Reklama

Na przyjaźń nigdy za późno

Ku swojemu zaskoczeniu, na planie polsatowskich „Przyjaciółek” poznała pokrewne dusze. Ale równie mocno jak spotkania z koleżankami po fachu, ceni też współpracę z serialowym mężem, Bartkiem Kasprzykowskim.

Nie wchodzi się dwa razy do tej samej rzeki - głosi przysłowie, a jednak Anka, pani bohaterka w serialu "Przyjaciółki", zdecydowała się na taki krok - i dała szansę Pawłowi...

- Rozumiem ją. Po dramatycznych wspólnych przejściach w ostatnim czasie, pojęła, że scala ich nierozerwalna więź, że mają dzieci, że więcej ich łączy niż dzieli. Postanowiła więc puścić w nie pamięć jego zdradę i złe traktowanie, czyli wszystko to, co doprowadziło kiedyś do ich rozwodu, i dać im szansę na odbudowanie związku. Zwłaszcza że on bardzo się stara, jest czarujący, kochający, wyglądana to, że przeszedł metamorfozę i zachowuje się wzorowo. Przynajmniej na razie.

Reklama

Z Bartłomiejem Kasprzykowskim, czyli serialowym Pawłem zagraliście także w serialu "Bodo". Też parę!

- Ale tym razem sceniczną. (śmiech) Gram postać diwy operowej - Trudi, a Bartek - amanta Żwirskiego. Wspaniałe doświadczenie! Film kostiumowy to rzadkość. Do tego miałam znakomitego partnera - jestem wielbicielką talentu i osobowości Bartka.

Wróćmy do "Przyjaciółek". Czy po siedmiu sezonach serialu jesteście panie sobie tak bliskie jak wasze bohaterki? 

- One znają się od dzieciństwa, my poznałyśmy się jako dorosłe kobiety, kiedy przyjaźnie "na życie" najczęściej już są zawiązane. Ale faktycznie, zdarzyło się coś, co się rzadko zdarza - stworzyłyśmy, na wzór granych przez nas postaci,monolit, "czterogłowego smoka", jak żartobliwie określa nas reżyser Grzegorz Kuczeriszka. Bardzo się lubimy i rozumiemy. Parę razy udało nam się nawet spotkać prywatnie na plotki.

No właśnie, czasu mało, zajęć dużo. Poza serialem występuje pani też w Kabarecie Moralnego Niepokoju.

- Od czterech lat - i bardzo sobie cenię tę pracę. Jest wolna od stresu, fascynująca, bo daje bezpośredni kontakt z publicznością, i... zabawna - głównie dzięki moim kolegom, cudownym, twórczym, niezwykle przyjaznym i bardzo dowcipnym. Jedynym minusem są częste podróże. Występujemy w całym kraju, ale nie narzekam, przyzwyczaiłam się.

Szczęśliwe są chwile,w których możemy się zatrzymać, pobyć dłużej w gronie rodziny. Czy tak spędza pani Wielkanoc?

- Wielkanoc ma dla mnie przede wszystkim wymiar religijny, staram się nie ulec manii komercjalizowania świąt, pogoni za symbolami: kurczaczkiem, zajączkiem, baziami, które często przesłaniają istotę i wagę wydarzenia. Staram się uczestniczyć w nabożeństwach Triduum Paschalnego, pozwalających na głębsze przeżywanie wielkopostnych prawd. A w wielkanocny poranek uwielbiam pójść na rezurekcję, podczas której co roku wstępuje w nas nowa nadzieja i radość.

Rozm. Jolanta Majewska-Machaj

12/2016 Tele Tydzień

Tele Tydzień
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy