Reklama

Biały puder i czerwony nos. “Klauni” przerażają

- W ostatecznym rozrachunku zostaję tylko ja i system, nieważne czy to komunizm, katolicki szowinizm i wspaniały liberalizm. To jest absurd, bo z jednej strony każdy system chce nas stłamsić, a z drugiej nie potrafimy żyć bez niego. Moje życie jest o tyle cenne i chronione, o ile biorę udział w tej grze i jestem w systemie. Może zatem wypada zdjąć dwulicową maskę obrońców życia i otwarcie poeksperymentować z człowiekiem? - pyta Odys Korczyński, jeden z nielicznych autorów polskiego sci-fi.

W swojej najnowszej książce “Klauni" porusza m.in. wątek o poprawieniu ludzkiej kondycji i ingerencji w geny. Czy ulepszanie człowieka wszelkimi dostępnymi metodami jest moralnie dopuszczalne? Czy życie bez wad genetycznych byłoby lepsze?

Odys Korczyński: Boisz się klaunów?

- Nie. Ten popkulturowy lęk jest dla mnie zupełnie niezrozumiały. Przypuszczam, że jego źródło bije w makijażu trefnisia. Przez to, że nie do końca wiemy, kto jest klaunem, umysł podsuwa nam tak mroczne wizje. Mój Klaun to rodzaj symbolu, zresztą tak samo jak u Kinga. Tyle że u niego Pennywise jest demoniczną kwintesencją zła i nierozliczonych, dziecięcych traum, które uległy literackiej personifikacji. Nie zrodził się w ramach zwykłego, biologicznego życia.

Reklama

- Natomiast u mnie Klaun jest istotą posiadającą na wskroś ludzką tożsamość, tyle że w wyniku eksperymentów w korporacji Gutrie otrzymuje zdolność kradzieży innych osobowości, wciąż jednak nie wyzbywając się swojej, nadrzędnej. Żyje na granicy tego świata, szamocze się ze swoim pragnieniem odejścia ze znanego nam, fizycznego środowiska i jednocześnie walczy z uzależnieniem od wszystkiego, co chce odrzucić, które go skutecznie więzi pośród dotykalnych elementów rzeczywistości. To poszukiwacz, myśliwy i maniakalny morderca w jednym.

Tworzysz wizję przyszłości, w której wytwarza się lepszych ludzi. Myślisz, że faktycznie tak będzie?

- Trochę to dla mnie niezrozumiałe, że akurat ten wątek tak jest w "Klaunach" podkreślany. Sam uważam go za temat poboczny, taki element tła. Tu nie chodzi o ideę kreacji doskonalszych ludzi. Faktycznie człowiek ma to do siebie, że próbuje cały czas traktować się jak glinę, z której można lepić coraz doskonalsze kształty. To chyba jakaś naleciałość religijna, nawet w zeświecczonych kręgach. Kiedy rozejrzysz się dookoła, cały czas stawiane są nam jakieś wymagania, mniej lub bardziej sensowne. Mamy robić coś inaczej niż robimy, być tacy a tacy, ubierać się właśnie tak, a czasem nawet myśleć zgodnie z odgórnym nakazem. Nikt jednak nie pyta nas, czy faktycznie chcemy w ten sposób funkcjonować, ciągle w imię jakiegoś formalnego schematu czy to wartości moralnych, czy szczebli zawodowych.

Dla niektórych świat właśnie tak wygląda.

- Eksperyment trwa tam, gdzie się tego najmniej spodziewamy, a efekty liczone są w konkretnych liczbach, nagrodach, karach, odpustowych wypominkach i wyrzutach robionych lustrzanemu kompanowi do picia. Istotą ludzkiego świata jest jakieś globalne zakłamanie. Tak zajadle krytykujemy eugenikę czy nazizm, bronimy swoich lokalnych wartości, nie zważając na to, że one i tak co kilkadziesiąt lat samoczynnie się zmieniają wraz z pokoleniami, a jakoś bez trudu akceptujemy, i to systemowo, to, że co kilka sekund umiera na świecie np. dziecko z głodu, że kogoś wyrzucają na bruk, że leki ratujące życie kosztują pieniądze, których chorzy nigdy nie będą w stanie zarobić.

- Mało tego, mimo wysiłków WHO, ONZ i przeróżnych mniejszych organizacji, globalnie to się nigdy nie zmieni, bo śmierć określonej liczby ludzi jest wpisana w utrzymanie status quo, w którym funkcjonuje aktualnie dominująca politycznie kultura w danej epoce świata. Mydlimy sobie oczy tym, że wierzymy w jakieś wartości, lecz robimy tak z wyuczonego obowiązku społecznej kurtuazji, by móc przespać spokojnie jeszcze jedną noc, nim sami staniemy przed wyborem, który rozwali cały nasz poukładany, umysłowy pokoik. Chyba po to wymyślono Boga, żeby służył za wentyl bezpieczeństwa dla naszych rozbuchanych i krwiożerczych ambicji.

Czyli człowiek z natury jest zły?

- Człowiek nie jest ani zły, ani dobry. Naturalna dynamika życia każdej istoty polega na ochronie siebie i  potomstwa. Wszystko inne jest dopiero na drugim miejscu. Kultura percepcji zła i dobra pojawia się dopiero w toku socjalizacji. Dobrem i złem uczymy dzieci nazywać określone zachowania i fakty dziejące się w ramach określonej przez szerokość geograficzną i czas gry językowej prowadzonej przez nas - dorosłych, którzy już się tego nauczyli. Dobro i zło są pojęciami czysto umysłowymi. Nałożenie ich na fakt służy jego społecznej kategoryzacji jako zgodnego lub niezgodnego z przyjętą w danej kulturze linią akceptowanego zachowania. Pojęcia te natomiast nie mają nic wspólnego z faktyczną naturą ludzi, która jest wolna od jakiejkolwiek refleksji aksjologicznej i pragnie jedynie przetrwać.

Skąd pomysł na wątek o kreacji nadczłowieka?

- Może stąd, że niezbyt jestem zadowolony z naszego gatunku. Potrzeba nam odświeżenia. I nie mam na myśli III wojny światowej. Musimy w końcu zwolnić i zastanowić się, czy granica świętości naszego życia nie jest źle nakreślona. Studiując historię i filozofię, czytam o tym, że od tysięcy lat podobno ludzie dążą do wolności, dostatniego życia, prawdy, miłości i innych górnolotnie opisanych w literaturze wartości. Od dziecka słyszę, że np. Bóg kocha wszystkich, trzeba innym zawsze pomagać, a świat jest coraz doskonalszy. Może w sensie technologicznym, owszem.

- Moja obserwacja faktów jednak mówi zupełnie coś innego. Jeśli nie będę miał pieniędzy, tych specjalnych papierków, to w końcu stracę mieszkanie, umrę z głodu i zniknę. Żaden kochający Bóg, idea libertyńskiej wolności, czy też transpłciowy rycerz na białym koniu mi nie pomogą. W ostatecznym rozrachunku zostaję tylko ja i system, nieważne czy to komunizm, katolicki szowinizm i wspaniały liberalizm. I to jest dla mnie wybór kuriozalny i deprecjonujący każdą ideologię, która głosi wzniosłe ideały. Nie sposób jest wybrać. To jest absurd, bo z jednej strony każdy system chce nas stłamsić, a z drugiej nie potrafimy żyć bez niego.

- Moje życie jest o tyle cenne i chronione, o ile biorę udział w tej grze i jestem w systemie. Może zatem wypada zdjąć dwulicową maskę obrońców życia i otwarcie poeksperymentować z człowiekiem? Skoro i tak w praktyce życie jednostki jakoś ciągle jest tak bezlitośnie wgniatane w ziemię...

Takie badania już trwają?

- Sam rozwój cywilizacji jest takim eksperymentem, tyle że nie jestem pewien, czy jego spontaniczność jest faktycznie taka losowa. Opcji jest całkiem sporo. Jeśli Bóg faktycznie gra w niebiańskie kości, to po nas. Jeśli natomiast go nie ma, to poeksperymentujmy, chociażby literacko. Klaun z mojej powieści nie jest jakimś tam byle jakim seryjnym mordercą. To poszukiwacz, a sposób, w który odbiera życie jest jedyny w swoim rodzaju. On wchłania w siebie jestestwo ofiary, a więc w jakimś sensie ono nadal żyje, tylko w formie upgrade’u.

Ludzka ingerencja jest dość ryzykowna. Gdzie powinniśmy postawić granicę?

- Nie ma tej granicy, a raczej w sensie praktycznym nie jest możliwe, by ją postawić. Każdą jednostkę czeka śmierć biologiczna, a cywilizację śmierć kulturowa. Wszechświat jest cierpliwy, a my nie, dlatego zginiemy. I nie mówię tego patetyczne, ani tym bardziej mesjańsko. Stwierdzam tylko fakt.

- Ta niecierpliwość ma pewną, ciągle taką samą, formę, niezależnie od tego, czy akurat rozważamy dzieje Europy w XIX wieku, albo cofamy się do czasów odkryć geograficznych. Ideologizujemy świat zastany. Robią to zarówno elity aktualnie trzymające berło władzy, jak i pomywacze, którzy nie umieją pisać. Obydwu tym grupom wydaje się, że ich wizja świata jest zarówno prawidłowa, jak i niezmienna, dlatego z taką zapamiętałością, szczególnie władcy, rządy i kościoły wojują w imię owych koncepcji. Mało tego, ci wszyscy boży wojownicy nie umieją patrzeć wprzód dalej niż na swoje pokolenie A można by tak nieco poczekać, poświęcić trochę czasu chociażby tym grupom, które mówią: przypatrzmy się temu, jak zarządza tym np. planeta, na której mieszkamy.

Mówisz to jako pisarz czy obywatel?

- A czy skoro jestem obywatelem, to nie mogę być też pisarzem? Wolałbym nie stać przed takim wyborem.

W twojej książce jest sporo brutalności i seksu. Dlaczego?

- Dwie elementarne skłonności, które zdecydowały o tym, gdzie jako gatunek teraz jesteśmy. Kto ma władzę nad popędem i strachem, ma władzę absolutną. Cała nasza kultura jest zbudowana na odpowiednim dozowaniu przyjemności i lęku. Seks stawał się raz to nagrodzą, a kiedy indziej ciężkim przewinieniem. I tu wchodził na scenę kat ze swoim flagrum, albo i toporem. We wszystkich koncepcjach religijnych na świecie te dwie sfery się łączą, a kapłani mają na ich temat zadziwiająco dużo do powiedzenia, nawet wtedy gdy są eunuchami, celibatariuszami, albo zwykłymi dewiantami.

- Co do władzy świeckiej, to zmyślnie wykorzystała ona mariaż państwa i kościoła do wypracowania quasireligijnego prawa, które też reguluje te sfery życia. Może właśnie dlatego, że ten seks i przemoc zdają się być z jednej strony takim zakazanym owocem, a z drugiej wytrzebionym literacko motywem, zdecydowałem się je pokazać. Nie epatuję nimi jednak bezmyślnie. Staram się opisywać jedynie fakty.

Science-fiction w Polsce ma się dobrze?

- Moim zdaniem tak samo jak w czasach H.G. Wellsa. Coś niby rozpoczęliśmy, lecz zabrakło nam energii, by to skończyć. Sądzę, że za mało jeszcze wiemy, żeby rzeczowo pisać o nowych, futurystycznych światach. Mam takie nieodparte wrażenie, że w literaturze s-f od czasu śmierci Lema ciągle obracamy się wokół tych samych tematów.

Trudno jest przebić jego geniusz.

- Niełatwo, to fakt. Mam jednak nadzieję, że jeśli będziemy wystarczająco cierpliwi, nauka dostarczy nam spekulacyjnego materiału dla kolejnego pisarza, który będzie potrafił wykuć z tego genialną literaturę. Zbyt duży tłok wśród geniuszy to tylko problem. Jeszcze sprowokowaliby jakiś konflikt swoimi genialnymi koncepcjami i za szybko wybuchłaby kolejna wojna. A tak spokojnie na nią sobie poczekamy.

Twoja książka może być alegorią do współczesnego świata. Które wątki już dziś stanowią problem dla ludzkości?

- Starałem się połączyć elementy s-f z horrorem i wpleść w nie nieco filozofii i odniesień do historii. Minęło ponad 70 lat od zakończenia II wojny światowej, a Europa znów wchodzi w epokę radykalizacji poglądów społecznych. Napływ emigrantów i terroryzm islamski są tylko pretekstem dla radykałów. Tym razem jednak nazizm przybierze inna formę, dużo bardziej totalną, bo wspartą mediami społecznościowymi. Nie będzie już chodziło o Żydów, Cyganów, Słowian, Arabów, chorych psychicznie, czy gejów. W ogóle nie będzie chodziło o poglądy, ciało i poziom IQ, tylko o to, co w danej chwili jesteś w stanie zrobić, by przynależeć do grupy, która aktualnie ma władzę.

- Wykształci się nowa forma radykalizmu, polegająca na scaleniu totalnych ideologii w jedną. Prości ludzie znów zapragną być czyjąś własnością, bo nikomu z twardogłowych jeszcze w czasie trwania demokracji nie chciało się nad nimi pochylić i dokształcić z postaw obywatelskich. Spadnie nareszcie zasłona, która do tej pory separowała marksizm, nazizm i religijny szowinizm. Klauni są właśnie o tym jak słabe i wymienne są ludzkie pojęcia dobra i zła.

Rozmawiała Magdalena Janczura

 

Styl.pl
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy