Reklama

Czy mężczyźni są gorsi?

Niekiedy pod płaszczykiem żądania równości i partnerstwa my, kobiety, ukrywamy pragnienie władzy w związku. Ale władza to samotność.

Gdyby czerpać wiedzę o mężczyznach ze współczesnych seriali i literatury kobiecej, to można by odnieść wrażenie, że większość z nich to wybrakowane wersje. Słabi psychicznie, chętni do skoków w bok, kłamliwi i egoistyczni, w dodatku przekonani o własnej wyższości i skłonni do dominacji. Ale czy to obraz prawdziwy? Z niedawnych badań SW Research (pod patronatem Polskiego Towarzystwa Seksuologicznego) wynika, że kobiety nie doceniają drugiej płci i jednocześnie ją przeceniają.

Sądzimy, że mężczyźni przywiązują ogromną wagę do sprawności seksualnej, a tymczasem oni tak samo cenią wysportowanie jak sprawność fizyczną. Przypisujemy im potrzebę wysokiego statusu materialnego, podczas gdy im bardziej zależy na uznaniu i prestiżu. Sądzimy, że marzą o posiadaniu tłumu partnerek seksualnych, a tak naprawdę aż 80 proc. woli być wiernymi jednej. Nie dostrzegamy, jak ważne są dla nich realizacja osobistych pasji, opieka nad rodziną oraz bycie... dżentelmenem.

Reklama

Z tą ostatnią kategorią, która uzyskała zaskakująco wysoki wynik (co drugi mężczyzna), nie wiedzieli, co począć, sami badacze, więc pozostawili ją bez komentarza.

- Nikt nie zajmuje się dziś prawdziwymi potrzebami mężczyzn, tylko tym, czym oni powinni się stać. Pierwsze, co robią kobiety, kiedy wchodzą w związek, to z zapałem zabierają się do przerabiania mężczyzny. Jest nawet taka anegdota. Przychodzi kobieta do psychologa i mówi: "Od kiedy poznałam mojego męża, zmieniałam go, zmieniałam i nawet nieźle mi wyszło. Tylko, cholera, to już nie jest ten facet, w którym się zakochałam" - mówi psycholog Marek Jaros z Fundacji 2B. Oczywiście kobiety zawsze miały wymagania i próbowały nakłaniać mężczyzn, by się im podporządkowywali, ale bardziej chciały poskramiać męskie przyzwyczajenia niż kwestionować męską naturę. A to wielka różnica.

I kto tu jest mężczyzną, czyli zagadka dżentelmena

Napisano już grube tomy o kryzysie męskości. Jednak trafniej byłoby powiedzieć, że jesteśmy raczej świadkami walki o męskość. O racjonalność, niezależność, ambicję, pewność siebie, łatwość w podejmowaniu decyzji i niepoddawanie się w trudnych sytuacjach, czyli cechy należące według stereotypu do męskiego arsenału, które mają się dobrze i nadal są pożądane oraz podziwiane. Podobają się mężczyznom, a jeszcze bardziej nam, kobietom. Tak bardzo, że chcemy je mieć na własność. Z badań dr Małgorzaty Majcher z Uniwersytetu Warszawskiego wynika nawet, że kobiety częściej przypisują te cechy sobie niż swoim partnerom.

Za to cechy rzekomo kobiece przegrywają. Emocjonalność, opiekuńczość, wrażliwość na potrzeby innych, zdolność poświęcania się, uległość, ciepło nie są pożądane przez żadną z płci! Jednak - niespodzianka! - bardziej skłonni, by włączyć je do swojego wizerunku, są właśnie mężczyźni.

- To wynik presji, odpowiedź na kobiece oczekiwania, które towarzyszą im od najmłodszych lat - uważa Marek Jaros, a Małgorzata Majcher potwierdza to, komentując przy tym swoje badania: - Mężczyźni czując społeczne oczekiwanie, by wykazać się opiekuńczością, troskliwością, wrażliwością, uznali, że spełnianie tego wymagania jest istotną wartością. Dlaczego tak grzecznie ustępują pola? Obawiają się etykiety seksisty, XIX-wiecznego macho, tępego samca nierespektującego praw kobiet. Potrzebują uznania i akceptacji, więc wielu (co drugi) zgadza się być troskliwymi partnerami, dżentelmenami, skoro tego pragną kobiety.

Aktor Marcin Bosak opowiada w wywiadach, że jest dumny ze swojej wrażliwości, restaurator Wojciech Modest Amaro wyznaje, że on jest sercem, a żona głową, a Maciej Dowbor nazywa delikatność nową kompetencją mężczyzny i nie ukrywa, że lubi imponować nią kobietom. "Jak możemy cię sklonować?", pytały amerykańskie feministki dziennikarza Warrena Farrella, który gotował, sprzątał, pracował, występował w telewizji i namawiał mężczyzn do brania udziału w konkursach piękności.

W prasie ukazywały się jego zdjęcia z żoną Ursulą, matematyczką z IBM: ona czyta gazetę, on przyrządza sałatkę. "Na imprezach kobiety przyprowadzały do mnie swoich mężów i żądały, żebym nauczył ich, jak mają się zachowywać", opowiadał w jednym z wywiadów publicysta. Tak wczuł się w rolę pupilka kobiet, że kiedyś zapytał żonę, z jakim mężczyzną by się związała, gdyby on umarł. Odpowiedziała, że... już łączy ją więź z kolegą z firmy. "Wtedy wziąłem głęboki oddech i przejrzałem na oczy", powiedział Farrell.

Kto chce równości, czyli przebudzenie pupilka

Większość mężczyzn w Polsce to zwolennicy równouprawnienia (80 proc.), prawie połowa (a wśród wykształconych 70 proc.) wybiera partnerski model związku. Dostrzegają nierówności w płacach, nadmierne obowiązki kobiet, narażenie na mobbing i molestowanie w pracy (jak wynika z badań CBOS z 2013 r. nawet częściej niż my same). Oburza ich przemoc wobec kobiet, brak możliwości awansu oraz mniejsza liczba przedstawicielek naszej płci na najbardziej eksponowanych stanowiskach.

Kobiety natomiast w ogóle nie dostrzegają tego, że mężczyźni mają pod górkę, a nawet uważają, że to naturalne. Sądy w ogromnej większości przyznają opiekę nad dziećmi matkom. Programy mające wyrównywać szanse na rynku pracy tak naprawdę promują prawie wyłącznie kobiety. Powstają projekty otwierające naszej płci dostęp do kolejnych zawodów, ale nigdy nie są to profesje trudne lub niebezpieczne.

Śmieciarze, spawacze, pracownicy oczyszczalni ścieków, górnicy, kierowcy ciężarówek to zajęcia słabo płatne, niepopularne i niecenione. Wykonują je wyłącznie mężczyźni, a ta praca często staje się dla nich źródłem frustracji, która wcale nie jest mniejsza niż ta, jakiej doświadczamy my, kobiety, odbijając się od szklanego sufitu, czyli nie mogąc awansować w firmie na wyższe stanowisko.

W przypadku mężczyzn problemem jest "szklana piwnica", z której nie można wyjść. To oni coraz częściej wytaczają procesy z tytułu naruszenia zasad równego traktowania płci, choć kilka lat temu było odwrotnie. Z polskich danych wynika, że proporcje zmieniły się w 2009 roku. Rok później mężczyźni wytoczyli 534 sprawy, kobiety - 368, i ta tendencja wciąż się utrzymuje.

A w związkach? W rozmowach o równości to kobiety są mentorkami pouczającymi mężczyzn, czym jest partnerstwo i jak powinien wyglądać dobry związek. Czy kiedykolwiek partner powiedział do ciebie: ech, co ty gadasz, bądź prawdziwą kobietą!? Mężczyźni często słyszą podobne napomnienia oraz pytanie: "Gdzie się podziali prawdziwi mężczyźni?". Tę ich "prawdziwość" roztrząsa się, analizuje, często za plecami, nie pytając ich o zdanie. Warren Farrell po rozstaniu z żoną napisał książkę "The Myth of Male Power: Why Men Are the Disposable Sex" (Mit męskiej potęgi...). Mówi w niej wprost: kobiety nie chcą równości, tylko władzy. Chcą dyktować warunki, mówić mężczyznom, jacy mają być, i poddać ich społecznej kontroli. "W latach 70. John Lennon śpiewał, że kobiety są murzynami świata, żeby zwrócić uwagę na ich krzywdę i dyskryminację. Dziś murzynami są mężczyźni", pisze Farrell.

Podwójny standard, czyli o potrzebach się nie dyskutuje

W księgarniach pojawiła się właśnie nowa książka prof. Philipa G. Zimbarda pod tytułem, nomen omen, "Gdzie ci mężczyźni?". Jednym z powodów jej powstania były wyniki wielkiego sondażu internetowego, w którym, jak podaje Zimbardo, wzięło udział 20 tys. młodych osób - w większości chłopców i młodych mężczyzn. Pisali chętnie i dużo. Dlaczego?

- Ponieważ nikt ich dziś nie słucha - uważa psycholog. Jeden z ankietowanych wyjaśnia: "W moim pokoleniu 20-, 30-latków większość z nas wychowywano tak, abyśmy okazywali wrażliwość i troskliwość oraz tłumili agresywne impulsy, ale dziś się przekonano, że to droga donikąd. Kobiety mówią o swoich prawach, ale pociąga je siła. Wrażliwość, uprzejmość, zadawanie pytań są nieseksowne, postrzegane jako słabość". Czy ma rację?

Możliwość otwartego wypowiadania się, mówienia o swoich pragnieniach i potrzebach to stosunkowo nowa zdobycz kobiet. I od kiedy ją mamy, mówimy o tym, że pragniemy dzielić życie z troskliwym i miłym mężczyzną. Ale spójrzcie tylko na tych, którzy wygrywają w kobiecych rankingach popularności - sportowców, gwiazdy kina. Czy są miłymi chłopcami? Prawie nigdy. Współautorka książki Philipa G. Zimbarda - Nikita S. Coulombe, psycholożka i pisarka - zauważa: "W pewnym momencie spostrzegłam, że polityczna poprawność zwraca się przeciw mężczyznom. Jak to jest, że kobieta może publicznie mówić, że rzuciła chłopaka, bo był tępym gamoniem, albo opowiadać, że fajnie jest sypiać z młodszymi - natomiast gdy podobne wypowiedzi padną z ust faceta, zostanie on wyszydzony?".

Nie mówi się też głośno o badaniach American Sociological Review, których wyniki były sprzeczne z przyjętym założeniem, iż wraz z rosnącą równością między partnerami seks w małżeństwie będzie również lepszy. Okazało się, że gdy mężczyźni przejmują domowe obowiązki, małżonkowie... kochają się rzadziej. Męskie pranie i odkurzanie zmniejszyło również satysfakcję z seksu. U kobiet. Co począć z takimi danymi? Można je zlekceważyć i dalej cierpieć z powodu kryzysu męskości, narzekać na mężczyzn, oglądając seriale i reklamy przedstawiające ich jako wieczne dzieci lub śmiesznych "bohaterów domu" z odkurzaczem. Bo przecież dla nas, kobiet, powrót do kultu samca i rezygnacja ze zdobytej niezależności są zwyczajnie niemożliwe. I... nikt tego nie żąda.

Dobry związek zawsze oznacza, że potrzeby obydwojga są w nim w większości zaspokojone. O ile kobiety bez końca mówią o swoich pragnieniach i domagają się ich zrozumienia i respektowania, o tyle o męskie nikt dziś nie pyta. Nikt ich nawet nie bada, może poza firmami zainteresowanymi mężczyznami jako konsumentami. Zimbardo mówi, że lepiej niż kobiety rozumieją dziś mężczyzn autorzy gier internetowych, którzy tworzą je tak, by zaspokoić ich potrzebę rywalizacji, zdobywania uznania i przeżywania triumfu. Od psychologów słyszymy najczęściej jedną radę: rozmawiajcie.

To świetna wskazówka, tylko że jak zauważa Zimbardo, kobiety nie znajdują dziś wspólnego języka z mężczyznami. Wydaje im się, że prowadzą dobre rozmowy, bo mężczyzna słucha i coś odpowiada. Gadają, gadają, gadają... Ale tak jak dobrej drogi nie mierzy się jej długością, tak dobrej rozmowy nie mierzy się liczbą wypowiedzianych słów. Istotne jest to, czy dotarłaś do celu - czy wiesz, czego on pragnie. Czy w ogóle cię to interesuje. Wbrew pozorom mężczyźni nie myślą o jednym.

Marek Jaros radzi, by zamiast oceniać i klasyfikować swojego partnera, więcej go obserwować. Szybkie oceny zwykle odwołują się do stereotypów i uproszczeń, które stają się barierą w porozumieniu: nie dogadasz się z kimś, o kim zaczynasz myśleć kpiąco i ze złością: ech, ten samiec, tylko seks, gadżety i mecz, beznadzieja. Nie przejmuj też władzy w związku, nawet jeśli uważasz, że wiesz lepiej, co to partnerstwo, znasz się na psychologii i wszystkich męskich sztuczkach. Naukowcy ustalili, że droga kobiety do władzy w związku zaczyna się od instruowania partnera, jak ma być... mężczyzną: "Ogarnij się, bądź facetem, rządź, podejmij decyzję".

Niestety, dominacja jest dobra tylko w seksie. W życiu ten, kto jest u władzy, jest sam. Jeśli nie ma równego sobie, to nie ma partnera.

Kolejna rzecz - warto porzucić mantrę współczesnych kobiet "on mnie nie rozumie". Spróbuj, może ci się uda go zrozumieć. Ale bez przesady. Bo jak mówi Marek Jaros: - Nie jest tak, że kobiety nagle przestały rozumieć mężczyzn. Być może nigdy się nie rozumieliśmy. Zmiana polega na tym, że kiedyś uznawaliśmy, że tak jest, i się z tym godziliśmy. Gdy mówimy sobie o swoich potrzebach i pragnieniach, to nie musimy się koniecznie rozumieć. Najważniejsze to usłyszeć i zaakceptować.

Magdalena Jankowska

PANI 6/2015

Tekst pochodzi z magazynu

PANI
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy