Test: Dla tych, którzy nienawidzą prasować
Prasowanie to jedna z najbardziej znienawidzonych przeze mnie czynności. I nigdy nie myślałam, że może się to zmienić.
Też tak macie, że patrzycie na panią w pralni, jak z wielką wprawą prasuje męską koszulę pozostawiając ją idealnie gładką w kilka minut, i przypominacie sobie, że ostatnio z kantkami na rękawach walczyłyście jakieś 20 minut? Ja tak mam. Poprawka: miałam!
Do redakcji Styl.pl przyjechało żelazko Philips PerfectCare. "To połączenie rewolucyjnej cyklonowej komory pary, która uwalnia silny strumień pary z Inteligentnym Procesorem Kontroli, który utrzymuje stałą temperaturę stopy idealną dla każdej tkaniny. Dzięki temu nie ma ryzyka przypalenia czy wypalenia dziury na ubraniu, nawet gdy żelazko zostanie pozostawione na tkaninie kilka minut" - zapewnia producent. Prawda to? Sprawdziłam.
Designerskie i oszczędzające czas
Na pierwszy rzut oka za duże, żeby zmieściło się w jakiejkolwiek z szafek, które mam do dyspozycji. Zapomniałam dodać, że w związku z moją bezgraniczną nienawiścią do prasowania żelazko jest głęboko ukryte, a większość ubrań, które kupuję po prostu prasowania nie wymaga. Nie mówiąc już o tym, że do perfekcji mam opanowane takie rozwieszanie prania, żeby zmniejszyć ryzyko konieczności wyciągnięcia żelazka do minimum. Projektanci Philipsa chyba też o tym pomyśleli, bo PerfectCare zostało ozdobione ciekawym wzorkiem. Panowie nie mają się co oburzać, jest również wersja bardziej "męska". W każdym razie na żelazko się miejsce w kuchni znalazło. I całkiem dobrze tam wygląda.
O wielkości żelazka decyduje przede wszystkim jego baza, czyli zbiornik na wodę, przewód pary i przewód elektryczny. Na te dwa ostatnie są specjalnie schowki, więc możemy wyciągnąć ich tylko tyle, ile nam potrzeba do swobodnego korzystania z żelazka. Pojemnik na wodę ma pojemność 1,5 litra, co wystarcza na dwie godziny prasowania. Ale przy jego wydajności w tym czasie mogłabym wyprasować całą (dość pokaźną) szafę swoich ubrań.
Żelazko jest zabezpieczone przed spadaniem z bazy - można je zapiąć specjalną klamrą z guzikiem ją zwalniającym. Dzięki temu mamy pewność, że nie zostanie zrzucone, np. przez dziecięcą ciekawość. Do użycia jest gotowe po dwóch minutach nagrzewania. Wtedy też przestaje migać białym światłem.
Na początek średnio-trudne
Natomiast nie o wygląd tu chodzi. Do testów posłużyło kilka ubrań, które zakładam raz na tak zwany "ruski rok", bo wyjątkowo rzadko mam ochotę się z nimi użerać. Na pierwszy ogień poszła haftowana sukienka, na której kwiaty zawsze po praniu uwypuklają się i marszczą cały materiał niemiłosiernie. Zazwyczaj rozprasowuje się je około pół godziny. Jak się ma czas i cierpliwość. Ja jedno i drugie miewam rzadko. Ale w ramach testów, czemu nie? Po 7 minutach było po robocie. Buchające strumienie pary szybciutko dały sobie radę z wszystkimi wyhaftowanymi motywami, a każdy fragment materiału był na swoim miejscu.
Potem przyszedł czas na spodnie od garnituru. Wzięłam w sumie cokolwiek, co leżało pod ręką, bo przecież nie muszę zmieniać ustawień temperatury. To bardzo dobra wiadomość, ponieważ rzadko się skupiam na sortowaniu ubrań pod względem materiału, czego już kilka z nich zostało ofiarami, ale o tym później. W każdym razie spodnie od garnituru, również jedno z moich przekleństw, zostały pokonane w ekspresowym tempie. I kanty, które zazwyczaj muszę przeprasowywać kilka razy, bo są bardziej krzywe niż wieża w Pizie, wystarczy "przejechać" żelazkiem raz, aby wróciły na swoje miejsce.
Żelazkowe zadania specjalne
Podnosimy poprzeczkę - sukienka z bufkowymi rękawami. Na każdą bufkę zazwyczaj trzeba było liczyć około 10 minut. Oczywiście liczyć się również od razu z koniecznością prasowania całej sukienki kilka razy oraz dużą ilością wyrazów nie uznawanych za przystające damie w sukience z bufkami. Wszystkie zostały oszczędzone. Do bufek wystarczy przyłożyć żelazko parowe na niewielką odległość, nawet go nie przyciskając, a bufki nabierają odpowiedniego kształtu.
PerfectCare również świetnie radzi sobie z prasowaniem w pionie. Bez problemu można nim odprasować marynarkę wiszącą na wieszaku, czy wiszące już zasłony.
Przeszło też u mnie testy specjalne, na jednej z ofiar mojej prasowalniczej ignorancji, czyli bluzce ze sztucznego materiału, której nigdy nie udało się opuścić szafy, ponieważ przy pierwszej próbie została przypalona zwykłym żelazkiem w sposób dość szpetny. Była więc znakomitym kandydatem do tego, by sprawdzić czy faktycznie po wyprasowaniu wszystkich pozostałych ubrań Philips PerfectCare faktycznie inteligentnie wybierze odpowiednią temperaturę, by ją wyprasować. I nie dość, że nie wyrządził jej dodatkowej krzywdy, to jeszcze dało się rozprasować pomięty, a właściwie stopiony, materiał do dość satysfakcjonującego efektu.
Test po teście
Jednak najlepszym testem był w zasadzie test po zakończonym teście. Wyjeżdżając na pięciodniowy festiwal muzyczny, gdzie pogodowo trzeba być gotowym na wszystko, wyprasowałam całą walizkę ciuchów w niecałe 20 minut. Co do jednego. Nie martwiąc się, że w sumie i tak zaraz się pomną. Najbardziej zdziwiło mnie jednak to, że uczyniłam to z przyjemnością.
Agnieszka Łopatowska