Dla kobiet w Tunezji świeci mniej słońca. Zmiany muszą "dojrzeć"
Podróże kształcą i choć to truizm, każda z nich może wzbogacić wiedzę nie tylko na temat danego kraju, tamtejszej kultury i historii, ale także być źródłem sporej dawki wiedzy o samym sobie. W kontekście roli kobiety, jej znaczenia, postrzegania i sporych różnic pomiędzy europejskim podejściem do jej wędrówek solo po innym kontynencie też. A jednego pytania, które usłyszałam od mężczyzny w Tunezji, nie zapomnę do końca życia.

Spis treści:
Wielopłaszczyznowa egzotyka
Tunezja kusi nie tylko egzotycznymi krajobrazami, krystalicznie czystą wodą w morzu, tropikalną pogodą i tamtejszym folklorem. I choć w wielu przewodnikach turystycznych kraj ten opisywany jest jako bardzo zeuropeizowany i otwarty, wciąż może zadziwić nas - mieszkańców środka innego kontynentu. Na początku trzeba zaznaczyć, że do Sousse - jednego z najbardziej obleganych przez spragnionych wakacji turystów miast, przybywają także mieszkańcy innych państw Afryki. Widok kobiet w burkini, czyli stroju kąpielowym odsłaniającym jedynie stopy, dłonie i twarz, może zaskakiwać osoby, które nie miały styczności z muzułmanami. A na plaży i przy basenie, w którym przebywałam, było ich więcej niż kobiet w dobrze nam znanym bikini.
Strój ten jest ściśle związany z wiarą i tradycją, choć nam kojarzy się z opresyjnością, patriarchatem i krzywdą wyrządzaną kobietom. Podczas urlopu, muzułmanki z Algierii, Tunezji i wielu innych państw nie wyglądały na uciemiężone: chętnie korzystały z kąpieli, zabaw z dziećmi, których niemal każda miała minimum trójkę oraz wylegiwania się na leżaku. Choć przy naszym wywalczonym feminizmie może kłuć w oczy zakrycie niemal każdego skrawka skóry szczelnym strojem podczas 40-stopniowego upału, podczas gdy mąż szczelnie opatulonej pani wyleguje się obok niej na słońcu w samych kąpielówkach.
Pytanie z drugim dnem
Nie wgłębiałam się więcej w ten temat, dopóki nie spotkała mnie sytuacja, która mocno dała mi do myślenia i nieco zaciemniła sielankowy obraz tunezyjskich szczęśliwych rodzin i - choć pozasłanianych - to zadowolonych muzułmanek.
Byłam na urlopie już kilka dni, gdy podeszłam do baru nieopodal basenu, by zamówić kawę. Oczekując na jej zrobienie, usłyszałam pytanie, które naprawdę dało mi do myślenia. Tunezyjczyk około 50., śniady, z ciemnymi włosami i bardzo surowym wyrazem twarzy zapytał mnie po angielsku: "Gdzie jest twój szef?". Szef? Czy zostałam pomylona z pracownikiem? A może wzięta za kogoś, za kogo nigdy nie chciałabym być wzięta? Kompletnie osłupiona patrzyłam na mężczyznę, nie wiedząc, co odpowiedzieć. On, widząc szok, którego nie umiałam ukryć, doprecyzował i zabił we mnie jakiś pierwiastek spokoju, którego chyba nie odzyskam. "Twój szef, mąż, narzeczony. Gdzie on jest?". Ach, a zatem szef jest równoznaczny z partnerem. Brakowało mi tylko w tym szeregu określenia "właściciel". Odeszłam, zostawiając go bez odpowiedzi. Pytania zaczęłam zadawać sobie: czy naprawdę tak tam jest? Czy kobieta "należy" do mężczyzny? Czy nie jest do tego stopnia równa mężczyźnie, by zamiennie z "mąż" używać słowa "boss"?
Za wcześnie czy za późno na zmiany?

Zapoznając się z historią roli kobiet w Tunezji na przestrzeni lat, najbardziej uderzyło mnie to, że Tunezyjki uzyskały prawa wyborcze i dostęp do edukacji zaledwie 69 lat temu. A nową konstytucję, w której pojawił się zapis o równości płci, przyjęto 11 lat temu. Wszystko jasne? Nie do końca. Bo przy wprowadzaniu zmian, które przełamują to, jak żyło się setki lat wcześniej, jakie wartości przekazywano z pokolenia na pokolenie, należy mocno ostrożnie podchodzić do tego, co oznacza reforma społeczna i kulturowa, a co jej wdrożenie w życie.
Oficjalnie panuje więc równość, organizacje feministyczne i chroniące oraz wzmacniające głos kobiet w tamtejszych obszarach działają prężnie, a w praktyce dla 50-latka, który (to moje przypuszczenie) prawdopodobnie równość płci może traktować jak nową fanaberię, zadanie pytania do obcej Polki, z którego wychylać się będzie rażący patriarchat, nie będzie absolutnie niczym dziwnym.
Twarz palącego problemu

Choć jest lepiej, zmiany muszą dojrzeć, a pokolenia dorastać w zmienionych narracjach, by rzeczywistość nabrała nowego kolorytu. Na to trzeba jeszcze, jak widać, poczekać. Pewne rzeczy, które dla nas mogą być absolutnie oczywiste, w wielu miejscach są wciąż nowością, wymysłem, bajką liberałów. Ogromnie palącym problemem Tunezyjczyków jest przemoc domowa, której doświadczają wciąż głównie kobiety, a statystyki obezwładniają.
Gdy moja córka podbiegła do mnie opowiedzieć jak było na animacjach dla dzieci, za nią podeszła do mnie jedna z animatorek. Mogła mieć nie więcej niż 20 lat, krótkie włosy niesfornie kręcące się przy uchu, uśmiech, którym oczarowywała wszystkie dzieciaki i prześwitujące przez grubą warstwę podkładu topiącego się w skwarze, zasinienia pokrywające większość jej twarzy. Według najnowszych danych, niemal połowa Tunezyjek (47 proc.) doświadcza przemocy. Wprowadzona w 2017 roku ustawa mająca na celu ochronę kobiet wygląda dobrze chyba tylko na papierze, bo, trzeba to przypomnieć dla wzmocnienia, mamy rok 2025.
Tej dziewczyny nie zapomnę jeszcze długo.