Nina Terentiew: W tym roku Sylwester Polsatu osiąga pełnoletniość. Będzie magicznie
Nie wiem, kiedy to nasze "dzieciątko" tak szybko dorosło. Na Sylwestra bywaliśmy w różnych miastach w Polsce. W Warszawie, Gdyni, gdzie nazwaliśmy go wyjątkowo "Sylwestrowy Rejs Przebojów" - odbywał się z widokiem na morze i był naprawdę niesamowity. Byliśmy też w Katowicach, w Chorzowie, gdzie dłużej zakotwiczyliśmy w jednym miejscu. Nawet Sylwester w czasach pandemii udało się zorganizować - mówi z dumą Nina Terentiew. Rozmawiamy w przeddzień imprezy o jego najnowszej, osiemnastej już edycji.
Katarzyna Drelich, Interia: - Zanim rozpoczniemy odliczanie do 2025 roku, cofnijmy się do początków Sylwestra w Polsacie. Pamięta pani tamten wieczór i moc przygotowań?
Nina Terentiew: - We wrześniu 2006 roku trafiłam do Polsatu, gdzie prezes Solorz zatrudnił mnie jako swojego doradcę. Jako, że nie wyobrażam sobie życia bez działania, postanowiłam od razu coś zaproponować. I tak wyszłam z inicjatywą Sylwestra. Prezes Solorz spojrzał na mnie z pewnym niedowierzaniem. Jednak po chwili zgodził się: "Zrób tego Sylwestra." Byli sceptycy, którzy mówili, że to zbędne, ale udało się. Pierwszy Sylwester nazywał się "Sylwestrowa Moc Przebojów" i odbył się na rynku w Krakowie. Był przepiękny.
I nawet przed północą na scenie miały miejsce prawdziwe oświadczyny.
- Pamiętam, że to był niesamowity moment. Nie wiem, czy wspomniana para żyje szczęśliwie, ale widzowie Polsatu pokochali nasze Sylwestry. I tak Sylwestry stały się tradycją naszej stacji.
Ile to już lat?
- W tym roku Sylwester Polsatu osiąga pełnoletniość. Znaczy, że może legalnie wypić z widzami lampkę szampana o północy. Nie wiem, kiedy to nasze "dzieciątko" tak szybko dorosło. Na Sylwestra bywaliśmy w różnych miastach w Polsce. W Warszawie, Gdyni, gdzie nazwaliśmy go wyjątkowo "Sylwestrowy Rejs Przebojów" - odbywał się z widokiem na morze i był naprawdę niesamowity. Byliśmy też w Katowicach, w Chorzowie, gdzie dłużej zakotwiczyliśmy w jednym miejscu. Nawet Sylwester w czasach pandemii udało się zorganizować.
Słynna Domówka Polsatu.
- Sylwester w czasach pandemii był wyjątkowy, bo odbył się w studio, z nagrodami do wygrania i interaktywnymi ekranami, dzięki którym łączyliśmy się z rodzinami bawiącymi się w domach. Technologia nas wsparła, ale jednak to nie to samo, co prawdziwy Sylwester i ten niekończący się las głów, który unosi artystów i pozwala im sięgać wyżyn. Teraz przygotowujemy się do Sylwestra w jednym z najpiękniejszych miast Polski - perły województwa kujawsko-pomorskiego, Torunia. To trudne wyzwanie, bo przyjeżdżamy do miasta z wielowiekową historią i architekturą, dlatego musimy działać bardzo ostrożnie. Mamy jednak doświadczonego organizatora i producenta wydarzeń, SOS MUSIC z Wojciechem Zagułą i Remigiuszem Trawińskim na czele, którzy wszystko dokładnie zaplanowali i skoordynowali z władzami miasta. My, jako telewizja odpowiadamy za program i transmisję. Zapowiada się magicznie. Odpukać...
Jest pani przesądna?
- Jestem - zawsze odpukuję w niemalowane. Rynek w Toruniu, choć niewielki, jest tak piękny, że ogromnie się cieszę, iż będziemy mogli pokazać to wyjątkowe miejsce całej Polsce.
W Toruniu jest też jeden z najstarszych dzwonów w Polsce, z 1500 roku.
- Mam nadzieję, że zabije o północy - byłoby pięknie i symbolicznie. No i oczywiście jest z nami też najsłynniejszy torunianin, Mikołaj Kopernik. Jestem pewna, że będzie bacznie obserwował nasze poczynania.
Czy teraz, zaledwie kilka chwil przed sylwestrem, to już jest moment, kiedy wszystko jest dopięte na ostatni guzik? Czy jednak wciąż gdzieś w tle podczas świąt miała pani w dalszym ciągu z tyłu głowy sylwestra?
- Oczywiście, że myślałam o naszym Sylwestrze. To ogromne przedsięwzięcie, zarówno ze strony naszej jak i miasta Torunia. Staraliśmy się nie zakłócać rytmu miasta, dlatego proces rozstawiania naszej techniki, technologii, sceny, świateł jest już na ukończeniu, ale gospodarze są bardzo otwarci. Zarówno prezydent Torunia, Paweł Gulewski, jak i marszałek województwa kujawsko-pomorskiego, Piotr Całbecki oraz cały urząd miejski bardzo nas wspierają. Chciałabym im podziękować za wspólną organizację tej wielkiej machiny sylwestrowej.
Jeśli chodzi o samego Sylwestra, to mamy już pewną tradycję, która pozwala nam dostosować program do naszych widzów - tych, którzy spędzają sylwestra w domu. Wiemy, że jest ich wielu, co pokazują wyniki oglądalności, i że są różnorodni. Są wśród nich młodzi, ale także starsze pokolenia, mamy publiczność z miast, miasteczek i najmniejszych wiosek, ale staramy się ułożyć program tak, aby każda z tych grup znalazła artystów dla siebie.
Myślę, że tradycją jest, że Polacy czekają na sylwestrowy występ Maryli Rodowicz, która w tym roku pojawi się właśnie w Polsacie.
- Oczywiście jedni ją kochają, a inni mówią, że "czas ze sceny zejść". Ale przecież Maryla to nasze dobro narodowe. Na szczęście Maryla ma ogromne poczucie humoru na swój temat. Oglądałam słyszałam, jak sama żartuje z "odmrażania". Ona nie ma z tym żadnych problemów.
W tym roku Maryla Rodowicz wystąpi w nie tylko w swoich największych przebojach, ale także w najnowszym duecie z Roksaną Węgiel. Myślę, że ten międzypokoleniowy duet znajdzie państwa aprobatę. Po niej na scenie pojawią się młodsze gwiazdy. Dla najmłodszych widzów na sylwestrowej scenie zaśpiewa pierwszy raz u nas Julka Żugaj. Myślę, że "Żugajki" już piszczą z zachwytu. Ale Julka spróbuje swoich sił także jako współprowadząca z Adamem Zdrójkowskim i pierwszy raz będzie jedną z prowadzących obok Ilony Krawczyńskiej, Pauliny Sykut-Jeżyny, Aleksandra Sikory i Macieja Rocka.
Dla fanów bardziej rockowego brzmienia Grzegorz Skawiński z Kombii oraz Lady Pank z Jankiem Panasewiczem i najlepszym gitarzystą w Polsce Janem Borysewiczem. Jestem pewna, że ten zespół nigdy się nie zestarzeje. Osobiście czekam na ich występ z ogromną radością.
Na naszej scenie pojawi się również Kayah. Wisienką na sylwestrowym torcie będzie "Bum Bum Orkestar", której koncerty podbiły już nie tylko młodych na Pol’and’Rock Festiwal. Do "Bum-Bum’ów" dołączy Enej, razem przygotowują nowe interpretacje, nie będą grali tylko swoich utworów, ale także te Dody, Kayah, Ani Wyszkoni. Przygotują wyjątkowe aranżacje wspólnie z orkiestrą. To spore wyzwanie, ale jest w tym klimacie bałkańskim niewyobrażalna siła, którą uwielbiam.
Na pewno nie zabraknie najmłodszych gwiazd polskiej piosenki, a jedną z nich jest Oskar Cyms - młody artysta, który ma w sobie tyle wdzięku i talentu, że podbija serca widzów w każdej grupie wiekowej. Kiedy patrzę na niego, czuję, że to prawdziwy talent. Z kolei Dawid Kwiatkowski, uwielbiany przez wszystkich, również pojawi się na scenie. Zobaczymy również Smolastego, który po długiej przerwie związanej z problemami zdrowotnymi wróci na scenę. Cieszę się, że widzowie będą mogli go zobaczyć, ponieważ to prawdziwy magnes dla wielu fanów. Oczywiście Doda wystąpi też w dwóch słynnych duetach ze Smolastym - na pewno to będzie coś, na co publiczność czeka. O północy zaśpiewa Sławek Uniatowski, chłopak z Torunia.
Och, wspaniale!
- Och i ach! I takie westchnienie pojawi się u wielu młodych kobiet w tym kraju i na rynku w Toruniu. Twoja reakcja potwierdza moje przeczucia. Zaśpiewa piękny przebój z "Króla Lwa" - "Can you feel the love tonight". Jego charyzma i talent sprawią, że to będzie wyjątkowa chwila, pełna emocji i westchnień. W zeszłym roku to Polsat o północy przyciągnął najwięcej widzów w całej Polsce, jest apetyt na kolejne rekordy? Na to liczymy i tak układamy program, aby było co świętować, ale do końca nic nie wiadomo...
A czy będzie muzyka disco polo, przez jednych tak kochana a przez innych krytykowana?
- Ten gatunek muzyczny to zjawisko, które ma ogromne powodzenie na polskiej scenie muzycznej. Koncerty, takie jak ten niedawny na Stadionie Narodowym, kolejny raz potwierdzają, jak ogromne grono odbiorców ma ta muzyka. Można nie lubić tego gatunku, ale nie da się ignorować jego siły oddziaływania na publiczność. A więc na naszej scenie pojawią się niekwestionowani królowie disco polo - Zenon Martyniuk z Akcentem i Marcin Miller z zespołem Boys.
Czy będą jeszcze jakieś asy w rękawie?
- Północ i 200 dronów. To będzie coś niesamowitego. Kocham zwierzęta, sama mam psa, więc doskonale wiem, jak one przeżywają hałas związany z fajerwerkami. W zeszłym roku na osiedlu, u przyjaciółki, miałam okazję zobaczyć coś niezwykłego. Zeszłam do garażu podziemnego na poziom -2 i widzę, jak sąsiedzi rozstawili na samochodach kieliszki szampana, a w samochodach były ich czworonogi. Co tu dużo mówiąc - zdębiałam. Mieszkańcy zorganizowali sylwestra w garażu podziemnym, by zapewnić spokojny, cichy czas swoim psom. To była dla mnie niesamowita scena! W tym roku zamiast sztucznych ogni mamy pokaz dronów. To będzie spektakularne. Drony będą świecić i "tańczyć" na niebie, tworząc niezapomniane wrażenia. I mam nadzieję, że widzowie to docenią, a zwłaszcza ci, którzy kochają zwierzęta, bo teraz nie muszą martwić się o swoich pupili.
Czyli znów przecieranie szlaków.
- Cieszę się, że wprowadzamy taki trend. Moim zdaniem to nie tylko piękne widowisko, ale także pokazanie innym, jak można inaczej organizować tego typu wydarzenia. Jest to kosztowne przedsięwzięcie, ale ogromnie pomógł nam operator sieci Plus, któremu jesteśmy wdzięczni za wsparcie. Oby tylko nie przeszkodziła pogoda. Prace dronów mogą zostać łatwo zakłócone przez deszcz, mgłę, silne wiatry. Odpukuję w niemalowane drewno i mam nadzieję, że żadne komplikacje się nie pojawią.
Wspomniała pani o zespole producenckim. Czyli dziś wprawia już pani w ruch dobrze naoliwioną maszynę?
- Tak. Choć nie "biegam" już po planie, to mam na szczęście bardzo godnych następców, którzy radzą sobie świetnie. To daje mi ogromną satysfakcję. Inspiruję i wspieram. I naprawdę kocham tę pracę na zabój. Nie da się tego ukryć. Jako członek rady nadzorczej mam ogromny przywilej, by brać w tym wszystkim udział, i jestem z tego powodu bardzo szczęśliwa.
Pierwszy raz w tym roku Sylwestra Polsatu nie poprowadzi Krzysztof Ibisz, nad czym widzowie ubolewają.
- Krzysztofa z nami nie będzie w tym roku, ale muszę przyznać, że decyzja, by zostać z żoną i maleńką córką, która właśnie przyszła na świat, naprawdę mi zaimponowała. Podczas jednej z naszych uroczystości Krzysztof podszedł do mnie i powiedział: "Nino, nie gniewaj się, ale nie będę mógł być na sylwestra, bo chcę zostać z żoną". Pomyślałam wtedy, że jest świetnym gościem, nie tylko na ekranie.
Co w czasach potęgi internetu i mnogości możliwości spędzania tego wyjątkowego wieczoru stanowi o sukcesie telewizyjnego sylwestra?
- Nigdy nie sprawdzałam, ilu dokładnie ludzi spędza sylwestra w domach, ilu w klubach, ilu na mieście, jednak większość stawia na zabawę w domu. Różne pokolenia bawią się w domach - swoich lub u znajomych, więc wiem, że telewizja tego wieczoru musi być interesująca dla wszystkich. Starsi mogą przygotować przekąski, w tle leci muzyka. Młodszych z kolei może przyciągnąć coś, na co czekają, na przykład ich idol. Telewizor działa jak sprzężenie zwrotne - widzisz, jak inni się bawią, i to się udziela. Co roku mamy łączenia z widzami, których jest tak wielu, że nie wszystkie da się pokazać, ale te, które się pojawią, na pewno zachęcą do zabawy. No i odliczanie na żywo - bez telewizji można to łatwo przegapić, a przecież wtedy towarzyszą nam największe emocje.
A gdzie pani będzie odliczała ostatnie sekundy 2024 roku?
- Ja spędzę ten wieczór w domu, kibicując kolegom. Z uwagi na moje psy i psy przyjaciół, robię sylwestra w głębokim lesie, gdzie jest spokój i brak huku. Dekorujemy dom, bawimy się i mamy oczywiście telewizor, na który będę bacznie spoglądać jednym okiem i czasami łapać za telefon. (śmiech)
Czyli jednak częściowo w pracy.
- Tak naprawdę cały czas jestem w pracy i tym razem też będę kibicować, by wszystko się udało. Oczywiście to nie to samo, co fizyczna obecność. Rzecz jasna jestem na łączach, bo zdarza się wiele nieoczekiwanych sytuacji. Czasami producenci dzwonią do mnie z pytaniami lub prośbami o radę, ale wolę, kiedy tego nie robią, bo zwyczajnie się boję, czy nie stało się coś złego. Mamy jednak zespół wytrawnych producentów, więc mogę być spokojna. Rano, przy śniadaniu, będą stukać palcami o stół, czekając na pierwsze reakcje w internecie. Jeśli będzie dobrze, otworzę noworocznego szampana. Każdy w telewizji ma tę żyłkę rywalizacji - wszyscy chcą wygrać. Każda telewizja tak ma.
Pamięta pani jakieś nieprzewidziane, spektakularne zwroty akcji w sylwestra, gdy jeszcze jeździła pani z ekipą Polsatu?
- Byłam w Gdyni, Krakowie - moim ukochanym mieście, Katowicach. Zrobiłam już wszystko, co mogłam, teraz wszystko jest w rękach doświadczonych producentów, więc mogę być spokojna. Mówiąc o nieprzewidzianych sytuacjach - współpracownicy często dzwonią do mnie, nawet jeśli nie jestem fizycznie obecna. Takie sytuacje, chociaż może nie mrożące krew w żyłach, mają czasem miejsce. Pamiętam pożar kawałka dekoracji - moje serce na moment przestało bić, ale na szczęście udało się go szybko ugasić i nic złego się nie stało. Jednak najbardziej spektakularne wydarzenie, które mi przyszło do głowy, to występ Alicji Węgorzewskiej. Śpiewała w samą północ, pięknie ubrana, jej głos się unosił, ale nagle Alicja zniknęła, nie było jej na scenie. Siedziałam wtedy w reżyserce i zawołałam: "Pokaż, pokaż Alicję!", a operatorzy mówią, że jej nie ma. Głos dociągnął do końca, ale Alicja spadła ze sceny. Na szczęście nic jej się nie stało. Dośpiewała do końca, co jest naprawdę niesamowite, to jest właśnie moc śpiewaczki operowej. Nigdy tego nie zapomnę.
Czy w dalszym ciągu "poluje" pani na talenty? Jest tyle nazwisk, którym otworzyła pani drogę do wielkich karier.
- Byłam jak portier przy drzwiach do sławy. Ale tak naprawdę zawsze otwierała je publiczność. Pamiętam, że przed laty bardzo chciałam namówić Muńka Staszczyka na pierwszy występ w telewizji, ponieważ uważałam, że jest wspaniałą osobowością, a jego teksty miały w sobie wielką moc. I udało się. Poznaliśmy się przypadkowo w klubie "Stodoła" i... wkrótce odbył się pierwszy telewizyjny koncert T. Love i Muńka Staszczyka. I wtedy już cała Polska zakochała się w nim.
Wciąż mam w sobie potrzebę odkrywania talentów i pomagania im w przekroczeniu drzwi do sławy. Ale tak już mam w swojej naturze, że kiedy widzę kogoś niezwykłego, myślę sobie: "Może warto otworzyć te drzwi, bo zasługuje na szansę". Reszta zależy już od niego i od tego, czy publiczność go pokocha. Bo to widzowie rządzą, i choć bywa to trudne, właśnie dla nich pracujemy.
Pani naprawdę kocha telewizję.
- Kocham nad życie i zakochałam się w niej od razu. Jestem najwierniejszą żoną na świecie.
Przypomniały mi się pani słowa: "Jestem kobietą zamężną, a moim mężem jest Polsat". A kiedy oddawała pani swoje berło Edwardowi Miszczakowi, mówiono, że wreszcie pani będzie miała czas na to, co pani najbardziej kocha, dla przyjaciół, na podróże, na odpoczynek, którego pani nie miała.
- Jednak najbardziej cieszę się z czasu, który mam dla moich kochanych wnuków! Wczoraj byłam na ich szkolnym spektaklu. Oczywiście, miałam problemy z korkami i spóźniłam się 20 minut. Mój syn też się spóźnił, więc stał już pod ścianą, bo wszystkie miejsca siedzące były zajęte. Zapytałam go: "Czy Jadzia i Stasio już występowali?" On mówi, że Jadzia już była. Serce mi stanęło, ale okazało się, że to był żart. W końcu zobaczyłam Stasia i Jadzię. Jak wybiegli, przytulili się do mnie i powiedzieli: "Babciu, jesteś!" Odpłynęłam do nieba. Tego nie zapomnę. Takie to jest życie. To jest moja największą miłość.
Ale dalej będzie pani pielęgnować tę miłość do telewizji?
- Będę ją pielęgnować. Bardzo polubiłam Polsat, wiesz? Choć pracowałam dłużej w telewizji publicznej, to praca w Polsacie była i wciąż jest dla mnie bardziej rodzinno-uczuciowa.
W telewizji publicznej jest chłodniej, jeśli mogę tak powiedzieć, bardziej politycznie, co widać na każdym kroku. Polsat jest inny - bardziej ludzki, bardziej rodzinny. W naszej firmie mniej znaczy więcej - mniej ludzi oznacza większą możliwość nawiązywania relacji i poznania innych. W TVP znałam tylko osoby z mojego piętra, a tutaj znam praktycznie wszystkich.
Nawet z panią ochroniarką wita się pani, jak z kimś bliskim.
- Bo się znamy i lubimy, nie ma o czym mówić. (śmiech)
Jaka jest zatem dzisiaj największa siła Polsatu?
- Polsat od początku miał jasną filozofię: telewizja jest dla widzów. Każdy widz się liczy i nie ma podziałów na "lepsze" czy "gorsze" grupy. Wielkomiejska publiczność jest dla nas równie ważna jak ta z małych miasteczek czy wsi.