Za mało, za nisko, za słabo
Mogą nam podcinać skrzydła, a nawet wdeptać w ziemię. ale w pewnych okolicznościach potrafią też stać się źródłem życiowego napędu. Jak sprawić, by kompleksy zawiodły nas ku samoakceptacji?
lbert Espinosa w swojej powieści "Kim moglibyśmy być, gdybyśmy nie byli nami" napisał: "Pamiętam sens słów pewnej piosenki: »Rzadko kiedy można spotkać pięknych ludzi, wszyscy o tym wiedzą, ale nikt nie ma odwagi tego powiedzieć. Oni też siebie nie lubią i mają kompleksy, bo są inni«. Ten tekst zawsze mi się podobał. Wiem, że słowa o pięknych ludziach są kłamstwem, ale zachwyciła mnie myśl, że bycie pięknym nie jest żadnym panaceum". Hiszpański pisarz się nie myli. Dowód?
Top modelka Anja Rubik otwarcie przyznaje, że A nie lubi swoich włosów i bioder. Seksowna wokalistka i prowadząca "You can dance" Patricia Kazadi mówi o swoich nogach... "parówki". Top modelka Heidi Klum, matka czwórki dzieci, powiedziała w jednym z wywiadów: "Wszystkie mamy te same zmartwienia. Te uda, pupa, ramiona, fałdki tłuszczu". Ma rację.
Z badań CBOS na temat stosunku Polaków do własnego ciała wynika, że kobiety dwa razy częściej niż mężczyźni wyrażają się o nim krytycznie. Czytaj: mają dwa razy więcej kompleksów. Parę lat temu TNS OBOP przepytał Polki na podobną okoliczność. Okazało się, że aż 84 proc. z nich nie jest zadowolonych z biustu, bioder, pupy, brzucha, a nawet ust. A kompleksy nie biorą się tylko z wyglądu.
Alicja (38 l.), pracownica banku, i Marta (33 l.), florystka, wychowały się w niebogatej rodzinie. Trzy pokoje, piątka dzieciaków, babcia starowinka - pracował tylko ojciec, w kopalni. Mama ogarniała wychowanie dzieci, dom, obiady. Tłok, harmider, nieraz trudno było usłyszeć własne myśli. - Obie z Martą szybko wyszłyśmy za mąż - relacjonuje Alicja. - Ja wzięłam ślub z dawnym kolegą z podwórka, a siostra z absolwentem medycyny. Zamieszkali w Poznaniu.
Marta trafiła do tak zwanej dobrej rodziny. Teściowie, znani architekci, podarowali młodym trzypoziomowy segment i dobry samochód na start. Co tydzień w niedzielę zabierali ich na obiad do jednej z tych eleganckich restauracji przy Rynku. Marta, bystra i śliczna, szybko nauczyła się zasad nowego, pięknego życia. Rozkwitła. Alicja z trudem odnajdowała w niej młodszą siostrę, która jako dziecko, umazana kredą, biegała wokół familoków. Teraz ze znawstwem nakrywała stół, podawała osobne kieliszki do wody, czerwonego wina i koniaku, układała bukiety kwiatów. Alicja czuła się u niej coraz bardziej niezręcznie. Do tej pory pogodna, przy siostrze dorobiła się kompleksów.
- Wyglądałam gorzej: grubsza, niemodnie ubrana, nie znałam się na etykiecie, nie wiedziałam, który kieliszek do jakiego wina pasuje - opowiada. Była nawet zła na swojego męża, który podczas eleganckiej kolacji wesoło oznajmił teściom Marty, że nie cierpi wody, bo ta nie ma smaku - woli pomarańczową oranżadę z bąbelkami. Co za nietakt! Tego samego wieczoru stłukł szwagierce ulubioną filiżankę Rosenthala. - Pamiętam, że po powrocie do naszej ciasnej kawalerki zapowiedziałam mu, że już więcej tam nie pojedziemy - wspomina Alicja. - Ale kiedy to wypowiedziałam na głos, dotarło do mnie, że mam wobec siostry wielki kompleks. I nie powinnam pozwolić, aby on przesłonił naszą więź.
