Betonoza czy green future: Jaki los czeka polskie miasta?

Coraz cieplejsze zimy, coraz gorętsze lata i niespodziewane anomalie pogodowe to symptomy zmian klimatycznych, o których mówi się od lat. Podczas fali upałów dla mieszkańców miast ratunkiem okazują się miejskie skwery i parki, w których choć na chwilę można odetchnąć od palącego żaru. Jednak możliwości aglomeracji w tym zakresie są dużo mniejsze niż realne zapotrzebowanie na „kawałek cienia”, nie pomaga także wszechobecna betonoza, którą upodobali sobie włodarze polskich miast.

Betonowe miasta nie chronią mieszkańców przed upałami
Betonowe miasta nie chronią mieszkańców przed upałami123RF/PICSEL

Naukowcy z Wydziału Nauk o Ziemi i Gospodarki Przestrzennej UMK zbadali plany zagospodarowania przestrzennego  39 polskich miast liczących powyżej 100 tys. mieszkańców. Zwracają uwagę, że pomimo rosnącej świadomości idei "green future", wciąż nie traktujemy otaczającej nas przestrzeni jako dobra wspólnego. Zbyt ogólne formułowanie planów miejscowych, pozwala na dość luźne dostosowywanie ich do potrzeb deweloperów. W tym kontekście idea planowania przestrzennego wydaje się zwykłą mrzonką.

Miasta zielone czy miasta z betonu?
Miasta zielone czy miasta z betonu?Robert NeumannAgencja FORUM

Zielono mi i... betonowo

Co prawda miejscowe plany zagospodarowania przestrzennego (MPZP) określają minimalny wymiar terenu biologicznie czynnego. Waha się on od kilkunastu do nawet 70 proc. i oznacza powierzchnię, która powinna pozostać wolna od zabudowy, charakteryzującą się nasadzeniami roślin, traw i drzew. Jednakże te przepisy, zwłaszcza w ciasnej zabudowie miejskiej, uwzględniają także wszelkiego rodzaju tarasy czy stropodachy z nawierzchnią umożliwiająca wegetację roślin. To, co dookoła, ma już mniejsze znaczenie.

Powierzchnia biologicznie czynna to nie zawsze teren zielony. Zdj. ilustracyjne
Powierzchnia biologicznie czynna to nie zawsze teren zielony. Zdj. ilustracyjneAgencja FORUM

O zabudowywaniu każdego skrawka miejskiej przestrzeni, zwłaszcza w największych miastach w Polsce, słyszymy nieustannie. Od deweloperów nie wymaga się zapewnienia mieszkańcom dostępów do parków, rzadko też spotyka się osiedla, gdzie troska o liczbę miejsc parkingowych przewyższałaby tę o choćby kawałek zieleni. Współczesne miasta składają się w dużej mierze z ogrodzonych osiedli, które, reklamowane jako "oazy spokoju" do zaoferowania maja głównie sporo betonu.

Grodzone osiedla zwykle charakteryzują się małą ilością terenów zielonych (Zdj. ilustracyjne)
Grodzone osiedla zwykle charakteryzują się małą ilością terenów zielonych (Zdj. ilustracyjne)Agencja FORUM

Beton nasz powszedni

Niedawno na płycie rynku w małopolskich Krzeszowicach nastolatek usmażył jajecznicę, zwracając uwagę na problem wysokiej temperatury, którą powoduje, między innymi, wycinka drzew w miejscach poddawanych tak zwanej rewitalizacji, niejednokrotnie finansowana z funduszy unijnych.

Krzeszowicki rynek przeszedł ten proces 10 lat temu. To wtedy z jego płyty zniknęła duża część drzew i zieleni, zastąpiła je uważana za bardziej estetyczną betonowa  kostka.

Podobny los spotkał wiele polskich miast i miasteczek. Zdjęcia rynku warmińsko-mazurskich Bartoszyc to kolejny przykład takich krótkowzrocznych działań.

Swego czasu Internauci nie pozostawili suchej nitki na wartej 4,7 mln inwestycji, która w 2013 roku miała zrewitalizować rynek  Włocławka. Mimo ponad 2650 m2 zieleni i nieustannych działań związanych z rewitalizacją, nie udało się odzyskać pierwotnego charakteru rynku, a dyskusja powraca przy okazji kolejnych, realizowanych w mieście programów.

Kolejny przykładem "betonozy" jest rynek w Skierniewicach, z którego na przestrzeni lat zniknęła większość roślin i drzew. Województwo łódzkie jest jednym z najbardziej narażonych na brak wody i opadów, tym bardziej dziwić może fakt usuwania roślin z przestrzeni miejskich.

Nie tylko estetyka

Ponad sto lat temu w urbanistyce pojawiła się koncepcja zielonych miast. Była odpowiedzią na rosnący poziom zanieczyszczenia środowiska oraz industrializacji a także przeludnienia aglomeracji. Jej twórca, planista Ebenezer Howard, dążył do optymalnego połączenia zalet życia w mieście z korzyściami płynącymi z przebywania na łonie natury.  W Polsce ta idea najszerzej została zrealizowana na obrzeżach Warszawy (Podkowa Leśna, Milanówek, Komorów, międzywojenny Szpital Tworkowski), w katowickiej dzielnicy Giszowiec czy w krakowskiej Nowej Hucie.

Obecnie nie chodzi tylko o wygodę mieszkańców i estetykę. W obliczu kryzysu klimatycznego zieleń w miastach to absolutna konieczność. Jedno średniej wielkości drzewo w ciągu godziny produkuje tlen, którym oddychać może 40 osób, rośliny poprawiają także mikroklimat, jonizują powietrze i podnoszą jego wilgotność. Dodatkowo osuszają grunt, a rozpraszając fale dźwiękowe, zmniejszają wszechobecny hałas, zapewniają cień i ułatwiając cyrkulację powietrza. Wpływają nie tylko na nasze zdrowie fizyczne, lecz również psychiczne.

Ponad 60 proc. Polaków mieszka w miastach i to właśnie ta grupa najdotkliwiej odczuwa postępujące skutki betonowania przestrzeni. Na alarm biją już nie tylko ekolodzy, lecz także lekarze. Człowiek zamknięty w betonowej klatce, narażony na ekstremalne warunki pogodowe, oddychający zanieczyszczonym powietrzem, to nie wizja z katastroficznego filmu, to rzeczywistość, która z roku na rok będzie stawała się coraz bardziej brutalna.

Czytaj więcej:

Styl.pl
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas