Ukraiński Dekameron w Teatrze Polskim w Warszawie
Ukraiński Dekameron" Klima w reżyserii Vlada Troickiego to, zgodnie z podtytułem sztuki "teatr śmiechu i grzechu", metafizyczna komedia, która łączy lekkość, rubaszność, zachłanne poszukiwanie miłości i rozkoszy życia - tak charakterystyczne dla Boccaccia, z melancholijnym obrazem świata zamieszkiwanego przez ingerujące w ludzkie sprawy duchy - wizją wywiedzioną z ukraińskich pieśni i Gogolowskich opowiadań inspirowanych wschodnim folklorem.
Śmiech i łzy, miłość i żądze, tęsknota za pełnią życia i poczucie niespełnienia przeplatają się ze sobą, tworząc świat doskonały w swej niedoskonałości. Kobieta wyrzuca męża z domu wmawiając mu, że umarł, a jego dusza wcieliła się w ukrytego pod łóżkiem kochanka. Pop odwiedza ukradkiem parafiankę, podając się jej mężowi za Anioła, z którym dziewczyna ma rzekomo począć nowego papieża. Rzezimieszek rozmawia z Diabłami o zbrodni i karze. A Śmierć - krąży po okolicy szukając ofiar i... miłości.
Z Vladem Troickim rozmawiają Ewa Makomaska i Dominik Łoś, tłumaczenie - Maciej Wiktor:
Ewa Makomaska: Vlad, po raz pierwszy jesteś w Polsce, po raz pierwszy pracujesz z polskimi aktorami i dlatego chciałabym żebyśmy porozmawiali trochę o tobie. Reżyseria nie jest twoim pierwszym zawodem. Powiedz proszę jak doszło do tego, że zająłeś się teatrem. Czy to był proces, czy impuls?
Vlad Troicki: Po prostu zwariowałem (śmiech). Tak. Wcześniej byłem przyzwoitym człowiekiem, zajmowałem się nauką, skończyłem politechnikę. Kiedy rozsypały się w Związku Radzieckim struktury naukowe zająłem się biznesem. Pod koniec mojej nauki na politechnice założyłem z kolegą swoją firmę, działaliśmy w szeroko rozumianej branży telekomunikacyjnej. Kolega ten, Oleg Skrypka jest dziś ukraińską gwiazdą rocka -- liderem grupy Vopli Vidoplyasova, może nawet znacie ich w Polsce. I właśnie z nim, pewnego dnia, postanowiliśmy nauczyć się breakdance'u. A czemu by nie? Młodzi chłopcy, chciało nam się zrobić coś niezwykłego i tak trafiliśmy do studia artystycznego. Ale teatru nie lubiłem, wywoływał u mnie, delikatnie mówiąc, zdumienie, nie rozumiałem czemu dorośli panowie i panie odgrywają jakieś badziewie na scenie, mówią coś nie swoimi głosami i zawsze wyglądają bardzo głupio.
- Z całą pewnością nigdy nie miałem w planach zajmowania się teatrem. Po prostu ciężko mi było sobie wyobrazić bardziej bezmyślne zajęcie. I w tym studiu mój pierwszy nauczyciel teatru zapoznał mnie z "innym teatrem". To był teatr Anatolija Vasilieva, teatr Nekrošiusa, teatr waszych rodaków Grotowskiego, Kantora i zrozumiałem, że jest też trochę inny teatr, inny niż ten, który znałem. I ten teatr oczywiście uderzył mnie swoimi możliwościami, tym, że w ciągu miesiąca możesz stworzyć świat. Tak o, nie ma nic i potem nagle coś jest. Tak jak było z wami. Może to niepolityczne, co powiem, ale mam wrażenie, że kiedy się spotkaliśmy byliście grupą osób, która niezbyt się nawzajem słuchała.
- Oczywiście każdy z was miał doświadczenie w pracy w teatrze, znaliście się, ale wy się nawzajem nie słuchaliście. I po półtora miesiąca wspólnej pracy, widzę nagle, że to już jest jeden zespół. I to niezwykłe uczucie, które jest oparte na wzajemnym zaufaniu, miłości i zabieganiu o to, by rozmawiać o rzeczach dla nas ważnych. Ważnych nie tylko dla publiczności, ale i dla nas - dla mnie jako reżysera, dla was jako aktorów.
Ewa Makomaska: A czemu sięgnąłeś akurat po "Ukraiński dekameron", nie po raz pierwszy zresztą. Spytam też od razu o Klima? Kto się kryje pod tym pseudonimem, wiem, że ta osoba jest dla ciebie ważna.
- Dlaczego "Ukraiński Dekameron"...? Dlatego że ta sztuka była specjalnie napisana dla dużego teatru. Klim napisał ją dla mnie, kiedy pracowałem w teatrze w Odessie. I sztuka jest napisana tak, żeby wszyscy aktorzy mieli możliwość się wykazać. Tutaj nie ma właściwie głównych i drugoplanowych ról. Tutaj wszystkie role są ważne. Tu jest ważna gra zespołowa, świadomość kolektywna. Z tych powodów zaproponowałem ten tekst Andrzejowi Sewerynowi, ale także dlatego, że sztuka jest w Polsce nieznana, a w Odessie jest absolutnym hitem. Spektakl jest tam grany już ponad 10 lat i odbyło się ponad 300 spektakli. Nie widziałem tamtejszej inscenizacji od siedmiu lat, ale ona żyje już swoim życiem.
- A jeśli pytacie o Klima - to niezwykły człowiek. Nie waham się powiedzieć, że jest genialny. Pisze i reżyseruje. Jest bardzo znanym reżyserem, dostał 3 złote maski. Złota maska to najważniejsza w Rosji nagroda teatralna. Dostał nagrodę UNESCO w dziedzinie teatru. Jest niezwykłą osobowością. A przy tym, jego doświadczenie reżyserskie sprawia, że gdy pisze to wie jakich zabiegów użyć, aby uczynić swoje sztuki niezwykle teatralnymi, pisząc wie już jak je można grać. Na pewno to poczuliście.
Ewa Makomaska: Tak, ten tekst nas uwiódł, bardzo. Nie tylko przez swoją treść, do której zaraz wrócimy, ale też przez formę - bardzo poetycką, a jednocześnie bardzo prostą.
- Tak, to niezwykłe połączenie. Klim czuje ten teatralny język i wydaje mi się, że Agnieszce Piotrowskiej udało się zrobić bardzo interesujące tłumaczenie, które oddaje poetykę samej sztuki. Przy okazji, jest bardzo ciekawa sprawa: kiedy Klim chciał tę sztukę napisać po rosyjsku, bo jak wiadomo pisze w dwóch językach, nie udało mu się to. Po prostu rosyjski to inny język. A polski i ukraiński są jakby do siebie podobne, mają w brzmieniu coś podobnego, starodawnego. Więc uważam, że przekład jest dobry.
Dominik Łoś: Wróćmy na chwilę jeszcze do twoich pierwszych doświadczeń teatralnych. Mówiłeś o fascynacji teatrem, tym "innym", "drugim" - co zatem w teatrze jest dla ciebie najważniejsze? Czy spróbowałbyś to ująć w kilku słowach?
- Ja chcę widzieć na scenie wolnego człowieka, który przezwycięża swój strach. Wszyscy się boją. Wszyscy. Ale ważne jest, by mieć odwagę i zdolność przezwyciężenia strachu. Przy czym wolność widzę nie jako anarchizm, a jako umiejętność zrozumienia, że twoje słowa, twój gest tworzą wspólną, uniwersalną wypowiedź. I jeżeli aktor na scenie, stawia sobie te ważne pytania - czym jest życie, czym jest śmierć, miłość - i one pojawiają się właśnie na scenie - to on tymi pytaniami może podzielić się z publicznością. Nie znaleźć odpowiedź, na pewno nie. Teatr nie ma gotowych odpowiedzi, teatr stawia pytania. Jeśli ktoś narzuca ci poglądy i daje gotową, jednoznaczną odpowiedź to myślisz, że na pewno cię okłamuje, że ten, co to mówi jest głupcem albo kłamcą.
Ewa Makomaska: Czyli teatr musi zadawać pytania?
- Tak, ja tak uważam.
Ewa Makomaska: Vlad, a jak rozumiesz funkcjonowanie ukraińskiej kultury - szczególnie tej muzycznej, bo to jest też twój obszar poszukiwań - w sztuce? Wykorzystujesz elementy tradycyjnej kultury ukraińskiej w naszym spektaklu, ale to nie jest folklor?
- To kwestia stosunku do folkloru. Na Ukrainie ta energia ziemi czy też odczuwanie ziemi, koncentruje się w muzyce, w śpiewie. I to się czuje. Ta tradycja jest żywa i bardzo cenna. Tradycja wspólnego śpiewu. I oczywiście chciałoby się tym podzielić z publicznością, ze światem. Pokazać czym ta muzyczna tradycja jest. Ale czysty folklor to reprodukcja, kalkowanie, dokładne odtwarzanie tego, jak śpiewają mężczyźni i kobiety na wsi. To oczywiście jest ważne i ciekawe, ale to działanie dla historyków. Dla mnie folklor, a dokładniej ta muzyka, to początek podróży. Ona daje impuls i ty z tym impulsem, z tą energią dalej zaczynasz transformować świat. I to daje naprawdę zadziwiające efekty. W teatrze dawna muzyka, taki śpiew brzmią całkiem inaczej.
- Wy to przecież czujecie, kiedy zaczynacie śpiewać i nagle świat się zmienia. Tworzy się całkowicie inna atmosfera. Zaczynasz inaczej mówić, inaczej się poruszać. I wydaje mi się ważne, aby tego prawdziwie dotknąć. Jednak jeszcze raz podkreślam - my nie odtwarzamy wczorajszego dnia. My wybiegamy ku przyszłym dniom. Budujemy coś nowego.
Dominik Łoś: Powiedziałeś, że nasze języki są poniekąd sobie bliskie, ponieważ jest w nich echo czegoś, co było, co wydarzyło się w przeszłości. Zdaje się, że zwracasz też przez to uwagę na aspekt kameralności, intymności sztuki Klima. Zdziwiło mnie zatem to, że prapremiera odbyła się na dużej scenie, nie w teatrze kameralnym. Tutaj pracujemy też na dużej scenie - robimy coś podobnego.
- Nie do końca. Tam widzowie siedzieli na scenie. Dekoracja była na części sceny i na całej widowni.
Dominik Łoś: Chciałbym ci zatem zadać pytanie być może ryzykowne - myślisz, że my Słowianie wciąż jesteśmy blisko kulturowo? Czy już się różnimy? Czy te różnice są ważne?
- Bardzo ważne. Mimo wszystko ukraińska i polska kultura bardzo się różnią. Z jednej strony są jakby bliskie, ale podstawowa różnica polega na tym, że w polskiej kulturze samo pojęcie teatru jest o wiele ważniejsze. Teatr jest jednym z rdzeni społeczeństwa. I tak było zawsze. W Polsce, bez wątpienia, istnieje mit Wielkiego Teatru. I to też daje określony status aktorowi. I to jest ważne. Ponadto takie nazwiska jak Grotowski, Kantor i współcześni - Lupa, Warlikowski, Jarzyna są znane na świecie. A ukraiński teatr to terra incognita. Myślę że niczego nie wiecie o ukraińskim teatrze. Pewnie niczego dotąd nie widzieliście.
- Dla mnie oczywiście wielkie znaczenie ma to, że mogę się tu zetknąć z wielką, polską kulturą teatralną. Z radością odpowiedziałem na zaproszenie Andrzeja Seweryna i muszę powiedzieć, że absolutnie się nie rozczarowałem. Macie dużo szacunku dla teatru, dla czegoś co można nazwać mitem teatru, jest w was coś arystokratycznego, jakaś szlachetność... i - co w teatrze bardzo ważne - poczucie wewnętrznej godności. Ja tylko dałem wam impuls żebyście jeszcze raz sięgnęli do korzeni, odkryli pewną świeżość, oczyścili się ze wszystkich osadów, które z czasem zaczynają ciążyć. Chciałem żebyście znowu poczuli romantyzm spotkania z teatrem.
Dominik Łoś: Tak, spotkania z teatrem, ale też samych nas ze sobą...
- Tak...
Ewa Makomaska: Vlad, wróćmy jeszcze na chwilę treści i przesłania spektaklu. Ja mam wrażenie, że chcemy powiedzieć widzom Teatru Polskiego: - Słuchajcie jest coś więcej niż internet, smartfony, pieniądze i technika, jest jeszcze sfera metafizyczna, o której współczesny człowiek często zapomina.
- Oczywiście. Przez nasz pragmatyzm zgubiliśmy wiarę w cuda. Zdaje nam się, że wszystko wiemy, że zaplanowaliśmy nasze jutro, zaplanowaliśmy na rok do przodu, ale życie jest inne. A my często zamykamy oczy na to co jest zadziwiające i magiczne, na magiczny dar, który nam ofiarował Bóg. Tym darem jest świat i nasze życie.
- Czym jest miłość? Jak należy ją cenić? Jak cenić swoje życie? Czym jest śmierć? Taką metafizycznością życia i takimi rozmyślaniami, a właściwie pytaniami, chciałbym podzielić się z publicznością. Powtarzam, to nie jest nudna lekcja o tym jak należy żyć. To, mam nadzieję, wesoła i smutna, a i czasem tragiczna podróż, która jest jak życie - sprawia, że zanosisz się szaleńczym śmiechem, a za chwilę dopada cię pustka i uczucie straty, doświadczenie samotności i przejmujące zrozumienie sensu życia.
Ewa Makomaska: Bo trzeba powiedzieć, że w "Ukraińskim dekameronie" to, co przyziemne, co ludzkie, jest bardzo blisko tego, co metafizyczne. I to zderzenie daje niesamowite poczucie, że zajmujemy się czymś niezwykłym.
- Wydaje mi się, że udaje nam się stworzyć świat. Nie tylko spektakl, a świat. Bo to dwie różne rzeczy, tak? Nie zawsze w spektaklach udaje się stworzyć cały wszechświat, który rządzi się swoimi prawami. Ma inną energię. I nawet dzisiaj w trakcie próby naprawdę czułem, że to się zbiera w całość. Ze wspaniałą muzyką, którą fenomenalnie robi Wojtek, z waszym śpiewem, z choreografią Kasi, z tym jak gracie, jak to wizualnie wszystko doskonale zrobili chłopaki i dziewczyny z pracowni tworzących scenografię i kostiumy, jak to wszystko buduje razem spójną, zadziwiającą wypowiedź. Jesteśmy świadkami cudu stworzenia świata.
Dominik Łoś: I nich to będzie najpiękniejsza puenta naszej rozmowy.
Rozmowa odbyła się w Teatrze Polskim 23 kwietnia 2016 roku.
"Ukraiński Dekameron", Teatr Polski w Warszawie, premiera 7 maja.