Alicja wypowiedziała mu wojnę. Najpierw siłownia, której nie cierpiała (wkrótce zamieniła ją na nordic walking), zdrowe odżywianie (kluski śląskie z modrą kapustką tylko od święta), internetowy kurs dobrych manier i zmiana stylu ubierania (podpatrywana w programach o metamorfozach). Kiedy spotkały się po kilku miesiącach u Alicji, Marta nie kryła zdziwienia. Pięknie zastawiony stół, dobre wino, elegancka i pogodna pani domu. - Chyba dopiero wtedy Marta zrozumiała, że miałam z nią problem... Spojrzała mi w oczy i powiedziała: "Dobra robota, siostra!". A ja jej tylko mrugnęłam "dziękuję" - cieszy się Alicja.
- To jest przykład stymulującego aspektu kompleksów, zmuszającego do rozwoju - komentuje psycholog i terapeutka Monika Dreger z Warszawskiej Grupy Psychologicznej. - Alicja mogła pójść w zupełnie inną stronę. Zerwać kontakt z siostrą, odciąć się. Wtedy wygrałby aspekt destrukcyjny. Wiele osób ma kompleksy, ale ważne jest, co z nimi robi. Skonfrontuje się, podda analizie, opracuje tzw. plan naprawczy?
A może zamknie się w sobie, odetnie, aby chronić własne ego? Dużo zależy od osobowości, wychowania. I od tego, jak głęboko kompleksy są w nas zakorzenione. Dla jednych krzywy nos to nie tragedia, komuś innemu przesłoni radość życia. W kompleksach istotną rolę odgrywa środowisko. Kiedy rodzina i bliscy dają nam wsparcie, zwiększa się szansa, że sobie z nimi poradzimy. Psycholog i psychoterapeutka Agata Wilska z łódzkiego Centrum Rozwoju Holis (prowadzi też własną praktykę: www.agatawilska.pl) opowiada: - "Mam za mały biust, jestem za gruba, za chuda, za niska, za wysoka, mam krzywe zęby, krzywe nogi, za małe oczy" - to klasyka, z którą co chwila stykam się w gabinecie. Słyszałam też bardziej wyszukane opowieści z serii: "czego w sobie nie lubię".
Zły kształt paznokci u rąk, zbyt duży palec u nogi, wystające kolana, rzadkie rzęsy etc. - dodaje. Nie wszystko, co określamy jako wady czy braki, staje się automatycznie kompleksem. Wyzwalaczem są porównania. Bardzo niska osoba, owszem, chciałaby być kilka centymetrów wyższa, ale nie robi z tego tragedii, póki nie trafi do środowiska, w którym akurat wszyscy mają słuszny wzrost. Zaczyna się do nich porównywać, czuć gorzej. Jak mówi psycholog Monika Dreger, kompleks to poczucie bycia gorszym - najczęściej wobec kogoś.
- Odróżniałabym kompleksy od tego, że "za czymś w sobie nie przepadamy" - mówi Agata Wilska. - Dojrzały człowiek ma świadomość własnych zalet i niedostatków, więc to, że nie czuje się ideałem, jest naturalne. Dopiero jeżeli dana cecha wyglądu czy osobowości urasta do rangi centralnego problemu w naszym życiu, znacząco wpływa na funkcjonowanie, zabierając energię, radość i zdrowie, możemy mówić o kompleksie.
Cztery tysiące złotych kosztowała chirurgiczna korekcja odstających uszu w prywatnej klinice. - Pomogło tylko na kilka miesięcy - uśmiecha się Wojtek (41 l.), właściciel małej agencji nieruchomości. - Choć te uszy przez czterdzieści lat życia były moim największym kompleksem, to po operacji oczywiście skupiłem się na kolejnych niedoskonałościach. Mówię "oczywiście", bo mam tak od dziecka. Nie z mojej winy - zastrzega szybko. Uważa, że to przez rodziców - mamę, biologa z doktoratem, i ojca, trenera pływackiej kadry juniorów. Był jedynakiem, na którym skupiły się ich wszystkie ambicje.
- Od pierwszego roku życia chodziłem na basen, w wieku trzech lat jeździłem na nartach. Od zerówki prywatnie uczyłem się języków i musiałem przynosić świadectwa z czerwonym paskiem. Kiedy tata zrozumiał, że nie będę najlepszym pływakiem, przekierował mnie do drużyny siatkówki prowadzonej przez jego kumpla. Bez przerwy mnie porównywali z synem przyjaciół, dostawałem szału. Ciągle byłem dla nich niedostatecznie zmotywowany do nauki, treningów, raz za gruby, raz za chudy, za mało umięśniony. Kiedy okazało się, że nie będę wybitnym sportowcem, ojciec chodził jak struty, a ja miałem wyrzuty sumienia - opowiada. Jest pewien, że jego wszystkie kompleksy wzięły się z domu rodzinnego.
- Mam własną firmę, mieszkanie, wprawdzie na kredyt, ale zostanie spłacone za pięć lat, mam pasje, a rodzice wciąż nie są ze mnie zadowoleni. I ja też zamiast cieszyć się tym, co mam, ciągle obmyślam, ile mi w życiu nie wyszło. Nie jestem w stanie związać się z kimś na dłużej. Mam wrażenie, że ta osoba odkryje, że jestem niedostatecznie doskonały, i mnie zostawi. Mama wzdycha, że powinienem był zostać prawnikiem, a tata powtarza, że się zapuściłem, choć biegam trzy razy w tygodniu - narzeka Wojtek. - Czasem patrzę w lustro i stwierdzam: powinienem być wyższy. Zrobiły mi się zakola, siwieję. W dodatku moja firma przeżywa trudne chwile, będę musiał zwolnić pracownika. Może faktycznie powinienem był wybrać prawo?
- Kompleksy powstają na kanwie zaniżonego poczucia własnej wartości - tłumaczy psycholog Agata Wilska. - Jego źródłem są porównania - bo już od wczesnego dzieciństwa jesteśmy porównywani do rodzeństwa, kolegów, dzieci znajomych - ale także niemożność sprostania własnym lub cudzym ambicjom i aspiracjom. Za mało ciekawych, nieinteresujących uważają się więc często ludzie odnoszący osobiste i zawodowe sukcesy, mający wiele pasji i zainteresowań. Bo tamte, wcześniejsze porażki sprawiają, że nie potrafią skorzystać z własnych osiągnięć, by podnieść samoocenę, mimo że od dawna są lubiani i zrealizowali ważne cele.
Francuska psycholog i specjalistka rozwoju osobowości Michelle Binot uważa, że brak samoakceptacji bierze się ze zbyt surowej oceny własnej osoby. Proponuje trening, który ma pomóc w spojrzeniu na siebie bardziej łaskawym okiem. - Zaprzyjaźnij się z własną twarzą. Zamieszkaj na nowo w swoim ciele - mówi i radzi, by metodycznie neutralizować negatywny autowizerunek. Można zacząć od wyboru zdjęcia, na którym dobrze wyglądamy: przyjrzyj się sobie i wypisz na kartce swoje zalety i wady. Spójrz na każdą wadę i zastanów się, czy nie jest tak, że jakaś zaleta znosi jej wpływ.
Masz małe oczy? Owszem, ale jakie błękitne. Jesteś niewysoka? Owszem, ale jaka zgrabna. Łącz wady z zaletami i trenuj wytrwale. To pomoże stopniowo zmienić myślenie o sobie na lepsze, a zatem pozbyć się kompleksów. Niektórzy uważają, że ich źródłem są reklamy, filmy i publikacje, na których widać nieskazitelne ciała bez zmarszczek, szczęśliwe rodziny, luksusowe wille, samochody. To prawda, że porównania z nimi mogą wypaść na naszą niekorzyść. Jednak, jak mówi Agata Wilska, tak jak dostrzegamy tendencję do promowania wiecznej młodości i idealnego piękna, tak powinniśmy dostrzegać też trend odwrotny: - Możemy czytać wywiady z gwiazdami, które mówią o swoich trudnościach, słabościach. Powstaje coraz więcej artykułów dotyczących umiejętności odpuszczania, doceniania swoich osiągnięć, życzliwego stosunku wobec siebie. Mnie jako psychologa ta tendencja cieszy.
- Warto sobie uświadomić, jak wiele poglądów i przekonań, także tych na swój temat, wynika nie z faktów, lecz z naszej interpretacji - radzi Agata Wilska. - Moi pacjenci często mówią, że nie mogą czegoś osiągnąć - zmienić pracy, wejść w związek - bo są brzydcy, głupi, nieporadni... Rozmawiam wtedy z nimi o wszystkich tych, którzy spełnili swoje marzenia, są szczęśliwi i zadowoleni, mimo że nie należą ani do ładniejszych, ani do bogatszych czy mądrzejszych. To, co z reguły różni moich pacjentów od ludzi spełnionych, to wcale nie określony stan, majątek, wykształcenie, odpowiednie proporcje ciała, ale interpretacja tych faktów na swoją korzyść lub niekorzyść. Ograniczają nas nie krzywe nogi, ale to, że uważamy je za ograniczenie. Takie założenia to niepotrzebna przeszkoda, którą sami stawiamy sobie na drodze, a czasem wymówka, która nie pozwala wziąć życia w swoje ręce. Warto dostrzec, że kompleksy bywają siłą napędową w naszym życiu. Czasem to z powodu tuszy zostajemy świetnymi pływakami, a niezgrabne nogi wiodą nas ku ambitnej karierze. Jak mówi Agata Wilska, zmień to, co możesz zmienić. Zaakceptuj to, czego zmienić się nie da. I bądź dla siebie życzliwa.
Waldemar Malicki (57 l.), pianista, nagrał ponad 40 płyt, zdobył trzy Fryderyki, twórca cyklu koncertów ""Filharmonia dowcipu":
- Odzieram muzykę klasyczną ze zbędnych szat, taplam ją w kałuży i czekam, aż ktoś powie: ale przecież to jest piękne! A potem pójdzie do filharmonii. Działam odwrotnie, żeby wzbudzić zainteresowanie. Wygłupiać się zacząłem jeszcze za komuny, jako tzw. poważny pianista. Na koncertach szykowałem kolegom żarty środowiskowe, zrozumiałe tylko dla muzyków, np. w kilku fragmentach dyskretnie przerabiałem Mozarta na Beethovena. Wtedy im się to podobało, ale jak wyszedłem z tym do szerokiej publiczności i zyskałem popularność, nagle dla wielu stałem się nie do zniesienia.
Podejrzewam, że takie reakcje biorą się niestety z kompleksów. Wierzę, że środowisko nie oburzałoby się, gdyby zechciało kiedyś przyjść na nasze koncerty. Edukujemy widownię niewidocznie, w jednym utworze zawieramy nieraz tuzin innych, nad czym pracujemy godzinami, po nocach. W tym roku gramy w całej Polsce, nawet w Chinach (na zaproszenie rządu). Niektórzy artyści, bardzo wrażliwi, topią kompleksy w nałogach, próbując sobie stworzyć złudne wrażenie panowania nad światem. Ja nie piję i nie palę. Kolekcjonuję stare auta, ale to chyba niegroźne? Zdaje się, że nie jestem aż taki wrażliwy. Mam problem z czymś innym. Obawiam się zetknięcia z ludźmi.
Największy dramat jest wtedy - mówię serio - kiedy kończę koncert i muszę zejść ze sceny (gdzie czuję się bezpiecznie) do publiczności. W umowie mam zapisany warunek, że wracam do kulis, jednak nie wszyscy organizatorzy to zapewniają. Przejście ze sceny przez widownię kosztuje mnie wiele zdrowia. Jeśli ktoś mnie zagaduje, głupieję, tracę język. Czasem tzw. poważni muzycy mówią, że słuchali moich dawnych nagrań, tych klasycznych, i ubolewają, że poszedłem "w chałturę". Protestuję, dla mnie to nadal sztuka, tylko w innej formie. Czy im żal, że mam miliony widzów i świetny kontakt z publicznością? Że robię to, co chcę? Być może znowu przemawiają czyjeś kompleksy, ale wolę myśleć, że wszyscy sobie dobrze życzymy.
Zuzanna Bijoch (21 l.), top modelka, występowała m.in. w" kampaniach Prady, Louis Vuitton, YSL, mieszka w Nowym Jorku:
- Ostatnio usłyszałam, że mam za długie nadgarstki. Nie wiem, co z tą wiedzą zrobić (śmiech). Niektóre dziewczyny niepotrzebnie zamartwiają się takimi głupotami. Myślę, że modelki mają wiele kompleksów, bo każdy element ich ciała, nawet brew, jest przedmiotem dyskusji. Ja nie miałam ich wielu. Nie wynikało to z pewności siebie, przeciwnie. Zawsze uciekałam w świat wyobraźni, nie przejmując się opiniami innych. Nie przeszkadzał mi fakt, że jestem o głowę wyższa od kolegów. Mit pięknej, ale głupiej modelki istnieje.
- Jeśli mówisz o planach poważniejszych niż zakup,y ludzie często drwiąco się uśmiechają. Nie wolno generalizować. Dla jednych edukacja jest kluczowa, dla innych nie . Przeprowadzając się do NYC, dałam sobie dwa lata na aklimatyzację. Jestem gotowa na kolejny krok. Zaczynam studia ekonomiczne na Uniwersytecie Nowojorskim. Ostatnio usłyszałam, że "nic, co dobre, nie przychodzi w życiu samo". To prawda. Myślę, że kompleksów przybywa z wiekiem. Jesteśmy bardziej wrażliwi, interesuje nas opinia osób trzecich, porównujemy się do innych: kto jak wygląda, ile zarabia itd. Modeling wzbudził we mnie lęk przed wewnętrznym rozleniwieniem. To ciągła walka i motywowanie się, żeby po pracy przeczytać książkę, iść do siłowni, napisać esej, zrobić coś wartościowego dla siebie.
Mateusz Gessler (36 l.), kucharz, restaurator, juror p"rogramu "MasterChef Junior" (TVN):
- Wychowałem się we Francji, od kilku lat mieszkam w Polsce. Oba te narody mają zupełnie inne kompleksy. Francuz chce mieć zawsze rację, zdobyć najlepszą miłość i pracę, a Polak często ma kompleks niższości, patrzy na innych z zazdrością. Wiem jednak, że za ten tok myślenia odpowiedzialna jest też trudna historia Polski. Dobrze, że dzieciaki, które przyszły na castingi do programu "MasterChef Junior", wiedzą, czego chcą, prą do przodu. Dostrzegam w nich siebie z dawnych lat. Nigdy nie miałem wielu kompleksów, bo nie interesowało mnie - i tak jest do dziś - co ludzie myślą na mój temat.
- Żyję po swojemu. Zawsze jasno precyzowałem cele. Otworzyć restaurację, założyć rodzinę, mieć pasje. Wiele razy upadałem, ale się podnosiłem, bo podążałem za marzeniami. Nie przejmuję się słabościami, każdego dnia się uśmiecham. Czy miałem jakikolwiek kompleks nazwiska? Ono oczywiście w jednych sytuacjach pomaga, a w innych przeszkadza. Nie patrzę na to. Jestem jak sprinter, który na dystansie stu metrów myśli tylko o swoim biegu i mecie. Nie rozgląda się po innych zawodnikach, bo to rozprasza. Fakt, mam taką pasję jak większość mojej rodziny, ale nie obmyślam, kogo prześcignąć.
Maria Pakulnis (59 l.), aktorka filmowa i teatralna, występuje w serialu ""Powiedz tak" (Polsat):- Dawniej największym moim kompleksem był brak poczucia własnej wartości. Kiedy człowiek jako dziecko jest pozbawiony wsparcia, to potem bardzo trudno uwierzyć mu w swoją siłę i wartość. Mogę więc apelować do rodziców, aby nie niszczyli swoich dzieci przez nieumiejętność okazywania im uczuć i nie zostawiali ich z problemami. Dziś wiem, że podstawą prostego, jasnego marszu przez życie jest bagaż pozytywnych emocji wyniesiony z rodzinnego domu. Jako dziecko czułam się samotna, więc szybko wyrobiłam w sobie jeszcze większą wrażliwość.
- Musiałam wszystkiego nauczyć się sama: po drodze dostałam po głowie, przeżyłam upokorzenia, czułam się gorsza, ale to wszystko ostatecznie bardzo mnie wzmocniło. Wiele zależy od charakteru, czy ktoś się podda, czy nie. Mnie to akurat pomogło. Teraz już nie rozczulam się nad sobą i nie żałuję, że coś mnie ominęło. Potrafię się zdystansować od tego, co przeżyłam. Jeśli mi się coś nie układa, zapominam i idę dalej. Nie obwiniam mojej rodziny o to, że mnie nie wspierała. Wojny i burze historii wyrządziły szkody wielu ludziom. Niestety, traumy są przekazywane kolejnym pokoleniom. Oby było ich coraz mniej.
Jacek Bilczyński, coach, promotor zdrowego stylu życia, redaktor naczelny "Fit Magazynu"
Pani: Jest Pan autorem trzech bestsellerowych poradników, "najlepszym ciałem w Polsce" według TVP i Interii. Czy taka osoba, profesjonalnie pomagająca ludziom w sferze ducha i ciała, ma kompleksy?
Jacek Bilczyński: - Każdy z nas ma je na pewnym etapie życia. W moim przypadku - co dla wielu może okazać się dziwne - dotyczyły one ciała. Jako nastolatek zacząłem kształtować sylwetkę: im więcej w tej sferze osiągałem, tym większą miałem świadomość pewnych braków, tego, co jeszcze muszę poprawić. Nauczyłem się pewnej dojrzałości i dystansu, a wygląd, choć wciąż istotny, wcale nie zajmuje mnie najbardziej. Kompleksy zmieniły się w świadomość tego, nad czym chcę nieustannie pracować, by być nieco lepszym niż wczoraj. Teraz jest ona ukierunkowana na zgłębianie wiedzy i rozwój umysłowy. Uczę się każdego dnia, czytam i widzę, jak wiele jeszcze jest do poznania i zrozumienia.
Na co utyskują Pana klienci, powszechnie cenieni i podziwiani ludzie?
- Wszyscy miewamy podobne kompleksy: odstające uszy, duży nos albo dodatkowe kilogramy, które sprawiają, że sukienka czy marynarka nie leży idealnie. Oczywiście, mogą one dotyczyć też tego, czego na pierwszy rzut oka nie widać, jak pochodzenie albo wstydliwe fakty z przeszłości. W tym przypadku dochodzi jeszcze aspekt popularności, bo osoby na świeczniku podlegają ocenie.
- Zauważyłem jednak, że to kobiety częściej dostrzegają swoje niedoskonałości, często bezzasadnie. Mężczyźni mają większy dystans do wyglądu, a przynajmniej nie spędza im on snu z powiek.
Czy kompleksy to faktycznie samo zło?
Po pierwsze, warto sobie uzmysłowić, że to próba, z którą wszyscy się mierzymy. Świadomość, że nie jesteśmy w tym osamotnieni, dodaje otuchy. Ważniejsze jednak, aby budować poczucie własnej wartości, bo każdy z nas jest wyjątkowy. A kompleksy sprawiają, że czujemy się bezwartościowi, przestajemy dostrzegać swoje zalety. Znalezienie równowagi pozwala na chłodno przeanalizować, czy problem rzeczywiście jest tak wielki i czy warto mierzyć się z nim za wszelką cenę. Czasem paradoksalnie bywa tak, że chcemy zrezygnować np. z unikatowej cechy, która jest częścią nas, na rzecz czegoś popularnego, przeciętnego.
Uważam, że małe defekty i słabości często sprawiają, że jesteśmy niepowtarzalni, a to ma większą wartość niż masowość. Zwalczanie kompleksów nie zawsze oznacza totalną zmianę. Bywa, że lepszym rozwiązaniem jest akceptacja siebie, zaprzyjaźnienie się z tym, co spędza nam sen z powiek. I wykorzystanie tego do tworzenia własnej osobowości.
Magdalena Kuszewska
Pani 03/2016