Afera grzańcowa na jarmarku w Poznaniu. "Niemiecka firma zmonopolizowała wydarzenie"
Jarmarki bożonarodzeniowe w całej Polsce ruszyły pełną parą, wprowadzając mieszkańców i turystów w świąteczny nastrój. Jednak tegoroczna odsłona jarmarku w Poznaniu, znalazła się w centrum uwagi nie z powodu świątecznych atrakcji, lecz za sprawą kontrowersji, które wokół niej narosły. Jak informują lokalne media: "Jest afera. Poszło o wino".
Spis treści:
Afera na jarmarku bożonarodzeniowym w Poznaniu
Betlejem Poznańskie, czyli świąteczny jarmark na placu Wolności w Poznaniu, będący jednym z najważniejszych wydarzeń bożonarodzeniowych w mieście, w ostatnich dniach stał się areną kontrowersji. W centrum sporu znalazła się lokalna przedsiębiorczyni, która oskarża organizatora o monopolizację sprzedaży grzanego wina i marginalizowanie rodzimych wystawców na rzecz zagranicznej firmy.
Organizatorem jarmarku na placu Wolności jest Becker Eventservice sp. z o. o., którego właścicielem jest obywatel Niemiec, jednakże spółka zarejestrowana jest w Poznaniu. Według Julii Chary, poznańskiej przedsiębiorczyni, problem leży w tym, że firma, nie dopuszcza do współpracy lokalny wystawców:
"Żeby ustawić swoje stoisko na najpopularniejszej bożonarodzeniowej imprezie, konieczna jest zgoda organizatora, którym od lat jest niemiecka firma, która zmonopolizowała wydarzenie. Nie jest tym samym zainteresowana udziałem lokalnych przedsiębiorców" - wyjaśniła dla portalu epoznan.pl
Jak podkreśliła, wcześniej przez 23 lata współpracowała ze spółką Targowiska, która zapoczątkowała Betlejem Poznańskie, a jej stoisko z grzanym winem było stałym elementem świątecznej atmosfery.
Zobacz również: Z tych składników przygotujesz idealną zimową herbatę. Trzy przepisy na aromatyczny eliksir
Przedstawicielka firmy zabrała głos. "Zgłosiła się do nas za późno"
O komentarz w sprawie zwróciliśmy się do organizatorów Betlejem Poznańskiego, jednak do tej chwili nie otrzymaliśmy żadnej odpowiedzi.
Z przedstawicielką firmy rozmawiali jeszcze kilka dni temu dziennikarze lokalnej telewizji. Anna Dorna, reprezentująca Becker Eventservice, w rozmowie z WTK, odrzuciła oskarżenia o celowe wykluczanie lokalnych wystawców.
"Nie jesteśmy w stanie postawić więcej stoisk niż mamy" - tłumaczy.
Anna Dorna zaznacza również, że Julia Chara zgłosiła się do organizatorów zbyt późno:
"Nie zgłosiła się do nas 9 lat temu, gdy jarmark był wątpliwy pod kątem zarobku. Zgłasza się, teraz gdy wie, że uczestnictwo w jarmarku jest korzystne" - dodaje.
Zobacz również: Obciążają kręgosłup i powodują ból pleców. Torby na kółkach nie tak bezpieczne, jak się wydaje
Problemy zaczęły się już wcześniej. " Nie mieliśmy klientów, ludzie z jedzeniem musieli je wyrzucać"
W odpowiedzi na stanowisko przedstawicielki firmy Becker Eventservice, przedsiębiorczyni z Poznania znów zabrała głos w sprawie, wyjaśniając, że wcześniej sprzedawała grzane wino na Starym Rynku w Poznaniu, położonym zaledwie kilka minut pieszo od placu Wolności. Niestety problemy przedsiębiorców zaczęły się wraz z jego remontem, który zajął więcej czasu, niż zakładano.
"Gdy zaczął się remont, lokalni przedsiębiorcy tam sprzedający byli "rzucani" w inne lokalizacje. To była katastrofa. Nie mieliśmy klientów, ludzie z jedzeniem musieli je wyrzucać, bo nie sprzedawali towaru" - wspomina z żalem.
Niestety ukończenie remontu na Starym Rynku, którego z nadzieją wyczekiwali przedsiębiorcy, przyniosło ogromne rozczarowanie:
"Okazało się, że dla nas nie ma tam miejsca, bo monopol ma firma z Niemiec, ta sama, która organizuje jarmark na placu Wolności. Tam nie ma miejsca dla lokalnych przedsiębiorców, choć było wielu chętnych - podkreśliła.