Rjukan - małe miasteczko z wielką historią
3 godziny jazdy od stolicy Norwegii, w dolinie rzeki Måna leży niewielkie miasteczko, które urzeka nie tylko malowniczą okolicą, lecz także niesamowitą historią industrializacji oraz walk, których wynik decydował o losach świata. Rjukan, bo o nim mowa, zwłaszcza latem ma mnóstwo do zaoferowania. Ja postanowiłam odwiedzić je w środku zimy. Czym mnie zachwyciło?
Z Polski do Norwegii łatwo można dostać się na kilka sposobów - samolot jest najszybszą i najtańszą opcją, lot z Krakowa zajmuje około 2 godziny, a bilety można kupić już za niespełna 100 złotych. Rjukan leży około 180 km od lotniska Sandefjord, najwygodniej dostać się tam wypożyczonym na lotnisku samochodem lub autobusem. Sama trasa do Rjukan jest niezwykle malownicza - prowadzi przez niewielkie miasteczka i wioski, które w zimowej scenerii przybierają bajkowy charakter. W Norwegii o tej porze roku jest ciemno i zimno - słońce wschodzi w okolicy 9:00, by zajść około 15:00 a temperatura w dzień oscyluje w okolicach -10 stopni Celsjusza.
Sam Eyde - wizjoner, który ujarzmił wodospady
Gdy wizjoner i przedsiębiorca Sam Eyde na początku XX wieku postanowił wykorzystać potencjał wody i wybudować elektrownię w otoczonej wodospadami dolinie Vestfjord w jego głowie zrodził się całościowy plan. Rjukan powstało jako tzw. miasto firmowe. Architekci zaprojektowali je od A do Z, łącznie z takimi szczegółami jak hydranty, ławki czy skrzynki na listy.
Przeczytaj także: Chełmek - miasto króla butów
Miasteczko położone jest pomiędzy stromymi zboczami gór, w związku z tym od października do kwietnia nie docierają tu promienie słońca. Już w 1913 roku w lokalnej prasie opisano pomysł Eyde’a. Proponował on system luster, który miałby rzucać światło na położone w dolinie miasteczko. Brak światła doskwierał zwłaszcza mieszkającym na samym dnie doliny robotnikom, przedsiębiorca postanowił więc ufundować jako prezent od zakładów Norsk Hydro kolejkę linową Krossobanen. Linia otwarta w 1928 roku umożliwiała mieszkańcom za drobną opłatą przejazd w pięć minut na wysokość 886 m.n.p.m, gdzie w weekendy mogli korzystać z promieni słońca.
Kolejka działa do dziś i pełni swoją pierwotną funkcję - za przejazd w dwie strony zapłacimy 75 zł. A sam pomysł z lustrami został zrealizowany 100 lat później i tak w 2013 roku w ramach, finansowanego ze zbiórki publicznej wartej ponad 2 mln złotych, projektu "Lustro słoneczne w Rjukan" na zboczu jednej z gór zamontowano system heliostatów, które odbijają promienie słoneczne w taki sposób, by oświetlały one rjukański rynek. System sterowany jest za pomocą komputerów i zasilany bateriami słonecznymi. Trzy zamontowane 450 metrów nad głównym placem Rjukan lustra poruszają się 6 razy na minutę i same w sobie stały się atrakcją, chętnie odwiedzaną przez turystów.
Rjukan - modułowe, firmowe miasteczko
Położenie domu w czasach Eyde’a odzwierciedlało hierarchię firmową - najniżej, w dolinie w domach wolnostojących lub bliźniakach mieszkali robotnicy, powyżej pracownicy administracyjni, inżynierom i dyrektorom zaś przypadły w udziale domy położone najwyżej. W Rjukan wraz z domami wybudowano sklepy spożywcze, łaźnię publiczną, remizę strażacką, szpital, szkoły, parki, kluby sportowe a później także bibliotekę. Powstały wodociągi, kanalizacja, infrastruktura elektryczna i telefoniczna. Sam Eyde osobiście nadzorował projekty, by zapewnić wszystkim maksymalny komfort życia.
To podporządkowanie całego układu miasta elektrowni Såheim, która do dziś znajduje się w centrum Rjukan, jest widoczne na każdym kroku - charakterystyczne drewniane, różnokolorowe domki i ciągi ulic przywołują na myśl miasteczko zbudowane z klocków. Sam budynek elektrowni robi ogromne wrażenie, zwłaszcza nocą, gdy rozświetlone wieże, kolumny, łuki i ogromne okna przywodzą na myśl scenografię rodem z filmów grozy. Stanowi on równocześnie doskonały przykład monumentalnej architektury i jednego z najlepszych przykładów obiektu przemysłowego. Miejscowi nazywali Såheim "Operą Rjukan", gdyż niosący się po okolicy szum pracujących turbin przypominał śpiew.
Sam Eyde nie poprzestał jednak na elektrowni, razem z nią w Rjukan powstały potężne zakłady produkujące nawozy. Kompleks zwany Vemork stał się symbolem rewolucji przemysłowej jakiej kraj nie widział nigdy wcześniej. Rjukan z niewielkiej wioski przeistoczyło się w prężnie działające przemysłowe miasto.
Bitwa o ciężką wodę - naziści kontra reszta świata
W latach 30. zaczęto tu produkować na skalę przemysłową ciężką wodę, czyli związek deuteru z tlenem. I to właśnie ten produkt mógł zmienić losy Europy. W 1940 roku, po przejęciu Norwegii Niemcy przejęli fabrykę, nakazując zwiększenie produkcji ciężkiej wody, która posłużyć miała Hitlerowi do wyprodukowania nowej broni masowego rażenia z użyciem ciężkiego izotopu wodoru. W latach 1942-1943 prowadzone były operacje alianckie nazwane "bitwą o ciężką wodę", które miały na celu zniszczenie fabryki i uniemożliwienie Niemcom dalszej produkcji niebezpiecznego materiału.
28.02.1943 roku grupa komandosów w brawurowej akcji, w ciężko dostępnym terenie zniszczyła urządzenia służące produkcji ciężkiej wody. 16 ton dobrze zabezpieczonych zapasów tlenku deuteru przetrwało jednak akcję. Hitler zdecydował się przenieść produkcję do Niemiec i przetransportować do III Rzeszy ocalałe zapasy. Niemal rok po akcji w fabryce - 20.02.1944 roku norwescy komandosi po raz kolejny udaremnili plan Führera - przewożący ładunek prom SF "Hydro" został zatopiony na jeziorze Tinnsjå.
Dziś jezioro pełni dla Norwegów funkcję głównie rekreacyjną, latem nie brakuje biwakujących w otoczeniu dzikiej przyrody turystów. Zimą nie spotykam tu absolutnie nikogo - mgła unosząca się nad taflą wody, bliskość lasu i gór oraz obezwładniająca cisza potęgują tylko mroczny klimat tego miejsca. To tutaj mimo przenikliwego zimna jestem w stanie poczuć prawdziwą potęgę i moc żywiołu. Nie przeszkadzają mi nawet śnieg i siarczysty mróz. Czy tak samo wyglądało to miejsce 78 lat temu, gdy SF "Hydro" szedł na dno, a norwescy komandosi obserwowali, jak razem z nim tonie nadzieja nazistów na wyprodukowanie bomby atomowej? Biorąc pod uwagę okoliczności, jest to bardzo prawdopodobne.
Industrializacja w zgodzie w naturą
W Vemork, gdzie toczyły się akcje sabotażowe, mieści się natomiast obecnie Norweskie Muzeum Robotników Przemysłowych (wstęp około 45 zł). Już samo dojście do budynku to ciekawy spacer - z mostu wiszącego nad wąwozem podziwiam imponujące lodospady - jeden z nich, Rjukanfossen, stanowił podstawę do budowy tej wtedy największej na świecie hydroelektrowni. Na wzniesieniu posadowiony został monumentalny budynek. Na myśl przychodzą mi tylko dwa słowa: rozmach i skala. Ogromny kompleks niegdysiejszych zakładów robi niesamowite wrażenie. W głównym holu znajdują się turbiny hydroelektryczne, można także zobaczyć wystawę pokazującą historię II wojny światowej, industrializacji Rjukan oraz obejrzeć opowiadający o działaniach komandosów film dokumentalny "Gdyby Hitler miał bombę".
W 2015 roku obszar Rjukan-Notoden został wpisany na listę dziedzictwa UNESCO ze względu na doskonale zachowany przykład okresu industrializacji przebiegającej bez niszczenia środowiska naturalnego.
Nie samą industrializacją jednak Rjukan stoi. Sam Eyde ujarzmił wodę i powietrze w jednym z najpiękniejszych miejsc Norwegii. Nie brakuje tutaj tras trekkingowych, a zimą ta okolica, dzięki swojemu położeniu i warunkom klimatycznym zamienia się w raj dla miłośników wspinaczki lodowej, gdyż część z ponad 200 okolicznych wodospadów zamienia się w lodowe ściany. Także fani skitouringu i nart biegowych oraz białego szaleństwa nie będą zawiedzeni. Stoki, trasy biegowe i skitouringowe ciągną się kilometrami umożliwiając aktywny wypoczynek także podczas najzimniejszych miesięcy roku.
Miasteczko umiejscowione jest u podnóża położonego w paśmie Gór Skandynawskich Gaustatoppen. Z liczącego 1 883 m.n.p.m szczytu przy dobrej pogodzie rozciąga się widok na 1/6 kraju.
Gaustabana - unikalna kolejka wykuta w skale
Na górę można wejść pieszo i jest to średnio wymagający spacer - 4,5 km, czyli około 3 godziny w jedną stronę. Jednak obecnie sporą atrakcję stanowi także Gaustabana, unikalna kolejka, która została wydrążona w skale. Początkowo miała ona służyć turystom, jednak w 1954 roku do kosztownego projektu dołączyło NATO, i to właśnie członkowie tej organizacji podczas zimnej wojny w łatwy i szybki sposób mogli dostać się na szczyt, gdzie wówczas znajdowała się wojskowa stacja radiowa.
Kolejka została udostępniona bez ograniczeń dopiero w 2010 roku i od tego czasu przewozi rocznie nawet 30 tysięcy turystów, bilet w obie strony kosztuje w przeliczeniu około 200 zł od osoby. Jazda nią to atrakcja sama w sobie, choć nieco klaustrofobiczne wagoniki i niewielka odległość od skał dla osób czujących się niekomfortowo w ciasnych pomieszczeniach mogą stanowić nie lada wyzwanie.
Na szczycie, zwłaszcza zimą, wrażenie robi przestrzeń i cisza - tu po raz kolejny czuję moc i potęgę natury - lodowe sople, pokrywa śnieżna sięgająca kilkudziesięciu centymetrów i błękitne niebo oraz niesamowity, rozciągający się dookoła widok. Powiedzieć, że jest tu po prostu przepięknie, to nic nie powiedzieć. Na szczycie mieści się też niewielka kawiarnia, w której można posilić się po zdobyciu szczytu - kawa, herbata, kakao, gofry albo ciepła zupa i można ruszać w dół.
Pięknych tras spacerowych w samym Rjukan i okolicach jest znacznie więcej. To doskonałe miejsce, aby odpocząć na łonie przyrody, a równocześnie poznać nie tak przecież odległą historię, która wciąż żyje tu gdzieś pomiędzy wzgórzami.
Czytaj także:
***