Reklama

Celebryci w stanie wojennym: Komedianci strajkują

Do czego posunęła się władza, by przełamać bojkot ze strony artystów?

"No, Cywińska, skończyły się głupoty" - ubrany na czarno milicjant wyginał w dłoniach białą pałkę, drugi w błękitnym golfie i tureckim kożuchu legitymował męża reżyser, dyrektor Teatru Nowego w Poznaniu. Wychodząc z domu, Izabela Cywińska zabrała ze sobą dwa swetry, przybory toaletowe i książkę. Za drzwiami jeden z milicjantów brutalnie chwycił ją za ramię, a drugi zacisnął na nadgarstkach kajdanki. Po drodze do komendy na Kochanowskiego jeden wskazał hotel. "Którego z nas pani woli?" - zapytał bezczelnie. "Jesteście, panowie, wyjątkowo nie w moim typie" - odpowiedziała sucho.

Reklama

Tej samej nocy z 12 na 13 grudnia 1981 r. w Warszawie milicja przyszła także do mieszkania aktorki Haliny Mikołajskiej. Zastali jej sędziwą matkę, chorego na schizofrenię siostrzeńca i męża Mariana Brandysa. Pozwolono mu towarzyszyć żonie w drodze na komisariat przy ulicy Wilczej. Tam zorientował się, że to nie jest zwykłe aresztowanie, ale jakaś większa akcja. Kilka dni później z aresztu śledczego na Olszynce Grochowskiej otrzymał pierwszy list od żony. Dodawała otuchy rodzinie i prosiła o kilka drobiazgów: krem do twarzy, ciepłą nocną koszulę, ręcznik i suszone śliwki.

Wśród kilku tysięcy ludzi, których internowano tej nocy, znalazło się kilkanaście osób ze środowiska artystycznego. Dyrektorzy teatrów Izabela Cywińska i Andrzej Kijowski, aktorzy Halina Mikołajska, Jerzy Kiszkis, Maciej Rayzacher i Tadeusz Żyliński oraz reżyserzy Jerzy Markuszewski i Kazimierz Kutz. Już następnego dnia koledzy i bliscy rozpoczynają zabiegi o ich uwolnienie. Żona Kutza rozmawia z biskupem pomocniczym diecezji katowickiej Januszem Zimniakiem, kolegą jej męża z gimnazjum. "No, teraz to już, kurwa, przesadzili" - odpowiada bezceremonialnie biskup. Kutz wychodzi na wolność jeszcze przed Wigilią. Inni siedzą dłużej. Mikołajską wypuszczają w maju 1982 r.

Trzeba powiedzieć "nie"

Opinia, że władza przesadziła, była powszechna. "Przecież całe nasze środowisko współpracowało z wojskiem. Jeździliśmy na koncerty, przygotowywaliśmy przedstawienia i nagle to polskie wojsko stanęło przeciwko społeczeństwu. To była świadomość dławiąca mnie i moją żonę. I obydwoje zrozumieliśmy, że trzeba powiedzieć »nie«" - wspominał Mariusz Dmochowski, wcześniej członek partii. Jego żona, aktorka Aleksandra Dmochowska, koordynuje pomoc dla uwięzionych organizowaną w kościele środowisk twórczych w Warszawie. Mariusz Dmochowski ukrywa w swoim domu na działce powielacz.

"Było to 14 grudnia. Szedłem Krakowskim Przedmieściem na próbę do Teatru Polskiego. I nagle przed Pałacem Staszica zobaczyłem suki, do których ładowano siłą wyciągniętych, wynoszonych za ręce i nogi profesorów i naukowców PAN. Na ulicy gromadzili się ludzie. Zaczęto krzyczeć »gestapo«. Przyłączyłem się do tych głosów. I patrząc na tę okrutną scenę, przypomniałem sobie rok 1943 i łapankę na Placu Wolnica w Krakowie" - wspominał Tadeusz Łomnicki, do niedawna członek KC PZPR. Wkrótce aktor złożył legitymację partyjną. Kierownictwo zawieszonego ZASP podejmuje nieformalnie decyzję o bojkocie środków masowego przekazu. Opublikowany w drugim obiegu katalog postępowania podpisany przez Solidarność Artystów Scen i Filmu stanowi, że "kolaborantem jest ten, kto realizuje lub występuje w spektaklach i filmach TV, słuchowiskach, audycjach radiowych, publicznych imprezach rozrywkowych, estradowych służących propagandzie reżimu".

O tym, że telewizję i radio należy omijać z daleka, świadczy przypadek Czesława Niemena. Artysta jeszcze przed stanem wojennym nagrał w TV kilka kolęd i powiedział parę słów do kamery. Program wyemitowano w święta tak zmontowany, że wyglądało na to, że Niemen popiera władze, co było nieprawdą. Kilka znanych osób ze środowiska artystycznego zdecydowało się jednak publicznie poprzeć stan wojenny. Byli wśród nich Janusz Kłosiński i Stanisław Mikulski. Obu spotkała za to okrutna kara podczas spektakli w teatrze.

"Kiedy Major (grany przez Mikulskiego) zwrócił się w stronę loży Chłopickiego (Zdzisław Mrożewski) i otworzył usta, by wygłosić kwestię, teatr zaczął kaszleć. Rozległ się koncert, jakiego nigdy nie słyszałem. Kaszel cienki i gruby, kobiecy i męski, piskliwy, chrypliwy. Mikulski poruszał ustami, lecz jego głos tonął zupełnie w hałasie" - wspominał Bohdan Korzeniewski, członek ZASP przedstawienie w Teatrze Polskim. Stanisław Mikulski miał stalowe nerwy i mimo to wychodził do oklasków po zakończeniu spektaklu. Kiedy się kłaniał, publiczność na chwilę przestawała klaskać. Po pewnym czasie przedstawienie zdjęto z afisza. Janusza Kłosińskiego, aktora Teatru Narodowego, wyklaskiwano tak spektakularnie, że był nieprzytomny ze wstydu. - Walił mu się świat. Zapłacił depresją, skończył się zawodowo - wspomina kolegę Zofia Kucówna.

Jak mam poprzeć?

Mimo stanu wojennego udało się skończyć kilka filmów. Jednym z nich były "Alternatywy 4" Stanisława Barei. Reżyser pojechał 13 grudnia do gmachu telewizji kręcić kolejne sceny. Ubrany był w wojskowe spodnie, kurtkę i czarny beret. Żołnierz nie chciał jednak wpuścić go do środka. Bareja żąda więc, by połączył go z dowódcą. "To niemożliwe. Dowódcą jest generał Jaruzelski" - odpowiada żołnierz. "A jaki jest do niego numer?" - nie daje za wygraną reżyser, a po chwili słyszy: "13-12-81". Władza boleśnie odczuła bojkot. Mieczysław Rakowski, który był wówczas związany z aktorką Elżbietą Kępińską, w "Dzienniku" notował kolejne telefony w tej sprawie od generała Jaruzelskiego.

"Strasznie biadolił, że drwią sobie z nas. Wzywa mnie do zdecydowanego wystąpienia przeciwko bossom tego środowiska" - pisze. I następnego dnia: "Telefoniczna rozmowa z WJ. Znowu na temat aktorów". Dwa dni później: "W ciągu dnia kilka telefonów od Wojciecha. Ciągle ten sam temat: wojna aktorska". Dziennikarze TVP odwiedzają kolejnych aktorów, próbując namówić ich na jakąkolwiek rozmowę. Zdecydowana większość odmawia. "Byli i u mnie - opowiadała Zofia Kucówna. - Jak mam poprzeć, skoro nie popieram? Dali spokój". "Perswazja" Służby Bezpieczeństwa była mniej subtelna. Wiceprezes ZASP Stanisław Brejdygant odbierał telefony od rzekomej grupy terrorystycznej, która w zamian za wpłacenie 100 tys. zł na konto Centrum Zdrowia Dziecka odstąpi od wykonania na nim wyroku śmierci.

"Mieszkańcy Mokotowa" wysłali na ręce wicemarszałek sejmu Haliny Skibniewskiej list kwestionujący przyznanie mieszkania Gustawowi Holoubkowi, który po wprowadzeniu stanu wojennego złożył mandat poselski. Rozpowszechniano też plotki o rzekomym romansie aktora z bileterką teatralną. Mai Komorowskiej uszkodzono zamek w drzwiach i przebito opony. Do aktora Zygmunta Listkiewicza zadzwoniono z poradni W z żądaniem, by zgłosił się do lekarza, gdyż rzekomo zaraził pewną dziewczynę chorobą weneryczną. List w tej sprawie otrzymała też żona aktora.

Nie stać na nowe spodnie

Aktorzy uczestniczący w bojkocie, pozbawieni dodatkowych dochodów i zdani jedynie na pensje w teatrach, nagle stali się biedni. "W 1982 r. musiałem wynosić z domu rzeczy na sprzedaż" - wspominał Mariusz Dmochowski. Krystyna Janda, która pierwsze miesiące stanu wojennego spędziła na planie filmowym we Francji, zapamiętała, jak kolega z teatru Ateneum pytał, czy nie ma jakichś niepotrzebnych spodni po mężu. Własne pękły mu podczas próby, a na nowe nie było go stać. Strajkujący "komedianci" spotkali się z ludzką wdzięcznością. Danuta Rinn, która przestała występować w oficjalnym obiegu i program "Polska Baba" zrealizowała w Muzeum Archidiecezji Warszawskiej, wspominała: "Zupełnie obcy ludzie zaczepiali mnie na ulicy, całowali i mówili mi: »Pani Danusiu, jest pani wspaniała«". Na półce Joanny Szczepkowskiej przez wiele lat stała pocztówka z napisem: "Aktorzy, dziękujemy wam za nieobecność". Bojkot trwał półtora sezonu, do jesieni 1983 r. "Strajk" aktorów był prawdopodobnie najdłuższym polskim protestem.

Zobacz także:


Życie na Gorąco Retro
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy