Reklama

Ewa Szelburg-Zarembina: Pisała bajki, jej życie było dramatem

Kochała dzieci. Pisała więc dla nich i do śmierci opłakiwała swą zmarłą córeczkę.

"Pokazywała, jak niszczycielską siłę mają baśnie, na których wychowuje się dziewczynki i kobiety, każąc im wierzyć, że zdarzy się cud" - mówi Anna Marchewka, autorka biografii Ewy Szelburg-Zarembiny. Życie pisarki rzeczywiście nie przypominało bajki. I zabrakło w nim happy endu. W swoich opowiadaniach często przywoływała krainę dzieciństwa. Nic dziwnego, bo choć biedne, było chyba najszczęśliwszym okresem w jej życiu.

Irena Ewa Szelburg przyszła na świat w 1899 r. w Bronowicach koło Puław. Później jej rodzice przenieśli się do Nałęczowa, który do końca traktowała jako swoje miejsce na ziemi. Mały domek z pasieką i ogrodem był tłem dla wielu opowiadań pisarki. Ojciec, Antoni, pracował jako ogrodnik, a gdy podupadł na zdrowiu - jako kasjer. Gdy niedomagał, dom utrzymywała jego parająca się krawiectwem żona Elżbieta. Szyła dla bogatych kuracjuszek, które płaciły ubogiej szwaczce grosze, a czasami zapominały zapłacić w ogóle.

Reklama

Mimo nieustannych kłopotów finansowych, dom Szelburgów wypełniały książki, a rodzice robili wszystko, by córka miała dostęp do edukacji i wyrwała się "do lepszego świata". Gdy ukończyła szkołę elementarną, a później prywatną szkołę średnią, jej dalsza edukacja stanęła pod znakiem zapytania. W 1916 r. zmarł ojciec, więc zamiast się kształcić, musiała zarabiać na życie. Została nauczycielką w Lublinie, ale nie zrezygnowała z marzeń o studiach. Dwa lata później, po śmierci matki, pojawiła się na liście studentów wydziału filozoficznego Uniwersytetu Jagiellońskiego.

Tragedia we Lwowie

Studiów jednak nie kończy, bo na jej drodze staje Jerzy Ostrowski. Ten działacz społeczny i reportażysta imponuje dziewczynie. Biorą ślub. On zostaje dyrektorem szkoły, ona - zgodnie z tradycją - skupia się na byciu idealną żoną. W końcu też podejmuje pracę w szkole. I pisze. Za radą teścia i z własnego wyboru - głównie dla dzieci, a swe utwory wykorzystuje, pracując z trudnymi uczniami. Jednak nie jest szczęśliwa. Młoda mężatka zakochuje się z wzajemnością w podwładnym swego męża, poloniście Józefie Zarembie. Jemu jest bliżej niż pedantycznemu Ostrowskiemu do wizji romantycznego księcia z bajki. Zwłaszcza od momentu, gdy zasłonił swego zwierzchnika własną piersią, przyjmując przeznaczoną dla szefa kulę, kiedy zaatakował go z zemsty oblany na maturze uczeń. Rannego troskliwie pielęgnuje Ewa...

Szybki rozwód pomaga całej trójce uniknąć plotek i towarzyskiej kompromitacji. Niedługo potem Ewa i Józef biorą ślub w obrządku ewangelicko-augsburskim (ślub katolicki będą mogli wziąć dopiero po śmierci Jerzego). Para przenosi się do Warszawy, a Szelburg-Zarembina pracuje w Seminarium Nauczycielskim w podwarszawskim Ursynowie jako nauczycielka i publikuje krótkie formy literackie.

W tym czasie ma też okazję poznać Zofię Nałkowską. Choć początkowo pisarka onieśmiela młodszą koleżankę, w końcu zostają kimś w rodzaju przyjaciółek. To dzięki Nałkowskiej zaistnieje w stołecznych sferach literackich, choć życie towarzyskie nie budzi jej zachwytu - woli siedzieć w kącie salonu i milczeć. Angażuje się jednak społecznie, nie ukrywając swych lewicowych - odziedziczonych po ojcu - poglądów. Relacjonuje z Kobrynia proces białoruskich chłopów, którzy zostali postawieni przed sądem za zamach na państwo polskie, pisze też świetny reportaż pod przewrotnym tytułem "Myjcie owoce", nawiązującym do plakatów propagujących higienę, podczas gdy biedocie brakowało podstawowych artykułów żywnościowych.

Pisarka publikuje, działa i... marzy o pełnej rodzinie. Po zajęciu stolicy przez Niemców Zarembowie uciekają do Lwowa. Czasy są straszne, ale Ewa jest w ciąży, marzenie jej życia ma szansę wreszcie się spełnić. Wtedy dochodzi do tragedii: podczas ewakuacji, w wypchanym do granic możliwości pociągu, przedwcześnie rodzi córeczkę. Dziecko nie ma szans na przeżycie. Po wojnie niedoszli rodzice ufundują w kościele w Nałęczowie tabliczkę: "Pamięci bohaterskich, męczeńskich dzieci i młodzieży na przestrzeni całych naszych dziejów. Rodzice dziecka zamordowanego w czasie nalotu hitlerowskiego we Lwowie w roku 1939".

Upragniona córeczka, której nie było dane przeżyć, wciąż jest w jej pamięci, gdy dwie dekady później apeluje o upamiętnienie poległych dzieci pomnikiem-szpitalem: Centrum Zdrowia Dziecka w Międzylesiu. Pisarka opłakuje dziecko i Jerzego Ostrowskiego, który ginie w 1942 r., wywieziony do obozu w Mauthausen-Gusen. Mimo żałoby, angażuje się wraz z drugim mężem w działalność konspiracyjną i... pisze podręczniki dla szkół na przyszłość.

Ostatnie wołanie

Po wojnie nadal publikuje dla dzieci i młodzieży. Choć jest niezwykle popularna, powoli odsuwa się od życia publicznego. Z czasem wychodzi na jaw, że zaczęła tracić wzrok. Zapadła też na chorobę nerwową, która powoli, ale skutecznie odbierała jej zmysły. Rzeczywistość zaczyna ją przerastać, czemu daje wyraz w zbiorku opowiadań "Samotność". Pisze tam: "Człowieku! Człowieku! Otwierasz radio, przekręcasz gałkę telewizora. To widzisz, tego słuchasz, temu - że istnieje rzeczywiście wraz z tobą - wierzysz. Dlaczego nie używasz bardziej człowieczego instrumentu, który nosisz w sobie? Do serca własnego dlaczego nie sięgasz wcale lub - tak rzadko?".

Pozornie wszystko układa się dobrze, na pewien czas przenosi się nawet wraz z mężem służbowo do Włoch, ale w jej życiu dzieje się coś niepokojącego. Jarosław Iwaszkiewicz określił ten stan jako "odklejanie się od rzeczywistości". Ostatnią publiczną funkcją autorki jest stanowisko wiceprzewodniczącej zarządu Związku Zawodowego Literatów Polskich, ale nie miała już wtedy pasji, by promować nowe pisarskie trendy. U zmierzchu życia często wracała w swej twórczości do Nałęczowa, opisując krainę dzieciństwa (m.in. w autobiograficznej "Rzece kłamstwa", zekranizowanej przez Jana Łomnickiego w 1989 r.). Coraz bardziej zapadała na zdrowiu, z kolei jej mąż stracił władzę w nogach.

Utrzymanie domu na warszawskim Mokotowie i całodobowa opieka pielęgniarek przekroczyły ich możliwości finansowe. Józef Zaremba sprzedał więc dom, zastrzegając w nim dla obojga dożywocie. Ewa Szelburg-Zarembina zmarła w 1986 r., jej mąż dwa lata później. Do końca swych dni pisał do niej listy. Pochowano ich w rodzinnym grobowcu w Nałęczowie.

Zobacz także:

Życie na Gorąco Retro
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy