Reklama

Adolf Dymsza: Łobuz namaszczony przez Boga

Król komików, który pod dowcipem nierzadko skrywał łzę.

Gdyby urodził się w Ameryce, zapędziłby w kozi róg Chaplina, Keatona i Lloyda razem wziętych - uważał Marian Hemar. Tadeusz Boy-Żeleński tak pisał o Adolfie Dymszy: "Pan Bóg niesprawiedliwy, zamiast rozdzielić to na dwóch - i to byłoby nieźle - aż tyle talentu dał jednemu »łobuzowi«". W sierpniu br. minęło 40 lat od śmierci najlepszego polskiego komika.

Mistrz ciętej riposty

Adolfem Dymszą i stworzoną przez niego postacią Dodka zachwycała się przedwojenna i powojenna Polska. Trudno się było oprzeć urokowi sympatycznego spryciarza i lumpa mówiącego gwarą warszawską, pełnego humoru i szczególnego rodzaju inteligencji. Zachowywał się przy tym elegancko, ze znajomością światowego savoir-vivre’u.

Reklama

W życiu prywatnym ciepły, pogodny, życzliwy. Był wspaniałym kolegą. Uwielbiał robić kawały i cieszył się przy tym jak chłopiec. Mówił krótkimi, urywanymi zdaniami. Obdarzony ogromnym poczuciem humoru, inteligencją i refleksem, celnie ripostował każdą wypowiedź. Na wymyślone przez Melchiora Wańkowicza słynne hasło reklamowe: "Cukier krzepi", odpowiedział: "A wódka jeszcze lepiej".

W środowisku aktorskim wciąż krążą opowieści dowodzące jego ogromnego poczucia humoru. Pewnego razu spacerował po Krupówkach z dziecięcymi nartami swojej wnuczki. Na pytanie: "Dlaczego ma pan takie małe deski?, odparł z powagą: "Bo ja na krótko". A po wojnie, gdy podczas pochodu 1-majowego wzniesiono okrzyk: "Niech żyje Armia Czerwona", dopowiedział: "... i Biała Podlaska!

Wielcy pisali dla niego teksty

Nazywał się Adolf Bagiński. Urodził się w Warszawie 7 kwietnia 1900 roku. Nie zdobył wykształcenia aktorskiego, skończył Szkołę Handlową im. Wawelberga. Zaczął pracować w kancelarii rejenta, ale ciągnęło go na scenę. Pierwszy raz stanął na niej w półzawodowym teatrze, gdy miał 17 lat. Potem był inspicjentem, suflerem, statystą w Mirażu, gdzie zagrał dużą rolę w zastępstwie chorego aktora. Swój talent zabawiania innych wykorzystywał także jako wodzirej na balach. Świetnie tańczył: wygrał 48-godzinny maraton tańca towarzyskiego w Cyrku Staniewskich na Ordynackiej.

W latach 20. zaczął występy w najsłynniejszym kabarecie warszawskim Qui Pro Quo. Potem bawił też publiczność w innych kabaretach: Banda, Rex, Cyganeria, Cyrulik Warszawski, Wielka Rewia. Teksty dla niego pisali m.in. Julian Tuwim, Antoni Słonimski i Jerzy Jurandot.

Dymsza umiał być nie tylko komiczny, ale i tragikomiczny. "W podanym przez niego dowcipie kryje się często łza" - pisał Karol Adwentowicz. Może dzięki temu Dodek z powodzeniem grał też w teatrach dramatycznych, np. Polskim i Narodowym. Na ekranie debiutował w okresie kina niemego w 1918 roku. Pierwszą większą rolę otrzymał w 1924 roku w filmie "Miłość przez ogień i krew". Potem grał m.in. w "Policmajstrze Tagiejewie", "Janku muzykancie", "Moralności pani Dulskiej".

Prawdziwie wielkie sukcesy zaczął odnosić dopiero, gdy pojawiło się kino dźwiękowe. Grał bardzo dużo - rok 1935, ze względu na sukces komercyjny filmów z jego udziałem, okrzyknięto nawet rokiem Dymszy. Do wybuchu wojny zagrał w kilkunastu filmach, m.in. "Romeo i Julcia" z Zulą Pogorzelską, "Każdemu wolno kochać", "Dwanaście krzeseł"- czeski film w duecie z czeskim komikiem Vlastą Burianem, "Antek Policmajster","Dodek na froncie", "Paweł i Gaweł", "Robert i Bertrand" z Eugeniuszem Bodo, i "Sportowiec mimo woli".

Siedział w kulisie i strugał kijek

Podczas okupacji, mimo zakazu wydanego przez władze konspiracyjnego ZASP-u Dymsza występował w jawnych, koncesjonowanych przez okupanta teatrzykach rewiowych. Ze sceny pozwalał sobie jednak na aluzje pod adresem Niemców, przyczynił się do wyrwania aktora Czesława Skonecznego z rąk gestapo. Ukrywający się Tadeusz Sygietyński znalazł schronienie u Dymszy. Mimo to po wojnie Komisja Weryfikacyjna ZASP-u zabroniła mu występów w teatrze do końca roku 1945, a na scenach warszawskich - do 1951 roku. Grał w łódzkich teatrach, m.in. Teatrze Syrena, który po kilku latach przeniósł się do Warszawy.

W stolicy Adolf Dymsza, po 5-letniej nieobecności, był witany entuzjastycznie. Po wojnie wystąpił m.in. w filmach: "Skarb", "Irena do domu", "Cafe pod Minogą" i "Nikodem Dyzma". W jednym z nich, "Sprawa do załatwienia", wcielił się w aż osiem diametralnie różnych postaci. Krytycy najwyżej ocenili jego rolę w filmie Janusza Nasfetera "Mój stary" z 1962 roku, gdzie zagrał wiekowego, schorowanego ojca, byłego cyrkowca, który po latach wraca z zagranicy. W 1970 roku Jan Łomnicki nakręcił film "Pan Dodek" oparty na przedwojennych rolach Dymszy. Zagrali w nim m.in. Lopek Krukowski i Wiesław Michnikowski, a w roli młodej dziennikarki wystąpiła Anita Dymszówna. Jedna z czterech córek aktora, które miał ze swoją jedyną żoną, tancerką Zofią Olechnowicz.

Pod koniec życia aktor zaczął tracić słuch, ale mimo to znalazł sposób, by grać. Na scenie z ruchu warg partnerów czytał, co mówią, i był taki świetny jak zwykle. Publiczność do końca go uwielbiała. W teatrze często widywano go, jak siedział na krzesełku i strugał kijek. Gdy kiedyś młody aktor go o to spytał, usłyszał: "Jak jutro umrę, to będziecie mówić: »A jeszcze wczoraj siedział w kulisie i strugał kijek«". Zmarł w wieku 75 lat w Domu Opieki w Górze Kalwarii.

Witold Sadowy

Życie na gorąco
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy