Reklama

Uwielbianą gwiazdę oskarżono o zdradę narodu

Popularna aktorka padła ofiarą nagonki rozpętanej przez władze. Zaszczuto ją, choć nic nie zrobiła.

Był wysoki, miał kwadratową szczękę i obdarzony był głosem tak głębokim, że wydawał się zaczynać już przy kostkach - opisywano Davida Halberstama. Dziennikarz, który w połowie lat 60. trafił jako wysłannik "New York Timesa" do Warszawy, miał jeszcze jeden wielki atut: był Amerykaninem za żelazną kurtyną.

Ach, co to był za ślub!

Wtedy w Polsce były dwie gwiazdy - Zbigniew Cybulski i Elżbieta Czyżewska. Według Tyszkiewicz, Ela miała nogi piękniejsze niż Marlena Dietrich, według Osieckiej - obłędny biust, a według Wajdy - piekielny talent i inteligencję. Brylowała w towarzystwie, przyjaźniła się z Brandysami, Morgensternami, Łapickimi. Te same salony podbijał Halberstam. Trafił tu właściwie za karę - naraził się władzom USA artykułami krytykującymi ich politykę w Wietnamie. W Polsce przyjęto go z otwartymi rękami jako wroga zgniłego Zachodu.

Reklama

Witamy postępowego amerykańskiego publicystę - zapowiadano go na balach i akademiach. Na jednej z takich imprez poznał Czyżewską - prosi ją do tańca i tańczy im się tak dobrze, że po sześciu tygodniach są już małżeństwem. Ślub odbywa się 13 czerwca 1965 r., świadkami są Halina Mikołajska i II sekretarz ambasady USA w Warszawie. Prosto z ceremonii, nie zmieniając sukni, Elżbieta jedzie na stadion Skry odebrać Złotą Maskę - nagrodę dla najpopularniejszej aktorki. Podjeżdża, stojąc w kabriolecie z otwartym dachem, wiwatują tysiące widzów. Uwielbiają jej komedie: "Giuseppe w Warszawie" i Żona dla Australijczyka".

Filmy matrymonialne jakoś lepiej mi szły niż małżeństwa - powie po latach. Zaraz po ślubie młodzi wprowadzają się do pensjonatu "Zgoda" u zbiegu dzisiejszej Chmielnej i Szpitalnej, z modną kawiarnią "Szwajcarską" na dole. W budynku lokowani są zagraniczni dziennikarze i przedstawiciele firm, we wszystkich mieszkaniach SB zamontowała pluskwy. Cena luksusu, ale Czyżewska wcale nie czuła się jak w bajce.

Co jest romantycznego w tym, że cały czas byliśmy obserwowani, a nasze telefony były na podsłuchu - pytała. Niby niczego im nie brakowało. Jej mąż jeździł mercedesem, ona volkswagenem "garbusem", a pilnujący ich ubek zazwyczaj jakąś "Nyską". Po latach okazało się, że powinni byli uważać nie tylko na pluskwy i smutnych panów, ale i na znajomych. Do dziś nie ma pewności, kto w materiałach IPN kryje się pod pseudonimem "Literat", ale wyraźnie był to ktoś, z kim pozostawali w zażyłych stosunkach.

"Czyżewska wmówiła sobie, że jest zakochana. Robi teatralne gesty wyrażające miłość. Gotowa jest poświęcić całą karierę dla Halberstama. Zawsze była sentymentalną histeryczką i snobką" - donosił "Literat". Więcej zrozumienia znajduje dla Davida: "Halberstam wydaje się w niej naprawdę zakochany. Wyraził się, że Polska jest małą brudną kałużą, w której pływa szlachetna ryba - Czyżewska. Musi ją stąd wyrwać i wypuścić na szerokie wody". Małżonkowie rzeczywiście wkrótce opuścili Polskę, ale to nie oni wybrali moment. 

PRL-owskim władzom nie spodobał się tekst Davida w "NYT". - Pamiętam początek o tym, że żyje jak Polacy, że budzi się w szarej rzeczywistości, mając szare myśli. Tych szarych nie mogli mu darować - mówi Janusz Głowacki.

Tymczasem Izrael rozbił właśnie siły sprzymierzonych państw arabskich, ZSRR i kraje zależne wzięły stronę przegranych, USA - Izraela. Nagle przypomniano sobie, że Halberstam jest Żydem. Dostał 48 godzin na opuszczenie kraju. Na Okęciu żegnał go tłum zagranicznych korespondentów. Żegnała go też Elżbieta. Wspólnie ustalili, że na razie zostanie w Polsce, bo może sprawa jakoś przyschnie. W prasie jednak rozpętała się nagonka, Czyżewska z "dumy swego pokolenia" stała się zdrajczynią, która wyszła za "syjonistycznego intelektualistę".

"Dlaczego nasza wybitna, polska przecież aktorka, zdradza nasze żywotne, polskie interesy? Czyżby tak ją otumanił zielony kolor amerykańskich banknotów? Jak można nazwać taką kobietę? Aktorkę, która wszystko zawdzięcza Polsce Ludowej, a która tak niegodnie obraża nas wszystkich. Naród polski!" - pisano w "Walce Młodych". Na adres Czyżewskiej przychodziły pełne oburzenia listy od robotników czy pracowników PGR-ów, w nocy odbierała telefony z wyzwiskami. Nagle zaczęło brakować propozycji zawodowych, choć dotąd reżyserzy wyrywali ją sobie z rąk. Przeżywała to bardzo.

- Papieros za papierosem i termos z kawą, taką smołą - wspomina Władysław Kowalewski. Do tego dochodził alkohol. - Wiele razy myślałam o Eli z lękiem - mówi Beata Tyszkiewicz. Niewytrzymała. Postanowiła wyjechać. 

Na lotnisko odprowadziło ją kilku znajomych, widzieli, jak płacze, wsiadając do samolotu. Potem dowiedzieli się, że poddano ja upokarzającej kontroli osobistej. Do Polski wróciła jeszcze na chwilę, by u Wajdy zagrać we "Wszystko na sprzedaż". Uparł się, że nie chce nikogo innego. W filmie jest scena-symbol: Elżbieta tańczy na środku pokoju, sama, przeciwko wszystkim. Nowy Jork jej nie olśnił. - Zdecydowanie wolałam Europę - przyznawała. Była tu obca, nie znała dobrze języka. Ze sławnej aktorki stała się nikim. Pozornie niczego jej nie brakowało - małżonkowie zamieszkali w willi z ogrodem na Manhattanie, mieli też domek nad oceanem. Bywali u nich znajomi Halberstama: Jane Fonda, Dustin Hoffman, a nawet Robert Kennedy, który wkrótce został zamordowany, ale zdążono go jeszcze posądzić o romans z Elżbietą. 

- Miała znaczące i ważne znajomości i przez nie starała się przybyszów z Polski jakoś ustawić. Często sama na tym traciła - wspomina Olga Lipińska. - Umiała innym załatwić, ale sobie nie potrafiła - potwierdza Maria Konwicka. Elżbieta starała się pomagać każdemu zagubionemu w Nowym Jorku Polakowi, a Halberstam zaczął mieć tego dość. Ich świat uległ podziałowi: on siedział na piętrze willi i pisał, Elżbieta na parterze urządzała niekończące się przyjęcia, kanapę wiecznie zajmował jakiś rodak w potrzebie. Elżbieta nigdy nie robiła tego, na co nie miała ochoty. A to, co kochała, chciała robić cały czas, nie oddzielała sztuki od życia. Różniło ich też pochodzenie: nie tylko z różnych krajów i kultur, ale i z różnych sfer. David był synem lekarza, absolwentem prestiżowego Yale. Elżbieta o swoim dzieciństwie mówiła tylko:- Urodziłam się w Warszawie, to chyba powinno wystarczyć. Jej ojciec zginął na wojnie, matka z biedy zostawiła ją w domu dziecka.


- Mam jej list z tamtego okresu, w którym pisze, że wychodzi na ulicę, a sprzedawca się jej kłania: "Good morning, Mrs. Halberstam. How are you?". Ona zastanawia się: "Jestem Halberstam, a przecież to nieprawda, kim ja właściwie jestem?". Czuła się jak w złotej klatce. W połowie lat 70. ich małżeństwo zaczęło się rozpadać, rozwiedli się w 1977 r. Choć mogła, nie walczyła o alimenty. Nie miała głowy do papierków, zawaliła ubezpieczenie, nie upominała się o pieniądze. Przenosiła się do coraz mniejszych mieszkań, wpadła w alkoholizm, paliła jak smok. Jej najwierniejszą towarzyszką była suczka Halinka. Gdy pies zniknął, Elżbieta szukała go po całym Manhattanie. Gwiazda zmarła na raka 17 czerwca 2010 r. Jej pogrzeb w Polsce odbył się 18 października 2010 r. w Warszawie na Cmentarzu Wojskowym na Powązkach.

3/2016 Nostalgia

Nostalgia
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy