Szczęście po turecku
Już wiem, że holenderskie tulipany i polska malwa mają rodowód turecki. Urlop w Turcji jest jak podróż w czasie, na każdym kroku przypomina o sobie historia. Warto tu przyjechać także po amulet, który chroni przed złym spojrzeniem.
Antalya czy Alanya? Turyści na lotnisku uważnie sprawdzają, gdzie wykupili pobyt. Nazwy tych dwóch miast łatwo pomylić. Jadę do Alanyi. Autobusem z lotniska do kurortu to około 130 km. Kierowca przedstawia się: Kemal (światły, inteligentny).
- W Turcji wszystkie imiona coś znaczą - wyjaśnia przewodniczka. Popularny jest Jaśmin, Wszechświat, Poranek, Ramadan. Droga wiedzie wzdłuż plaż Morza Śródziemnego, ale rzadko można podziwiać widoki. Wybrzeże jest zabudowane. Z każdej strony piętrzą się olbrzymie betonowe hotele i wciąż powstają nowe.
Ogrom tej turystycznej bazy przytłacza, z drugiej strony jest optymistycznie, bo w odróżnieniu od Grecji nie widać tu kryzysu. Turcja gospodarczo świetnie się rozwija, wielu zarobkowych emigrantów wróciło do kraju. Na budynkach, nie tylko w narodowe święta, powiewają tureckie flagi. Podobno Mustafa Kemal Pasza (Atatürk - ojciec Turków), pierwszy prezydent Republiki Turcji, wojskowy, na polu bitwy zobaczył odbijający się w kałuży krwi półksiężyc i gwiazdę. I postanowił, że tak będzie wyglądała flaga państwa, które, choć powstało po I wojnie światowej, ma bardzo starą historię.
- Wiśnia, czapka, torba - wylicza tymczasem polska przewodniczka. - To tureckie słowa. W ogóle zaskakujące, jak wiele mamy wspólnego z Turcją, choć często o tym nie pamiętamy. Za to Turcy kojarzą naszego króla Sobieskiego i oburzają się, że tak nazwano w Polsce wódkę. Dla nich to nie do pomyślenia, by bohater wojenny reklamował jakiś produkt.
Alanya, priwiet!
Kurort, malowniczo położony między morzem a górami Taurus, słynie z ciepłego klimatu. Stutysięczne miasto dawniej było siedzibą piratów, dziś "opanowali" je Rosjanie. To głównie oni przyjeżdżają tu wypoczywać. I z myślą o nich przygotowywana jest oferta handlowa. Przede wszystkim skóry i złoto. Tureccy sprzedawcy błyskawicznie nauczyli się rosyjskiego. "Priwiet" słychać z każdej strony. Pierwsze wrażenie: drogo. Zwłaszcza cena benzyny jest wysoka - 9 zł za litr. Jeśli chodzi o inne towary, to można, a nawet należy się targować.
Zdziwienie turystów z Europy budzi sklep z sukniami ślubnymi. Są czerwone! W Turcji czerwień to symbol dziewictwa, zaś biel jest kolorem śmierci. Nowoczesne panny młode nadążają za światową modą i coraz częściej kupują białe, ale zawsze ozdabiają je jakimś czerwonym dodatkiem. To ukłon w stronę tradycji. W Alanyi zachwycam się widokami ze wzgórza, na którym od wieków króluje seldżucka twierdza. Oglądam świetnie zachowane najstarsze na świecie doki portowe z XII w., opalam się na plaży Kleopatry i zwiedzam położoną nieopodal grotę o leczniczych właściwościach. Wokół rosną ogromne drzewa pieprzowe.
W porze sjesty najlepiej zasiąść w jednej z licznych knajpek. Zamawiając kawę, trzeba zaznaczyć, że ma być po turecku. Chodzi o sposób zaparzania. Podawana jest w charakterystycznych maleńkich filiżankach, czasem razem z rachatłukum, tradycyjnymi słodyczami sprzedawanymi w sklepach pod nazwą Turkish Delight (turecka rozkosz). Z kawą w Turcji wiąże się stary obyczaj. Kiedy młodzieniec przychodzi do domu narzeczonej prosić o jej rękę, matka dziewczyny podaje kawę. Jeśli jest słodka, to znak, że chłopak został zaakceptowany, gdy zaś ma słony smak, niestety, małżeństwo nie dojdzie do skutku (to coś w rodzaju naszej staropolskiej czarnej polewki). Jednak na zachodnim wybrzeżu popularniejsza jest czarna herbata. W przeciwieństwie do kawy rośnie w Turcji, pije się ją w małych szklaneczkach, zwykle jest bardzo mocna. Inny tutejszy przysmak to herbata jabłkowa.
U wirujących derwiszów
Turcja to republika świecka, choć zdecydowana większość spośród 80 milionów jej obywateli wyznaje islam. Każdy muzułmanin obowiązkowo raz w życiu powinien udać się do Mekki. Jeśli nie stać go na daleką wyprawę, wyrusza do Konyi (trzy godziny jazdy autobusem z Alanyi). Tu właśnie znajduje się święte miejsce związane z kultem mistyka Mevlany. Po jego śmierci wyznawcy założyli klasztor wirujących derwiszów, a miejsce pochówku mistrza stało się celem pielgrzymek. Można obejrzeć salę tańca i kolekcję instrumentów używanych przez derwiszów podczas ceremonii (najważniejszy był ney - drewniany flet), a także powąchać włos z brody proroka Mahometa.
Podobno ci, którzy poczują zapach róż, mają czystą duszę. Stąd jedziemy do Kapadocji, krainy powstałej z wulkanicznego tufu pokrytego bazaltem. Ludzie drążyli w nim domy i tunele. Budowali podziemne miasta mogące pomieścić 30 tys. mieszkańców. Tu, w dolinie Göreme, przed tysiącami lat ukrywali się przed prześladowaniami pierwsi chrześcijanie. Tu powstały też jedne z pierwszych w historii chrześcijaństwa zakonów, m.in. św. Bazylego i św. Grzegorza. Kaplice i freski przez wiele lat były zakopane, dziś to zabytki klasy światowej. Dawniej Kapadocja słynęła z koni, obecnie jest znana z wina i ceramiki.
W drodze powrotnej do Alanyi zwiedzam starożytny teatr w Aspendos. O jego akustycznych możliwościach przekonał mnie japoński turysta, który stanął na środku sceny i zaśpiewał pięknym operowym głosem. Ten spontaniczny występ poruszył serca zwiedzających. Przypomniał o sakralnym wymiarze tego miejsca. Z Aspendos jadę do Side, które w czasach cesarstwa rzymskiego było najważniejszym ośrodkiem portowym Azji Mniejszej. Właśnie tu znajdował się największy targ niewolników. Trzęsienia ziemi obróciły Side w ruinę, ale dziś to atrakcyjny kurort.
Turcja jest krajem, do którego chce się wracać. W Antalyi zachwyciły mnie pomniki, jakie stawia się pomarańczom (Złota Pomarańcza jest też główną nagrodą na tutejszym festiwalu filmowym). Urzekł mnie też częsty widok mężczyzn wyjmujących z wózków niemowlaki i obsypujących je pocałunkami. Turcy kochają dzieci, całują je w nóżki (żeby dobrze chodziły), w główki (żeby były mądre), nawet w usta (żeby ładnie mówiły) i nikogo to nie dziwi ani nie gorszy. Bardzo przypadło mi do gustu tureckie życzenie, którym pożegnała nas na lotnisku pilotka wycieczki: "Oby wasze serca, łóżka i portfele nigdy nie były puste".
Magda Rozmarynowska
Pani 07/2012