Pamela Anderson i jej ogórki za 130 zł. Po co gwiazda "Słonecznego patrolu" kisi róże?
Gdyby ktoś kilka lat temu powiedział nam, że będziemy z wypiekami na twarzy dyskutować o kiszonych ogórkach Pameli Anderson, pewnie wielu by nie uwierzyło. A jednak, oto jesteśmy. Okazuje się, że ikona lat 90. swój słynny czerwony kostium zamieniła na fartuch, a bieganie po plaży w zwolnionym tempie na mieszanie w słoikach. I, co najzabawniejsze, robi to z zaskakującą klasą i biznesowym wyczuciem. Zanim jednak przewrócicie oczami na myśl o kolejnym celebryckim produkcie, wiedzcie jedno: to prawdopodobnie najlepiej przemyślana i najbardziej ekstrawagancka historia o ogórkach, jaką kiedykolwiek usłyszycie.

Spis treści:
Skąd w ogóle pomysł na ogórki?
Spokojnie, to nie tak, że Pamela obudziła się pewnego ranka z nagłym olśnieniem. Jak to w dobrych historiach bywa, wszystko zaczęło się od rodzinnych korzeni i pewnej legendarnej ciotecznej babci o imieniu Vie, która na wyspie Vancouver wygrywała konkursy kulinarne swoimi przetworami. Anderson postanowiła jednak podkręcić rodzinną recepturę do wersji godnej Hollywood. Zapomnijcie o nudnym koprze i czosnku. Tutaj wjeżdżają na salony płatki róży, różowy pieprz, papryczka guajillo i wędzona sól morska. To smak, który - przynajmniej w teorii - bardziej pasuje do kieliszka szampana na tarasie w Malibu niż do talerza z ziemniakami i kotletem.
To nie produkt - to opowieść
Ale zaraz, przecież to tylko ogórki. Otóż nie. Pamela doskonale wie, że w dzisiejszych czasach nie sprzedajesz produktu, tylko opowieść. A jej opowieść jest skrojona perfekcyjnie. To nie jest zwykły słoik z warzywami, to powrót do korzeni, hołd dla tradycji i ukłon w stronę natury. Żeby tego było mało, cały zysk idzie na ratowanie dzikich zwierząt. Kupujesz więc pikle, a w pakiecie dostajesz rozgrzeszenie dla swojego portfela i aureolę świętości nad głową. Sprytne, prawda?
Marketingowy majstersztyk
Marketingowo? To majstersztyk. Mamy produkt niszowy, ale opakowany jak małe dzieło sztuki i z metką cenową, która skutecznie eliminuje przypadkowych klientów. W jednym, genialnie prostym ruchu, Pamela przypomina o sobie światu, zrzuca z siebie resztki wizerunku "seksbomby lat 90." i zakłada kostium "świadomej i stylowej bizneswoman".

Spójna transformacja
Zresztą, ta transformacja nie wzięła się znikąd. To nie jest jednorazowy wyskok, a kolejny, logiczny krok. Od lat z uporem maniaka buduje swoją nową tożsamość: były wystąpienia w Parlamencie Europejskim w obronie zwierząt, była bestsellerowa wegańska książka kucharska, jest i autorski program kulinarny. Ogórki są po prostu wisienką - a raczej płatkiem róży - na tym zielonym torcie.
Potrzeba czy ekstrawagancja?
Czy świat naprawdę potrzebuje ogórków w cenie dobrej kolacji? Pewnie nie. Ale czy potrzebuje torebki za cenę samochodu? W produktach premium nigdy nie chodzi o potrzebę. Chodzi o emocje, historię i poczucie, że jesteś częścią czegoś wyjątkowego. W tym przypadku - mieszanki rodzinnej nostalgii, celebryckiego blichtru i realnej pomocy dla potrzebujących zwierząt.
Bo powiedzmy sobie szczerze: może i świat nie czekał na ogórki z płatkami róży. Ale skoro już są, to kto inny miałby nam je sprzedać, jeśli nie Pamela Anderson?