się ukryć, że ważną rolę odgrywa również jego żona - Ołena Zełenska. 

Pierwsza dama Ukrainy nie pozostaje obojętna na działania Rosji. Dobrze wie, jak istotną kwestią jest wspieranie i docenianie Ukraińców za ich heroiczną walkę. Ołena Zełenska próbuje przemawiać do rodaków za pośrednictwem mediów społecznościowych, by chociaż w ten sposób dodać im otuchy. Jej wpisy za każdym razem odbijają się szerokim echem. 

Już na samym początku podkreśliła, że nie zamierza płakać i panikować. Ołena Zełenska trwa przy mężu i nie kryje dumy, że jest Ukrainką. Żona prezydenta przyznała, że podziwia waleczność i siłę swoich rodaczek.    

Kobieca twarz wojny

Chociaż wojna niesie za sobą śmierć, nie zabrakło chętnych kobiet, które wkroczyły w szeregi armii ukraińskiej, by ramię w ramię z mężczyznami walczyć z wrogiem. Nie bez przyczyny pierwsza dama Ukrainy zaznaczyła, że trwająca wojna ma kobiecą twarz. Szacuje się, że 17 proc. ukraińskiej armii to kobiety. 

Czytaj także: Ukrainiki w armii: Jeśli kobieta chce walczyć, nic jej nie zatrzyma

18-letnia łyżwiarka figurowa Anastasiia Arkhypova postanowiła zostać w kraju i odpierać atak rosyjskich wojsk. Nastolatka zamieniła łyżwy na karabin, a na instagramowym profilu zapewniła, że zostaje w Kijowie, gdzie zamierza walczyć. Łyżwiarka opublikowała zdjęcie, na którym zapozowała z bronią i koktajlami Mołotowa. "Zostaję w Kijowie z prezydentem! Jesteśmy gotowi do obrony! Razem do zwycięstwa! Razem do wolnego kraju! Chwała Ukrainie" - napisała Anastasiia Arkhypova.

Iryna Tsvila również broniła Kijowa. Ukrainka jednak poniosła śmierć w walce. Jak podaje "Polsat News", kobieta służyła w Brygadzie Szybkiego Reagowania Ukraińskiej Gwardii Narodowej. Zginęła w czwartek 24 lutego 2022 roku pod Kijowem. W tym roku skończyłaby 53 lata. 

"Dzisiaj zginęła moja przyjaciółka Iryna Tsvila. Niesamowicie odważna i miła osoba. Przeszła wojnę w Donbasie jako ochotnik. Przyłączyła się do obrony terytorialnej. Niedawno wydaliśmy książkę "Głosy wojny. Historie weteranów", była jedną z autorów. Napisała o jej ogrodzie różanym. Spójrzcie na ten uśmiech" - tymi słowami pożegnał Irynę jej przyjaciel Volodymyr Yermolenko, ukraiński filozof i dziennikarz.

Podczas wojny cierpią niewinni ludzie, a o ich dobro postanowiła zadbać Anastasiaa Yalanskaya. 26-latka była wolontariuszką w szpitalu wojskowym, wspierała przedszkole pod Kijowem, a także dokarmiała zwierzęta w schronisku. Anastasiia nie zamierzała opuścić Ukrainy, mimo że prosiło ją o to wiele osób. Została, by pomagać innym. Nie wiedziała, że właśnie w ten sposób straci życie. 

Ukrainka została zastrzelona pod Kijowem, w drodze ze schroniska dla psów w Buczy. Razem z nią zginęło dwóch innych wolontariuszy. Zdaniem rodziny zdążyli pomóc zwierzętom w schronisku, a w drodze powrotnej zostali zaatakowani przez Rosjan, którzy coraz częściej strzelają do cywilów. 

Cud narodzin w schronie

Wojna w Ukrainie zbiera śmiertelne żniwo. Wiele osób ginie przez ładunki wybuchowe o szerokim polu rażenia. Cywile schodzą więc do schronów, by w ten sposób przetrwać ataki rosyjskich wojsk. Tak też jest w przypadku szpitali, które również są atakowane. By chronić pacjentów, oddziały przeniesiono do piwnic. To właśnie tam teraz na świat przychodzą ukraińskie dzieci.    

U 32-letniej Viktorii bóle porodowe zaczęły się drugiego dnia wojny. Zamiast na sali porodowej wylądowała jednak w podziemnym schronie. Kobieta wraz z mężem zdecydowała, że mimo strachu muszą dotrzeć do szpitala. Udało się im dojechać do placówki, w której wyłączono wszelkie światła w obawie o ataki bombowe. Po dwóch godzinach zarządzono ewakuację. Wody płodowe odeszły Viktorii już w schronie.   

Ukrainka w rozmowie z "The Guardian" powiedziała, że trafiła do miejsca z czasów sowieckich. Schron nie był konserwowany. Panował w nim chłód i wilgoć. Viktoria urodziła w pomieszczeniu bez drzwi, a od 50 osób, które również znalazły się w schronie, dzieliła ją jedynie zasłona prysznicowa. 

Viktoria mimo to zaufała lekarzom i przywitała syna Fedora w schronie kijowskiego szpitala. Kobieta wierzy, że jej syn będzie znał wojnę tylko z opowieści. Gdy tylko wzięła go w ramiona, powiedziała mu: "masz szczęście, jesteś wyjątkowy, urodziłeś się w Ukrainie, jesteś nowym Ukraińcem".   

Takich przypadków jest więcej. Media obiegła historia bliźniąt, urodzonych w jednym ze schronów w Charkowie. Ich rodzice zginęli dzień później w wyniku przeprowadzonego przez Rosjan ataku na miasto. 

Czytaj także: Mia przyszła na świat w schronie. Wzywamy matki do protestu

Śmierć w drodze do szpitala

Nie tylko Anastasiaa Yalanskaya nie bała się, że w biały dzień może stracić życie. Mimo toczących się działań wojennych pomagała innym także Marina Kalabina. Niestety młodej lekarce życie odebrali rosyjscy żołnierze.  

Informację o jej śmierci przekazał m.in. minister zdrowia Ukrainy Viktor Liashko. Napisał, że Marina Kalabina wiozła do szpitala rannego siostrzeńca, kiedy jej samochód został ostrzelany przez Rosjan. Lekarka pracowała w kijowskim Centrum Kardiologii i Kardiochirurgii Dziecięcej jako anestezjolożka. Śmierci lekarki potwierdziło również ukraińskie Ministerstwo Spraw Zagranicznych. 

O śmierci lekarki poinformował również Uniwersytecki Szpital Dziecięcy w Krakowie, w którym Marina Kalabina w 2017 roku przez kilka tygodni zdobywała wiedzę w ramach współpracy polskiej placówki z ukraińskimi ośrodkami. 

"[...] W ramach wizyty brała udział w szkoleniach dotyczących opieki nad dziećmi po zabiegach kardiochirurgicznych, obserwowała operacje przeprowadzane w naszym szpitalu, uczyła się wykonywać znieczulenie, a także brała czynny udział w opiece nad dziećmi z wadami serca w typie pojedynczej komory. W czasie wolnym razem z kolegami i koleżankami ze szpitala zwiedzała miasto i okolice. Była osobą niezwykle miłą i sympatyczną. Wykazywała duże chęci do współpracy, nauki oraz wymiany doświadczeń i poszerzania wiedzy" - napisano na Facebooku.

„Mam tę moc” podczas ostrzału miasta

Sytuacja u wschodnich sąsiadów z dnia na dzień się pogarsza. Cywile w obawie o życie śpią w schronach, które podczas inwazji Rosji na Ukrainę są dla nich drugim domem. Przynoszą do nich karimaty, materace, kołdry, a nawet namioty. Pobyt tam nie jest łatwy. Nie tylko przez myśl o działaniach zbrojnych toczących się na powierzchni, ale także ze względu na panujące tam warunki. Czas w schronie postanowiła umilić swoim rodakom kilkuletnia Amelia, która zaśpiewała piosenkę "Mam tę moc". 

Nagranie za zgodą matki dziewczynki trafiło do sieci. Jak można przeczytać w opisie filmu, Amelka marzyła o wystąpieniu na scenie przed publicznością. Jej marzenie spełniło się w schronie, gdy po niebie Ukrainy latały wojskowe samoloty. Mimo obaw dziewczynki, wszyscy skupili się na jej śpiewie, a łez nie kryli nawet mężczyźni. Amelka to mała bohaterka, której śpiew sprawił, że nikt nie może przejść obojętnie wobec sytuacji w Ukrainie.

W stronę lepszego życia

Odwagi i siły nie można też odmówić uciekającym matkom z dziećmi. Nie da się ich wymienić z nazwiska, ale każda z nich zasługuje na uznanie. Możemy sobie tylko wyobrazić, jak ciężko jest zostawić wszystko i wyjechać do innego kraju bez żadnego planu. Pozostawienie na linii frontu mężów, ojców i braci musi łamać serce, ale chęć obrony dziecka i sprawienie, by nigdy nie odczuło wojny na własnej skórze, jest silniejsze. 

Jadą do obcego miejsca, nie wiedzą gdzie i do kogo. Stoją na granicy przez kilka, a nawet kilkanaście godzin, a tak naprawdę większość z nich nie wie, co zrobi, gdy już opuści ojczyznę. Wiele Ukrainek z dziećmi odczuło, że prawdziwych przyjaciół poznaje się w biedzie, a ten, kto im pomógł, widział, jak smutek w ich oczach miesza się z wdzięcznością. 

***

Zobacz także:

Jeśli nie możesz otworzyć domu, otwórz serce

Jak rozmawiać z dzieckiem o wojnie?

Kilka dni temu urodziła dziecko, udało jej się uciec od piekła wojny

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: wojna w Ukrainie | Ołena Zełenska
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama