Reklama

Damski zawał

Kobiety najbardziej boja się raka, ale najczęściej umierają na choroby serca. O tym, czym różni się kobiece serce od męskiego i dlaczego u kobiety trudniej rozpoznać zawał, z kardiochirurgiem dr. Grzegorzem Religą rozmawia Katarzyna Koper.

Ogląda pan na co dzień ludzkie serca. Czy kobiece różni się od męskiego?

Dr Grzegorz Religa: - Anatomicznie właściwie się nie różni. Zwykle jest trochę mniejsze od męskiego, co wynika z proporcji ciała. Przyjmuje się, że zdrowe serce ma wielkość zaciśniętej pięści danego człowieka. Waży średnio około 300 g.

Czy to prawda, że operacje kardiochirurgiczne u kobiet są bardziej skomplikowane?

- Operacja na naczyniach wieńcowych u kobiety może być trudniejsza, bo są one często węższe niż u mężczyzn i bardziej kręte. Dlatego zabieg trwa nieco dłużej i wymaga od operatora większego skupienia i większej dokładności. Ale to są niuanse. Dla doświadczonego kardiochirurga nie ma znaczenia, czy operuje kobietę, czy mężczyznę.

Reklama

Wśród pana pacjentów jest więcej mężczyzn czy kobiet?

- Kiedyś wśród pacjentów kardiochirurgicznych przeważali mężczyźni. Od pewnego czasu operujemy mniej więcej tyle samo kobiet co mężczyzn.

A przecież ciągle się uważa, że na serce chorują głównie mężczyźni.

- To błędny stereotyp. Kobiety chorują na choroby sercowo-naczyniowe równie często, jak mężczyźni, choć u nich problemy zaczynają się kilkanaście lat później, czyli około 60. roku życia. To wynika z ochronnego działania kobiecych hormonów, estrogenów, na układ krążenia. Estrogeny rozszerzają światło naczyń wieńcowych i uelastyczniają je, co przeciwdziała nadciśnieniu tętniczemu. Ponadto mają korzystny wpływ na profil lipidowy, czyli stosunek "dobrego" cholesterolu do "złego", oraz hamują powstawanie blaszki miażdżycowej. Po menopauzie, gdy jajniki przestają produkować estrogeny, ta ochrona ustaje. Dochodzi do nasilenia procesów miażdżycowych, odkładająca się blaszka powoduje sztywnienie naczyń wieńcowych. To moment, kiedy w statystykach zachorowalności na choroby sercowo-naczyniowe kobiety doganiają mężczyzn.

Czy hormonalna terapia zastępcza (HTZ) w okresie menopauzy chroni serce?

- Badania potwierdzają, że wydłuża ochronne działanie estrogenów. Teorię tę potwierdza fakt, że wśród pacjentek kardiochirurgicznych takie, które stosowały hormonalną terapię zastępczą, trafiają się bardzo rzadko. Jednak HTZ nie jest standardową formą profilaktyki miażdżycy u kobiet po menopauzie, bo niesie ze sobą szereg działań niepożądanych, w tym zwiększone ryzyko zachorowania na niektóre nowotwory. Dlatego decyzja o rozpoczęciu HTZ powinna być podejmowana przez kobietę i jej ginekologa po przeprowadzeniu kalkulacji indywidualnego ryzyka oraz potencjalnych zagrożeń. Na pewno nie wolno rozpoczynać HTZ wiele lat po menopauzie, gdy zmiany miażdżycowe są już zaawansowane. Nagłe rozszerzenie zesztywniałego naczynia po podaniu estrogenów grozi rozerwaniem blaszki miażdżycowej, czego konsekwencją może być zakrzep lub zator.

Czy to prawda, że u pań trudniej rozpoznać zawał niż u panów?

- Rzeczywiście tak jest. Główną przyczyną jest wiek, w którym choroby sercowo-naczyniowe dają o sobie znać. Piekący ból w klatce piersiowej u 40-letniego mężczyzny jednoznacznie kojarzy się z zawałem. Natomiast u 60-letniej kobiety, która zwykle cierpi już na jakieś choroby przewlekłe, tj. schorzenia płuc, chorobę refluksową czy też ma problemy z kręgosłupem, może sugerować jej zaostrzenie. Zdarza się, że pacjentka z chorobą wieńcową, która powinna natychmiast trafić na koronarografię, jest latami leczona z powodu duszności czy choroby zwyrodnieniowej kręgosłupa.

- Ponadto sporo kobiet w tym wieku choruje na cukrzycę typu 2, a ta utrudnia diagnostykę zawału, bo powoduje neuropatię, czyli uszkadza drobne nerwy, co sprawia, że osoba z chorobą wieńcową nie odczuwa bólu. Czasem objawy zawału są na tyle niespecyficzne, że w ogóle nie kojarzą się z tą chorobą, na przykład ból ramienia lub karku promieniujący do pleców lub żuchwy, nagłe poczucie osłabienia, duszność oraz potliwość. W błąd dają się wprowadzić kobiety, które zwlekają z wizytą u lekarza, myśląc, że to chwilowa "niemoc", ale nierzadko także lekarze, do których zgłaszają się te osoby.

- Wszystkie te czynniki sprawiają, że rozpoznanie zawału u kobiety trwa średnio o 30 minut dłużej niż w przypadku mężczyzny. Tymczasem przy zawale każda minuta jest na wagę złota - szybkie rozpoczęcie leczenia ogranicza obszar martwicy mięśnia sercowego. Dlatego jedna trzecia zgonów kobiet na choroby układu krążenia to te spowodowane właśnie zawałem. O ile leczenie 40-letniego mężczyzny z zawałem, który trafia szybko do odpowiedniego ośrodka, jest stosunkowo proste, to w przypadku o 20 lat starszej kobiety, obciążonej chorobami przewlekłymi, która później dociera do szpitala, bywa znacznie trudniejsze i częściej kończy się niewydolnością mięśnia sercowego. To choroba, z której leczeniem pomimo postępu w kardiochirurgii ciągle sobie nie radzimy.

Jak dbać o serce, aby uniknąć zawału?

- Przyczyną zawału jest choroba miażdżycowa, czyli odkładanie się blaszki miażdżycowej na wewnętrznych ściankach naczyń. To może prowadzić do ich całkowitego zablokowania i odcięcia dopływu krwi niosącej tlen do serca lub mózgu. Fragment blaszki miażdżycowej może się też oderwać od ściany naczynia i płynąc z prądem krwi, zatkać światło innego naczynia. Jeśli zdarzy się to w naczyniu wieńcowym, dochodzi do zawału serca, jeżeli w naczyniu mózgowym - do udaru mózgu. Warto zdać sobie sprawę, że miażdżycę ma każdy dorosły człowiek, ale to, czy w jej efekcie dojdzie do zawału serca czy też udaru mózgu, zależy od dynamiki jej rozwoju. Duży wpływ na to mają uwarunkowania genetyczne, ale również dieta i aktywność fizyczna.

Warto inwestować w badania genetyczne określające skłonność do chorób sercowo-naczyniowych?

- Wystarczy przeanalizować historię chorób naszych przodków. Jeśli mieli problemy miażdżycowe, to istnieje spore ryzyko, że nas też one dotkną. Istotny jest jednak wiek chorego, kiedy doznał on zawału czy udaru. Zawał serca czy udar mózgu u 80-latka można potraktować jako coś normalnego. Ale jeśli przydarzył się 30-, 40-latkowi, to powinno dać nam do myślenia. U tak młodej osoby przyczyną zawału jest zwykle wada anatomiczna lub hipercholesterolemia rodzinna, czyli uwarunkowany genetycznie bardzo dynamicznie postępujący proces miażdżycowy. W takiej sytuacji krewni chorego powinni przejść specjalistyczne badania, a w razie wykrycia u nich nieprawidłowości niezwłocznie podjąć leczenie. Na geny nie mamy wpływu, ale mamy wpływ na tryb życia.

Czy z punktu widzenia zdrowia serca to się opłaca?

- Jak najbardziej! Kiedy przed dwudziestu laty zaczynałem pracę jako lekarz, przeciętny pacjent oddziału kardiochirurgicznego miał około 60 lat. Dziś większość chorych to 70-latkowie, a 80-latkowie też nie są rzadkością. To oznacza, że na przestrzeni ostatnich dekad wydłużył się nie tylko czas życia, ale także opóźnił moment wystąpienia poważnych chorób serca. Jest to zasługa zdrowego stylu życia, choć niewątpliwie również postępu w medycynie.

Jak zatem żyć, aby mieć zdrowe serce?

- Najlepiej stosować urozmaiconą dietę, bogatą w kolorowe warzywa i owoce. Powinny być one stałym elementem każdego posiłku, bo zawierają barwniki antyoksydacyjne, które chronią naczynia krwionośne przed miażdżycą. Ponadto mają dużo błonnika, a ten zmniejsza wchłanianie cholesterolu z przewodu pokarmowego. Warto ograniczyć spożycie tłuszczów zwierzęcych, czyli tłustych mięs, tłustego mleka i jego przetworów, które podbijają poziom "złego" cholesterolu. Najlepszym zamiennikiem dla mięsa są tłuste ryby morskie bogate w wielonienasycone kwasy tłuszczowe EPA i DHA z rodziny omega-3, bo pomagają obniżać poziom "złego" cholesterolu oraz cholesterolu całkowitego i trójglicerydów. Ponadto działają przeciwzakrzepowo i przeciwzapalnie. Jednocześnie podwyższają stężenie "dobrego" cholesterolu, który chroni ściany naczyń.

A aktywność fizyczna?

- Jak najbardziej służy sercu, szczególnie regularna i umiarkowanie intensywna, czyli powodująca przyspieszenie oddechu i akcji serca. Najlepiej, jeśli robimy to od najmłodszych lat. Jeśli ktoś przez całe dotychczasowe życie siedział przy biurku i na kanapie, nie powinien od razu intensywnie trenować. Najpierw trzeba stopniowo przygotowywać serce do bardziej wytężonej pracy. Zamiast biegać, lepiej zacząć od truchtania albo spacerów w energicznym tempie z kijkami do nordic walkingu. Zdrowotne walory aktywności fizycznej są tak duże, że zalecamy ją nawet pacjentom po zawale, a także chorym ze stabilną chorobą wieńcową. Takie osoby powinny jednak uzgodnić zakres swojej aktywności fizycznej z lekarzem prowadzącym na podstawie próby wysiłkowej.

Podobno nadwaga jest zabójcza dla serca. W jaki sposób mu szkodzi?

- Zmusza je do większego wysiłku przez 24 godziny. Bo przecież czym innym jest zaopatrzenie w krew, niosącą życiodajny tlen, organizmu człowieka, który waży 60 kg, a czym innym ważącego 100 kg. W tym drugim przypadku serce musi wykonać znacznie większą pracę. Poza tym aktywność fizyczna zapobiega otyłości, a otyłość to prosta droga do cukrzycy. Tymczasem cukrzyca jest jednym z podstawowych czynników ryzyka choroby wieńcowej. Z otyłością wiążą się również problemy hormonalne, które z kolei zaburzają metabolizm.

Co jeszcze szkodzi sercu?

- Niedoleczone choroby zapalne. Warto zdać sobie sprawę, że te same wirusy, które wywołały banalne przeziębienie czy grypę, albo bakterie odpowiedzialne za anginę w momencie obniżonej odporności mogą przedostać się do krwi, a wraz z nią do serca i spowodować zapalenie mięśnia sercowego. To zdarza się najczęściej młodym, zabieganym ludziom, którzy nie mają czasu na chorowanie. Zamiast spędzić kilka dni w łóżku, faszerują się specyfikami tłumiącymi objawy infekcji i idą do pracy, nie myśląc o powikłaniach. Tymczasem zapalenie mięśnia sercowego może prowadzić do jego nieodwracalnego uszkodzenia. Wówczas jedyną szansą na powrót do normalnego życia jest transplantacja serca. Czy warto tak ryzykować?

Katarzyna Koper

PANI 6/2017

Tekst pochodzi z magazynu

PANI
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy