Wesela nie będzie

W serialu, na którego planie się poznali, dopisano im… historię romansową. Scenarzyści wkrótce przerwali ten wątek, a grana przez nich para się rozstała. Zupełnie odwrotnie potoczyło się ich życie.

Nie chodzą na bankiety, nie opowiadają o swoim życiu, wolą prowadzić "nudne" życie
Nie chodzą na bankiety, nie opowiadają o swoim życiu, wolą prowadzić "nudne" życie Adam PlucińskiPANI

Miałem 27 lat, kiedy dostałem rolę w "Na Wspólnej". Byłem przede wszystkim aktorem teatralnym. Pracowałem w Poznaniu. Od znajomej pary aktorskiej, która mieszkała w Warszawie, chciałem dowiedzieć się czegoś więcej o serialu. Posadzili mnie przed telewizorem i pokazali jeden odcinek. W pewnym momencie zobaczyłem na ekranie Ilonę. Spytałem: "Kto to?", a oni: "Nasza koleżanka ze studiów". "Aha! To będzie matka moich dzieci", skwitowałem spokojnie. Przyjaciele postanowili nas zeswatać i doprowadzić do spotkania. Urządzili kolację, na którą zaprosili nas oboje. Zakochaliśmy się jak małolaty, choć byliśmy dojrzałymi ludźmi.

Każde z nas miało już za sobą pewien bagaż doświadczeń. W serialu dopisano nam wspólną historię romansową. Ilona grała zaniedbywaną przez męża, potrzebującą męskiej adoracji kobietę, a ja sąsiada, który remontował jej mieszkanie. Scenarzyści wkrótce przerwali ten wątek. Może to i lepiej, bo na planie najtrudniej otworzyć się przed bliską osobą.

Oboje staramy się nie ingerować w nasze zawodowe sprawy, nie udzielamy rad, nie krytykujemy, nie pouczamy się wzajemnie. Czasem widzę, że Ilona ogląda "Prawo Agaty". Wiem, że mi kibicuje, ale ja nie znoszę patrzeć na samego siebie. To dla mnie katorga, dlatego wolę teatr, tam przynajmniej spektakl się kończy i już.

Kiedyś może dojrzejemy do tego, aby razem coś zagrać. W głowie mam nawet plan. Zawód aktora jest niepewny, teraz jest całkiem sporo pracy, ale był taki czas, kiedy siedziałem w domu i czekałem na telefon. Na świat przyszły dzieci, a ja nie dostawałem żadnych ról. Nie znoszę siedzieć bezczynnie. Z drugiej strony nie umiem zabiegać o role, dopominać się.

Pracowała tylko Ilona - czułem, że tak nie powinno być, bo to mężczyzna powinien zabezpieczać materialnie rodzinę. Wpadłem na pomysł założenia firmy produkującej przedstawienia. Pierwsze zrobiłem z przyjaciółmi, miało premierę na początku tego roku w warszawskim teatrze Palladium. To komedia Doroty Truskolaskiej-Alibert "Dobry wieczór kawalerski" w reż. Piotra Nowaka. Z tym spektaklem jeździmy po kraju i cieszy się on powodzeniem. Mam nadzieję, że firma się rozwinie.

Przyjaciele postanowili nas zeswatać i doprowadzić do spotkania. Zakochaliśmy się jak małolaty, choć byliśmy dojrzałymi ludźmi.

Oboje z Iloną jesteśmy pragmatyczni, twardo stąpamy po ziemi. Nie szastamy kasą, nie wydajemy na głupstwa. Zarobione pieniądze inwestujemy i myślimy o zabezpieczeniu przyszłości dzieci. Dawno już rozważaliśmy założenie jeszcze jednej firmy. Mój brat jest świetnym mistrzem kuchni, dlatego w planach mieliśmy restaurację. Na razie jednak nadarzyła się okazja, aby stworzyć klub bilardowo-snookerowy.

Ilona dzielnie pomagała mi w remoncie. Gdy coś trzeba przestawić, posprzątać, wymalować, zakasuje rękawy i jest gotowa do roboty. Wpędza mnie tym w kompleksy, bo ja czasem przełożyłbym coś na następny dzień, a ona od razu działa. Wstyd mi się robi i wobec tego sam się mobilizuję.

Odpowiada mi atmosfera klubu bilardowego, ale nie jestem szalenie towarzyski. Ilona też nie. Nie ma wielu koleżanek, pielęgnuje za to dawne przyjaźnie. Zazdroszczę jej takiej umiejętności, bo u mnie, gdy kończył się pewien etap życia, po prostu się przenosiłem i zapominałem o telefonach, spotkaniach.

Teraz oboje mamy zamknięty, stały krąg kilkorga prawdziwych przyjaciół. Często wpadają do nas, siedzimy na tarasie, robimy grilla. Cenimy sobie mieszkanie poza miastem. Nie lubimy "bywać". Kiedyś zgłosiła się do mnie pewna pani, która powiedziała, że pomoże mi rozwinąć karierę. Poprosiła, bym powiedział coś ciekawego o sobie, dając do zrozumienia, że dobrze sprzedają się skandale, romanse, kłótnie małżeńskie i niedobre dzieciństwo. Była niepocieszona, bo powiedziałem jej, że moje życie jest spokojne, wręcz nudne.

Przez prawie dziewięć wspólnych lat nie mieliśmy żadnych kryzysów ani nie pokłóciliśmy się na poważnie. Myślę, że to zasługa Ilony.
Leszek Lichota

Dzieci, dom, dobre relacje z mamą Ilony, bo z nią mieszkamy. Przeniosła się do nas z Pomorza, gdy urodziła się Nataszka. Dzięki temu Ilona szybko mogła wrócić do pracy, a córka, a potem Kajtuś zyskali doskonałą opiekę. Mama Ilony jest tolerancyjna, bezproblemowa, no i pysznie gotuje.

Ilona, tak jak jej mama, jest supermatką. W obu ciążach pracowała prawie do ostatniej chwili, a gdy dzieci przychodziły na świat, świetnie się nimi opiekowała. Dzięki niej ja też szybko nauczyłem się bezstresowo zajmować maluchami. Nie bałem się ich kąpać ani przewijać.

Przez prawie dziewięć wspólnych lat nie mieliśmy żadnych kryzysów ani nie pokłóciliśmy się na poważnie. Myślę, że to zasługa Ilony. Jest taka sama jak wtedy, gdy ją poznałem. Mnie też nie chce zmieniać. Tolerujemy nasze odmienne charaktery. Ona to skowronek, wstaje i zasypia wcześnie, ja nigdy nie kładę się tego samego dnia, którego się obudziłem. Jestem totalnie niezorganizowany, a ona skrupulatna.

Często proszę ją, by mi o czymś przypomniała, bo mnie wszystko ulatuje z głowy. Jest bardzo konkretna i ma zdrowe podejście do świata. Wydaje się delikatna i kobieca, ale posiada też pierwiastek męski. Jest świetnym kierowcą i chyba uważa, że o wiele lepszym ode mnie.

Gdy jedziemy w podróż, zawsze chce prowadzić. Mówi, że ja jeżdżę nierówno, a ona rzeczywiście robi to pewnie i płynnie. W październiku wybiera się na rajd RMF Morocco Challenge. Stworzy team razem z Olgą Borys. Przez cały tydzień na zmianę będą przemierzać dziennie 300-kilometrowe odcinki pustynnych wertepów.

Ilona namawia mnie na zrobienie prawa jazdy na motocykl. Sama już robi kurs. Znam jej możliwości, ale trochę się boję. Wiem, jak niebezpieczne są polskie drogi. Tu mało kto zwraca uwagę na motocyklistów. Niedawno byliśmy w Rzymie. Tam kierowcy mają oczy dookoła głowy i są przyzwyczajeni do skuterków, motorów.

Raz albo dwa razy do roku udaje się nam wyruszyć w podróż tylko we dwoje. Uwielbiamy miasta Europy. Byliśmy w Lizbonie, Amsterdamie, Istambule, Barcelonie. Lubimy włóczyć się tylko we dwoje.

---------------------------------------

Leszek Lichota - aktor, ma 35 lat. W młodości był bramkarzem, instruktorem narciarskim, trenował boks i piłkę nożną. W 2002 roku ukończył Akademię Teatralną w Warszawie. Po studiach trafił do Teatru Polskiego w Poznaniu. Występuje w Teatrze Telewizji, m.in. w spektaklu "Czarnobyl. Cztery dni w kwietniu" w reż. Janusza Dymka. Grał m.in. w "Quo vadis?" Jerzego Kawalerowicza i w serialach "Samo życie", "Kryminalni", "Na Wspólnej", obecnie w "Prawie Agaty". Za udział w filmie "Lincz" (2010) w reż. Krzysztofa Łukaszewicza był nominowany do Nagrody im. Zbyszka Cybulskiego i Złotej Kaczki.

Co na to Ilona? Czytaj na następnej stronie.

Cenimy sobie mieszkanie poza miastem. Nie lubimy "bywać" - mówią
Cenimy sobie mieszkanie poza miastem. Nie lubimy "bywać" - mówiąAndrzej EngelbrechtAKPA

Ilona

Nigdy nie marzyłam o ślubie, białej sukni. Szaleństwem wydaje mi się wydawanie pieniędzy na przyjęcie weselne. Oboje z Lechem, a właściwie z Lichym - lubi, jak się tak do niego mówi - mamy ten sam pogląd na sformalizowanie związku, dlatego do tej pory nie wzięliśmy ślubu.

Uważamy, że aby stanowić rodzinę, niepotrzebne są żadne papiery. Nam po półtora roku znajomości urodziła się Natasza (teraz 6 lat), potem Kajetan (4 lata). Lechu jest niezwykłym tatą. W tym słowie mieści się wszystko to, co myślę o jego podejściu do naszych dzieci: miłość, czułość, mądrość.

Oboje dużą wagę przykładamy do wychowania córki i syna. Wiemy, że to właśnie teraz kształtują się ich charaktery. Obserwujemy, na dużo pozwalamy, ale też ingerujemy, kiedy trzeba. On powtarza, że za bardzo je rozpieszczam. Dzieci często to wykorzystują i rzeczywiście wchodzą mi na głowę, ale może kiedyś zauważą, że daję im wolność i kredyt zaufania po to, by czuły moją bezgraniczną miłość. I pewnie będzie podobnie, kiedy pójdą na pierwsze wagary albo zechcą zrobić sobie tatuaż przed osiemnastką. Ja sama tak zrobiłam, a moja mama to zaakceptowała.

Pochodzimy z dwóch krańców Polski. Ja urodziłam się w Zwartówku, cichej miejscowości parę kilometrów od Łeby, on jest z Dolnego Śląska, z Wałbrzycha. Poznaliśmy się w Warszawie, na planie serialu "Na Wspólnej", w 2004 roku. Lichy dojeżdżał z Poznania, gdzie miał angaż w Teatrze Polskim. Ja z Warszawy często wyruszałam do Katowic, bo występowałam w spektaklach w Teatrze Śląskim. Byliśmy więc wiecznie w drodze.

Wtedy od dwóch lat grałam postać Kingi Brzozowskiej w "Na Wspólnej". Koleżanki powiedziały mi kiedyś: "Jest taki fajny nowy chłopak". Nie znałam go, ponieważ nie mieliśmy scen razem. Pewnego dnia minęliśmy się w charakteryzatorni. Potem nasi wspólni znajomi zaprosili nas na kolację. Zaiskrzyło między nami i tak jest do dziś.

Naszym miejscem na ziemi jest dom w lesie pod Warszawą. Kilka lat temu kupiliśmy go i wyremontowaliśmy. Prawie wszystko robimy sami, można śmiało powiedzieć, że to nasza pasja. Mamy doświadczenie, gdyż wcześniej przeprowadzaliśmy już remonty. Pierwsze wynajęte mieszkanie w Warszawie tylko odmalowaliśmy, potem były następne, bardziej skomplikowane przebudowy. Najpierw w zakupionym wspólnie mieszkanku na Bródnie, potem w kolejnych. Często pomagali nam moi wujowie, którzy są budowlańcami. Dużo się wtedy od nich nauczyliśmy.

Ostatnio wyremontowaliśmy i otworzyliśmy klub bilardowo-snookerowy w Warszawie. Lichy od dawna o tym marzył, jednak dość długo szukaliśmy fajnego miejsca. Kilka miesięcy temu, gdy miał próby teatralne w jednym z budynków wytwórni filmowej na Chełmskiej, spodobało mu się tam i zaczął się starać o podnajem lokalu. Od razu w głowie układał plan, jak taki klub ma wyglądać. Kreślił i rozrysowywał na kartce ułożenie stołów. Wkrótce zorganizował ekipę i bardzo się zaangażował w prace budowlane.

Uzupełniamy się prawie we wszystkim. Zauważyłam też, że pewne cechy i zachowania przejmujemy od siebie nawzajem.
Ilona Wrońska

Ja też mu pomagałam. Chcę mieć poczucie, że to także moje miejsce. Kiedy go poznałam, nic nie wiedziałam o snookerze. Chodziłam z nim do klubów, przyglądałam się, jak gra, i dziś doskonale rozumiem, na czym to polega. Ten sport to jego pasja. Wymaga główkowania, obmyślania strategii, a on to potrafi. Lubi zadymione pomieszczenia, przyciemnione światła i szybką rozgrywkę. Ja z kolei wolę aktywny wypoczynek - bieganie, skoki na skakance, spacery.

Studiowałam we wrocławskiej PWST i uwielbiałam zajęcia z szermierki, tańca, pantomimy - podobno byłam w tym dobra. Często udaje mi się namówić Lecha na wycieczkę. Kiedy oboje mamy wolne, odbieramy dzieci z przedszkola i ruszamy przed siebie. Bardzo lubię takie niezaplanowane wędrówki, chociaż na co dzień jestem poukładana.

Nie umiem żyć bez kajetu, w którym wszystko zapisuję, on natomiast jest roztargniony. Nierzadko przypominam mu o ważnym spotkaniu. Uzupełniamy się prawie we wszystkim. Zauważyłam też, że pewne cechy i zachowania przejmujemy od siebie nawzajem. Widzę, jak on coraz częściej zaczyna notować na karteczce, żeby nie zapomnieć. Uśmiecham się wtedy do siebie.

Związki aktorskie często rozsypują się, bo partnerzy ze sobą rywalizują. U nas tego nie ma.

Obydwoje mamy silne charaktery. Po jakiejś drobnej sprzeczce zamykam się w sobie i wtedy to on przeważnie pierwszy dąży do rozmowy. Ja z kolei potrzebuję więcej czasu na przemyślenie. Doceniam to, że potrafi o problemie rozmawiać niemal od razu. Dzięki temu nie wiemy, co to ciche dni.

Gdy się denerwuję, bo coś wydaje mi się nie do rozwiązania, on nie widzi w tym nic trudnego. Dzięki niemu i ja zaczęłam inaczej patrzeć na wiele spraw, stałam się łagodniejsza, zwłaszcza w stosunku do siebie. Staramy się wspierać także w pracy.

Związki aktorskie często rozsypują się, bo partnerzy ze sobą rywalizują. U nas tego nie ma. Bardzo się cieszę, że ma zawodowo dobry czas. Ja od dziewięciu lat gram w "Na Wspólnej". To rodzaj stabilizacji, z której jestem zadowolona, chociaż czasem miałabym ochotę coś zmienić.

Lechu wie o moich dylematach, ambicjach, jednocześnie docenia cierpliwość i pokorę, które mam wobec zawodu, i mnie w nich utwierdza. Wierzę, że kiedyś przyjdzie moja pora. Pewnych ról być może już nie zagram, ale na pewno jeszcze wiele przede mną. Czasem pomagamy sobie nawzajem w nauce tekstu, podrzucamy dialogi. Ćwiczymy kwestie w naszej dużej piwnicy.

Kiedy on ma premierę w teatrze, bardzo się stresuję. Czuję się tak, jakbym sama stała na scenie. W końcu jesteśmy zgranym teamem.

tekst: Monika Głuska-Bagan

------------------

Ilona Wrońska - aktorka, ma 34 lata. Znana m.in. z serialu "Na Wspólnej", w którym od dziewięciu lat gra Kingę Brzozowską (wcześniej Malczyk). W 2002 roku ukończyła Państwową Wyższą Szkołę Teatralną we Wrocławiu. Współpracowała z Teatrem Polskim w Bydgoszczy, Teatrem Śląskim w Katowicach, obecnie jest związana z Projekt Teatr Warszawa. Mama Nataszy (6 l.) i Kajetana (4 l.).

PANI
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas