Makijażowe dorastanie...

O tym jak makijaż zmienia sposób myślenia, pozwala rozwinąć skrzydła i wreszcie zabłysnąć dotąd ukrytą kobiecością...

Styl.pl

    Nigdy nie malowałam się w pełnym tego słowa znaczeniu. Wolałam dłużej pospać, nie miałam chęci na długie stanie przed lustrem, męczyło mnie zmywanie makijażu, a po za tym... nie potrzebowałam tego. Sądziłam, że nawet najlepszy makijaż nic mi nie pomoże, i tak jestem brzydka, wiec po co jeszcze udawać? Problemem była moja skóra - z widocznymi naczynkami, szybko się rumieniła, a to strasznie mnie krępowało. Nie wiedziałam, jak o nią dbać, zazdrościłam więc wszystkim moim koleżankom, które natura obdarzyła porcelanową cerą bez skazy. Kolejnym kłopotem okazało się noszenie okularów, spoza których prawie wcale nie widać było mojego ,,makijażu''. Czułam się dziwnie patrząc na perfekcyjnie pomalowane dziewczyny, z jednej strony im zazdrościłam (nie miałam pojęcia, jak nakładać tusz, cienie, czy rysować kreskę, jak nałożyć puder... itd.), a z drugiej wiedziałam, iż mocny makijaż nie jest dla mnie - nie pasuje do typu urody, ani do charakteru. Zaczęłam szukać więc ,,złotego środka''. Przełomem w procesie mojego makijażowego dojrzewania stała się zamiana okularów na szkła kontaktowe...
    Spojrzałam w lustro i… oniemiałam. To nie byłam ja. Nie wierzyłam w to. Nie wierzyłam, że nadejdzie chwila kiedy zakocham się w swoim spojrzeniu… Byłam jeszcze dzieckiem, gdy okazało się, że muszę nosić okulary. Z biegiem lat przyzwyczaiłam się do nich, ale nigdy nie zaakceptowałam. Stały się moim nieodłącznym atrybutem, zdejmowałam je tylko na czas snu. Okulary stawały się dla mnie ciężarem, zaczęłam ich nienawidzić.. Nigdy nie czułam się piękna, a okulary jeszcze nasiliły mój problem braku akceptacji samej siebie. Marzyłam o noszeniu szkieł kontaktowych, lecz moi rodzice byli temu przeciwni. Ich negatywne nastawienie bardzo mnie zabolało. Mimo braku wsparcia od najbliższych postanowiłam sama zrealizować plan kiełkujący mi w głowie. Przełamałam strach przed lekarzem i na własną rękę kupiłam moje pierwsze soczewki. Nigdy nie zapomnę tego pierwszego wrażenia. Towarzyszyła mi radość, że oto wreszcie się udało, zdumienie na swój własny widok w lusterku i podekscytowanie na myśl, iż wszystkich zaskoczę ta przemianą. Dziś wiem, że warto było spełnić to malutkie marzenie. Dzięki szkłom kontaktowym poczułam się o niebo lepiej, tak też wyglądam. Patrzę na siebie z przyjemnością, wciąż nie dowierzając jakby w to, co widzę. Nie miałam pojęcia, że okulary tak bardzo przeszkadzają mi w komunikowaniu się z innymi. Ludzie patrzyli mi w oczy, a tak naprawdę znikały one za plastikową barierą. Nie czarowałam spojrzeniem, nie znałam jego mocy. Teraz nieustannie słyszę : ,,Boże jakie ty masz niebieskie oczy! Są cudowne!’’. Usłyszenie tak pozytywnych opinii to balsam na duszę. Nauczyłam się patrzeć innym prosto w oczy, oni mogą odwdzięczyć mi się tym samym. Nie ma między nami dawnej bariery. Już tamto spojrzenie w gabinecie lekarskim było dla mnie przełomem w relacjach z sobą i innymi. Odkryłam magię spojrzenia, wciąż nie mogę się nią nacieszyć, dlatego nieustannie podsycam w sobie wiarę, że jestem… piękna.   
     Czułam i czuję się w nich wspaniale, cudownie, kobieco. Zakochałam się w swoim spojrzeniu, kolorze oczu i łagodnym wyrazie twarzy. Kupiłam sobie fluid, puder i cienie. Wcześniej ograniczałam się jedynie do błyszczyka i pomadki ochronnej. Dopiero niedawno zaczęłam szaleć! Dzięki pomocy pani z drogerii wybrałam odpowiednie odcienie kosmetyków i zaczęłam używać ich na co dzień. Teraz już nie wyobrażam sobie wyjścia w ważnej sprawie bez użycia fluidu i pudru, a także korektora maskującego pajączki. Czuję się pewniej, wiedząc że moje dawne rumieńce są teraz ledwie zauważalne. Często maluję rzęsy, mogę je wyeksponować także dlatego, ze już nie zasłaniają ich okulary. Używam najczęściej tylko jednego cienia do oczu (lubię szarości i pastele). Kredki do oczu wciąż nie posiadam, lecz to tylko kwestia czasu  .
      Myślę, ze do każdego typu makijażu należy dorosnąć, dojrzeć, ochłonąć. By nie wyglądał sztucznie i tandetnie. Ma upiększać, a nie wzbogacać. To wspaniale, ze wciąż powstają nowe trendy i kosmetyki. Biorę z nich tylko to, co do mnie pasuje. Mój makijaż jest prosty, delikatny i subtelny. Taki, jak moja osobowość. Odzwierciedla mój charakter, nie przytłacza go, lecz pozwala wybić się osobowości na pierwszy plan. Pilnuje, by mój wygląd nie obrazował tezy : przerost formy nad treścią. Zachowuję umiar i zdrowy rozsądek, stawiam na nawilżoną i promienna skórę, lecz jednocześnie cieszę się z tego, iż mogę makijażem podkreślić swoje atuty, w końcu jestem kobietą. Dbam, by makijaż stanowił dobrą zabawę, a nie moja życiową wyrocznię. Makijaż to temat-rzeka, mogłabym opowiadać o nim godzinami, pisać na jego temat w nieskończoność, choć w tej dziedzinie jestem tylko laikiem ...  

Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas