Maria Pakulnis. Dzielna kobieta
Aktorka mówi nam o niełatwym dzieciństwie, 15-letniej przerwie od filmu, miłości życia i odnajdywaniu szczęścia każdego dnia.
Jak się pani czuła w roli potulnej gospodyni domowej w "Planecie Singli 3"?
- Wspaniale! Jak przeczytałam scenariusz, to pokochałam moją Jadwigę. Budując tę postać, przypominałam sobie kobiety, które widywałam na co dzień. To były kobiety- siłaczki. Zdarzało się, że ich mężowie byli alkoholikami, a na utrzymaniu miały kilkoro dzieci. Widziałam, jak one każdego dnia walczą o swoją rodzinę i byt swoich dzieci.
W filmie pojawia się wątek kobiecej przyjaźni. Dla pani jest ona ważna?
- Oczywiście, że jest. Mam swoje "stare przyjaciółki". Nie tak dawno odeszła jedna z nich. Sławcia była dla mnie kimś bardzo ważnym. Uwielbiałam nasze rozmowy o życiu i książkach, na których się świetnie znała. Rozmawiałyśmy o wszystkim. Trochę z niej dałam mojej Jadwidze.
- Często o niej myślę, zastanawiając się, co by po wiedziała. Nauczyła mnie, że trzeba umieć odpuszczać. Myślę, że w ogóle fajnie jest mieć wokół siebie takich ludzi, od których można się uczyć. Często zapominamy czym jest życie, a ono się składa z drobnych rzeczy. Ważne, żeby umieć ze sobą rozmawiać i umieć siebie słuchać.
Pani bohaterka musiała zawalczyć o siebie. Pani też?
- Jadwiga musiała praktycznie sama wychować trzech chłopców. Musiała ich wykarmić, wszystkiego nauczyć i zrobić z nich porządnych ludzi. To była dzielna kobieta. A ja? Też uważam się za dzielną.
- Zawsze musiałam sobie sama ze wszystkim radzić. Pojechałam na studia i musiałam sama się utrzymywać, wszystko sama zdobyć. Oczywiście po drodze zdarzały się i potknięcia, i błędy, ale niczego nie żałuję. Przecież nie zmienię już tego, co się w moim życiu wydarzyło. Mogę tylko wyciągać wnioski i pracować nad sobą każdego dnia, żeby moje życie było z każdą chwilą lepsze.
"Nauczyłam się żyć chwilą". To pani słowa.
- Szanuję wspomnienia. Każdy moment mojego życia pamiętam w najdrobniejszych szczegółach, ale nie żyję przeszłością. Zostawiam to, co było i żyję tym, co jest dzisiaj. Każdy dzień jest ważny, bo każdy dzień jest darowany. Każdy z nas ma tylko jedno życie i nie wiemy, na jak długo.
Trudne dzieciństwo ukształtowało panią?
- Oczywiście! Zahartowało mnie na całe życie. Umiem się podnieść, jak upadnę. Coraz częściej słyszę, że powinnam spisać wspomnienia. Zrobię to. Nie po to, żeby pokazać, jaka jestem dzielna i ile strasznych rzeczy przeżyłam, bo wiele osób przeszło dużo więcej niż ja. Zrobię to dla siebie.
Podobno miała pani być pielęgniarką.
- Byłam nią. Mam dyplom pielęgniarski, ale niespodziewanie spłynął na mnie świat, o którym nawet nie marzyłam. Kocham to, co robię. Ten zawód to część mnie i w pełni mu się oddaję.
Pani syn mawia: "Mama jest w stanie zagrać wszystko", a Tomasz Raczek dodaje: "Ona gra brawurowo".
- Naprawdę tak o mnie powiedzieli? Bardzo dziękuję za dobre słowa.
Ktoś kiedyś powiedział, że nie ma pani szczęścia w zawodzie.
- Tak? To bardzo ciekawe, bo ja czuję się w nim spełniona. To, że 15 lat nie zagrałam w filmie, nie znaczy, że nie pracowałam, bo przecież byłam i jestem obecna w teatrze. Nakręciłam dużo dobrych filmów, a po tej długiej przerwie zagrałam w "Planecie singli 3". I ten film jest dla mnie nagrodą. Warto było czekać.
Z czego wynikała ta przerwa?
- Nie wiem... Widocznie tak już miało być. Szkoda, bo myślę, że mogłam nakręcić chociaż parę dobrych filmów. Ale jak mówię, widocznie tak miało być. Nie jestem zresztą wyjątkiem. W takiej samej sytuacji jest wiele wspaniałych, utalentowanych aktorek, zwłaszcza w moim wieku. Ale było, minęło. Wierzę, że jeszcze wiele pięknych chwil przede mną.
Wszyscy fascynują się teraz "Kobietami mafii", a to przecież pani była pierwsza.
- To prawda, Nadieżda (w "Ekstradycji" - przyp.red) była pierwszą kobietą mafii. To postać kultowa, bo fascynuje się tym filmem następne pokolenie. Wojciech Wójcik zrobił świetny film. Praca z nim była fascynująca, czułam się, jakbym kręciła komiks. Tworząc tę postać, poszłam na całość. Opłaciło się - miałam potem wielki szacun w tym światku (śmiech).
Zdarzyła się pani piękna miłość i to od pierwszego wejrzenia
- To była prawdziwa miłość. Miłość szalona ale i romantyczna. Przez te 30 lat uczyliśmy się siebie nawzajem i może dlatego tak długo wytrwaliśmy w byciu razem. Dużo ze sobą pracowaliśmy, to było fascynujące. Krzysztof (Zaleski - przyp. red.) był moim mistrzem.
- Gdy się związaliśmy, nic nie miałam i nie pytałam, czy on coś ma. Oboje byliśmy gołodupcami, nic nie mieliśmy poza sobą. Najważniejsze było uczucie. To był szalony związek dwóch artystów i ciekawe życie. Byliśmy ze sobą na dobre i na złe.
Jak odnalazła pani w sobie siłę po jego śmierci?
- Minęło już 10 lat. To był dla mnie i syna bardzo trudny czas, ale trzeba było żyć dalej, bo nie wolno odkładać życia na później. Nie wolno zmarnować nawet jednego dnia.
Kto namówił panią na założenie konta na Instagramie?
- Syn. Nie bardzo umiem się jeszcze po tym poruszać, ale staram się, idę z duchem czasu. Myślę, że warto mądrze korzystać z nowych technologii. Nie zapominając, że obok nas są ludzie, z którymi warto się spotkać i pogadać.
Na jakiego faceta wychowała pani syna?
- Myślę, że jest fajnym, inteligentnym i wrażliwym człowiekiem, który - mimo że pracuje z komputerem, nie zaśnie bez czytania książki. Ma fajnych przyjaciół, takich jeszcze od przedszkola. Spotykają się, gotują, słuchają dobrej muzyki. Lubią się, szanują i co najważniejsze - rozmawiają.
Pani marzenia?
- Być zdrową, szczęśliwą i pracować do końca i jeden dzień dłużej.
Zobacz także: