Reklama

Podróże marzeń: Canaveral

Florydę kojarzymy z bezkresnymi plażami. Ale na jej końcu jest miejsce wyjątkowe. Z przylądka Canaveral startowały wszystkie amerykańskie misje kosmiczne.

Tutaj spełniają się kosmiczne sny i marzenia

Jeszcze nie mogę uwierzyć. Jestem podekscytowana. Wyjeżdżamy już z bagnistych terenów, gdzie co kawałek znaki ostrzegają przed niebezpiecznym spotkaniem z aligatorem. Z daleka widzę już strzeliste konstrukcje. Ale to nie wieżowce jak w Miami. Kiedy jesteśmy bliżej, mogę już odróżnić kształty rakiet i wahadłowców. Z każdym kilometrem ruch na drodze staje się większy. Wszyscy zmierzamy do Centrum Kosmicznego NASA im. Johna F. Kennedy’ego. To stąd od ponad pół wieku startują rakiety na podbój kosmosu. A ja zobaczę to wszystko z bliska.

Reklama

Można wykupić zwiedzanie  z prawdziwym astronautą!

W cenie biletu jest zwiedzanie części, powiedzmy, muzealnej, objazd busem tej części centrum kosmicznego, skąd wciąż startują rakiety oraz projekcja filmu w IMAX-ie. Centrum jest wyjątkowe. Tu nie ma podróbek, modeli i atrap. Tu wszystko jest prawdziwe. I wszystko zaskakuje. Z bliska wygląda inaczej niż  w telewizji. Rakiety nośne - te, które wynoszą w kosmos - są większe, wręcz gigantyczne. Z kolej moduły załogowe strasznie ciasne. Kiedy staję przed kapsułą lądownika (w czasach przed wahadłowcami to w nich astronauci wracali na Ziemię) rozumiem, jakiej trzeba było odwagi, by swoje życie powierzyć czemuś tak małemu. Próbuję wyobrazić sobie prędkość, z jaką ten "kokon" pędził przez atmosferę. Od strasznych temperatur cały jest osmolony... W Stanach w takich miejscach obowiązują trzy zasady: przytrzymać klienta jak najdłużej, wyciągnąć  z niego jak najwięcej pieniędzy i zaoferować jak najlepszą zabawę. Ośrodek w Canaveral idealnie spełnia wszystkie. Do tego jest bardzo... patriotyczny. Tak, tutaj każdy Amerykanin może być dumny ze swojego kraju. Przy okazji poznaje kawał historii świata, którą tu zmieniano.

Od pierwszych prób, programu księżycowego Apollo, przez etap stacji kosmicznych do wahadłowców i przygotowań do przyszłej misji na Marsa.

Kosmiczne centrum oddaje  hołd odważnym ludziom.

Na terenie ośrodka można spędzić cały dzień i nie nudzić się ani chwili. Są punkty gastronomiczne, są specjalne atrakcje dla dzieci.
 A na koniec, jak w każdym parku tematycznym, sklep. Nie da się stąd wyjść, omijając go. Pokus wiele, np. kombinezony astronautów od rozmiaru niemowlęcego aż do popularnego w USA XXXL. Kiedy po całym dniu mamy już jechać do wynajętego domu, przewodnik mówi, żeby obserwować wieczorem niebo. Mamy szczęście, będzie startować prawdziwa rakieta. To coś więcej niż film obejrzany wcześniej w IMAX-ie. Jedziemy na "swoje" osiedle. Domki jak z amerykańskich filmów.

Wszystkie identyczne, łatwo pomylić. Przed każdym taki sam trawnik, większość pusta. Opuszczone? Nie, należą do Amerykanów z innych części kraju. To ich domy letniskowe. Spędzają tu raptem kilkanaście dni w roku. Część jest wynajmowana tym, którzy jak ja przyjeżdżają spełnić swoje kosmiczne marzenie. Siedzimy zatem nad ogrodowym basenem. Jest przyjemny wieczór. Patrzymy w kierunku Cap Canaveral. Wreszcie słychać narastające dudnienie. Później niebo rozświetla ognista kula. Pnie się w górę. Wydaje się, że jakoś wolno. I wreszcie niknie
 w czerni kosmosu.                           

MR

Świat & Ludzie
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama