Na czarodziejskiej górze

Zanim szwajcarskie Davos stało się legendą, podupadająca na zdrowiu arystokracja zjeżdżała do Sokołowska. W tym dolnośląskim miasteczku mieściło się bowiem jedno z pierwszych na świecie sanatoriów przeciwgruźliczych. Zrujnowane przez powojenne zaniedbania, dziś odzyskuje dawny blask.

Agencja FORUM

Na czarodziejskiej górze

Czy się uda? Szanse są spore, bo determinacji i ambicji członkom fundacji nie brakuje. Zresztą - jak pokazuje historia - Sokołowsko sprzyja marzycielom. 

Na zdj. Odbywający się w Sokołowsku festiwal Hommage a Kieslowski
Jednym z medyków, który poświęcił karierę na walkę z epidemią, był dr Hermann Brehmer. Ten starannie wyedukowany lekarz (oprócz medycyny studiował też matematykę i botanikę), swoje autorskie koncepcje leczenia gruźlicy zawarł już w pracy doktorskiej. 

Na wcielenie teorii w praktykę Brehmer nie musiał długo czekać. Kilka lat po obronie doktoratu, w 1858 roku, odkupił od swojej krewnej i współpracowniczki, Marii von Colob, zakład „leczenia zimną wodą” w Sokołowsku. Cena tego, położonego w pobliżu Wałbrzycha ośrodka, prawdopodobnie nie była wygórowana – ośrodek znajdował się na skraju bankructwa.

Brehmer zaczął od remontu i rozbudowy podupadającego przybytku. Najpierw zlecił wzniesienie budynku kuracyjnego, zwanego potem „starym domem” oraz pensjonatów „Weisse Haus” i „Villa Rosa”. W kolejnych latach powstał tzw. „Nowy Kurhaus”, biblioteka i ogród zimowy. Budynki, wznoszone w neogotyckim stylu, według projektów cenionego architekta, Edwina Opplera, zachwycały nie tylko formą, ale i wyposażeniem. Na kuracjuszy czekały 303 luksusowe pokoje, ogrzewane i klimatyzowane. Atrakcją był też spory, pięknie urządzony park, do którego sprowadzono gatunki drzew z odległych regionów świata i w którym rozmieszczono 400 ławek i 200 krzeseł.
Po śmierci Brehmera, w 1889 roku, popularność Sokołowska nie osłabła. Wręcz przeciwnie, na przełomie XIX i XX wieku funkcjonowały tu już trzy zakłady przyrodolecznicze, a do dyspozycji kuracjuszy przeznaczono kościół, cerkiew, promenadę, kilka kawiarni i restauracji, a także stoki narciarskie.
W pierwszym sezonie do sanatorium przybyło czterech chorych. Sukces terapii Brehmera można było uznać za połowiczny: dwóch pacjentów wyzdrowiało, dwóch zmarło. Mimo tej, dość niepokojącej statystyki, ośrodek budził coraz większe zainteresowanie. Dekadę później liczba chętnych na leczenie zaczęła przekraczać liczbę dostępnych miejsc. 

Na tych, którym udało się zdobyć miejsce w sanatorium Brehmera, czekał higieniczny reżim. Na stronie sokolowsko.org, można znaleźć następującą relację: „Chorym zdrowszym, o ile na to pozwalał stan zdrowia, zazwyczaj lekarze zalecali wstawać około godziny 6-tej rano i na odgłos trąbki schodzą się wszyscy do Kurhausu na śniadanie, które trwa od godziny 7.00 – 8.00 z rana; drugie śniadanie od godziny 10.00 – 11.00; obiad od 13.00 – 14.00; podwieczorek od 16.00 – 17.00; kolacja o 19.00 – 20.00 wieczorem; przerwy pomiędzy godzinami do przyjmowania pokarmów, odpowiednio do przepisu lekarza, są przeznaczone na spacery po parku lub górach, albo też na wypoczynek w mieszkaniu. Nie zgłaszający się w godzinach wyznaczonych (…), pozostają bez posiłku. Spacer po parku, w góry porosłe lasem, napawanie się orzeźwiającym powietrzem, zajmowanie wzroku malowniczym krajobrazem, lub niekiedy dalsze wycieczki po okolicy, oto główne, a zarazem lecznicza, podstawy rozrywek; nadto czytanie pism periodycznych i książek z miejscowej biblioteki, gra w szachy, domino, warcaby, strzelnica i koncerty, które tu bywają co dwa tygodnie”.
+6
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas