"Kapelusze doni Nicanory" sposobem na chandrę

Przeczytałam tę książkę jednym tchem. Nie dlatego, że akcja była porywająca, ale polubiłam bohaterów i czytałam w napięciu trzymając kciuki, żeby wszystko ułożyło się po ich myśli.

Bo bohaterów książki nie da się nie lubić. Nawet Ci, którzy pretendują do miana czarnych charakterów nie są do końca czarni. W każdym znajdziemy coś do lubienia. Wady pokazywane są w sposób pobłażliwy, wręcz czuły. 

Czy bohaterowie są realni? Nie do końca. Moim zdaniem są przerysowani, a świat utworu w pewnym sensie bajkowy. Ale m.in. dlatego lubię ich jeszcze bardziej. Są ułomni i być może to też jest sympatiotwórcze.

Autorka ukazuje życie w małym, praktycznie odciętym od świata poprzez bagna miasteczku. Jest ono monotonne, nie zaskakuje, rzadko dzieje się coś spektakularnego, ale to zdaje się odpowiadać mieszkańcom. Są oni niechętni wszelkim innowacjom, nie chcą się rozwijać, poszerzać horyzontów. Niechęć do wiedzy pcha ich w ręce znachora zamiast lekarza. Większość czasu spędzają na plotkowanu i kłótniach, ale to nie przeszkadza im być wzbudzającymi sympatię czytelnika.

Tytułowa bohaterka słyszy w głowie głosy swoich przodków (a raczej przodkiń), dostaczających jej informacji na temat przyszłości. Ludzie z miasteczka nie wątpią w jej umiejętności.Wierzą też w potwora z bagien. Myślę, że akt ten można nazwać elementem ludowym w powieści. Swoisty dar Nicanory jest pewnego rodzaju "wąteczkiem" fantastycznym.

Lektura pozwala wierzyć w szczęśliwe zakończenia, napawa optymizmem, poprawia nastrój. Myślę, że to główny powód dla którego warto ją przeczytać. Ponadto pozwala spojrzeć na ludzi z przymrużeniem oka. Po przeczytaniu jej miałam więcej wyrozumiałości dla ludzkich dziwactw i nieprzeciętnych skłonności do podejmowania złych decyzji. 

Dla każdego, kto chce uwierzyć, że marzenia się spełniają.

Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas