Kazimierz Kaczor: Król życia
Przez lata właśnie tak o sobie myślał. Wielka popularność i uwielbienie Polaków nie przewróciły mu jednak w głowie. Dziś świętuje 75. urodziny i wciąż realizuje swoje pasje.
Jakiś czas temu na pytanie, jakim jest człowiekiem, odpowiedział bez zastanowienia: "Myślę, że wesołym i serdecznym, przynajmniej mam nadzieję, że tak jest, ale to pozostawić muszę ocenie mojej rodzinie i przyjaciołom. Na pewno bardzo pogodnym. Namiętnie czytam książki i jestem fanem gier komputerowych". Wydawać by się mogło, że aktor prowadzi całkiem zwyczajne życie. Nic bardziej mylnego - jego biografia z pewnością nie jest zwyczajna.
Aktor z przypadku
Przyszedł na świat w Krakowie, 9 lutego 1941 roku, podczas niemieckiej okupacji. Był jedynakiem, oczkiem w głowie Antoniego i Anieli Kaczorów. Czasy były trudne i rodzicom nie udało się uchronić małego Kazia przed traumą wojny.
"Ja jeszcze pamiętam wojnę... Moje pierwsze wspomnienie jest jednym z najbardziej przejmujących. Wiąże się przyjściem Niemców po mojego ojca Antoniego, który się wówczas ukrywał. To był jakiś 1944 rok, miałem trzy lata. (...) Gdy przyszli po ojca, był właśnie w domu. Razem ze Staszkiem, synem Tarsów, schował się w sypialni pod łóżkiem. Niemcy weszli do kuchni. Pani Tarsina i moja mama Aniela przyjęły ich jakąś wódką i zakąską. Zwyczajnie chciały odwrócić ich uwagę, sprawić, by do tej sypialni nie zaglądali. Poskutkowało, choć nie do końca, bo po jakimś czasie rzucili: »Nie ma Antoniego, to bierzemy panią«. I zabrali matkę. Te obrazki mam przed oczami do dziś: pierwszy, gdy wchodzili do domu przez werandę, co widziałem na ukos przez okno, i drugi, gdy mama postawiła nogę na taborecie i zapinała sobie kapce. Jako że jej w tym pomagałem, pamiętam, że drżały jej ręce. Byłem bardzo wystraszony... Wszystko skończyło się jednak szczęśliwie. Dwa czy trzy dni później mama została wypuszczona", opowiada w książce "Kazimierz Kaczor. Nie tylko polskie drogi".
Pomimo licznych przeszkód rodzice zadbali o edukację syna, jednak nie podejrzewali, że będzie chciał zostać aktorem. Postanowił zdawać do szkoły teatralnej, niestety nie udało mu się do niej dostać. Niewiele myśląc, złożył papiery do Wyższej Szkoły Rolniczej, którą rzucił po półtora roku. W międzyczasie pracował jako magazynier w krakowskim Przedsiębiorstwie Budownictwa Przemysłowego. W 1959 roku zaczęła się jego przygoda z teatrem.
"Wyczytałem gdzieś, że Krakowski Teatr Lalek Groteska poszukuje kandydatów do zawodu aktora lalkarza. Zgłosiłem się, zdałem co trzeba i zostałem przyjęty. Dziś myślę, że głównie dlatego, że byłem jedynym kandydatem (śmiech). Zacząłem pracować jako aktor, a także maszynista, czyli człowiek, który zmienia dekoracje", opowiadał w jednym z wywiadów. Szybko jednak okazało się, że jest stworzony do zawodu aktora.
Popularność i kobiety
"Koledzy mówili, że skoro tak dobrze sobie radzę, powinienem iść do szkoły aktorskiej. Poszedłem, złożyłem papiery na wydział lalkarski, po czterech latach obroniłem magistra", dodaje. W 1965 roku ukończył Państwową Wyższą Szkołę Teatralną im. Ludwika Solskiego w Krakowie i dostał angaż w Starym Teatrze. Dwa lata później zagrał epizod w "Stawce większej niż życie", wtedy jednak jego kariera nie ruszyła z kopyta.
Za to prywatnie działo się dużo. Był po rozwodzie z żoną Anią i ponownie wziął ślub. "Moją drugą żoną została Joanna Chlebowicz, piękna pani z krakowskiej telewizji, którą poznałem, grając w spektaklach Teatru Telewizji. Wprowadziliśmy się razem do mieszkania aktorskiego na najwyższym piętrze Starego Teatru, a po jakimś czasie stwierdziliśmy, że się pobierzemy - głównie dlatego, że po ślubie telewizja przydzielała swoim pracownikom większe lokale. Nasze nowe mieszkanie znajdowało się przy ulicy Słomianej. Zajmowałem je króciutko, gdyż w tak zwanym międzyczasie, w 1973 roku, postanowiłem przenieść się do Warszawy. Nasze małżeństwo przeżywało już wtedy kryzys, ale przyrzekliśmy sobie, że jeśli znajdę coś fajnego w stolicy, spróbujemy tam raz jeszcze. Nic z tego nie wyszło, gdyż w pierwszych spędzonych tam latach głównie się tułałem po różnych wynajmowanych pokojach", wspomina w swojej książce.
Przeprowadzka do stolicy bardzo mu się opłaciła, bo właśnie wtedy zaczął grać w filmach i serialach. W 1976 roku dostał swoją pierwszą dużą rolę, dzięki której stał się rozpoznawalny. Zagrał Leona Kurasia w serialu "Polskie drogi". "Miałem świadomość popularności i nawet pamiętam, kiedy się to rozpoczęło. Gdy w sobotę leciał pierwszy odcinek, byłem jeszcze nierozpoznawalny, a w niedzielę zacząłem czuć na sobie spojrzenia przechodniów", wyznał w jednym z wywiadów. Od tego momentu jego życie się zmieniło. Czuł się królem życia. Dużo imprezował i przesiadywał w Klubie Aktora.
"Co mieliśmy wtedy robić? W telewizji były dwa programy, poza tym nic. Mało kto miał samochód czy telefon, wsiadaliśmy więc do autobusu i jechaliśmy albo szliśmy bezpośrednio po spektaklu. W ten sposób byliśmy królami życia. Bezkarnie mogliśmy się troszkę napić, czasem trochę więcej niż troszkę, a potem wsiadaliśmy w taksówkę i do domu. Powiedzmy, że miewało się silne pociągi do picia. Zdawałem sobie jednak sprawę, że jeśli w pewnym momencie przekroczę pewną granicę, odetnie mnie to od zawodu", dodał.
Wciąż aktywny
Później kariera potoczyła się już błyskawicznie. Kolejne role, a wśród nich ta w serialu "Jan Serce", dzięki której zdobył uwielbienie milionów Polek. Kaczor jednak już wtedy był zakochany w obecnej żonie Bożenie Michalskiej. To właśnie z nią wybrał się w romantyczną podróż za ocean.
"Na początku lat 80. wybraliśmy się z żoną do Stanów. Wypożyczyliśmy samochód, którym przez dziewięć miesięcy dwukrotnie przejechaliśmy w poprzek cały kraj", powiedział w jednym z wywiadów.
Owocem ich miłości są dwie córki: Agnieszka i Katarzyna.
Z żoną dzieli też swoją największą pasję - żeglarstwo, które łączyło ich od samego początku znajomości. "Jestem zapalonym żeglarzem, podobnie jak moja żona i dwie córki. Mam stopień kapitana, pełnię służbę oficerską na Pogorii i opłynąłem już prawie cały świat, włącznie z Kubą, Wyspami Dziewiczymi, Portoryko, Grenadą czy Florydą", dodaje Kaczor. To jednak nie kolidowało z pracą aktora. Co chwilę pojawiał się w kolejnych filmach czy serialach, a w 1996 roku został prezesem Związku Artystów Scen Polskich. Niestety jego prezesura skończyła się wielką aferą, która dotyczyła zarządzania pieniędzmi związku. Sprawa znalazła swój finał w sądzie, a aktor w 2002 roku pożegnał się ze stanowiskiem.
W czasie prezesury prowadził też teleturniej "Va Banque" w TVP2. Potem grał w serialu "Złotopolscy", "Hela w opałach", a ostatnio w filmie "Układ zamknięty".
Mimo 75. urodzin aktor nie zamierza zwalniać tempa i lada moment zobaczymy go w nowej produkcji. "Kiedy przygotowywałam się do produkcji serialu »Druga szansa«, bardzo chciałam zaangażować pana Kazimierza. Zadzwoniłam do niego (znaliśmy się już z planu »Heli w opałach«, który też produkowałam) i spytałam się, czy zagrałby ojca Mai i Małgosi. Po przeczytaniu scenariusza pan Kazimierz zgodził się, ale od razu spytał, dlaczego ma tak mało do zagrania", śmieje się w rozmowie z SHOW Dorota Kośmicka-Gacke, producentka nowego serialu TVN "Druga szansa".
"Specjalnie dla niego w »Drugiej szansie« wnuczka pana Kazimierza ma na imię Kalinka. Tak samo na imię miała przecież miłość życia Jana Serce, kobieta, której szukał przez wszystkie 13 odcinków. Dla moich najmłodszych aktorów, pan Kazimierz jest największym wzorem. Magda Berus i Maciek Musiałowski bardzo uważnie słuchają wszystkich jego wskazówek. Dla nich to największe aktorskie doświadczenie", dodaje.
Magdalena Makuch
SHOW 3/2016