Agata Kulesza: Lubmy się trochę
Gra dużo. Bardzo dużo. I choć czasem chciałaby zwolnić, to kolejne role wynagradzają jej zmęczenie. W tym roku Agata Kulesza kończy czterdzieści sześć lat i coraz wyraźniej czuje, że coś się zmienia. - Jestem ciekawa tego, co będzie dalej – mówi.
Warszawski Stary Mokotów. Do swojej ulubionej kawiarni przychodzi ubrana cała na czarno, w okularach, z rozpuszczonymi włosami i bez śladu makijażu na twarzy. Tutaj nikt nie zwraca na nią uwagi, nie zaczepia, więc Agata Kulesza może czuć się swobodnie. Zupełnie inaczej niż poprzedniego wieczoru na czerwonym dywanie, w tłumie fotoreporterów i w błysku fleszów, bo aktorka właśnie dostała Polską Nagrodę Filmową Orzeł za najlepszą kobiecą rolę drugoplanową w "Jestem mordercą" Macieja Pieprzycy. Kiedy Piotr Głowacki przeczytał werdykt jury, nie wyszła po statuetkę sama. Razem z nią na scenę wkroczyły Agata Buzek oraz Iza Kuna, które otrzymały nominacje w tej samej kategorii.
Kulesza wyjęła kartkę papieru i zaczęła mówić: "Chciałabym przeczytać tekst, który napisałyśmy wspólnie w domu Agaty Kuleszy. Wszystkie trzy jesteśmy ambitne i mamy nerwicę. Kulesza jest katoliczką, Kuna jest ateistką, a Buzek jest chuda. Kuna ma dwoje dzieci, Kulesza jedno, a Buzek jest córką premiera. Buzek nie je mięsa, Kuleszy ścięli drzewo i płakała jak nigdy w filmie, a Kuna brzydzi się przyrodą. I mimo tych różnic i tego, że dzisiaj tylko jedna z nas dostała Orła, będziemy nadal pracować, szanować się, sprzeczać i spotykać w domu Agaty Kuleszy. Lubmy się trochę".
Uważa pani, że lubimy się zbyt mało?
Agata Kulesza: - Nie, ale czasami zapominamy o tym i toniemy w napięciach, awanturach. Przed Orłami zastanawiałyśmy się, co każda z nas chciałaby powiedzieć, jeśli wygra. I okazało się, że to samo, więc napisałyśmy ten tekst. Widziałam ostatnio na YouTubie filmik o stereotypach. Uczestnicy byli pogrupowani na silnych, na takich, którzy się boją, na pewnych siebie, na nieśmiałych itp. Wszyscy usłyszeli to samo polecenie: "Niech wyjdą ci, którzy byli klasowym pośmiewiskiem". Potem: "Niech wyjdą ci, którzy są zakochani". "Niech wyjdą ci, którzy mieli złamane serce". I przedstawiciele różnych grup zaczęli się ze sobą mieszać. Bo tak naprawdę więcej nas łączy, niż dzieli. Oczekując werdyktu podczas ceremonii, byłyśmy przejęte głównie techniczną stroną wspólnego wystąpienia, na chwilę Orzeł zszedł na dalszy plan. Zaczęłyśmy się zastanawiać: która idzie pierwsza, kto trzyma przy sobie kartkę z tekstem (padło na Agatę Buzek, bo ona jako jedyna miała kieszenie, a przecież nie mogłyśmy wyjść na scenę z torebkami), jak później zejść ze sceny... (śmiech)
Czyli kobieca przyjaźń w show-biznesie istnieje?
- Oczywiście. W domu często spotykam się z koleżankami aktorkami. Moja najbliższa przyjaciółka Agnieszka Suchora też jest aktorką. Łączy nas pasja do zawodu, więc mamy sobie dużo do powiedzenia. Nie rywalizujemy, chociaż z Kingą Preis często dostajemy te same propozycje. Jak jedna nie może zagrać, to oferta przechodzi do drugiej. Producenci kurtuazyjnie nie informują nas, że wcześniej rola została zaoferowana komuś innemu, ale my i tak to wiemy. Dzwonię do Kingi i pytam: "Nie mogłaś wziąć tego Teatru Telewizji?". "Nie, bo robię wtedy coś innego. A co, ty dostałaś tę propozycję?", odpowiada. I rozmawiamy sobie o scenariuszu. To miłe, że nie ma między nami zawiści.
Co takie przyjaźnie pani dają?
- Te moje przyjaciółki aktorki to niezwykłe, wrażliwe kobiety. Mogę się przy nich wypłakać, a one mnie nie wyśmieją. Gdy nagle wpadam w nerwicowe rozedrganie, one doskonale wiedzą, o co chodzi, bo same też tak mają. Przed nimi nie muszę niczego udawać, bo kobieta kobietę zrozumie.
Dużo jest wokół pani kobiet?
- Bardzo dużo. W ogóle ludzi jest wokół mnie sporo. Kiedy się kimś zachwycę, to natychmiast wciągam go do swojego otoczenia. Ale nie boję się selekcjonować, nie każdy człowiek musi z drugim "zatrybić". Wcześniej myślałam, że skoro ktoś tak bardzo zabiega o moje towarzystwo, to widocznie jestem mu potrzebna. Ale zrozumiałam, że nie ma powodu, żebym się do czegokolwiek zmuszała, że nie z każdym chcę się przyjaźnić. Helen Mirren ładnie to ujęła: "Gdybym mogła dać sobie młodszej pewną radę, to brzmiałaby ona tak: używaj słowa »odp...ol się« znacznie częściej".
Taka asertywność to trudna umiejętność.
- Jak najbardziej, bo wszyscy chcemy być lubiani. Ale to nie może być sensem życia. Dlatego jeśli w konsekwencji ktoś obrobi mi tyłek, a inny się obrazi, trudno. Najwyżej będę po cichu płakać, ale wiem, że mam do kogo iść, szukając pocieszenia. I to jest ważne.
Cały wywiad w najnowszym wydaniu magazynu "PANI". W sprzedaży od 19 kwietnia.