„Byłem influencerem. A potem zwariowałem”. Janek Strojny obnaża prawdę o polskim internecie

„Byłem influencerem. (…) Robiłem coś w rodzaju „TikToka codzienności”. Nic nadzwyczajnego. Dwa filmiki dziennie, plus te sponsorowane. Nawet trzy miliony wyświetleń każdego dnia. (…) Gdybym nie zwariował, byłbym dzisiaj warszawskim landlordem z niezłą bryką, ale zamiast tego trafiłem do szpitala psychiatrycznego”. Z Jankiem Strojnym, autorem książki „Nie zostawiaj influencerem”, rozmawia Aleksandra Tokarz.

Janek Strojny obnaża prawdę o polskim internecie. „Nie ma rzeczy, której influencer nie pokaże dla zasięgów” (fot. Adam Tuchliński/materiały promocyjne do książki/Wydawnictwo Znak Literanova)
Janek Strojny obnaża prawdę o polskim internecie. „Nie ma rzeczy, której influencer nie pokaże dla zasięgów” (fot. Adam Tuchliński/materiały promocyjne do książki/Wydawnictwo Znak Literanova)materiały prasowe

Aleksandra Tokarz, Interia.pl: "Nazywam się Janek Strojny. Byłem influencerem. (...) A potem zwariowałem". Co się stało?

Janek Strojny, były influencer, autor książki "Nie zostawaj influencerem": - Trafiłem do szpitala psychiatrycznego. W dużym skrócie to się stało.

Kiedy i dlaczego wkroczyłeś do świata internetu?

- Byłem dzieckiem internetu. Wychowywałem się z telefonem w ręku, spędzałem każdą wolną chwilę oglądając jakieś materiały - od prostych gameplay z "Minecrafta", aż po jakieś ciekawsze rzeczy, które wtedy działy się w internecie. Kreatywność wideo była czymś, co mnie ujmowało. Internetową "obsesję", która potem przerodziła się w pasję do kręcenia, miałem już przed 13. rokiem życia.

- Z internetu nauczyłem się nie tylko angielskiego, ale także montażu. Dzięki temu, że interesowałem się tym, jak funkcjonuje rynek influencerów w Stanach Zjednoczonych, bo wtedy  otwarcie mówiło się o tym przede wszystkim w Stanach, znałem przepis na internetowy sukces. A ponieważ nikt nie chciał zaufać młodemu chłopakowi, który mówi: "Ej, zrobię z ciebie gwiazdę internetu. Nie mam dowodów, że to zrobię, ale mogę ci to zagwarantować", zrobiłem influencera z siebie samego. Przygodę z publikowaniem rozpocząłem na przełomie listopada i grudnia 2020 roku. Miałem wtedy 21 lat.

Z boku, z punktu widzenia odbiorcy, influencerski świat to prawdziwa sielanka. Wstajesz, nagrywasz, dodajesz, a potem już tylko patrzysz, jak rosną zasięgi. Jak to wygląda w praktyce? Jak wygląda dzień z życia influencera?

- Wszystko zależy od formy materiałów, jakie robisz. Każda treść wymaga mniejszego lub większego zaangażowania. Jeżeli postanawiasz grać w gry i pokazywać to światu, wtedy odpalasz grę i grasz. Kiedy dojdą do tego znajomi, możesz już tworzyć narrację. Oczywiście można mówić również o wielu niuansach, ale powiedzmy, że gra gwarantuje tej osobie content do pokazania w materiałach.

- Ja opowiadałem historie. Zabieg był celowy - w końcu wszyscy opowiadamy sobie cały czas jakieś historie z życia czy anegdotki, dlatego to wydało mi się najprostszą metodą. Mój dzień mógł więc nie do końca wyglądać tak, jak dzień influencera, szczególnie na początku.

- Codziennie publikowałem na TikToku dwie jednominutowe historie. Jednak ich przygotowanie to nie były dwie minuty. Żadna z moich historii nie była opowiedziana bezpośrednio do kamery od razu. Każdy mój filmik powstawał na bazie napisanego wcześniej tekstu. A dobry tekst masz wtedy, kiedy nie możesz usunąć już z niego żadnego słowa, a sens wciąż pozostaje. Do tego dążyłem. Jeżeli to były dwa materiały to nagranie, zmontowanie tak, żeby było wiadomo, że się kliknie i dodanie wszystkich napisów zajmowało mi średnio cztery godziny dziennie. A z upływem czasu zabierało coraz więcej dnia.

- Przez pół roku opowiadałem prawie codziennie dwie historie, wyjątkowo jedną. Tych materiałów na moim profilu było ponad 200. Pierwszych 100 było zrobić łatwo. Potem zrobiło się coraz trudniej, bo kiedy prosisz kogoś, żeby opowiedział ci jakąś historię ze swojego życia, trudno mu sobie przypomnieć coś szczególnie interesującego. W momencie, w którym powiedziałem, że odchodzę i podziękowałem, miałem 925 materiałów. Jednak nie wszystkie były z opowiadaną historią. W pewnym momencie ratowała mnie rolka aparatu w telefonie - przeglądanie starych zdjęć, znajomych na Facebooku, żeby przypomnieć sobie czy coś nie wydarzyło się w obecności tych ludzi; przypominanie sobie anegdotek, które opowiadała moja mama. Byle dokopać się do jakiegoś wspomnienia. Były dni, kiedy to zajmowało cały dzień. Myślę, że tak może mieć bardzo dużo osób, które piszą.

W książce mówisz o tym, jak liczba polubień wpływa na nastrój. I dołuje w momencie, kiedy jest ich mało. Ale z tym utożsamić może się dzisiaj każdy. Bo przecież każdy tak robi. Dodaję zdjęcie na Facebooka czy Instagrama i sprawdzam liczbę polubień. Jak jest ich mało, automatycznie myślę: "Albo nikt mnie nie lubi, albo źle wyszłam".

- Wrzuć zdjęcie dupy, będzie się klikać. To brzmi okropnie, ale taka jest prawda. Ten problem wydaje się ludziom totalnie obcy, kiedy mówię o tym, że influencer przeżywa moment, w którym spadły mu zasięgi i ma załamanie. Jednak każdy człowiek, który korzysta z internetu, patrzy na te lajki - kiedy coś wrzuca, zastanawia się czy jest dobrze, czy źle. Kiedy ma wyjątkowo dużo polubień, cieszy się. Te reakcje ma w sobie każdy. Ale nie każdy wrzuca rzeczy codziennie i nie każdy ma zarobki zależne od liczby polubień.

Świat influencerów. Tak wygląda "od środka"
Świat influencerów. Tak wygląda "od środka"123RF/PICSEL

"Influencer to jeden z wymarzonych, ale i najbardziej znienawidzonych zawodów". Co dla ciebie okazało się w tym najgorsze?

- Jest tyle okropnych rzeczy, które składają się na całość, że trudno wybrać jedną. Dla niektórych jest to wymarzony zawód - ja to rozumiem. Bo z zewnątrz wygląda fajnie. Widzisz jedno zdjęcie jakiegoś bogatego człowieka, w nowej furze, w której wygląda super. Ludzie utożsamiają z tym zawodem idealne życie.

A potem odbiorca widzi to i myśli sobie: "Zazdro". Sama czasami mam doła, kiedy widzę w sieci dziewczynę młodszą ode mnie, która wstaje rano, idzie biegać, robi sobie idealne śniadanie, mieszka we własnym mieszkaniu, ma własny samochód, a do tego całą masę przyjaciół. I na wszystko ma czas, podczas gdy ja ledwo wyrabiam na zakrętach.

- To często presja tego, że "jestem ifluencerem, przecież muszę mieć idealne życie". A ta dziewczyna, która jest ciągle zadowolona i ciągle ma energię, pewnie nie pokazuje tego, że wciąga krechę między ujęciami.

Ale obok tego, że to jest krzywdzące dla odbiorców, którzy wmawiają sobie, że tak wygląda idealny świat, krzywdzące jest też chyba dla samych influencerów. Czy to nie tak, że oni wmawiają sobie, że mają idealne życie, podczas gdy ono zupełnie takie nie jest?

- Ciąży na nich ogromna presja udowodnienia sobie, że ich życie faktycznie jest idealne. A to szkodzi wszystkim. Rozmawiałem z moją znajomą, która mówiła, że dodaje zdjęcia na Instagrama tylko wtedy, kiedy czuje się najgorzej. Tylko po to, żeby poczuć się lepiej, żeby się dowartościować i poprawić sobie humor. Znam wiele osób, które tak robią. Kreujesz wtedy to swoje idealne życie, mimo że ono wcale takie nie jest.

Bo przecież w sieci nie pokażesz momentów załamania, łez czy jakiegokolwiek niepowodzenia.

- W przypadku influencerów to są te same mechanizmy, ale wykręcone do ekstremum. A to wpływa potem na wszystkich, także odbiorców, choć ludzie często nie zdają sobie z tego sprawy i nie zastanawiają się nad tym, jak to oddziałuje na nich i ich życie. Zaakceptowaliśmy to, że tak funkcjonuje internet i traktujemy go jako taki kolejny "żywioł". Nikt nie zastanawia się nad tym, że w istocie to spółki akcyjne, które generują miliardy i którym zależy na tym, żebyśmy byli od nich uzależnieni.

Będąc influencerem dajesz innym swoje życie niemal na tacy. W takich sytuacjach jest jeszcze jakakolwiek szansa na to, żeby mieć swoją prywatność?

- To zależy od człowieka. Z jednej strony mamy pary uprawiające seks na OnlyFansie, a z drugiej strony kogoś, kto opowiada o książkach i tylko o nich. To są skrajności, więc może warto skupić się na tym, co jest w środku. Czy są rzeczy, których influencer nie pokaże? Nie. Nie ma.

W książce wspominasz o tym, że dla zasięgów ludzie są w stanie zrobić wszystko - kłamią o swoim statusie materialnym, wypożyczają markowe ciuchy, udają swoje orientacje, bo "mają na przykład profil stargetowany bardziej pod kobiety gustujące w macho". Ludzie dla zasięgów są w stanie zrobić wszystko? Jak daleko są w stanie się posunąć?

- Jeżeli pomyślisz sobie o jakiejś nieprawdopodobnej sytuacji; takiej, która nie miała prawa się wydarzyć, wierz mi, pewnie się wydarzyła. Może nikt jeszcze nie zabił własnego dziecka dla zasięgów, choć gdyby mama Madzi była influencerką, to pewnie byłby z tego content. Takie rzeczy się dzieją na świecie, to jest zjawisko globalne. Na pewno nie ma rzeczy, która nie może zostać pokazana dla zasięgów.

- W Polsce mamy używki, zdrady, romanse, krzywe zagrania, robienie sobie nawzajem rzeczy nie fair. Każde świństwo, które jesteś w stanie zrobić drugiemu człowiekowi - tak, to się wydarzyło i zostało pokazane w sieci. Dla zasięgów.

Influencerzy w sieci kreują swoje życie jako idealne. W rzeczywistości wcale tak nie jest
Influencerzy w sieci kreują swoje życie jako idealne. W rzeczywistości wcale tak nie jest123RF/PICSEL

"Hej, czy jest ktoś z Warszawy, kto chciałby się złapać na wspólne nagrywki? Zrobimy crossa, to nam wybije trochę konta i będzie lepiej" - takie ogłoszenia często pojawiają się w sieci?

- To funkcjonuje głównie w grupie, którą w książce nazwałem "influencerską klasą robotniczą". To są ludzie, którzy nie są do końca zorientowani w tym influencerskim świecie, ale bardzo chcieliby się wybić. Pojawia się w nich nadzieja, pomieszana z naiwnością, że im się uda. Jeżeli już im chociaż trochę wyszło, starają się tymi wspólnymi nagrywkami budować zasięgi. To jest częste, zdarza się regularnie.

- Czy im się udaje? Bywa różnie. Najwięcej jest tego wśród mikro influencerów, ale zdarza się również w przypadku dużych twórców. Wtedy to zamienia się w czystą relację biznesową. "Hej, spotkamy się na nagrywki?", "Dobra, tu i tu". Oni się "crossują", to połączenie dwóch biznesów. Potem rozchodzą się i każdy bierze trochę. To jest dziwne w momencie, kiedy te osoby zaczynają udawać w internecie, że się faktycznie lubią. Znam wiele takich przypadków, nieraz słyszałem: "O Jezu, jadę z tym debilem nagrywać. Boże, nienawidzę go, ale trzeba".

A co jeśli chodzi o fejkowe pary? To też codzienność?

- To się dzieje non stop. To jest liceum w dorosłym życiu. Podobne zabiegi najlepiej działają wśród młodszej widowni, a więc wśród wszystkich twórców z młodą demografią. "O Boże, moja ulubiona dziewczyna zaczęła się spotykać z tym chłopakiem", "O Boże jak fajnie, uwielbiam ich razem". Po co zaczęli się spotykać? Dla zasięgów. Oni się nawet nie lubią.

Nie ukrywasz też, że "na influencerskie salony wkroczył koks". O czym jeszcze nie mówi się otwarcie?

- Zioło jest na tyle znormalizowane, że o tym w zasadzie już się nie mówi. To po prostu jest. Koks jest traktowany jako dodatek alkoholu - jak pijesz, to wciągasz. Żeby móc pić więcej, wciągasz więcej. Tak to po prostu działa. Twarde narkotyki, też są obecne na imprezach i poza nimi. Ja cały czas przyzwyczajam się do tego, że w takim zdrowym środowisku to nie jest tak, że każdy czegoś próbuje i coś bierze.

Ile zarabia influencer?

- Pytanie: na ile? Może ci się trafić jeden super deal, a przez kolejnych kilka miesięcy możesz nie mieć żadnego. Górnej granicy nie ma. Tylko ze względu na to, że zawsze zdarzy się przypadek, że ktoś dostał jakąś kolosalną sumę. Była sytuacja, o której wspominam zresztą w książce, że internetowa fit-para odrzuciła razem milion, który miała zarobić udostępniając swój wizerunek na butelkach wody. Dealu nie było.

- O tym jest głośno dlatego, że to jest niespotykane. Ludzie zarzucają mi, że napisałem książkę, żeby zarobić. Gdybym chciał zarobić, byłbym dalej influencerem. Jeżeli bym kontynuował utrzymanie wizerunku, który kreowałem przez pierwsze pół roku, budował to dalej konsekwentnie i wykonywał dobre ruchy biznesowe, to przypuszczam, że 50 tysięcy miesięcznie robiłbym na luzie.

Ale można też przypłacić zdrowiem.

- Większość osób przypłaca.

"Gdybym nie zwariował, byłbym dzisiaj warszawskim landlordem z niezłą bryką. Ale zamiast tego trafiłem do szpitala psychiatrycznego" - piszesz. Kiedy wkroczyłeś do świata internetu byłeś już zdiagnozowany?

- Nie pamiętam życia bez depresji. Bardzo wcześnie wspominam te bardzo mocne, negatywne myśli. Kiedy wszedłem w internet, miałem przerwę od chronicznych nawrotów ciężkich stanów depresyjnych. Po pół roku miałem już dość internetu, bo zaczęło mi to znów wjeżdżać na psychikę.

- Zacząłem to robić, żeby zarobić na tym kasę. Jednak kiedy zaczęła się pojawiać kasa, poczułem się jak taka jedna wielka sprzedajna kur**. Ale wyprowadziłem się od rodziców, miałem jakieś zobowiązania finansowe i musiałem to po prostu ciągnąć. I ciągnąłem. Nieraz mówiłem sobie "Boże, co ja ze sobą robię? Nie chcę, nie chcę, po prostu". Jednak musiałem utrzymać się jakoś na powierzchni.

- Ten proces rezygnacji z internetu dojrzewał we mnie przez bardzo długi czas. Dochodziłem do bardzo ciężkich stanów psychicznych. W książce piszę o dość mocnych przeżyciach. Skończyło się szpitalem psychiatrycznym, który zresztą dobrze wspominam. To był dobry początek dbania o siebie i wejścia na dobrą drogę.

Wróciłeś na TikToka? Co teraz planujesz?

- Nie wracałbym do internetu, gdyby nie to, że mam książkę, w przekaz której bardzo wierzę. Głupio nie wykorzystać tych platform, które mam, żeby dotrzeć do ludzi. Gdyby nie książka, nie byłoby mnie w internecie. Kiedy skończymy okres promocyjny, znikam z internetu. Teraz rozmawiamy, a ja jestem w pracy. Pracuję na etacie i jest git. Szczerze? Jak bardzo ludzie narzekają na etat, ja równie mocno za nim tęskniłem.

Na koniec niech to wybrzmi szczególnie głośno. Dlaczego nie zostawać influencerem?

- Internet mocno wpływa na nasze zdrowie, a przez brak umiejętności mówienia, szukania wsparcia i rozumienia chorób psychicznych, nie jesteśmy w stanie wyłapać tego, kiedy jest z nami faktycznie źle. Zrozumienie, że jest się chorym, jest bardzo trudne. Kiedy latają ci wyświetlenia i zasięgi, a ty funkcjonujesz w tym świecie, często nie zatrzymujesz się, żeby zwrócić uwagę na samego siebie, własne samopoczucie. A świat influencerów jest mocno skrzywiony.

***

Pamiętaj, że w trudnej sytuacji nigdy nie jesteś sam. Poniżej znajdziesz listę telefonów, pod które możesz zadzwonić i poprosić o profesjonalną pomoc:

  • Antydepresyjny Telefon Forum Przeciw Depresji - 22 594 91 00 (czynny w każdą środę - czwartek od 17.00 do 19.00)  
  • Telefon zaufania dla osób dorosłych w kryzysie emocjonalnym - 116 123 (poniedziałek-piątek od 14:00-22:00, połączenie bezpłatne)
  • Telefon Zaufania dla Dzieci i Młodzieży - 116 111 (czynny 7 dni w tygodniu, 24 h na dobę)
  • Dziecięcy Telefon Zaufania Rzecznika Praw Dziecka - 800 121212  (czynny 7 dni w tygodniu, 24 h na dobę)
  • Wsparcie dla osób po stracie bliskich (będących w żałobie) -  800 108 108 (od poniedziałku do piątku od 14.00 do 20.00)
  • Telefoniczna Pierwsza Pomoc Psychologiczna - 22 425 98 48
  • Centrum Wsparcia dla Osób Dorosłych w Kryzysie Psychicznym - 800 70 2222 (czynny 7 dni w tygodniu, 24 h na dobę)
  • Niebieska linia - dla doświadczających przemocy - 800 120 002 - (czynny 24 godziny na dobę)
  • W sytuacji bezpośredniego zagrożenia życia zadzwoń na numer alarmowy 112
Tomasz Ziętek. O autorskim albumie - „Some old songs", zawalczy o Oskary i Hollywood?INTERIA.PL
INTERIA.PL
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas