Reklama

Meksyk: Tu kobieta warta jest tyle, co worek jedzenia

W Meksyku przemoc wobec kobiet wciąż utrzymuje się na wysokim poziomie. Ze statystyk z 2020 roku wynika, że każdego dnia ofiarami mordów padało co najmniej 10 Meksykanek. Do tego dochodzi tradycja sprzedawania dziewczynek na żony, która łączy się często z agresją fizyczną, psychiczną i seksualną. Władze kraju są bezradne wobec tego zjawiska, tym bardziej że niepisane prawo ma większe znaczenie w wielu prowincjach Meksyku. Jak z przemocą walczą rodziny ofiar? Jak wynika z najnowszego raportu Amnesty International, prowadzą dochodzenia na własną rękę.

"Meksyk nadal nie wywiązuje się ze swojego obowiązku prowadzenia śledztw, a tym samym z zagwarantowania praw do życia i nietykalności osobistej ofiar, jak również zapobiegania przemocy wobec kobiet" - czytamy w raporcie "Justice on Trial", przygotowanym przez Amnesty International, który dokumentuje zarówno skalę przemocy w państwie, jak i niepokojącą bierność ze strony meksykańskich władz. Okazuje się, że wymiar sprawiedliwości ociąga się w rozwiązywaniu problemu masowych kobietobójstw.

Tworząc raport, Amnesty International dokładnie przeanalizowało głównie okolice stanu Meksyk i rozległych przedmieść otaczających jego stolicę o tej samej nazwie. Tylko w zeszłym roku odnotowano tam 3723 zabójstwa. Około 940 z nich to morderstwa dokonane na kobietach. Do złej sławy tego regionu przyczynił się również poprzedni prezydent kraju, Enrique Peña Nieto, który konsekwentnie ignorował ten problem.

Reklama

Władze odwracają wzrok

Zabójstwa dokonywane na kobietach są jednak powszechne w Meksyku od dziesięcioleci. Najbardziej znana w najnowszej historii kraju jest seria morderstw, która pochłonęła życie około 400 kobiet w przygranicznym mieście Ciudad Juárez w latach 90. Rosnąca przemoc wobec Meksykanek sprawiła, że na sile przybrał tamtejszy ruch feministyczny. Kobiety wyszły na ulice i zaczęły dołączać do masowych protestów przeciwko przemocy. Mimo tego władze zdają się nie dostrzegać skali tego zjawiska i niechętnie podejmują działania, które miałyby powstrzymać falę morderstw.

- To kwestia woli politycznej, ale władza wciąż nie widzi problemu - mówi w rozmowie z "The Guardian" Maricruz Ocampo, działaczka na rzecz kobiet w stanie Querétaro. Ocampo była częścią zespołów lobbujących u gubernatorów stanów, którzy mieliby ogłaszać alarm, gdyby liczba zabójstw dokonywanych na kobietach osiągnęłaby skandalicznie wysoki poziom. Celem organizacji jest także podniesienie świadomości i zmobilizowanie całej społeczności do działania.

Urzędnicy jednak konsekwentnie opierają się wszelkim prośbom ze strony feministycznych organizacji. Jedyne czym się martwią, to wizerunek zarządzanych przez nich stanów, które mogłyby stracić fundusze na dalsze inwestycje, gdyby nie popierały polityki stolicy. A ta bagatelizuje problem przemocy wobec kobiet. Dowodem na to może być kontrowersyjna wypowiedź prezydenta Andrésa Manuela Lópeza Obradora, który nazwał Meksykanki protestujące podczas Międzynarodowego Dnia Kobiet konserwatystkami i zarzucił organizatorkom demonstracji manipulacje. Jego zdaniem państwo świetnie radzi sobie z ochroną kobiet.

- Każda kobieta w Meksyku jest chroniona. Robimy wszystko, co możliwe, aby zagwarantować Meksykankom spokój i bezpieczeństwo - powiedział Obrador, zapytany w zeszłym roku przez dziennikarzy o zjawisko rosnącej przemocy wobec kobiet.

Wymiar (nie)sprawiedliwości

Rodziny ofiar nie mogą liczyć na sprawiedliwość ze strony władz, dlatego biorą sprawy w swoje ręce. W raporcie Amnesty International przedstawiono przypadki rodzin, które prowadzą własne śledztwa. Policja nie wspiera ich inicjatyw. Zdarza się natomiast, że zaciera ślady na miejscach zbrodni, ukrywa dowody lub je niszczy. Ignoruje również tak jednoznaczne tropy, jak historia połączeń czy geolokalizacja pobierana z telefonów komórkowych ofiar.

Z takimi działaniami policji zetknęli się najbliżsi Julii Sosy, ofiary kobietobójstwa. Jak twierdzi jej córka, Luz Sosa, rodzina sama znalazła ciało matki, rozpoczęła poszukiwanie dowodów oraz winnego zbrodni. Funkcjonariusze pojawili się na miejscu kilka godzin po znalezieniu zwłok zakopanych na posesji podejrzanego.

- To było okropne doświadczenie. Policjant zasypiał na służbie. Naprawdę - przesłuchiwał mnie i nie krył się z tym, że zwyczajnie nudzi go moja historia. Na koniec kazał mi przeczytać to, co mu powiedziałam. Wszystko było źle napisane - mówi siostra Luz, Vanesa Sosa. Dzieci kobiety były przekonane, że to partner Julii jest głównym podejrzanym morderstwa. Wiedziały też, że w sprawę zamieszane były jeszcze inne osoby. Policja nie chciała jednak słuchać o innych dowodach. Przyjęła samobójstwo mężczyzny za przyznanie się do winy i prawo do zamknięcia śledztwa, mimo sprzeciwu członków rodziny zamordowanej.

Walka o wymierzenie sprawiedliwości przez rodziny ofiar wymaga czasu. Jest też angażująca emocjonalnie i finansowo. Do tego dochodzi przemoc instytucjonalna, która przejawia się niekompetencją policji i sądów. Zdarza się, że pogrążeni w żalu bliscy zamordowanych porzucali pracę, żeby zająć się śledztwem, które zaniechali funkcjonariusze. Takie decyzje pogłębiają problemy finansowe mało zamożnych rodzin. Najbliżsi zamordowanej Diany Velázquez wydali na śledztwo około 38500 peso meksykańskich. Dla porównania minimalna płaca miesięczna w Meksyku wynosiła około w 2020 roku około 3700 pesos.

Niektóre rodziny są zastraszane przez zabójców. Przerażeni Meksykanie uciekają więc do innych stanów, aby ratować własne życie. Nikt przecież nie zamierza chronić ich w miejscu zamieszkania. Ponadto kobietobójstwa łączone są zazwyczaj przez policję z działalnością gangów, a więc przestępczością zorganizowaną, którą władze niechętnie się zajmują. 

Przemoc ma różne oblicza

Zabójstwa kobiet to niejedyna forma przemocy w Meksyku. Dla wielu Meksykanek agresja fizyczna, psychiczna czy seksualna jest tam na porządku dziennym. Szczególnie przerażającym zjawiskiem jest sprzedaż kobiet i dziewczyn na żony. Jak pisze Beata Kowalik, autorka książki "No pasa nada. Kobiece oblicze Meksyku", w regionie La Montaňa w stanie Guerrero tradycja ma większą siłę niż prawo stanowione w stolicy kraju. Przepisy zakazujące handlu dziewczynkami wprowadzono tam jesienią 2019 roku, ale urzędnicy nie są w stanie ich skutecznie egzekwować. Sprzedaż kobiet dokonywana jest po cichu, poza oficjalnymi kanałami. 

Kowalik przytacza wypowiedź Viridiany Gutiérrez Sotelo z Obywatelskiego obserwatorium ds. przemocy, która w stanie Guerrero od lat dokumentuje nie tylko kobietobójstwo, ale też przemoc na tle seksualnym, psychicznym oraz społeczną dyskryminację płciową. 

 - Jeżdżę po wsiach i miasteczkach, Costa Chica, Tierra Caliente, Sierra, Ometepec i okolicach Acapulco. Czasami mam wrażenie, że dziesięć na dziesięć kobiet, z którymi rozmawiam, doświadczyły bądź doświadczają przemocy. Mówię o każdej możliwej odmianie - ekonomicznej, fizycznej, werbalnej, seksualnej, w domu, między sąsiadami, w szkole. Do tego dodajmy uprowadzenia, rasizm, seksistowską edukację, przemoc instytucjonalną, sprzedaż dzieci, zmuszanie ich do pracy, maczyzm - tłumaczy działaczka. Jej zdaniem jednym z największych problemów Guerrero jest duży odsetek ciąż niepełnoletnich. Wynika to głównie z braku edukacji seksualnej, gwałtów, niedostępności antykoncepcji oraz braku legalnej w świetle prawa aborcji. Meksykanki postrzegane są przez mężczyzn jako istoty stworzone do służenia i zaspokajania ich potrzeb.

W tak skonstruowanym społeczeństwie nietrudno o rażące nadużycia wobec kobiet. W Guerrero wciąż dochodzi do handlu Meksykankami. Im młodsze, ładniejsze i sprawniejsze są dziewczyny, tym więcej kosztują. Cena najlepszego "materiału" na żonę to niemal 100 tys. pesos, czyli około 20 tys. zł. Nie każdy przyszły mąż dysponuje taką wysoką kwotą, dlatego wymienia inne posiadane dobra na ludzki towar. Niektóre stawki są wręcz kuriozalne. Wolność kobiet kupuje się tam za zwykły worek ryżu.

Wysoki odsetek przypadków przemocy i morderstw dokonywanych na kobietach kłóci się z promowanym przez władze obrazem wzmacniającego się w Meksyku feminizmu. Niedawno media rozpisywały się o tym, że Sąd Najwyższy orzekł karanie za aborcję jako niezgodne z prawem. W nowo zaprzysiężonym Kongresie panować ma parytet płci, a do końca tego roku siedem kobiet zostanie mianowanych gubernatorami stanów. W zeszłym roku na tę funkcję mogły liczyć wyłącznie dwie Meksykanki. 

- Kobiety chciały uzyskać prawo do wyboru. Gdy zalegalizowano aborcję, protesty w kraju ustały. Musimy jednak jeszcze zawalczyć o pełną wolność. Przemoc wobec kobiet jest wciąż ogromnym problemem w Meksyku - mówi Ocampo.

Zobacz także:

Kanada: Wstrząsające statystyki dotyczące zabójstw kobiet i dziewczynek

Styl.pl
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy