Wciąż żądny wyzwań

Ponad 50 lat na scenie, 128 płyt na koncie i 70. urodziny… Krzysztof Krawczyk na emeryturę się nie wybiera, ale wcale nie dlatego, że brakuje mu gotówki.

Lata 70. przyniosły mu największe przeboje. To też początek jego solowej kariery
Lata 70. przyniosły mu największe przeboje. To też początek jego solowej karieryEast News

O Krzysztofie Krawczyku nikt nie opowie lepiej, niż jego najbliższy przyjaciel i zarazem menadżer, Andrzej Kosmala (70). To chyba jedyny przypadek w show-biznesie, że artysta 42 lata jest wierny jednemu impresariowi. I że żona tego artysty również się z nim przyjaźni. Choć początkowo była o ich wyjątkową relację nieco zazdrosna.

Dziś obowiązki zawodowe dzielą następująco: Andrzej zajmuje się strategią i rozmawia z mediami, Ewa jest road menadżerem - planuje koncerty i zajmuje się szeroko pojętą logistyką. Każde z nich lubi to, co robi. "Ja bym się pogubił, gdybym musiał wykonać jej pracę", śmieje się Kosmala.

Halina, gdzieś ty trafiła?

Obaj panowie, choć każdy inny, a na pewno - o różnych poglądach politycznych, wychowali się na tej samej muzyce - rock’n’rollu. Krawczyk zaczynał swoje poważne próby na scenie w zespole Trubadurzy. "Nie znosiłem ich, wolałem The Animals", mówi szczerze przyjaciel Krawczyka. W dodatku denerwowała go maniera, z którą przyszły gwiazdor śpiewał. Kiedyś jednak poszedł jako dziennikarz Polskiego Radia na koncert Trubadurów w Filharmonii Poznańskiej, bo chciał się spotkać ze znajomą, ówczesną żoną Krawczyka, Haliną Żytkowiak (†64). Koncert mu się nie spodobał.

"Poszedłem za kulisy i pytam: »Halina, gdzieś ty trafiła? Do tych ruskich klezmerów!«. Słyszał to stojący obok Krzysiek, który uniósł się dumą i rzucił mi w twarz: »Jeśli się panu nie podobało, to oddam pieniądze«. Tymi słowami wzbudził we mnie sympatię i zasiał pomysł, żeby się nim zająć. Tak rozpoczęła się współpraca i czasem szorstka przyjaźń, której owocami były pierwsze solowe hity piosenkarza - »Parostatek«, »Byle było tak«, »Jak minął dzień«", wspomina Andrzej.

Obiecali mu szklane góry

Potem Krzysztof postanowił wyjechać do Stanów. Był pewny, że uda mu się odnieść tam sukces. Przecież jego głos nie był gorszy niż liryczny tenor Julio Iglesiasa, który zrobił tam karierę. Amerykańska rzeczywistość okazała się bardziej brutalna, choć miała też romantyczny aspekt: muzyk poznał tam swoją trzecią żonę, z którą są razem od 34 lat. Z kariery za oceanem niewiele wyszło, ale w Polsce Krawczyk był wciąż popularny, bo jego menedżer nie dawał o nim zapomnieć słuchaczom. W końcu przyszedł czas na udany come back. Niedługo potem jednak opatrzność, w którą Krzysztof nie wierzył, dała o sobie znać. "Mogę powiedzieć, że życie Krzysztofa dla mnie dzieli się na czas przed wypadkiem w 1988 roku, kiedy był człowiekiem bardzo rozrywkowym, radosnym, niefrasobliwym, i Krzysztofem po wypadku", podkreśla Kosmala.

Jak doszło do feralnej kraksy? Krzysztof i Ewa, którzy mieszkali wówczas w Kołobrzegu - bo takie było zalecenie laryngologa dla leczącego się po operacji migdałków piosenkarza, postanowili się przeprowadzić do stolicy. Spakowali się i dość późno wyruszyli w podróż Fiatem 125p. Prowadził oczywiście Krzysztof, który pod Bydgoszczą zasnął za kierownicą. Samochód znalazł się w rowie, a pasażerowie wylądowali w szpitalu. Największe obrażenia odniósł syn pary, Krzysztof (42), ale Krawczyk senior, oprócz strzaskanego biodra, miał zmasakrowaną twarz. Do tego stopnia, że lekarz, który się nim zajął, uwierzył, że to naprawdę gwiazdor dopiero wtedy, gdy usłyszał jego głos.

"Konsekwencje tego wypadku dają się Krzysztofowi we znaki do dziś. 11 lat temu wszczepiono mu staw biodrowy, ale wokalista nie odzyskał dawnej sprawności. Oczywiście, wciąż uczęszcza na rehabilitację, także z powodu problemów z kręgosłupem. Kuleje, chodzenie to dyskomfort, dlatego zalecane przez lekarzy długie spacery, które najlepiej zwalczyłyby tuszę, są niestety niewykonalne", wzdycha Kosmala.

"Po wypadku Krzysztof przestał tak pędzić, jest bardziej refleksyjny. Ponownie zaczął wierzyć, choć z Panem Bogiem był skłócony od 16 roku życia, gdy zmarł jego ojciec", dodaje menadżer.

Co żona potrafi

Mimo problemów ze zdrowiem i 70 na karku, Krawczyk nie wybiera się na emeryturę. Dlaczego? W planach ma trzy nowe płyty. Pierwsza, która ukaże się w listopadzie, to duety: nowe i te już dawniej nagrane z najlepszymi polskimi artystami. Druga zaplanowana na wiosnę 2017 roku, będzie sporą niespodzianką dla fanów artysty. Za jego utwory zabiorą się hip-hopowcy i raperzy. Oczywiście jubilat sam zaśpiewa swoje największe przeboje. W planach jest jeszcze jeden krążek, z całkiem nowymi piosenkami.

"Nie o to chodzi, żeby Krzysztof się odmładzał. On się nie daje zaszufladkować. Bo jest niespokojnym duchem, jak ja", śmieje się menadżer.

Istotne jest to, że artysta wciąż koncertuje. Co prawda, ta działalność jest ograniczona do najwyżej dwóch koncertów w weekend, ale Krawczyk nie zamierza z tego rezygnować. Nie tylko dlatego, że daje pracę muzykom, czy w ten sposób zarabia całkiem niezłe pieniądze.

"Spotkania z publicznością to jest adrenalina, dla niej chce się żyć. A kiedy Krzysztofowi nie chce się występować, mobilizuje go Ewa. Proszę mi wierzyć, młodsza o 12 lat żona naprawdę to potrafi".

Katarzyna Jaraczewska

SHOW 18/2016

Jesień 2016: Najmodniejsze dżinsy sezonuStyl.pl
Show
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas