Macademian Girl: Nowe rewiry
Ta dziewczyna kocha wyzwania. Po tanecznym, podjęła kolejne, tym razem aktorskie. Co jeszcze ma w zanadrzu? Będziecie zaskoczeni!
Kiedy się ostatnio spotkałyśmy, zaczynałaś przygodę z "Pytaniem na Śniadanie". Czujesz się już pewnie w roli prezenterki?
- Bardzo! Uwielbiam tę pracę, sprawia mi ogromną radość. Dzięki temu programowi wciąż się rozwijam i uczę warsztatu dziennikarskiego, przydatnego np. podczas prowadzenia gal. Często dostaję sygnały zarówno od widzów, jak i od produkcji, że duet, który stworzyliśmy z Robertem El Gendym się podoba.
Masz na koncie wpadki?
- A kto nie ma? Na początku mnie paraliżowały. Byłam zła na siebie, że gdzieś się pomyliłam, nie mogłam sobie tego wybaczyć. Robert nauczył mnie wrzucać na luz, bo przecież jesteśmy tylko ludźmi i każdy może się pomylić. Widzowie to rozumieją. Więc jeśli coś takiego się teraz zdarzy, po prostu z uśmiechem dalej robię swoje. Wierzę, że widzowie nie chcą oglądać nieomylnych robotów, tylko ludzi z krwi i kości. Mam wrażenie, że te drobne wpadki dodają naszemu duetowi uroku.
Co ci dał udział w "Tańcu z Gwiazdami"?
- Nigdy nie mierzyłam się z takim wyzwaniem i szczerze mówiąc, nie sądziłam, że dam radę trenować dzień w dzień po sześć, siedem godzin. Nie przypuszczałam, że moje ciało jest w stanie czemuś takiemu sprostać. Nauka czegoś nowego to było jedno, ale wyjście przed 3 miliony widzów i zatańczenie, to już zupełnie inna bajka (śmiech). To niesamowite, że człowiek jest w stanie tak bardzo zmienić swoje ciało i w tak krótkim czasie nabyć nowe umiejętności, a do tego jeszcze opanować ogromny stres i czerpać z tego przyjemność.
- Mimo że bywało potwornie ciężko, pokochałam taniec. I dzisiaj nie wyobrażam sobie już bez niego życia. Nie miałam nawet tygodnia przerwy od tańczenia. Tuż po programie zapisałam się na zajęcia i teraz trenuję każdego dnia - głównie hip hop i taniec współczesny. Nie chcę z tańca rezygnować, bo on stał się częścią mnie i zdominował moje życie.
Kobiecość to twój znak rozpoznawczy. Kiedy czujesz się najbardziej kobieco i zmysłowo?
- Teraz - codziennie. Uważam, że kobiecość to nie kwestia stroju, tylko dobrego czucia się we własnej skórze i akceptowania siebie takiej, jaką się jest. Ze wszystkimi niedoskonałościami, bo wszystkie je mamy, nawet Anja Rubik i Adriana Lima. To nas czyni ludźmi. Dziś kobiety żyją pod ogromną presją. Wymaga się od nas, byśmy były perfekcyjnie aż do przesady, przez co coraz więcej kobiet wygląda jak klony. Dziewczyny upodabniają się do siebie, bo wszystkie chcą wpisać się w te same wyśrubowane, nierealne normy. Pracując w show-biznesie, obcując z tym nierzeczywistym ideałem piękna, postanowiłam nie szukać już perfekcji, tylko dobrego samopoczucia.
- Oczywiście lubię się elegancko ubrać i umalować, bo to podbija moje samopoczucie, ale kobiecość towarzyszy mi na co dzień. Niezależnie od tego, czy jestem w domowych pieleszach, czy na odświętnej gali. Jako 20-latka ciągle słyszałam, że gdy będę miała 30 lat, to będę chciała wrócić do czasów sprzed dekady. Tymczasem będąc u progu trzydziestki, nie chciałabym się cofnąć nawet o jeden dzień. Czuję się dużo pewniej w swojej skórze niż wtedy, gdy miałam 20 lat.
Ostatnio zdradziłaś mi, że piszesz książkę...
- Wciąż nad nią pracuję. Pewnie gdyby nie udział w "Tańcu z Gwiazdami", już byłaby skończona. Taniec pokrzyżował mi więc moje literackie plany (śmiech). Ale co się odwlecze, to nie uciecze. Chcę ją dokończyć w wakacje.
Poradzisz w niej, jak znaleźć swój styl?
- Tak. Chciałabym, żeby to był nie tylko poradnik modowy, ale też życiowy. Nie ma mody w oderwaniu od osobowości i momentu życia, w jakim akurat jesteśmy. Kiedy oglądam programy o metamorfozach, brakuje mi tego połączenia mody z osobowością uczestniczki. Najczęściej te panie się przebiera, a styl musi być organiczny. Jasne, do pewnych nowych rzeczy warto kogoś przekonać, wskazać kierunek, ale to musi być jednak spójne z charakterem. Mój poradnik ma być pokazaniem drogi, także tej, którą sama przebyłam. Teraz mój styl jest bardzo kobiecy, bo tak się czuję. Ale gdy miałam 20 lat, nie chciałam być seksowna, tylko awangardowa i dziwna.
- Miałam okres bardzo odjechanych stylizacji z butami na koturnach, piórami i kolorowymi futrami. To wynikało z mojego ówczesnego buntu. Gdy słyszałam: "Jesteś taka ładna, powinnaś nosić dziewczęce sukienki", czułam, jak wzbiera we mnie złość. Czułam, że nikt nie ma prawa mówić, jaka mam być. Gdy ktoś mnie pyta o tamte stylizacje, odpowiadam, że choć modowo są świetne, dziś bym się tak nie ubrała, bo jestem już inną kobietą.
Na kolejnej stronie dowiesz się, jakie nowe wyzwanie stoi przed Macademian Girl>>>
Jak znaleźć swój styl, gdy nie chcemy być paryżankami ani klonami Kim Kardashian?
- Na topie są jeszcze Skandynawki (śmiech). Odpowiedź jest prosta - trzeba zajrzeć w głąb siebie. Uważam, że moda drzemie w każdym z nas, tylko trzeba się odważyć to dostrzec. Często intuicyjnie sięgamy w sklepie po jakąś rzecz, ale ostatecznie jej nie kupujemy, bo zaczynamy analizować, wahać się. Tymczasem jeśli coś przyciągnęło naszą uwagę, to właśnie dlatego, że to jest z nami tożsame. I warto tego głosu posłuchać. Trzeba zrobić przegląd swojej szafy i wyrzucić wszystko to, co do naszej osobowości już nie pasuje. Przy zmianie stylu trzeba wyjść ze swojej strefy komfortu. Jeśli nie mamy pieniędzy na konsultację ze stylistą, można podpatrywać tych, którzy styl mają już wypracowany. Nie chodzi o to, żeby kopiować ich stylizacje, ale żeby zobaczyć, jak bawią się modą, w jaki sposób miksują ubrania, żeby osiągnąć efekt. A potem spróbować samemu trochę zamieszać.
W co zainwestować?
- Warto kupić chociaż jedną bardzo ładną, elegancką sukienkę. Taką, która będzie pasowała na wesele, Wigilię i imieniny. Taką, w której zawsze będziemy się czuć jak milion dolarów. Niech będzie droższa, ale to ma być inwestycja. W takiej kreacji, nawet nieumalowane będziemy świetnie wyglądać. Druga rzecz to buty - każda kobieta powinna w swojej szafie mieć przynajmniej jedną parę eleganckich. Najlepiej szpilek, ale jeśli za nimi nie przepadamy, mogą być na płaskim obcasie, ale wyjściowe. Ważne, żeby pasowały i do sukienki, i do dżinsów. I trzecia, bardzo ważna rzecz: pomadka. To coś, o czym współczesne kobiety często zapominają. Inaczej niż nasze babcie, które nie wychodziły bez niej z domu. Pomalowane usta to synonim kobiecości i elegancji. Te trzy rzeczy powinna posiadać każda kobieta, która chce być elegancka.
Pani prezes musi być elegancka. Dobrze się czujesz w tej roli?
- Pewnie! Firma to moje oczko w głowie. Ciągle kombinuję, jak ją rozwijać, jak rozszerzyć moją działalność. Mam teraz kilka fajnych pomysłów i myślę, że niebawem przejdę do ich realizacji, ale póki co nic więcej nie mówię, żeby nie zapeszyć (śmiech).
Podobno czeka cię całkiem nowe wyzwanie zawodowe...
- Po "Tańcu z Gwiazdami" dostałam propozycję z teatru i rolę w popularnym serialu. Odkryłam, że granie to coś, co mnie bardzo kręci i nęci. Pamiętam, że już w dzieciństwie się tym interesowałam. Jako dziewczynka uczęszczałam na kółko teatralne, ale przyszła szkoła, potem studia i nie miałam już czasu, żeby tę pasję kontynuować. Przez wszystkie te lata czułam jednak, że osoba taka jak ja, o innej urodzie, nie ma w telewizji reprezentacji. Polska nie ma ogromnego przemysłu filmowego, takiego jak w Stanach, gdzie jest miejsce dla ludzi o różnej etniczności. Przed laty miałam taką myśl, że jeśli pójdę tą drogą, bardzo wielu ról nie dostanę dlatego, że wyglądam inaczej niż statystyczna Polka. Odpuściłam, ale miłość do kina zawsze we mnie była.
- I teraz nagle i niespodziewanie otworzyła się dla mnie ta ścieżka i bardzo mnie to ekscytuje. Póki co, to epizodyczna rola, ale zobaczymy, co z tego będzie. Chciałabym pójść w aktorstwo, rozwinąć tę gałąź, oczywiście nie przerywając przygody z tańcem.
Jesteś szczęśliwa?
- Bardzo! Szczęście to dla mnie spokój, życie w otoczeniu ludzi, których się kocha i robienie tego, co się kocha. Ważna jest też równowaga między życiem zawodowym i prywatnym. Rozwijanie się bez gonitwy. Robienie tego, co się kocha ze wszystkich sił, ale nie za wszelką cenę. Uważam, że udało mi się osiągnąć ten stan.
Justyna Kasprzak