Szczęście po turecku

Już wiem, że holenderskie tulipany i polska malwa mają rodowód turecki. Urlop w Turcji jest jak podróż w czasie, na każdym kroku przypomina o sobie historia. Warto tu przyjechać także po amulet, który chroni przed złym spojrzeniem.

Skalne Miasto w Kapadocji. Na pierwszym planie Oko Proroka - zatrzymujące „złe spojrzenie” to najpopularniejsza pamiątka, jaką przywozi się z podróży /fot. Marek Miś
Skalne Miasto w Kapadocji. Na pierwszym planie Oko Proroka - zatrzymujące „złe spojrzenie” to najpopularniejsza pamiątka, jaką przywozi się z podróży /fot. Marek MiśEast News

Antalya czy Alanya? Turyści na lotnisku uważnie sprawdzają, gdzie wykupili pobyt. Nazwy tych dwóch miast łatwo pomylić. Jadę do Alanyi. Autobusem z lotniska do kurortu to około 130 km. Kierowca przedstawia się: Kemal (światły, inteligentny).

- W Turcji wszystkie imiona coś znaczą - wyjaśnia przewodniczka. Popularny jest Jaśmin, Wszechświat, Poranek, Ramadan. Droga wiedzie wzdłuż plaż Morza Śródziemnego, ale rzadko można podziwiać widoki. Wybrzeże jest zabudowane. Z każdej strony piętrzą się olbrzymie betonowe hotele i wciąż powstają nowe.

Ogrom tej turystycznej bazy przytłacza, z drugiej strony jest optymistycznie, bo w odróżnieniu od Grecji nie widać tu kryzysu. Turcja gospodarczo świetnie się rozwija, wielu zarobkowych emigrantów wróciło do kraju. Na budynkach, nie tylko w narodowe święta, powiewają tureckie flagi. Podobno Mustafa Kemal Pasza (Atatürk - ojciec Turków), pierwszy prezydent Republiki Turcji, wojskowy, na polu bitwy zobaczył odbijający się w kałuży krwi półksiężyc i gwiazdę. I postanowił, że tak będzie wyglądała flaga państwa, które, choć powstało po I wojnie światowej, ma bardzo starą historię.

- Wiśnia, czapka, torba - wylicza tymczasem polska przewodniczka. - To tureckie słowa. W ogóle zaskakujące, jak wiele mamy wspólnego z Turcją, choć często o tym nie pamiętamy. Za to Turcy kojarzą naszego króla Sobieskiego i oburzają się, że tak nazwano w Polsce wódkę. Dla nich to nie do pomyślenia, by bohater wojenny reklamował jakiś produkt.

Alanya Kalesi – seldżucka twierdza to popularny cel wycieczek w Alanii
Alanya Kalesi – seldżucka twierdza to popularny cel wycieczek w Alanii123RF/PICSEL

Alanya, priwiet!

Kurort, malowniczo położony między morzem a górami Taurus, słynie z ciepłego klimatu. Stutysięczne miasto dawniej było siedzibą piratów, dziś "opanowali" je Rosjanie. To głównie oni przyjeżdżają tu wypoczywać. I z myślą o nich przygotowywana jest oferta handlowa. Przede wszystkim skóry i złoto. Tureccy sprzedawcy błyskawicznie nauczyli się rosyjskiego. "Priwiet" słychać z każdej strony. Pierwsze wrażenie: drogo. Zwłaszcza cena benzyny jest wysoka - 9 zł za litr. Jeśli chodzi o inne towary, to można, a nawet należy się targować.

Zdziwienie turystów z Europy budzi sklep z sukniami ślubnymi. Są czerwone! W Turcji czerwień to symbol dziewictwa, zaś biel jest kolorem śmierci. Nowoczesne panny młode nadążają za światową modą i coraz częściej kupują białe, ale zawsze ozdabiają je jakimś czerwonym dodatkiem. To ukłon w stronę tradycji. W Alanyi zachwycam się widokami ze wzgórza, na którym od wieków króluje seldżucka twierdza. Oglądam świetnie zachowane najstarsze na świecie doki portowe z XII w., opalam się na plaży Kleopatry i zwiedzam położoną nieopodal grotę o leczniczych właściwościach. Wokół rosną ogromne drzewa pieprzowe.

W porze sjesty najlepiej zasiąść w jednej z licznych knajpek. Zamawiając kawę, trzeba zaznaczyć, że ma być po turecku. Chodzi o sposób zaparzania. Podawana jest w charakterystycznych maleńkich filiżankach, czasem razem z rachatłukum, tradycyjnymi słodyczami sprzedawanymi w sklepach pod nazwą Turkish Delight (turecka rozkosz). Z kawą w Turcji wiąże się stary obyczaj. Kiedy młodzieniec przychodzi do domu narzeczonej prosić o jej rękę, matka dziewczyny podaje kawę. Jeśli jest słodka, to znak, że chłopak został zaakceptowany, gdy zaś ma słony smak, niestety, małżeństwo nie dojdzie do skutku (to coś w rodzaju naszej staropolskiej czarnej polewki). Jednak na zachodnim wybrzeżu popularniejsza jest czarna herbata. W przeciwieństwie do kawy rośnie w Turcji, pije się ją w małych szklaneczkach, zwykle jest bardzo mocna. Inny tutejszy przysmak to herbata jabłkowa.

Tańczący derwisz
Tańczący derwiszEast News

U wirujących derwiszów

Turcja to republika świecka, choć zdecydowana większość spośród 80 milionów jej obywateli wyznaje islam. Każdy muzułmanin obowiązkowo raz w życiu powinien udać się do Mekki. Jeśli nie stać go na daleką wyprawę, wyrusza do Konyi (trzy godziny jazdy autobusem z Alanyi). Tu właśnie znajduje się święte miejsce związane z kultem mistyka Mevlany. Po jego śmierci wyznawcy założyli klasztor wirujących derwiszów, a miejsce pochówku mistrza stało się celem pielgrzymek. Można obejrzeć salę tańca i kolekcję instrumentów używanych przez derwiszów podczas ceremonii (najważniejszy był ney - drewniany flet), a także powąchać włos z brody proroka Mahometa.

Podobno ci, którzy poczują zapach róż, mają czystą duszę. Stąd jedziemy do Kapadocji, krainy powstałej z wulkanicznego tufu pokrytego bazaltem. Ludzie drążyli w nim domy i tunele. Budowali podziemne miasta mogące pomieścić 30 tys. mieszkańców. Tu, w dolinie Göreme, przed tysiącami lat ukrywali się przed prześladowaniami pierwsi chrześcijanie. Tu powstały też jedne z pierwszych w historii chrześcijaństwa zakonów, m.in. św. Bazylego i św. Grzegorza. Kaplice i freski przez wiele lat były zakopane, dziś to zabytki klasy światowej. Dawniej Kapadocja słynęła z koni, obecnie jest znana z wina i ceramiki.

W drodze powrotnej do Alanyi zwiedzam starożytny teatr w Aspendos. O jego akustycznych możliwościach przekonał mnie japoński turysta, który stanął na środku sceny i zaśpiewał pięknym operowym głosem. Ten spontaniczny występ poruszył serca zwiedzających. Przypomniał o sakralnym wymiarze tego miejsca. Z Aspendos jadę do Side, które w czasach cesarstwa rzymskiego było najważniejszym ośrodkiem portowym Azji Mniejszej. Właśnie tu znajdował się największy targ niewolników. Trzęsienia ziemi obróciły Side w ruinę, ale dziś to atrakcyjny kurort.

Ruiny starożytnego teatru w Aspendos
Ruiny starożytnego teatru w Aspendos123RF/PICSEL

Turcja jest krajem, do którego chce się wracać. W Antalyi zachwyciły mnie pomniki, jakie stawia się pomarańczom (Złota Pomarańcza jest też główną nagrodą na tutejszym festiwalu filmowym). Urzekł mnie też częsty widok mężczyzn wyjmujących z wózków niemowlaki i obsypujących je pocałunkami. Turcy kochają dzieci, całują je w nóżki (żeby dobrze chodziły), w główki (żeby były mądre), nawet w usta (żeby ładnie mówiły) i nikogo to nie dziwi ani nie gorszy. Bardzo przypadło mi do gustu tureckie życzenie, którym pożegnała nas na lotnisku pilotka wycieczki: "Oby wasze serca, łóżka i portfele nigdy nie były puste".

Magda Rozmarynowska

Pani 07/2012

PANI
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas