Jak zabezpieczały się nasze babki

W dziewiętnastym wieku informacje na temat "zapobiegawczych środków płciowych" leżały w sferze wiedzy tajemnej, przekazywanej z pokolenia na pokolenie najcichszym szeptem. W księgarniach łatwiej było nabyć książki dotyczące kontaktu z zaświatami, czy też odkrywania tajemnic przyszłości (w tym wyników liczb na loterii), niż na temat "uniepłodnienia".

W dziewiętnastym wieku informacje na temat „zapobiegawczych środków płciowych” leżały w sferze wiedzy tajemnej, przekazywanej z pokolenia na pokolenie najcichszym szeptem
W dziewiętnastym wieku informacje na temat „zapobiegawczych środków płciowych” leżały w sferze wiedzy tajemnej, przekazywanej z pokolenia na pokolenie najcichszym szeptem123RF/PICSEL

Dziewiętnastowieczna pruderia nie pozwalała na takie bezwstydne obnażanie tajemnic dotyczących życia płciowego i "narządów lubieżnych". W niektórych poradnikach autorzy pozwalali sobie na zamieszczenie gdzieś między wierszami tak sprośnych słów jak: "kondom", "uniepłodnienie", "środki ochronne"..., płonąc zapewne ze wstydu podczas ich pisania. Przekazy dokonywane w tak lakonicznej formie dawały czytelnikowi raczej mierne wyobrażenie na temat bezwstydnych sposobów zapobiegania ciąży. Zresztą nawet gdyby książek poświęconych tej tematyce było więcej, to zapewne i tak mało kto miałby odwagę  poprosić w księgarni o taką lekturę. Taki potencjalny nabywca zapewne szybciej zapadłby się ze wstydu pod ziemię na oczach księgarza, niż zdołał wymówić tytuł książki poświęconej antykoncepcji. Jak pisała jeszcze w 1912 roku Anna Fischer - Duckelmann (u umlaut). "Dziewice prawdziwie wstydliwe wzbraniają się bowiem czytać pisma, które by obrażały ich uczucia." I tak też było w rzeczywistości.

Co innego czytanie rozpalających namiętności romansów, rozmawianie i snucie surrealistycznych hipotez o "tych sprawach" z przyjaciółkami; ale czytanie fachowych książek na "ten temat", nigdy - przenigdy! Bez wątpienia najstarszą metodą zapobiegającą niechcianym urodzeniom było utrzymywanie stosunków przerywanych. Tego typu praktyki znane były już w czasach Starego Testamentu. Opisane zostały one w Księdze Rodzaju, która donosi nam o grzesznym Onanie wylewającym swe nasienie na ziemię. Z niewiadomych przyczyn Onan przeszedł do historii nie z uwagi na stosowaną przez siebie metodę zapobiegania ciąży, ale z powodu rzekomego uprawiania masturbacji, co nie jest zgodne z prawdą. Księga Rodzaju wyraźnie mówi: "Onan, widząc, że potomstwo nie będzie jego, ilekroć zbliżał się do żony swego brata, unikał zapłodnienia, by nie dać potomstwa swemu bratu", marnując nasienie. Biblijny Onan zmuszony był do utrzymywania stosunków z żoną swego brata z uwagi na tak zwane prawa lewiratu, o którym mowa w Księdze Powtórzonego Prawa. Zgodnie z nim: "Jeśli bracia będą mieszkać wspólnie i jeden z nich umrze, a nie będzie miał syna, nie wyjdzie żona zmarłego za mąż za kogoś obcego, spoza rodziny, lecz szwagier jej zbliży się do niej, weźmie ją sobie za żonę, dopełniając obowiązku lewiratu".

Praktyka stosunków przerywanych za pośrednictwem Biblii, jak i w wyniku własnych doświadczeń przekazywanych z ojca na syna, przetrwała do czasów dzisiejszych i znana była także w wieku dziewiętnastym. W okresie tym lekarze nie mieli już żadnych wątpliwości co do tego, że przyczyną zapłodnienia jest udzielenie przez mężczyznę kobiecie płynu z "ciałkami nasiennymi". Należało więc robić wszystko, by do tego nie dopuścić. Obok stosunków przerywanych inni zalecali, by po akcie spółkowania dużo skakać ze zgiętymi kolanami, celem pozbycia się "ciałek nasiennych", względnie wykonywać inne "ruchy ochronne np. podnoszenie się niewiasty po stosunku i kaszlenie".

Drugim pod względem skuteczności sposobem zapobiegania niechcianym urodzeniom były metody poronne, a także mechaniczne spędzanie płodu czyli aborcja. Na wsiach do sprawdzonych sposobów poronnych należało: moczenie nóg w bardzo gorącej wodzie, skakanie ze znacznej wysokości, puszczenie sobie krwi i wykonywanie ciężkiej pracy.

Jeżeli zaś chodzi o mechaniczne spędzanie płodu, to w tym celu korzystano z usług wszelkiej maści babek, rzadziej lekarzy. Poziom higieny i wiedzy tych osób był tak niski, że nie raz ich praktyki stawały się przyczyną śmierci nie tylko płodu, ale także samej matki. Swoje zabiegi babki wykonywały niestyrylizowanymi narzędziami, na przykład drutami, co nie raz prowadziło do zakażeń i poważnych komplikacji.

W dziewiętnastym wieku stosowano także "powłoczki na prącie" zwane kondomami. Wyrabiano je z kiszki baraniej, pęcherza rybiego lub jedwabiu. Natomiast Świat Płciowy z 1905 roku mówi też o prezerwatywach gumowych.Wadą większości z nich było to, że dość często ulegały przerwaniu, w dodatku przeszkadzały w "wymianie narządów płciowych i osłabiały uczucie".przez co uchodziły za środek mało praktyczny.  Jak podaje Wilhelm Lubelski, nazwa "condom" pochodziła od nazwiska margrabiego de Condom, który w XVII wieku go wynalazł; "jednakże takowe ze względu na swą nietrwałość, nie odpowiadają przeznaczeniu."

A. Czarnowski autor poradnika dla małżonków pod tytułem "Zakon małżeństwa..." wśród środków na "uniepłodnienie" wymienia dodatkowo preparaty chemiczne wprowadzane do wnętrza kobiety w postaci płynów (karbol w gąbce), a także proszków lub maści; wkładki gumowe; przepłukiwania; zwitki waty nasączonej octem; spółkowanie bokiem; spółkowanie w okresie niepłodności. Niestety napisana przez niego książka nie posiada daty wydania, stąd też nie sposób ustalić, czy informacje te pochodzą z wieku dziewiętnastego, czy też już z początku dwudziestego.

Natomiast pierwszą pozycją, w której udało mi się znaleźć wyczerpujące omówienie tematyki antykoncepcji, był poradnik Paczkowskiego z 1907 roku pod tytułem Jak zapobiegać zarażeniu się chorobami wenerycznemi... Tematykę tą przez skromność poruszono dopiero na samym końcu książki. I niestety dla omówienia tej problematyki jestem zmuszona sięgnąć do publikacji takich jak powyższa, to jest pochodzących z początku dwudziestego wieku. A to z uwagi na fakt, że brak jest stosownych pozycji we wcześniejszym stuleciu. Pozostaje mi wierzyć jednocześnie, że publikacje z początku dwudziestego stulecia stanowią kompilację wcześniejszych doświadczeń i pozostają aktualne w odniesieniu do poprzedniej epoki.

Tak więc w wyżej wymienionym poradniku Paczkowskiego czytamy o "nakrywkach gumowych" wymienianych jako najdawniejsze, a także o wiankach zatykających (occlusiv-pessare), będących odpowiednikiem dzisiejszych krążków gumowych zakładanych przez kobiety. Autor wspomina też o gąbkach paryskich nasączonych substancjami plemnikobójczymi.Natomiast "nowszemi czasy znów z dobrym skutkiem znajdują zastosowanie niektóre przetwory chemiczne...., zabijające zarodniki" w postaci czopka z masłem kakaowym, zakładane przed aktem spółkowania.

Bardzo szeroko problematykę antykoncepcji omówiła też Anna Fischer - Duckelmann (u umlaut) w swym poradniku pod tytułem Kobieta lekarką domową z 1912 roku, oczywiście w ostatnim rozdziale zamieszczonym w dodatku dla zmylenia potencjalnych zainteresowanych za spisem treści. Książkę należało uznać za bardzo odważną jak na owe czasy, posiadała ona dodatkowo ilustracje, które dawały możliwość zorientowania się, jak takie środki stosować w praktyce.  A zatem oddajmy głos autorce. "Dla mężczyzny okazała się wielokrotnie skuteczną powłoka z gumy albo też rybiego pęcherza; zdarza się jednak, że takowa łatwo się przedziera, a nadto wielu osobom jest wprost obrzydliwą. Nabyć można rzeczoną powłokę wszędzie pod nazwą "Condom". Coprawda uwalnia ona kobietę od wszelkich nieprzyjemnych czynności, tworzy jednak pomiędzy częściami męskiemi i żeńskiemi pewną warstwę przedziałową zapobiegającą wspólną wymianę (nasienia - przypis)." Z tych też powodów autorka zalecała jednak stosowanie "środków ochronnych" przez kobiety, a nie przez mężczyzn. Decyzję o podjęciu współżycia powinna poprzedzić wizyta u lekarza, który poznałby budowę kobiety i wybrał najlepszy dla niej środek. Pierwszym z nich był zwinięty kłębek waty nasączony roztworem octu, mającego właściwości plemnikobójcze. Należało go umieścić wewnątrz jak najgłębiej a zarazem jak najszerzej. Dla sprawniejszego wyciągnięcia go po stosunku, zalecano przyczepienie doń nitki. Zamiast "przykładki watowej" można było stosować także specjalne gąbki (tzw. gąbki Listera).

 Fragment książki Agnieszki Lisak "Miłość, kobieta i małżeństwo w XIX wieku"

Styl.pl/materiały prasowe
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas