Borys Szyc i Sonia Szyc: Ten film stał się dla nas obojga terapią
Dla niej występ w filmie „Miało cię nie być” to ekranowy debiut, dla niego – kolejny projekt w bogatej karierze aktorskiej. Trudno jednak powiedzieć, które z nich miało większą tremę – Sonia Szyc, bo zagrała pierwszy raz, czy Borys Szyc, który po raz pierwszy pracował na planie z własną córką. Nam mówią, ile prawdy o swojej relacji pokazali na ekranie, jak wspólna praca wpłynęła na ich życie, czego dowiedzieli się o sobie nawzajem i kto komu załatwił rolę w tym filmie.
PAP Life: Borys, w filmie "Miało cię nie być" grasz ojca, który przez wiele lat miał bardzo słaby kontakt z córką Ryfką. Nagle ona zjawia się u niego i potrzebuje pomocy, co prowadzi do uwolnienie różnych, często skrajnych emocji. Ryfkę zagrała twoja prawdziwa córka, Sonia. Ile jest ciebie i Soni, waszej prawdziwej relacji w tym, co widzimy na ekranie?
Borys Szyc: - Cóż, ja i Sonia też nie mieszkaliśmy razem, ona trochę była ze mną, ale głównie jednak ze swoją mamą. Nigdy jednak nie straciliśmy ze sobą kontaktu, tak jak jest w przypadku Michała i Ryfki. To jest fikcja filmowa. Nasza relacja z Sonią nigdy też nie była aż tak burzliwa. Czasem zdarzały się jakieś spięcia, nieporozumienia, ale myślę, że jednak było w niej dużo więcej spokoju. Gdy mieliśmy scenę, kiedy wykrzykujemy na siebie, bluźnimy, to potem mówiliśmy z Sonią, że nam się to w życiu nigdy nie przytrafiło. Ale myślę, że zagranie takich trudnych, emocjonalnych scen coś dobrego zrobiło naszej relacji w prawdziwym życiu, oczyściło jakieś trudniejsze emocje, które na pewno między nami były. Dzięki temu, że mieliśmy napisany tekst i mogliśmy odbyć między sobą taką psychodramę, poczuliśmy się lżej. Po nakręceniu filmu roześmialiśmy się i przytuliliśmy. W ogóle te trzydzieści wspólnie spędzonych dni zdjęciowych sprawiło, że weszliśmy z Sonią na inny poziom relacji - trochę tak jak w tym filmie. Zobaczyliśmy się w innym świetle.
A czego dowiedzieliście się o sobie nawzajem?
Borys: - Zrozumiałem, że Sonia jest już dorosła. Zobaczyłem w niej młodą, dojrzałą kobietę. Rodzicowi bardzo trudno jest uchwycić ten moment przejścia dziecka z dzieciństwa do dorosłości. Kontakt z małym dzieckiem jest paradoksalnie łatwiejszy, ponieważ masz do dyspozycji maskę rodzica, który wie lepiej. Głównie koncentrujesz się na tym, żeby spędzić razem fajnie czas, dostarczyć jakichś atrakcji. A dojrzałe życie polega na tym, że są nie tylko miłe chwile, mierzysz się z jakąś prawdą. Musisz pokazać siebie prawdziwego i zbudować na nowo relację ze swoim dzieckiem.
Sonia Szyc: - Razem pracowaliśmy, razem zarabialiśmy pieniądze, w cały projekt było zaangażowanych dużo osób, a to wszystko wiązało się z odpowiedzialnością. Tata pozwolił mi na bycie dorosłą osobą. Doświadczałam wszystkiego po swojemu i to było bardzo fajne przeżycie. Nasza relacja stała się bardziej przyjacielska. Nigdy wcześniej nie spędziliśmy ze sobą tak dużo czasu, ponad miesiąc dzień w dzień, od rana do wieczora. Tak naprawdę zawsze mieszkałam tylko z mamą, więc to było dla mnie pewne zaskoczenie cały czas być z tatą. Jesteśmy teraz ze sobą bliżej.
Borys: - Sonia trzy lata temu przeprowadziła się ze swoją mamą do Katowic. Z tego powodu plan zdjęciowy został przeniesiony tam. Wreszcie zobaczyłem te wszystkie miejsca, w których ona spotyka się ze swoimi znajomymi, poznałem jej przyjaciół. Dla mnie to było niezwykle ważne. Część jej znajomych przewinęła się w tym filmie jako statyści. Myślę, że dla Soni to też było ciekawe doświadczenie, że oni mogli w tym uczestniczyć i zobaczyć kawałek jej życia.
Zobacz również: Khloe Kardashian pokazała efekty treningów na siłowni
Jako filmowy ojciec stajesz przed dużym wyzwaniem - nagle dowiadujesz się, że twoja córka jest w ciąży i chce dokonać aborcji. Nie bałeś się tak trudnego tematu?
Borys: - Nie, bo to jest jeden z tych tematów, które budzą ogromne zainteresowanie. Oczywiście nadal uwielbiamy zmyślone światy, jak na przykład u Tima Burtona. Sonia kocha ten rodzaj filmów i wyobraźni. Myślę jednak, że w kinie nadszedł czas na historie, które są blisko życia. Widać to choćby po popularności dokumentów na Netflixie. Nasz film zachęca do ważnych dyskusji: co się dzieje z młodą kobietą, która zachodzi w ciążę i jest pozostawiona sama sobie? Zewsząd dostaje tylko tysiące nakazów i zakazów, a tak naprawdę wszyscy wokół umywają ręce. Ona żyje w strachu i w wielkich emocjach, nie wie, co ma dalej zrobić, bo przecież taka siedemnastolatka nie jest jeszcze dorosła i potrzebuje wsparcia.
Prywatnie rozmawiacie ze sobą na trudne tematy?
Borys: - Odbyliśmy rozmowy o dojrzałym życiu, współżyciu, o tym, żeby się zabezpieczać, jakie są choroby itd. Choć nie mogę powiedzieć, że często poruszaliśmy te tematy, bo choć z jednej strony zdawałem sobie sprawę, że Sonia dorasta, to tak naprawdę zrozumiałem to właśnie podczas kręcenia filmu. To był dla niej niesamowity rok - skończyła liceum, zdała maturę, zrobiła film i dostała nagrodę na MasterCard Off Camera Festival w Krakowie za najlepszy debiut aktorski. A teraz ten film jest w kinach.
Czy to prawda, że ty jej tę rolę załatwiłeś?
Borys: - Nie, było zupełnie odwrotnie. To ona załatwiła rolę mi.
Jak to?
Borys: - Reżyser Kuba Michalczuk zwrócił się do mnie za pośrednictwem producenta Kuby Kosmy z prośbą o namiar na Sonię. Zobaczyli nas na wspólnym filmiku, kiedy razem śpiewaliśmy "Shallow" Lady Gagi i Bradleya Coopera. To było na koniec ósmej klasy Soni, ktoś nas nagrał i wrzucił na Facebooka. Postanowili zaprosić Sonię na casting. Wcale nie podskoczyłem z radości, że ktoś się dobija do mojej córki. Jak mało kto znam środowisko filmowe i na początku pojawił się we mnie bunt, żeby moje dziecko było angażowane w jakiś film. Nie wiedziałem w ogóle, o czym jest film, co to za scenariusz. Później się okazało, że w tej historii oprócz młodej dziewczyny jest też jej ojciec. Jego rola była marginalna, wszystko koncentrowało się na dziewczynie i na tym, jak sobie poradzi z niechcianą ciążą. Dopiero potem Kubie Michalczukowi zaświtał pomysł, żeby użyć nas obojga. Wtedy scenariusz został pod nas zmieniony i rola ojca rozbudowana.
Soniu, a jak zareagowałaś, kiedy tata powiedział, że szukają dziewczyny w twoim wieku do filmu?
Sonią: - Powiedziałam, że spróbuję. Jestem z natury dość nieśmiała, zamknięta w sobie, ale czasem też lubię rzucać się na głęboką wodę. To jest ciekawe doświadczenie, żeby sobie samemu postawić jakieś wyzwanie. Byłabym zła na siebie, gdybym przynajmniej nie spróbowała i nie poszła na casting, żeby zobaczyć, jak to jest. Nie miałam wielkich oczekiwań. Wszystko potoczyło się bardzo szybko, byłam akurat w Warszawie u znajomych, szybko nauczyłam się scenki, poszłam na zdjęcia próbne. Tydzień później tata zadzwonił, że będziemy razem grać w filmie.
Nie baliście się tego wyzwania?
Borys: - Oczywiście, że się stresowałem, pewnie bardziej niż Sonia. Nie miała żadnego doświadczenia aktorskiego, nigdy też specjalnie ją do grania nie ciągnęło.
Sonia: - To prawda, żadnej szkoły aktorskiej nie ukończyłam, zresztą w moim wieku to byłaby niemożliwe. Natomiast od małego bywałam z tatą na planach filmowych. Co prawda przeważnie się nudziłam i czekałam na obiad, ale trochę też tatę obserwowałam. Myślę, że podświadomie pewne niuanse tego zawodu poznałam.
Udzielałeś czasem rad Soni, jak powinna grać?
Borys: Sonia miała tak świetną relację z reżyserem Kubą Michalczukiem, że właściwie wszystkie sprawy aktorskie, artystyczne oddałem w jego ręce i w ogóle się nie wtrącałem. Zresztą od początku widziałem, że Sonia ma instynkt i że sobie poradzi. Chciałem tylko, żeby szła za tym instynktem. Czasem dawałem jej jedynie jakieś techniczne uwagi, gdzie trzeba stanąć, co się dzieje, jak zmienimy jeden obiektyw na inny, jak wtedy będzie wyglądać jej twarz itp.
Sonia: Tata zdradził mi różne triki, na przykład, że pewne sceny kręci się inaczej, a widz potem widzi je inaczej. Sceny omawialiśmy zawsze rano w czasie robienia make-upu, przy okazji słuchając muzyki, tańcząc.
Dużo improwizowaliście w czasie kręcenia scen?
Borys: - Improwizowaliśmy w czasie prób czytanych i wtedy też zmienialiśmy trochę tekst pod siebie. Kuba prosił nas, przede wszystkim Sonię, że jeśli jakiekolwiek dialogi jej nie leżą, to żeby je przekładała na swój język, żeby wyszło jak najbardziej naturalnie. Było parę takich scen w tym filmie, jak na przykład kłótnia po wizycie u doktora. Kuba powiedział wtedy: "Niech was poniesie" i tam faktycznie trochę improwizowaliśmy. Później, kiedy już mieliśmy szkielet tej sceny, to staraliśmy się ją tak powtarzać, żeby w montażu mniej więcej się to zgadzało. Ale i tak z tą sceną najwięcej walczyliśmy. Bo jeden dubel był w pełnym słońcu, a kolejny w kompletnym cieniu. Musieliśmy więc kombinować, coś tam dogrywać, ale to też była zabawa.
Sonia: - Postawiłam na spontaniczność i szczerość. Kiedy są mocniejsze sceny, to moje emocje w jakiś sposób po prostu się uwolniły. To trudne do wytłumaczenia, ale tak się działo.
Co dla ciebie Soniu było najtrudniejsze w tym filmie?
Sonia: Najtrudniej było mi się otworzyć. Nagle znalazłam się w tak dużym gronie nieznanych mi osób, miałam kamerę blisko twarzy, bo w naszym filmie są bardzo bliskie kadry. To jest coś, czego nie doświadczyłam wcześniej. Dlatego musiałam przejść przez pewien proces, ale dość szybko zaczęłam się czuć komfortowo z naszą świetną ekipą. Na pewno pomogły mi w tym moje rozmowy z Kubą, ale też i z tatą. W jakimś sensie ten film stał się dla nas obojga terapią. Mogliśmy na siebie pokrzyczeć, bardziej pokazać emocje, które wykorzystaliśmy do konstruowania naszych postaci. Parę rzeczy sobie wyjaśniliśmy, nie kłócąc się realnie, tylko w czasie odgrywania scen.
Na końcu filmu pojawiają się prywatne nagrania z Sonią, która ma 4-5 lat. Dlaczego postanowiłeś podzielić się nimi z widzami?
Borys: Przydarzyła nam się niezwykła sytuacja, bardzo rzadka, że gram ze swoją córką w filmie. Wiemy o sobie rzeczy, których nie wie nikt. Myślę, że w kinie jest takich duetów na palcach jednej ręki, najbardziej znany to chyba Jane Fonda i Henry Fonda w oscarowym filmie "Nad złotym stawem". Mam w swoim domowym archiwum takie niesamowite materiały z kilkuletnią Sonią. Sadzałem ją przed kamerą i pytałem, co to jest miłość, co to jest przyjaźń, co to jest zaufanie. Takie ważne pytania, na które często dorośli nie wiedzą do końca, jak odpowiedzieć. Byłem ciekaw, co małe dziecko będzie mi mówić. Powstała z tego przepiękna pamiątka. Kiedy przeczytałem scenariusz "Miało cię nie być", poszedłem do Kuby i mu je pokazałem: "Zobacz, jaki mam tutaj diament". Oczy mu się zaświeciły i zaczął myśleć, w jaki sposób można to włączyć do filmu. Została dopisana cała nowa scena ze wspólnym śpiewaniem - to, że ja ją kręcę, po to, żeby przygotować grunt pod ten prawdziwy filmik, który się pojawia na końcu. Na puentę Kuba wybrał fragment, kiedy Sonia wymienia osoby, które kocha, na koniec dodając: "I kocham siebie". Nawet dziś, po latach mnie to wzrusza.
Na Festivalu MasterCard Off Camera Sonia za rolę Ryfki dostała nagrodę za najlepszy debiut aktorski. Chciałbyś, żeby córka poszła w twoje ślady?
Borys: - Sama zdecyduje, co będzie robić. Wiem, że na pewno chce się zajmować sztuką. Od dawna śpiewa, chciałaby kształcić się w dziedzinie muzyki, wybiera się na Akademię Muzyczną na wokal. Na razie to są jej plany, natomiast nie wyklucza, że jeżeli będą jej się przydarzać jakieś propozycje aktorskie, to będzie grać w filmach. Zresztą te dziedziny sztuki się przeplatają. Często piosenkarze, choćby Justin Timberlake czy Harry Styles.
Soniu, polubiłaś aktorstwo?
Sonią: - Jestem na tyle młoda, że chcę jeszcze różne rzeczy sprawdzić, jak najwięcej doświadczać. Zawsze jednak bardziej niż do aktorstwa ciągnęło mnie do muzyki. To był mój plan od dzieciństwa. Ale nie wykluczam, że będę grać w filmach, bo mi się to spodobało. Jeśli się trafi okazja, to z chęcią skorzystam. Na razie zrobiłam sobie rok przerwy, chcę zrealizować kilka pomysłów, wyjechać na jakiś czas zagranicę.
Granie w filmach to też wystawianie się na oceny. Ty jesteś do tego przyzwyczajony. Nie bałeś się, że Sonia ściągnie na siebie uwagę, może też krytykę? I nie wiadomo, jak sobie z nią poradzi.
Borys: - Nadal się tego boję. Hejt jest teraz wszechobecny, to w ogóle jest jakieś niezwykłe zjawisko, że ludzie wylewają swoje frustracje na innych, zupełnie nie będąc świadomym, że opluwając kogoś, pokazują wszystkie swoje kompleksy i słabości. Sonia przeżyła zderzenie ze ścianą hejtu, kiedy raz weszła na słynną stronę zajmującą się plotkami. Naiwnie myślała, że te dwa tysiące komentarzy będą o tym, jak jej dobrze poszło. A tam skrytykowano wszystko, zaczynając od jej gry w filmie, którego nikt nie widział, a na wyglądzie kończąc. Moja rada dla niej była taka - nigdy tam nie wchodź i nie czytaj. Teraz ma te strony zablokowane, sama to zrobiła, żeby jej nie kusiło zajrzeć. To jest dosyć drastyczna część dojrzewania w tym zawodzie. Oczywiście będę ją wspierał w każdym momencie. Chyba mało kto przeżył tyle bojów z tymi mediami co ja, więc już jestem weteranem. Zawsze będę jej pomagał, ale nie przeżyję tego za nią. Sonia sama musi stawić temu czoła i znaleźć sobie swoją metodę obrony.
Sonia: - Tak naprawdę od zawsze czułam ciężar nazwiska. Miałam świadomość, że cokolwiek bym nie zrobiła w dziedzinach artystycznych - czy to będzie śpiew, czy film - to i tak będę oceniana jako córka Borysa Szyca a nie Sonia Szyc. To mnie szczególnie uderzyło, kiedy pojawiła się pierwsza informacja, że razem gramy w filmie. Pisano, że pewnie tata mi załatwił, że to nepotyzm itd. Zostałam mocno skrytykowana i to nie było dla mnie łatwe. Ale później porozmawiałam z rodzicami, którzy mi wytłumaczyli, że niestety każdego w tej branży to dotyka. Nie da się wszystkim dogodzić.
Ale mimo tego nie żałujecie, że zagraliście razem w tym filmie?
Borys: - Absolutnie nie. To doświadczenie, którego nikt nam nie odbierze.
Sonia: - Pięknie, że nam się to przydarzyło.
Rozmawiała Izabela Komendołowicz-Lemańska (PAP Life)