Anna Szczepanek: Biegle władam ironią
"Podła realistka, w której żyłach płynie nieco cebuli z domieszką majonezu"... czyli Anna Szczepanek. Influencerka, blogerka, "Nietypowa Matka Polka". Pisze co myśli - na FB, na blogu i w książkach. Pisze tak, że można się uśmiać, ale - uwaga - chyba z samych siebie się śmiejemy...
Katarzyna Droga Styl.pl: Sentencja z najnowszej pani książki "Nietypowa Matka Polka 2" brzmi: "W życiu wygrywa ten, kto umie się cieszyć tym co ma." Nie ten, kto ma talent, urodę, zrobił karierę... Co teraz panią cieszy najbardziej? Bo pisze pani, że jest szczęściarą :)
Anna Szczepanek: Moje poczucie szczęścia bierze się stąd, że mając relatywnie niewiele, zdaję sobie sprawę, że mam naprawdę dużo. Ja i moja rodzina jesteśmy zdrowi, kochamy się, mamy pracę, dach nad głową i mamy co włożyć do garnka. Jesteśmy otoczeni przyjaciółmi, a do tego każdy z nas ma swoją pasję. Czego można chcieć więcej?
Na czarno - białym zdjęciu przy tym cytacie widnieją dwie dojrzałe panie w znakomitych humorach. Prababcia i jej siostra. Jak prababcia miała na imię?
- Anna, to właśnie po niej odziedziczyłam imię. Niestety nie dane mi było ją poznać, zmarła niedługo przed moim urodzeniem. Z opowieści mamy jednak wiem, że była ciepłą, pracowitą i tak zwyczajnie dobrą kobietą. W książce często wspominam swoją babcię Leonardę, córkę Anny.
Czy zgadza się pani z tym, że więź kobieca w rodzinie najbardziej nas kształtuje i kobiety zwykle są bardziej podobne do babć niż do matek?
- Nigdy wcześniej nie spotkałam się z taką opinią, ale muszę przyznać, że coś w tym może być. Babcia DiCaprio (przezwisko, rzecz jasna, od Leonarda DiCaprio) miała zupełnie inny temperament niż jej matka, zresztą podobnie ja i moja mama, jesteśmy bardzo różne.
A już z babcią mam przynajmniej dwie styczne - zupełnie jak ona, jestem niezłym ziółkiem, a do tego wyznaję jej motto: "Głowa do góry, byle nie za wysoko, i rób swoje". Co do tego, jakie więzi w rodzinie najbardziej nas kształtują, nie ograniczałabym się tylko do żeńskiej linii. Znam dużo kobiet, na które większy wpływ miał ojciec niż matka. Myślę, że w dużym stopniu kształtuje nas po prostu dom rodzinny.
Jedna z sentencji babci: "chcesz być piękna, to musisz cierpieć."Zanegowała pani tę prawdę w książce, ale może jednak jest coś na rzeczy? My, kobiety często tak myślimy, boli nas skubanie brwi, męczy sport dla sylwetki, wysokie obcasy powodują skurcze nóg, ale się nosi...
- Myślę, że to archaizm, który kompletnie nie powinien mieć miejsca w dzisiejszych czasach, bo jest zwyczajnie szkodliwy. Dziś świadome kobiety wiedzą, że piękne są tak z niewydepilowanymi brwiami, jak i z tymi idealnie wyskubanymi. Tak w obuwiu sportowym, jak i w szpilkach. Piękno tkwi w nas i nie jest to pusty slogan.
Proszę sobie przypomnieć, czy aby na pewno nigdy nie spotkała pani na swojej drodze kobiety, której uroda i styl odbiegają znacznie od współczesnych kanonów piękna, a jednak jest uważana przez otoczenie za osobę pod każdym względem atrakcyjną?
- Myślę, że mogło się tak zdarzyć, bo chyba każdy z nas kogoś takiego przynajmniej raz w życiu spotkał. Sekret urody takich kobiet tkwi w: uśmiechu, otwartości na ludzi, pełnej akceptacji swoich wad i mankamentów, których nie chcą bądź nie mogą zmienić, miłości do siebie i życia, mądrości, pewności siebie, charyzmie. Tym właśnie jest piękno.
Nawiążę do tytułu pani książki: Nietypowa. Pisze pani o sobie, że jest " podłą realistką", nie składa pani hołdów poezji, nie zachwyca się nowoczesną sztuką i nie daje się uwieść modzie. , Zastanawiam się na ile to nietypowe a na ile po prostu pisze pani to, co większość kobiet myśli, ale się nie przyznaje?
- Zdaję sobie sprawę, że na pewno nie jestem odosobniona w swoim "podłym realizmie", ale smuci mnie fakt, że nadal stosunkowo niewiele osób (choć coraz więcej) ma odwagę wcielać go w życie. Obawiam się, że - mówiąc wprost- jako społeczeństwo mamy sprane mózgi. Zachwycamy się tym, czym nam każą się zachwycać. Nosimy to, co mówią, że mamy nosić. Ulegamy trendom, które tak naprawdę nie są nam bliskie, ale są pożądane przez mainstream.
- Mało kto potrafi być tak naprawdę sobą, zwłaszcza w Polsce, bo w naszej ojczyźnie, w której nadal wiele osób wie lepiej od ciebie jak powinnaś wyglądać, kogo kochać, co myśleć, w co wierzyć i jak żyć, trzeba mieć do tego naprawdę grubą skórę i mnóstwo pewności siebie.
A pani jako Matka, i to czterech synów :) Czego ważnego nauczyła się pani od swoich dzieci?
- Dzieci są niesamowite, przypominają nam dorosłym o tylu ważnych sprawach: cieszeniu się chwilą, świeżym spojrzeniu na rzeczy, które się już milion razy widziało. Mój syn wczoraj dobre pół godziny zachwycał się mrówką. Dorosłym to się raczej nie zdarza. A powinno, bo ta mrówka to część natury i jej piękna, które nie zawsze udaje nam się dostrzec w codziennym pędzie.
Najważniejszą rzeczą jest jednak to, że dzieci rodzą się idealne, czyste, bez uprzedzeń. Nie wstydzą się swojego ciała, bo nie mają jeszcze nawciskane do głów tych bzdurnych "kanonów piękna". Są szczere, nie boją się mówić tego, co myślą. Są kreatywne i mają wspaniałą wyobraźnię. A do tego, przede wszystkim, nie obchodzi je to w co wierzysz, jaki masz kolor skóry, kogo kochasz czy jakie stanowisko piastujesz. Ważne jest jedynie to, czy jesteś dobrym człowiekiem. Życzyłabym sobie, żeby wszyscy dorośli też tak myśleli.
Polka - w dodatku na obczyźnie. Tęskni pani za krajem? Do czego tak, do czego nie?
- Tęsknię za bliskimi ludźmi, którzy zostali w Polsce. Tęsknię za wieloma miejscami. W ogóle uważam, że nasza ojczyzna jest przepiękna od morza po góry. Zdecydowanie nie tęsknię natomiast za pewnym rodzajem zaściankowości i dulszczyzny. Ani za obecną władzą i jej pomysłami.
A pani dom w Anglii, na ile jest polski, na ile angielski, na ile swojski?
- Mój dom, na pierwszy rzut oka, jest siłą rzeczy polsko-angielski. Mówimy w domu wyłącznie po polsku, ale już filmy oglądamy głównie po angielsku, z książkami bywa różnie. Uwielbiamy zarówno tradycyjne polskie dania, jak i wiele potraw kuchni angielskiej, zresztą nie tylko angielskiej. Otaczamy się ludźmi różnych narodowości.
- Zarówno dla mnie, jak i dla mojej rodziny ważniejsze od kultywowania określonych tradycji jest to, jak my się z nimi czujemy. Jeśli dobrze - ciągniemy to, jeśli nie- zaprzestajemy, zapożyczamy tradycje z innych krajów, albo tworzymy własne. Zatem chyba "swojski" to najlepsze słowo.
Jako autorka książki, felietonów - pisząc często operuje pani humorem, ironią i wulgaryzmem. Czy śmiech jest pani zdaniem ważny w życiu codziennym?
- Śmiech jest dla mnie remedium na wszystko. Mam za sobą sporo trudnych doświadczeń, a dystans do siebie, ludzi i życia był i jest dla mnie podstawą niezbędną do zachowania równowagi psychicznej. Biegle władam też ironią, głównie dlatego, że jest tańsza od amunicji, a używanie jej jest zawsze legalne ;)
W jakich sytuacjach trzeba powiedzieć coś dosadnie?
- Nigdy, jeśli nie czuje się, że to są właściwe słowa. Ja czasem czuję, więc mówię, w różnych okolicznościach. Wulgaryzmy mają to siebie, że jedno słowo potrafi, zależnie od kontekstu, dodać ekspresji i podkreślić absolutnie każdy stan emocjonalny. Wydaje mi się, że najważniejsza jest wiedza nie kiedy używać wulgaryzmów, ale kiedy zdecydowanie ich nie używać.
W książce jest mnóstwo zabawnych sytuacji, życiowych anegdot, z opryszczką, makijażem, odchudzaniem, ale i poważnych tematów - w obronie zwierząt, wolności kobiet, hejtu w sieci. W sumie dużo śmiechu, a książka o poważnych sprawach. Tak miało być? Czy ma pani nadzieję, że pani głos coś komuś uświadomi, zmieni?
- Nie umiem i nie chcę pisać inaczej niż szczerze, a prawda jest taka, że w życiu bywa nam nie tylko do śmiechu. Bywa różnie. Zabawne momenty przeplatają się dramatami, stale operujemy całym wachlarzem emocji. Rozmawiamy czy myślimy na tematy błahe i ważkie.
- Pisząc łapię jedynie te wszystkie różnorakie chwile i przelewam je na papier. Mam nadzieję, że ta książka coś komuś uświadomi, zmieni na lepsze. Oczywiście jestem realistką, nie oczekuję zmian na wielką skalę, ale jeśli choć jedna osoba po przeczytaniu jej napisze do mnie "twój punkt widzenia pozwolił mi spojrzeć na daną kwestię pod innym kątem, dzięki czemu więcej zrozumiałam" to wiem, że było warto pisać. A dokładnie tak działo się do tej pory w przypadku pozostałych moich publikacji. Wiem, że wzbudzam różne, czasem skrajne emocje, potrafię skłonić czytelników do myślenia i do dyskusji. I o to właśnie w tym chodzi.
Cytuje pani Janis Joplin: "nie czyń siebie samego przedmiotem kompromisu, bo jesteś wszystkim co masz" . Tolerować to można teścia, siebie trzeba kochać. Z jakich obserwacji wyrosło to przesłanie?
- Uważam, że wiele osób nie ma zaszczepionej miłości do siebie, która jest podstawą dobrego, zdrowego funkcjonowania w świecie. Gdy mówię, że kocham siebie jestem czasem odbierana jako osoba narcystyczna, zadufana w sobie, a to nieprawda. Ja po prostu szanuję nie tylko innych ludzi, ale też siebie, słucham swoich potrzeb, doceniam swoje życie, bo mam je tylko jedno.
I gorąco zachęcam wszystkich do takiej miłości, do zdrowego egoizmu, który bywa potrzebny, żeby zachować balans, nie dać się wykorzystywać, nie popaść w frustrację.
Co właściwie chciała pani przekazać czytelniczkom ? Żeby nie dały się oszukiwać, żeby inaczej popatrzyły na siebie i otoczenie? Może coś jeszcze?
- Bardzo chciałam zwrócić uwagę na to jak ważna w życiu jest miłość, zarówno ta do siebie, jak do innych. Tolerancja, empatia, dystans i humor. Szalenie zależy mi na świecie, w którym każdy będzie żył własnym życiem, o ile nikogo przy tym nie krzywdzi. Świecie, w którym ludzie nie będą oceniani tylko dlatego, że ich prywatne, życiowe wybory nie są zgodne ze światopoglądem innych ludzi. W którym będziemy dla siebie wyrozumiali i dobrzy.
- Głęboko wierzę, że dopóki nie idziemy przez życie w cudzych butach, od początku do końca, nie mamy prawa nikogo oceniać. Możemy iść jedynie obok, podejmując swoje decyzje, które będą dla nas najlepsze.
Zobacz także: