Stolica wyspy wiecznej wiosny
Stolica wyspy wiecznej wiosny musi mieć coś nadzwyczajnego, bowiem przyciąga wielkich tego świata. Tutaj przed powrotem do władzy nabierał sił (i malował obrazy!) Winston Churchill. Tu kilka miesięcy spędził marszałek Józef Piłsudski. W Funchal mieszkał też po ucieczce przed Fidelem Castro kubański dyktator Batista. A ostatni cesarz Austro-Węgier, Karol I spoczął na zawsze w kościele na wzgórzu Monte. Z pięknym widokiem na miasto.
Najpiękniejsza panorama rozpościera się przed oczami przybysza docierającego tu statkiem. Najpierw widzimy skałę wyłaniającą się z wód oceanu. Kiedy jesteśmy bliżej, na zboczu góry wyraźnie widać już przyklejone do niej białe domy z czerwonymi dachami. Między nimi plamy zieleni. Widok jak z reklamowego plakatu. Zwiedzanie Funchal jest tyleż niedługie, co... męczące. Nie dlatego, że to liczące sobie nieco ponad 100 tysięcy mieszkańców (niemal połowa ludności Madery) miasto jest rozległe. Trudność wynika ze stromizny.
Od promenady wzdłuż atlantyckiego wybrzeża do kościoła na Monte są w linii prostej nieco ponad 3 km. Różnica wysokości na tym dystansie - 550 metrów. Najlepiej pokonać tę trasę kolejką linową. W niespełna kwadrans przewiezie nas tuż nad czerwonymi dachami w świat bujnej tropikalnej roślinności, bajecznie kolorowych kwiatów i odczuwalnie wyższej wilgotności. To dlatego, że Monte często spowijają chmury. Całe miasto tonie w słońcu, ale tutaj jest już inny mikroklimat.
Podróż kolejką warta jest 10 euro w jedną stronę z powodu bajecznych widoków na miasto i ocean oraz możliwości pozaglądania na nie zawsze schludne patia i podwórka z góry. Monte to wspaniałe ogrody Monte palace z egzotyczną roślinnością oraz barokowy kościół, gdzie spoczywa ostatni cesarz Austro-Węgier, Karol I Habsburg. Lepiej wybrać się tam po południu. Z rana zjeżdżają masowo zorganizowane grupy. Tłok jest niesamowity. Szczególnie do drewnianych sań, którymi podobno każdy musi zjechać do miasta z błyskiem w oku i... podniesionym ciśnieniem.
Mnie ciśnienie podniosła tylko cena tej słynnej atrakcji. Zjazd wyceniono na 25 euro od osoby. Bileter proponuje mi "dokwaterowanie" dodatkowej osoby, wtedy zapłacimy po 15. Na szczęście duży autobus wysypał turystów i moje dylematy dotyczące sensowności wydania pieniędzy rozwiązały się same. Z lekkim (jednak) żalem wybrałam spacer. Tak tę kilkugodzinną, ale wyjątkową wędrówkę nazywają niektóre przewodniki. Marsz przez las jest męczący, ale niesamowity. Wokół rosną drzewa laurowe i eukaliptusy. Ścieżka snuje się to w górę, to w dół, ukazując kamienne urwiska, wartkie strumienie i wodospady.
Łatwa podobno trasa wymaga jednak podstawowego przygotowania kondycyjnego i dobrych butów. Ja kończę ją z bólem nóg. Może lepiej było zjechać inną kolejką, z Monte do pięknego ogrodu botanicznego? Ostatni fragment trasy, już po niesamowicie stromych uliczkach, jest jak zjazd na nartach. Kolana wysiadają, więc korzystamy z okazji, by przysiąść w malutkiej kafejce. Z dala od turystycznej trasy kawa jest tańsza niż w Polsce, a madera smakuje wyjątkowo. Widok na miasto gratis.
No tak, madera - prawdziwy skarb wyspy. Wino mocne, ale doskonałe, wyjątkowo długowieczne. Dostępna wszędzie, ale koniecznie trzeba odwiedzić Adegas de Sao Francisco. W pomieszczeniach byłego klasztoru można nie tylko poznać historię trunku i tajniki jego produkcji. Tutaj można dotknąć butelek z XIX wieku i degustować. To, który rocznik, zależy od zasobności portfela. Wychodzić stąd się nie chce...
Jednak na zewnątrz czeka świat tak piękny, wypełniony kolorami i zapachami wiecznej wiosny, śpiewem ptaków. Klimat Madery jest wyjątkowy. Nigdy nie jest tu zimno i nigdy gorąco. Zatrzymywane przez niemal dwutysięczne szczyty chmury zostawiają sporo wilgoci. Pewnie dlatego wszystko rośnie tu samo. Jeśli tylko wśród skał znajdzie skrawek gleby. Ogrody i parki Funchal to szaleńczo rozbuchana roślinność rozkwitająca przez okrągły rok. Poinsecje, strelicje, bugenwille, hibiscusy, gardenie. Znane, ale dużo większe, drzewiaste.
Wszystko zapiera dech w piersiach. Właściwie nie mam już ochoty na spacery, nawet po wąskich uliczkach niewielkiej starówki (zona velha). Siedzę pod drzewem obsypanym krwistoczerwonymi kwiatami. Patrzę na wypływający z portu ogromny statek pasażerski. Mogłabym tu zostać na zawsze. Gdyby tylko w pobliżu była jakaś knajpka z maderą...
Świat i Ludzie 09/2013