"Historia czarownic jest naszą historią"
"Nie oszukujmy się - w procesach o czary w większości skazywane były kobiety z niższych warstw społecznych. Gdy oskarżenia padały pod adresem kobiet z wyższych warstw, ich mężowie zazwyczaj mieli koneksje, aby zatrzymać tę spiralę nieszczęścia. Chłopki, mieszczki bez wpływów nie miały głosu. W tej sytuacji nic się nie zmieniło - w każdych czasach, jeśli jesteś mniej uprzywilejowaną kobietą, masz gorzej. Niestety, ale tak to nadal działa". Z dr Martą Kudelską, krytyczką i historyczką sztuki, rozmawia Natalia Grygny.

Natalia Grygny, Interia: - "Jak rozpoznać czarownicę? 12 oznak, że jesteś czarownicą. W ilu procentach jesteś czarownicą?". To chyba jedne z najczęstszych tytułów pojawiających się w sieci. Czy byłabyś w stanie wymienić chociaż kilka takich oznak czy to twoim zdaniem duże uproszczenia?
Dr Marta Kudelska, kuratorka, krytyczka i historyczka sztuki:
- Nie jestem zwolenniczką szufladkowania, bo czarownica przedstawiana w filmach, komiksach, książkach czy dziełach sztuki ma rozmaity wizerunek. Owszem, myślę, że istnieje pewien rdzeń, ale to, w jaki sposób definiujemy czarownicę ma ścisły związek z czasami, w których ona się pojawia. Wizualna reprezentacja czarownicy jest trochę powiązana z modą panującą w danej epoce. Zobaczymy grafikę niemieckiego malarza Hansa Baldunga "Sabat Czarownic". Sposób przedstawienia przez niego czarownic odpowiada estetyce panującej w epoce w której tworzył. Podobny styl reprezentuje szwajcar Urs Graf i jego "Grupa czarownic". Proszę spojrzeć również na grafiki Albrechta Dürera poświęcone czarownicom: "Cztery czarownice ("Cztery nagie kobiety)" czy też "Czarownica jadąca na kozie". Każda z nich jest indywidualnym przedstawieniem, jednak przyglądając się im uważnie zauważymy, że tworzący je artyści dużą uwagę przywiązywali do anatomii i realizmu w swoich przedstawieniach. Zupełnie inne czarownice zobaczymy np. w malarstwie prerafaelitów. Czarownice Johna Williama Waterhousea czy Edwarda Burne-Jonesa są diametralnie inne od tych wcześniejszych reprezentacji, niemniej odpowiadają romantycznemu wizerunkowi czarownicy swoich czasów.
- Chociaż schemat przedstawienia czarownicy jest dostosowany do epoki w której powstaje, myślę, że charakterystyczną rzeczą, jaka się przejawia w każdym z tych przedstawień jest niezależność, z jaką czarownica się kojarzy. To zazwyczaj kobieta, która nie godzi na narzucanie pewnych norm, żyje na uboczu, chce żyć i stanowić sama o sobie. Tym sposobem czarownica powraca do nas w różnym czasie, ale już "opakowana" w inne, dodatkowe treści. Jeden z najbardziej znanych przykładów? Odbywające się kilka lat temu strajki kobiet. Nie brakowało transparentów z napisem: "Jesteśmy wnuczkami czarownic, których nie udało wam się spalić". To hasło z książki autorstwa Twish Thawer.

- Wracając jednak do twojego pytania. Przyznam ci, że nie lubię takich artykułów w stylu "12 oznak, że jesteś czarownicą"? Po pierwsze czemu 12 a czemu nie 13? Albo 2? Ale żarty żartami. Mam wrażenie, że często takie zestawienia są robione bardzo ogólnikowo a ich tytuł jest po prostu chwytem, który ma nas przyciągnąć do treści. - One mają mieć dziś pozytywny charakter, niemniej takie zestawienia cech czarownic swoimi źródłami sięgają do pewnej bardzo niebezpiecznej książki, czyli "Młota na czarownice" (oryg. Malleus Maleficarum) wydanej po raz pierwszy w XV wieku. Publikacja zasłynęła jako podręcznik tzw. "łowców czarownic". Zresztą przeglądając źródła archiwalne znajdziemy wiele cech, które miała mieć takowa czarownica. Uwzględniano zarówno cechy fizyczne, przedmioty którymi się otaczała i zwierzęta, czas jej działalności, ale także profanowania przez nie niektórych zachowań religijnych.
- Czarownica zawsze była kojarzona z buntem przeciwko zasadom i jak wspomniałaś - kojarzy się z niezależnością. Obecnie jest symbolem kobiecej mocy, siły, sprawczości? Pytam nie bez powodu, bo figura czarownicy współcześnie powróciła z wielką mocą. I to wzmożone nią zainteresowanie widać już od kilku lat.
- Myślę, że moda na czarownice się rozkręca, chociażby w popkulturze. Pięć lat temu Lana del Ray wydała cover piosenki "Season of the Witch" w oryginale wykonywanej przez Donovana. Wcześniej w nowej odsłonie powróciła "Sabrina", pojawił się też film "Czarownica miłości" czy fantastyczny moim zdaniem film "Czarownica bajka ludowa z Nowej Anglii", który myślę, że bardzo dobrze pokazuje czym była ta spirala samonapędzającej się paranoi związanej z oskarżeniami o czary. Osobą zainteresowanym tematem bardzo polecam podcast Katarzyny Oczkowskiej "Wygląda na niezłą sztukę", którego kilka odcinków poświęconych jest właśnie temu jak dzisiejsza kultura odnosi się do figury czarownicy.
- Motyw ten wykorzystała też Taylor Swift podczas trasy The Eras Tour. Wykonywanie utworu "Willow" z albumu "Evermore" przypomina sabat. Same słowa piosenki brzmią niekiedy niczym zaklęcie.
- Dodam od siebie jeszcze najnowszy teledysk i słowa do utworu Lady Gagi "Abracadabra". W kontekście zainteresowania figurą czarownicy w popkulturze chciałam zwrócić uwagę na jeszcze jedno zjawisko. W ostatnich latach sporo pojawiło się pojęcie greenwashingu, co w wolnym tłumaczeniu oznacza "ekościemę". Chodzi o zjawisko, które polega na przechwyceniu przez wielkie koncerny zjawiska, które może przynosić zysk. Przykład? Skoro mamy popyt na produkty wytwarzane w duchu ekologii i ochrony środowiska, przedsiębiorstwa nagle podkreślają, że ich produkty właśnie takie są. Oczywiście przytwierdzane się do nich odpowiednie etykiety.
- Skoro przyjął się greenwashing, to może wkrótce będziemy mieć do czynienia z witchwashingiem? Wielkie koncerny już interesują się tematem i zaczynają komercjalizować to zjawisko. Wystarczy wybrać się do sieciówek, gdzie już czekają na nas koszulki czy bluzy inspirowane tarotem czy znakami magicznymi. Mamy olbrzymią liczbę książek typu "Księga Urody Czarownicy", "Kuchnia czarownicy". Nawet gdzieś widziałam balsam do ciała inspirowany słynną maścią czarownic, ale nie pamiętam czy w składzie ma ten kluczowy składnik, czyli bieluń dziędzierzawa. Myślę, że nie. Artykuły, o których wspominałaś na początku moim zdaniem również są elementem tego procesu.
- Dlaczego w ostatnim czasie znów wzrasta zainteresowanie ezoteryką i magią?
- Nie chciałabym generalizować, ale w momentach kryzysu ludzie wracają do takich treści. Miało to miejsce na przykład w romantyzmie. Po epoce oświecenia i rewolucji francuskiej ludzie z wielu różnych powodów chętnie zaczęli "sięgać" po te rzeczy. Z kolei przełom XIX i XX wieku to czas spirytyzmu i popularności ruchów okultystycznych. W momentach niepewności sięgamy po bardziej irracjonalne elementy, by próbować zrozumieć świat. Dlatego współczesny renesans figury czarownicy wręcz idealnie wpisuje się w ten schemat. Wystarczy chociażby spojrzeć na sytuację polityczną, trwające wojny, kryzys klimatyczny. W natłoku tych wszystkich katastrof potrzebujemy jakiegoś oparcia - i szukamy go właśnie w tej sferze duchowej. Dlaczego? Bo dotychczas popularne metody być może przestają nam wystarczać. - Wydaje mi się też, że na magię można spojrzeć metaforycznie. Symbolizuje to, że kobieta może działać w świecie na własnych zasadach, kreować świat po swojemu.
Magia jest przede wszystkim siłą kreującą świat.

- Jedną z najbardziej znanych publikacji o czarownicach wydanych w ostatnich latach jest książka "Czarownice. Niezwyciężona siła kobiet". Autorka Mona Chollet wysnuwa wniosek, że polowania w istocie były wojną toczoną z kobietami.
- Popkulturowy obraz prześladowań na czarownice ma mocne osadzenie w pewnym momencie historii. Myślę, że większość ludzi stereotypowo uważa, że procesy o czary rozpoczęły się w średniowieczu. Nic bardziej mylnego! Początek polowań to czas renesansu, kiedy to upada funkcjonujący przez długi okres system feudalny. Zmienia się świat, zmienia się relacja władzy, zmieniają się systemy produkcji, można powiedzieć, że powoli rodzi się kapitalizm i imperializm. Kobiety były ofiarami zachodzących w tamtym czasie zmian. Padły ofiarą gigantycznej zbrodni, którą dziś nazwalibyśmy po imieniu: ludobójstwo. Mona Chollet oczywiście opisuje trochę te zbrodnie, ale przyznam szczerze, że ja znacznie bardziej cenie sobie książkę "Kaliban i Czarownica", której autorką jest Sylvia Federici i bardzo się cieszę, że niebawem ukaże się jej polskie tłumaczenie.
- Niegdyś o czary oskarżano kobiety wyłamujące się ówczesnym normom społecznym. Niezamężne, bezdzietne, żyjące inaczej niż społeczeństwo. Czemu budziły lęk? Okazuje się, że niewiele trzeba było, by zostać oskarżoną o czary. Wspomniana Chollet przywołuje przykład, gdy to w Genewie za czasów Kalwina dokonano egzekucji 35 "czarownic" w imię wersu z Księgi Wyjścia głoszącego "Nie pozwolisz żyć czarownicy".
- Wszystko to pokazuje, jak wielką moc miała plotka i pomówienie. Wystarczyło powiedzieć, że "Walochowa spojrzała krzywo i mi krowa zdechła". Takie słowa były już traktowane jako argument. Jako ciekawostkę dodam, że w większości w procesach o czary oskarżano oczywiście głównie kobiety, ale zdarzały się przypadki, kiedy to zarzuty kierowano wobec mężczyzn. W tamtych czasach nikt nie mógł czuć się bezpiecznie. Jednak co istotne, prześladowania czarownic zawsze miały wymiar klasowy.
- Nie oszukujmy się - w większości skazywane były kobiety z niższych warstw społecznych. Gdy oskarżenia padały pod adresem kobiet z wyższych warstw, ich mężowie zazwyczaj mieli koneksje, aby zatrzymać tę spiralę nieszczęścia. Bardzo polecam tu niewielką książeczkę Władysława Korcza "Wspólniczki diabła czyli o procesach czarownic na Śląsku w XVII wieku" znajdziemy w niej kilka takich przykładów. Mamy bardzo niewiele przykładów kobiet z wyższych warstw społecznych, które zostały oskarżone o czary. Do naszych czasów przetrwały historie, w których dwie polskie królowe: Elżbietę Granowską i Barbarę Radziwiłłównę przezywano czarownicami, czy wiedźmami. W ich przypadku wiązało się to z tym, że nie cieszyły się one sympatią wśród polskich możnowładców, którzy widzieliby inne kandydatki na królewskie małżonki. Granowska była w momencie ślubu kobietą w wieku około 35 lat i była już wcześniej zamężna. Podobnie Radziwiłłówna, która miała omamić ostatniego męskiego Jagiellona. W ich przypadku skończyło się na słownych przytyczkach, niemniej myślę, że obie te kobiety musiały się mierzyć z olbrzymią presją społeczną i z symbolicznym "płonięciem na stosie".
Kobiety z niższych warstw społecznych nie miały tyle szczęścia. Chłopki, mieszczki bez wpływów nie miały głosu.
- W tej sytuacji nic się nie zmieniło - w każdych czasach, jeśli jesteś mniej uprzywilejowaną kobietą, masz gorzej. Niestety, ale tak to nadal działa.
- Paradoksalnie, to właśnie te czarownice były znachorkami, zielarkami, do których ludzie spieszyli po pomoc, gdy było trzeba.
- Idealnym przykładem są losy spalonej w Słupsku Triny Papistein. Z jej historią zapoznałam się bliżej, gdy przygotowywałam wystawę "Czy może pani sprawdzić, czy sny nie zaplatały mi się we włosach?" w Bałtyckiej Galerii Sztuki Współczesnej w 2018 roku. Katharina Zimmermann była samotną kobietą i zielarką, posądzoną o sprowadzanie nieszczęść poprzez czary. Oskarżył ją o to miejscowy aptekarz, który nie potrafił znieść, że sprzedawane przez nią zioła są popularniejsze niż te, które sprzedaje on. W tym przypadku powodem okazał się przede wszystkim czynnik ekonomiczny. Niestety, kobieta spłonęła na stosie. Kolejny przykład? Joanna d’Arc, którą też jej przeciwnicy przezywali mianem "czarownicy". Współcześnie niektóre takie sytuacje mogą się nam wydawać absurdalne, ale wbrew pozorom można je przenieść na grunt czasów, w jakich żyjemy. Polecam krótkometrażowy film "Czy płonęłaś kiedyś na stosie", który doskonale pokazuje mechanizm dzisiejszego ujarzmiania kobiet.

- Istnieje taki mit, że Polska była krajem bez stosów. No nie jest tak do końca. Wystarczy przewertować książkę np. Małgorzaty Pilaszek "Procesy o czary w Polsce w XV-XVIII wieku" albo Jacka Wijaczka "Czarownicom żyć nie dopuścisz". Mogę tu przywołać historię Katarzyny Weiglowej, krakowskiej mieszczki, która została spalona na stosie na krakowskim Małym Rynku w 1539 roku.
Więc my też mieliśmy swoje polowania na czarownice. Nie jest więc tak do końca, że u nas te stosy nie płonęły.
- Na moment wybierzmy się w góry. W książce "Góralskie czary" Katarzyna Ceklarz i Urszula Janicka-Krzywda podają, że czarownicami były określane kobiety parające się czarną i biała magią. Miały rzucać uroki na ludzi i ich dobytek, zajmowały się "psuciem mleka", z drugiej strony zajmowały się ziołolecznictwem. Wyczytałam też, góralskie czarownice miały też się udawać na sabaty.
- Jednym z charakterystycznych elementów dotyczących czarownic jest sabat - tajemnicze miejsce spotkań kobiet zajmujących się magią i czarami. Wielką rolę w kreowaniu tego zjawiska odegrała Margaret Murray ze swoją książką "Wiedźmi kult w Europie". Murray to kobieta-legenda, jedna z pierwszych egiptolożek i słynnych antropolożek. Na świat przyszła w Indiach, w jednej z ówczesnych kolonii Imperium Brytyjskiego. Studiowała egiptologię i językoznawstwo na University College w Londynie oraz zainteresowana była rodzącą się wówczas dyscypliną naukową - antropologią. Murray twierdziła, że kobiety oskarżane o czary były wyznawczyniami dawnego, pogańskiego kultu przyrody i płodności, opartego na kulcie rogatego boga - Dianosa lub Janusa. Religia ta miała przetrwać aż do czasów średniowiecza, gdzie wówczas niefortunnie została zinterpretowana jako kult diabła. Teoria zaproponowana przez badaczkę budziła wiele wątpliwości badaczek i badaczy zajmujących się tematyką czarostwa, którzy z biegiem czasu podważyli jej tezy. Brian Levack - jeden z badaczy polowań na czarownice, poświęcił wiele czasu na poszukiwanie owych sabatów czarownic. W trakcie jego badań okazało się, że wśród tysięcy zachowanych protokołów przesłuchań świadków, nikt nie widział sabatu, ani nawet nie znaleziono po nich śladów.
- Nikt nigdy czarownic nie przyłapał na gorącym uczynku żadnej kobiety, a wszystkie były ofiarami oskarżeń opartych na niechęci sąsiadów. Źródła sabatu mają jednak swoje oparcie w historii, bo wywodzą się z tajnych spotkań sekt heretyków. Wracając jednak do Murray okazało się, że jedna z jej tez znalazła poparcie w źródłach. W jednej ze swoich prac Carlo Ginzburg ustalił, że w jednej z włoskich prowincji na przełomie XVI-XVII wieku uprawiano zbiorowy kult płodności. Na koniec warto wspomnieć, że sama Murray uznawana jest dziś za pionierkę folklorystyki i autorkę teorii leżącą u podstaw ruchu wicca. Zresztą ona sama zajmowała się czarami i magią, którymi utrudniała życie nielubianym kolegom z pracy.
- Gdy natomiast prześledzimy historię sufrażystek, okazuje się, że niektóre z nich działały w środowiskach mediumicznych.
- Mówiąc dziś o seansach spirytystycznych musimy pamiętać, że w XIX wieku pełniły one nie tylko funkcję rozrywkową, ale także były elementem nauki. Miały one bowiem dowieść, że istnieje życie po śmierci i jesteśmy w stanie nawiazać kontakt z tamtą stroną stosując się do ściśle określonych procedur. Ruchy spirytystyczne, ale także okultystyczne czy teozoficzne często przyciągały ludzi o liberalnych poglądach. Myślę, że na seanse spirytystyczne możemy dziś spojrzeć jako na wydarzenia sprzyjające emancypacji kobiet. Idealnym medium była kobieta i to ona miała mieć dar kontaktu z zaświatami. Oczywiście nie chcę tutaj romantyzować seansów, bo czasem dochodziło podczas nich do aktów pewnych nadużyć względem tych kobiet, niemniej wśród mediumistek znajdziemy wiele postaci sympatyzujących z ruchami pierwszych sufrażystek.
- Pod pretekstem wywoływania duchów bardzo często z ust mediów padały bluźniercze - jak na tamte czasy - zwroty typu: "kobiety powinny mieć prawa wyborcze", "kobiety mogą chodzić w spodniach". Zaświaty w pewnym sensie sprzyjały emancypacji. Pod płaszczykiem nadrealności można było dość łatwo przemycić takie kwestie. Helena Bławatska słynna mediumistka była bez wątpienia kobietą jak najbardziej wyemancypowaną. Victoria Woodhull kandydatka na prezydentkę USA w 1872 roku była również znakomitą mediumistką. - Z kolei Polka Natalia Jastrzębska, która napisała książkę poświęconą spirytyzmowi była też przewodniczącą Polskiego Stowarzyszenia Równouprawnienia Kobiet. I może to tylko dziwny zbieg okoliczności, ale rok 1848, który dzięki siostrą Fox zapisał się jako początek historii spirytyzmu to także rok, który uznaje się za początek ruchów feministycznych za sprawą zjazdu w Seneca Fall w USA.

- Podsumowując: mamy sezon na czarownice?
- W pewnym sensie tak. Każda epoka dokłada do figury czarownicy swoją cegiełkę i aktualizuje motyw towarzyszący nam od zawsze. Moim zdaniem w historii czarownic odnajdujemy trochę nas same i problemy, z którymi musimy się mierzyć.
Historia czarownic jest naszą historią.
Bardzo podobne zdanie wypowiedziała w kontekście postaci wampira Maria Janion: "w historii wampirów odnajdujemy nas samych - patriarchalną rodzinę, mściwy patriotyzm, nasz stosunek do władzy". Myślę, że coś bardzo podobnego możemy powiedzieć o czarownicach. One podobnie jak inne "mroczne" postaci są stereotypowo kojarzone z czymś złym, demonicznym, jednak myślę, że fantastyczne w nich jest to, że dziś odkrywamy ich wielowarstwowość i niejednoznaczność. To, że nie pasują do naszego świata sprawia, że paradoksalnie dziś mogą stać się dla nas figurami emancypacji o czym zdaje się przypomina nam wiele artystek i artystów, których twórczością się zajmuję, ale to temat na inną rozmowę.
***
Dr Marta Kudelska Kuratorka, krytyczka sztuki. W kręgu jej zainteresowań znajdują się przede wszystkim relacje sztuki współczesnej z tradycją romantyczną (zainteresowania artystów wątkami magicznymi, grozy i ezoterycznymi), strategiami i praktykami kuratorów sztuki, młodą sztuką, ale także refleksją wokół instytucji sztuki, hauntologią i pamięcią. Członkini Sekcji Polskiej Międzynarodowego Stowarzyszenia Krytyków Sztuki AICA. Swoje kuratorskie projekty realizowała m.in. w Instytucie Polskim w Dusseldorfie, Centrum Sztuki Współczesnej Kronika w Bytomiu, Państwowej Galerii Sztuki w Sopocie, Art. Agendzie Novej w Krakowie, podczas Festiwalu ArtBoom, Bałtyckiej Galerii Sztuki Współczesnej w Słupsku, Galerii Dwie Lewe Ręce w Katowicach, Widnej w Krakowie. Pracuje w Instytucie Kultury na Uniwersytecie Jagiellońskim.
