Raduchów. Opuszczona wieś widmo i "polska Atlantyda"

W południowo-wschodniej części województwa wielkopolskiego leży miejscowość, która zyskała miano “polskiej Atlantydy", choć bardziej pasuje do niej określenie wieś-widmo. To Raduchów, niegdyś tętniąca życiem wioska, dzisiaj opuszczona osada, w której została jedynie garstka mieszkańców.

Raduchów to dzisiaj wioska-widmo
Raduchów to dzisiaj wioska-widmoMotocyklowe wędrówkiYouTube

Wzdłuż ubitej, błotnistej drogi rośnie aleja kilkusetletnich dębów. Polny trakt prowadzi do zabudowań, a rdzewiejąca powoli zielona tabliczka informuje o nazwie miejscowości. Mało kogo jednak to interesuje, bo we wsi od kilkudziesięciu lat nie mieszka prawie nikt.

Wieś Raduchów leży nad rzeką Prosną w powiecie ostrowskim, w gminie Sieroszewice, w centralnej części Polski. Najbliższe duże miasta to powiatowy Ostrów Wielkopolski oraz drugie co do wielkości miasto w Wielkopolsce, czyli Kalisz. Około 40 lat temu władze przekazały mieszkańcom wiadomość o tym, że zbudowany w pobliżu zbiornik retencyjny spowoduje zalanie okolicy.

Raduchów jako najniższy punkt miał zostać zalany w pierwszej kolejności, więc większość ludzi wyprowadziła się jak najszybciej. Budowy nie ukończono jednak do dzisiaj, a garstka tych, którzy zostali codziennie zastanawia się, kiedy faktycznie to nastąpi. Mieszkają w osamotnieniu, w sąsiedztwie opuszczonych domów, nie ukrywając, że ich rodzinna miejscowość zamieniła się w wioskę-widmo.

Wieś, nosząca kiedyś niemiecką nazwę Raden, powstała już w XVI wieku, choć w tym czasie stało tam zaledwie kilka budynków. Około 350 lat później domów było już prawie 20, a mieszkańców ponad 120. W latach 20. XX wieku miejscowość zamieszkiwało już około ćwierć tysiąca ludzi.

Po II wojnie światowej niemiecki Raden stał się polskim Raduchowem. Nic nie wskazywało na to, że jego dni były policzone. Wszystko zmieniła budowa zbiornika retencyjnego przy rzece Prosnej.

Plany powstania obiektu zaczęto snuć już w latach 30., ale ostateczny projekt zaakceptowano dopiero w 1978. Mieszkańców poinformowano o tym fakcie i ostrzeżono, że wioska leży na samym dnie akwenu. Rozpoczął się więc masowy exodus. Kolejne rodziny opuszczały Raduchów.

Jak się okazało, decyzja ta była przedwczesna, albowiem zbiornika jak nie było, tak nie ma. Ostateczny plan prac zgłoszono dopiero w 2015, a zatwierdzono go w 2017. Całość ma kosztować prawie miliard złotych.

Na co dzień akwen Wielowieś Klasztorna ma zajmować powierzchnię około dwóch tys. ha. Jak czytamy na stronie infostrow.pl “w ramach inwestycji powstanie zapora czołowa, jaz przelewowo-upustowy, przepławka dla ryb, zapora boczna, przegroda podwodna oraz elektrownia wodna. Dlatego w budowę ma się zaangażować jedna ze spółek energetycznych.

Na zbiorniku będzie możliwość prowadzenia gospodarki rybackiej. Będzie on również spełniał funkcje rekreacyjne. Głównymi celami zbiornika ma być zabezpieczenie przed powodzią miasta Kalisza oraz terenów w dolinie Prosny i Warty. Dodatkowo zalew ma zabezpieczać te tereny przed suszą".

Tymczasem w Raduchowie mieszka obecnie 38 mieszkańców. Według lokalnych mediów na ostatnim zarejestrowanym zebraniu sołectwa pojawiło się 14 osób. Ich życie toczy się w miarę normalnie, choć od czasu do czasu codzienność przerywana jest wizytami turystów, chcących zobaczyć opuszczoną wieś i miłośników urbexu. Ci, którzy tam przyjadą, mogą liczyć nie tylko na upiorny klimat wioski-widmo.

Przez całą miejscowość wzdłuż ziemistej drogi rośnie aleja wielkich dębów, z których najstarsze mają po pięć metrów średnicy pnia i liczą około 500 lat. Od 1958 aleja ma status pomnika przyrody.

Wraca moda na wyroby emaliowaneŁukasz Piątek, Łukasz Piątek, Łukasz Piątek, Łukasz PiątekStyl.pl

W okolicy można także zobaczyć stary, drewniany most nad Prosną, który łączy powiaty ostrowski i kaliski oraz fortyfikacje armii Karola X z czasu Potopu Szwedzkiego.

Większość przybywa jednak do Raduchowa, aby zobaczyć na własne oczy puste ściany, pozostawione samym sobie sprzęty domowe i gospodarstwa, w których niegdyś tętniło życie. Zatwierdzona w 2017 budowa zbiornika ma planowo ruszyć w ciągu 10 lat, czyli najpóźniej do 2027. Do tego czasu ostatni mieszkańcy wsi będą musieli się wyprowadzić.

INTERIA.PL
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas