Amy Winehouse: Upadek gwiazdy
"Alkohol, bulimia, narkotyki. Nikt tego nie powstrzymał" - oskarża Asif Kapadia, reżyser nowego dokumentu o Amy. Czy zmarłą cztery lata temu gwiazdę można było ocalić?
"Druga część filmu nie jest o Amy. Jest o nas. O mieście (Londynie, w którym żyła Amy - przyp. red.), o mediach, o ludziach, którzy to oglądali i dobrze się bawili, którzy śmiali się z niej", mówi gorzko Asif Kapadia, twórca filmu "Amy". Brytyjscy recenzenci twierdzą, że po obejrzeniu jego dokumentu każdy poczuje się współodpowiedzialny za śmierć artystki.
Nie tylko jej otoczenie, ale też czytelnicy tabloidów, którzy obserwowali trwający kilka lat upadek piosenkarki. Nie da się ukryć, że był on spektakularny. Choć wiele gwiazd miało i ma problemy z uzależnieniami, żadna z nich nie dostarczała aż takiej pożywki mediom. Prasę obiegały zdjęcia zakrwawionej, brudnej Winehouse, pijanej do nieprzytomności.
Amy wiele razy kompromitowała się też na scenie. "Zdarza mi się, że nie mam pojęcia, co robię i co się ze mną dzieje. Całe dnie umykają mi z pamięci. (...) Jest mi wtedy wstyd", przyznała sama w jednym z wywiadów. Asif Kapadia daje do zrozumienia, że media, które cytowały takie wypowiedzi i donosiły o kolejnych ekscesach Winehouse, przyczyniły się do jej śmierci.
Jest też oburzony zachowaniem menedżera i organizatorów koncertów, którzy wpuszczali artystkę na scenę w stanie, w którym powinna raczej trafić do szpitala. Najsilniejsze oskarżenia padają jednak pod adresem ojca gwiazdy, Mitcha Winehouse’a. Kapadia przekonuje, że słowa przeboju "Rehab" to czysta prawda. "Próbują mnie wysłać na odwyk. Mówię: »Nie, nie, nie«. (...) Nie mam czasu, a mój tata uważa, że nic mi nie jest", śpiewała Amy i Kapadia uważa, że to prawda.
Sam Mitch nazywa reżysera "zakałą". Twierdzi, że przy montażu filmu wycięto część wywiadu, którego udzielił. W brakującej części miał powiedzieć, że tylko przez krótki czas nie widział potrzeby wysłania córki na odwyk. Ale reżyser upiera się, że Amy zawsze pisała w swoich piosenkach prawdę.
Film Kapadii zaczyna się w 1998 roku, gdy 14-letnia Amy udaje Marilyn Monroe podczas zabawy z kolegami. "Była cudownym dzieckiem - zawsze czymś zajęta, ciekawa wszystkiego", mówiła Janis Winehouse, mama Amy, w jednym z wywiadów. Dodała jednak: "Była pogodna, ale też nieśmiała. I nie było z nią łatwo. Przez większość jej życia wiedziałam, że muszę mieć na nią oko".
Matczyna kontrola nie na wiele się jednak zdawała, a Amy przysporzyła rodzinie zmartwień chociażby tym, że wyrzucono ją z prestiżowej szkoły Sylvia Young Theatre School. "Była bardzo zdolna, ale zawsze się obijała", skarżyła się pani Winehouse. Sama zainteresowana wyznała za to z typową dla siebie rozbrajającą szczerością: "Nie jestem zbyt ambitna".
Przerwana nauka nie przekreśliła szans na karierę sceniczną. Przyjaciel Amy, Tyler James, wysłał jej demo do wytwórni i w ten sposób 16-letnia Winehouse podpisała pierwszy kontrakt płytowy. Wydany w 2003 roku album "Frank" sprzedał się dobrze i zebrał prestiżowe nagrody. Międzynarodowa sława przyszła trzy lata później wraz z płytą "Back to Black".
Niestety, niedługo później Amy zyskała też sławę osoby uparcie dążącej do samozagłady. Kilkakrotnie otarła się o śmierć z powodu przedawkowania środków odurzających, trafiła do aresztu za posiadanie narkotyków i stała się bohaterką najbardziej toksycznego związku dekady.
Wielu uważa zresztą, że to właśnie przez ten związek Amy stoczyła się na dno. Ojciec artystki nazwał jej ukochanego Blake’a Fieldera-Civila "najnędzniejszą gnidą, w jaką Bóg tchnął życie". A sam Blake przyznał po śmierci Amy: "To ja uzależniłem ją od narkotyków".
Poznali się w barze, jeszcze zanim wydała debiutancką płytę. Fielder-Civil był chłopcem na posyłki w wytwórni muzycznej. Przez następnych kilka lat wciąż rozstawali się i wracali do siebie. W 2007 roku wzięli szalony ślub, na który nie zaprosili nikogo z rodziny. Amy mówiła potem: "Wiem, że mam talent, ale nie przyszłam na ten świat, by śpiewać. Jestem tu, by zostać żoną i matką, by troszczyć się o swoją rodzinę".
Takie wyznanie brzmiało wręcz zabawnie w ustach osoby, która krótko po ślubie brutalnie pobiła małżonka. "Bywam agresywna, zwłaszcza jeśli jestem nieszczęśliwa. Ale poza tym jestem idealną partnerką", mówiła w jednym z wywiadów artystka, a w listach do Blake’a pisała: "Zawsze byłeś moją inspiracją. Bez ciebie nie mogę tworzyć. Wszystko, co mam, zawdzięczam tobie. Jesteś moją muzą z penisem".
Ich chora relacja przetrwała nie tylko sławetną bójkę, ale też pobyt Blake’a w więzieniu, zdrady, których obydwoje się dopuszczali, i wreszcie rozwód. Nawet po nim ojciec Amy przyłapał parę w łóżku. Bez wątpienia Fielder-Civil był jedną z osób, które miały najgorszy wpływ na artystkę.
Dziś mąż Amy próbuje się bronić, zrzucając winę na jej ojca. Przekonuje, że to przez Mitcha po raz pierwszy sięgnęła po antydepresanty, bo bardzo przeżyła jego wyprowadzkę z domu. Mitch i Janis Winehousowie rozwiedli się, gdy ich córka miała dziewięć lat. Według Chloe Govan, autorki książki "Amy Winehouse - The Untold Story" piosenkarka chciała sobie wtedy odebrać życie. Słowa Blake’a potwierdziła mama gwiazdy, która już wiele lat temu narzekała, że Mitch nie poświęcał dość czasu córce.
"Ludzie mówią, że w piosenkach Amy jest dużo złości. Myślę że w dużej mierze to dlatego, że w dzieciństwie brakowało jej ojca. On teraz stara się to nadrobić i spędza z nią dużo czasu, ale to jest coś, co powinien był robić wtedy".
Czy jednak sama matka była bez winy? W tym samym wywiadzie w makabryczny sposób żartowała z problemów dziewczyny. Wspominała, jak w dniu, w którym dowiedziała się, że córka wyleciała ze szkoły, musiała też pojechać do weterynarza, by uśpić kota. "Dzisiaj żartuję, że trzeba było uśpić Amy i zostawić kota", powiedziała. Czy takie słowa nie dziwią w ustach kochającej matki, nawet jeśli jest oburzona zachowaniem dziecka? Zapewne wtedy, w 2007 roku, Janis Winehouse wciąż nie myślała, że może stracić Amy.
Piosenkarka jednak konsekwentnie dążyła do samozatracenia. "Ból sprawia, że wiem, że żyję. Jeśli jesteś gotów cierpieć w imię czegoś, to znaczy, że to nie jest ci obojętne, że nie dotknęła cię apatia", mówiła w wywiadach ku przerażeniu rodziny i fanów.
Wkrótce jej organizm wyniszczony przez używki i bulimię zaczął się poddawać. Winehouse zachorowała na gruźlicę, cierpiała też z powodu arytmii. "W każdej chwili może umrzeć", alarmowały światowe media. Jednak ona zmarła trzy lata lata później, w momencie, w którym wydawało się, że odzyskuje zdrowie i wychodzi na prostą. Choć jej występy wciąż były wielkimi porażkami, próbowała nagrywać nowe piosenki - nawiązała współpracę z legendą jazzu Tonym Bennettem.
Uwolniła się od Blake’a i związała z Regiem Travisem, reżyserem, który pomagał jej wyjść z uzależnienia od narkotyków i, jak przekonywał Mitch Winehouse, robił to skutecznie. "Była czysta od trzech lat. Właśnie dlatego tak trudno pogodzić się z jej śmiercią. Naprawdę radziła już sobie tak dobrze", rozpaczał ojciec Amy. Badania toksykologiczne potwierdziły jego słowa, ale udowodniły też, że Amy wcale nie wygrała z nałogami. Umarła na skutek zatrucia alkoholem (miała we krwi aż 4 promile).
Choć nagrała zaledwie dwie płyty, stała się legendą. Jej biografia i muzyka wciąż wywołują wielkie emocje. Niewątpliwie przyczynia się do tego Mitch Winehouse. Ojciec gwiazdy założył fundację imienia Amy pomagającą m.in. osobom uzależnionym od narkotyków, napisał też książkę "Amy. Moja córka" pełną intymnych szczegółów z ich wspólnego życia. Wspomina w niej, jak walczył, by wyrwać dziewczynę ze szponów nałogu, co obejmowało nie tylko znajdowanie dla niej kolejnych lekarzy, ale też bójki z dilerami.
Warto zwrócić uwagę na to, że pan Winehouse, który większość życia pracował jako taksówkarz, po śmierci Amy nie wrócił do zawodu. Nagrał za to kolejną płytę (pierwszą udało mu się wydać jeszcze pod koniec życia córki) i koncertuje. Wykorzystał więc sławę swojego dziecka. Już samo to daje do myślenia, czy reżyser dokumentu "Amy" nie ma racji, przekonując, że artystkę zawiedli bliscy...
Agnieszka Niedek
SHOW 15/2015