Nie da się za jednym wstrząsającym seansem zgłębić tajemnicy.
Jak poszatkować szmer przewijających się przez palce tkanin na dźwięki, jak przepleść myśli słowami po to by oblec nimi obrazy i historie które dojrzewają w sercu i duszy projektanta, wyłuskać obraz z powodzi kolorów.
Jak poszatkować szmer przewijających się przez palce tkanin na dźwięki, jak przepleść myśli słowami po to by oblec nimi obrazy i historie które dojrzewają w sercu i duszy projektanta, wyłuskać obraz z powodzi kolorów. Bo czym jest dla mnie moda jeśli nie jednym z ostatnich tchnień świata w którym zwycięża żywa sztuka. Interpretując modę dopuszczam do głosu elementy uczuciowe, prowokujące do indywidualnych interpretacji. Zawsze patrząc na kolekcje które robią na mnie wrażenie widzę nie tylko kawałek uformowanego materiału, staram się wyczuć kalejdoskop zapachów, widzę niezatarte obrazy grozy, dzikie rewolucje, habit wędrownego mnicha, sprzedawców orientalnych towarów, ruiny nieskończonych dróg , kolaborantów i nielegalne miłości, szafy pachnące lawendą, przyjaźnie zatrzymane w listach na dnie szuflady, starą Biblii, w której na czarnych nogach skrzypią hebrajskie litery.
Tym razem sztuka to wyjątkowa, patrzenie na tę kolekcję to jak dotykanie zimnych ścian, kiedy wszystko wokół buzuje neurotycznym napięciem. Rozkochana w przekraczającej ludzkie rozumowanie inności, rozbijam się o ścianę hałasu, mroczne, przybrudzone szmery. Zapach strachu? Chyba nie, raczej trochę niepokoju wymyślonego w ciemności. To jak wejście do piwnicy pełnej kurzu który osiadł na wyzwolonych ze sztuczności butelkach. Mój przyjaciel zwykł mawiać że w piwnicach mieszka taka prawda która nigdy nie wyjdzie na jaw, na spacer, nigdy nie zostawi śladów. Ta wyszła, i jest jak niewinny dreszczyk emocji smakujący jak dobre wino, jak noc całująca kobiety prosto w usta.
Genialna Ann Demeulemeester z której surowe, pozornie niewykończone kreacje, stworzyły kluczową postać okresu dekonstruktywizmu przełomu lat 80. i 90 po raz kolejny zachwyciła swoim stylem, będącym kompilacją niepokornego buntu, wrażliwości i androginiczności. Niepowtarzalne, niespotykane konstrukcje mistrzyni awangardy znowu zaparły mi dech w piersiach. Wiosna/lato 2021, genialna kolekcja, ze swą stonowaną monochromatyczną kolorystyką w której czai się niepokojąca tajemnica, ascetycznie, neogotycko i zadziornie. Przepięknie opowiedziana historia, żadnych niedozwolonych chwytów, żadnych zamkniętych drzwi, coś w rodzaju niemego kina, każdy ma do odegrania swoją rolę a kiedy rzecz już się dokonuje stanowi część historii tego miejsca, co było to było i koniec. Chylę czoła…