Świat oczami niewidomych. "Gdy budzę się ze snu, pojawia się ciemność"

Dane Światowej Organizacji Zdrowia wskazują, że na świecie żyje 39 mln niewidomych osób. Jak wygląda ich codzienność? Może się wydawać, że jest pełna barier, trudności i ograniczeń. Zmysł wzroku jest ważny, ale okazuje się, że można patrzeć na świat bez niego. - Ograniczenia tkwią w naszych głowach”– mówi Sebastian, który ociemniał w wieku 33 lat.

article cover
123RF/PICSEL

Jak wygląda życie niewidomych? Potrafią śnić? Jak na co dzień funkcjonują? Polegają na innych, czy są w pełni samodzielni? Niewielu widzących zna odpowiedź na te pytania. W przestrzeni funkcjonują jednak powielane mity i przekonania o osobach borykających się z dysfunkcją wzroku, które nie mają nic wspólnego z rzeczywistością.

Zmysł wzroku uchodzi za najważniejszy. Codzienność osób niewidomych od urodzenia od codzienności ociemniałych może się od siebie różnić. Ci pierwsi nigdy nie zobaczyli swojego odbicia w lustrze, nie wiedzą jak wygląda niebo i słońce. Osoby ociemniałe to osoby, które wzrok straciły po piątym roku życia. Ich postrzeganie może opierać się na wyobrażeniach opartych na zapamiętanych obrazach z przeszłości. W kwestii samodzielnego funkcjonowania nie ma różnic. Każdy z nich ma szansę na niezależne życie.

Adrian Now: Nie jestem niepełnosprawny, ja tylko nie widzę

Adrian Now od 10 lat jest osobą ociemniałą. Z problemami ze wzrokiem boryka się od urodzenia. Jego lewe oko zaatakowała jaskra wtórna - choroba, która wiąże się ze wzrostem ciśnienia wewnątrzgałkowego i postępującym zanikiem nerwu wzrokowego. W prawym oku Adriana zdiagnozowano zaćmę objawiającą się zmętnieniem soczewki. W wieku 10 lat przeszedł enukleację, czyli chirurgiczny zabieg usunięcia prawej gałki ocznej. Dziś w jej miejscu znajduje się proteza. W jego przypadku do 16 roku życia utrata wzroku postępowała powoli. Dwa lata później całkowicie przestał widzieć. Adrian przyznaje, że spodziewał się momentu, w którym to nastąpi. Dlatego też utrata wzroku nie była dla niego szokiem. Dziś funkcjonuje jak każdy człowiek. Mieszka sam, a w patrzeniu na świat pomaga mu sztuczna inteligencja.

Adrian Now aktywnie działa w mediach społecznościowych, gdzie dzieli się urywkami swojej codzienności, a także pokazuje, jak sprzęty i oprogramowania są w stanie ułatwić funkcjonowanie osobom z dysfunkcją wzroku. Na TikToku i Instagramie obserwuje go kilkanaście tysięcy osób.

"Cześć. Nic nie widzisz? To tylko chwilowe. Ja mam tak cały czas" - powiedział na swoim pierwszym instagramowym filmie. "W ciemno" funkcjonuje od kilku miesięcy, ale, zdaniem Adriana, to wystarczyło, by nieco zwiększyć świadomość społeczeństwa o osobach niewidomych. Mimo tego wielu nadal nie rozumie, jak niewidzący są w stanie samodzielnie funkcjonować. Pod postami nie brakuje powracających niczym bumerang pytań, o to, jak korzysta z telefonu, jak czyta komentarze i na nie odpisuje. Co więcej, Adrian układa kostkę Rubika. Potrafi to zrobić w minutę, co dla niektórych okazuje się nieprawdopodobne.

Adrian podkreśla, że nie oczekuje współczucia ze strony internautów. Chce dotrzeć do jak największej grupy osób i pokazać im, że utrata wzroku nie jest problemem. - Dzięki moim treściom ludzie i zauważają, że można sobie radzić w życiu mimo dysfunkcji wzroku. Często dostaję prywatne wiadomości, które mnie bardzo cieszą. Ostatnio pewna kobieta napisała mi, że jej siedmioletni syn ma dwie protezy oczu, ale dzięki moim filmom nie boi się o jego przyszłość, bo wie, że sobie poradzi. Takie słowa podnoszą mnie na duchu i pokazują, że to, co robię, ma sens.

Sieć to niejedyne miejsce, w którym osoby niewidome, z pozoru, nie funkcjonują. Okazuje się, że edukacji w tym zakresie brakuje również w miejscach publicznych, które powinny być przystosowane dla wszystkich. Jednym z utrudnień w codziennym życiu okazuje się to, jak nieść pomoc osobom niewidomym m.in. w bankach i urzędach - Nie neguję, że w wielu miejscach jest to na wysokim poziomie, ale cały czas trzeba ludzi uświadamiać - mówi Adrian. - Jeżeli osoba niewidoma idzie załatwić sprawę w urzędzie,  nie można jej zostawić samej sobie. Oczywiście mamy aplikacje w telefonie, które nam pomagają, ale nie wszyscy wiedzą jak z nich korzystać. Problem pojawia się w przypadku starszych osób, dla których obsługa telefonu nie jest intuicyjna.

Adrian Now podkreśla, że jest samodzielny i nie doświadcza problemów, z którymi mierzą się osoby niewidome od urodzenia. Wykonywanie wielu czynności Adrianowi ułatwia najnowsza technologia. Dzięki niej czyta, samodzielnie działa na Instagramie oraz TikToku i nie ma problemów z poruszaniem się po mieście.  Zdarza się jednak, że w nagłych sytuacjach pojawiają się pewne utrudnienia. Dodaje jednak, że jest w stanie się z nimi zmierzyć. Przykład? Otrzymuje list i musi go natychmiast przeczytać. W tym celu korzysta z aplikacji w telefonie, która robi to za niego. Adrian zaznacza, że zajmuje mu to kilka minut dłużej niż w przypadku osób widzących, ale jest w stanie, mimo braku wzroku, sobie z tym poradzić.

Postępujący rozwój technologii sprawia, że wiele oprogramowań jest dostępnych również dla osób niewidomych. Dzięki najnowszym aplikacjom są w stanie np. rozpoznawać banknoty oraz kolory, a także, za pomocą funkcji odczytywania natężenia światła, wskazać chociażby, gdzie w pomieszczeniu znajduje się okno. Poza tym istnieją aplikacje nawigujące, które za pomocą systemu godzinowego są w stanie wskazywać drogę. - Dzisiejsze systemy operacyjne dają wiele udogodnień - opowiada Adrian. - Każdy z nich posiada udźwiękowienie czy opcje powiększania. 90 proc. filmów, które opublikowałem w mediach społecznościowych, nagrałem i zmontowałem samodzielnie. Jak to możliwe? Aparat za pomocą "VoiceOvera" (technologii odczytującej zawartość ekranu - przyp. red.) mówi mi, gdzie znajduje się moja twarz, czy jest blisko lewej bądź prawej krawędzi. Dzięki tym wskazówkom jestem w stanie tworzyć materiały i publikować je w mediach społecznościowych. Obecnie problemem jest dodawanie tekstu, chociażby do instagramowych relacji. Udźwiękowienie telefonu na razie nie jest w stanie mi w tym pomóc.

Wiele firm zarabia na technologicznych oprogramowaniach dla osób z dysfunkcją wzroku. Korzystanie z aplikacji ułatwiających codzienne funkcjonowanie wiąże się z nakładami finansowymi, a możliwość użytkowania najczęściej opiera się na kupowaniu okresowych subskrypcji. Wiele aplikacji jest jednak darmowych, a podczas korzystania z nich użytkownik nie jest rozpraszany reklamami. To oznacza, że są one dofinansowywane z innych źródeł. Osoby niewidome, które chcą korzystać z płatnych aplikacji, mogą starać się o możliwość finansowego wsparcia ze strony m.in. państwa.

Adrian Now poruszając się po mieście, nie korzysta jednak z aplikacji nawigujących przeznaczonych dla osób z dysfunkcją wzroku. Stawia na mapy dostępne w telefonie, które kierują go, dokładnie w ten sam sposób, co osoby widzące. Gdy znajduje się w obcym miejscu, korzysta z taksówek lub dopytuje o drogę przechodniów. Jak podkreśla, nigdy nie spotkał się z odmową.

Nie zdecydował się na psa przewodnika. Uważa, że poruszałby się z nim znacznie gorzej niż obecnie. - Pies przewodnik to nie nawigacja. On jedynie oznajmia, że przed nami znajduje się m.in. przeszkoda, którą należy ominąć. Obecnie zastępuje mi go biała laska. To nie jest tak, że powiemy psu "prowadź do domu" i on nas tam bezpiecznie zaprowadzi. To  my nim kierujemy. Są osoby, które tego psa powinny mieć, ale ja go nie potrzebuję.

Adrian uczęszczał do szkoły dla osób z dysfunkcją wzroku. - Nauczyciele odczytywali mi to, co było napisane na tablicy, a ja notowałem na laptopie. To było spore ułatwienie, tym bardziej, że później mogłem z nich wszystko odczytać. Innych dostosowań nie miałem. Korzystałem dokładnie z tych samych książek, co moi rówieśnicy, tylko w wersji elektronicznej. Zdarzało się, że były dostępne jedynie w formie papierowej, więc je skanowałem, a aplikacja mi wszystko odczytywała.

Z wykształcenia Adrian jest tyfloinformatykiem. W tym kierunku ukończył szkołę policealną. Na studia świadomie się nie zdecydował. - Jestem specjalistą od oprogramowania udźwiękowiającego oraz powiększającego urządzeń wspomagających osoby z dysfunkcją wzroku. Przekazuję niewidomym i słabowidzącym wiedzę związaną z obsługą i konfiguracją. Nie jest to jednak moje główne zajęcie. Od czasu do czasu zdarza mi się nauczać jako instruktor.

Wielu uważa, że to alfabet Braille’a stanowi ułatwienie w zapisie i odczytywaniu tekstów. Adrian Now jest jednak innego zdania. Uważa, że dzieci niewidome i słabowidzące powinno się głównie nauczać bezwzrokowego pisania na klawiaturze oraz obsługi komputera - Znam Braille’a tylko poglądowo. Jest dla mnie przeżytkiem, ale uważam, że każda osoba niewidoma i słabowidząca powinna go znać np. do odczytywania oznaczeń brajlowskich w budynkach oraz do rozpoznawania leków. W innych sytuacjach jest zbędny.

Adrian Now podkreśla, że nie jest niepełnosprawny, a tylko nie widzi. Brak wzroku nie stanowi dla niego przeszkody w codziennym funkcjonowaniu, bo jego zdaniem, ograniczenia są w naszych umysłach. Nie zamknął się na środowisko osób niewidomych. Na co dzień funkcjonuje z osobami zdrowymi, ale nie jest zdany na ich pomoc. - Chciałbym widzieć, to jest jasne, ale nie nastawiam się na to. Trzeba żyć dalej i ułożyć sobie wszystko w głowie. To, że nie widzę, nie oznacza, że moje życie się skończyło. Radzę sobie sam i rzeczywiście tylko nie widzę. Lecąc na Marsa niezbędny jest specjalny skafander i bez niego nawet zdrowa osoba w pewnym stopniu jest niepełnosprawna. Na tej zasadzie działa funkcjonowanie osób niewidomych. To brak przystosowań w środowisku stanowi dla nas największe utrudnienie.

Codzienność niewidomych dla wielu może kojarzyć się z bezradnością. Brak wiedzy w tym zakresie rodzi stereotypy kształtujące obraz osób z dysfunkcją wzroku, który nie ma nic wspólnego z rzeczywistością - Kiedyś spotkałem się z przekonaniem, że osoby niewidome dotykają twarzy obcych osób, by dowiedzieć się, jak wyglądają. To mit, który mnie bawi. Przecież niewidomi nie są w stanie rozpoznać kogoś po rysach twarzy. Tym bardziej osoby, które nie widzą od urodzenia.

Panujące w przestrzeni przekonania i opinie nie wzięły się znikąd. Przyczyniła się do tego nie tylko ignorancja, ale, zdaniem Adriana, także postawa niektórych osób mierzących się z dysfunkcją wzroku. - Osoby niewidome kiedyś zrobiły czarny PR osobom takim jak ja. Siedziały w domu i twierdziły, że wszystko się im należy. Oczywiście trzeba nam pomagać, ale tylko wtedy, gdy tego potrzebujemy. Nie można nas wyręczać. To głównie rodzice sprawiają, że ich niewidome dziecko nie jest zaradne, a przecież ma ręce i wiele rzeczy może zrobić bez pomocy mamy czy taty. Wyręczaniem nie da się przygotować tego małego człowieka do późniejszego samodzielnego funkcjonowania.

Adrian stracił wzrok 10 lat, ale nigdy nie zapomniał, co widział w przeszłości. Dzięki temu jego komunikacja z drugim człowiekiem jest znacznie prostsza. Może rozmawiać o wielu rzeczach, bo wie, jak wygląda świat. Obecnie jedyną rzeczywistością, w której widzi, są jego sny. - Gdy widzący zasypiają, światło gaśnie, a jak wstają, zapala się. U mnie jest odwrotnie, gdy budzę się ze snu, pojawia się ciemność.

Sebastian Grzywacz: Ograniczenia tkwią w naszych głowach

Sebastian Grzywacz ociemniał 16 lat temu w wyniku wypadku komunikacyjnego, który doprowadził do odklejenia się siatkówek. Miał nadzieję, że odzyska wzrok. Powtarzał sobie, że jeśli nie uda się to lekarzom z Polski, to na pewno znajdzie się ktoś za granicą, kto pozwoli mu znów spojrzeć na świat. Dwa lata temu przeszedł zabieg kriopeksji, czyli wymrożenia gałek ocznych, a następnie wykonał niezbędne badania przed ewentualnym przyklejeniem siatkówek. Na wizytę do okulisty jednak nie pojechał. Dlaczego? Jak sam tłumaczy, nie miał czasu. - Wiem, dziwnie to brzmi. Moim celem nie jest odzyskanie wzroku. Bez niego świetnie sobie radzę. Co bym robił, jakbym widział?.

O tym, jak obecnie wygląda jego życie, opowiada za pośrednictwem mediów społecznościowych. Prowadzi profil na Instagramie oraz TikToku, ale to nie jedyne jego zajęcie. Oprócz tego jest przewodnikiem po "Niewidzialnej Wystawie", prowadzi fundację, trenuję sztuki walki, jest właścicielem firmy "Odlotowy Niewidomy - Misja Edukacja", szkoli wojskowych i kandydatów do jednostki specjalnej, chodzi na strzelnicę, skacze na bungee i ze spadochronem, a w grudniu planuje wspiąć się na Kilimandżaro. Czy uda mu się zdobyć Dach Afryki? Tego nie wie. Jak podkreśla, w życiu chodzi o to, by próbować. Stale stawia sobie cele i dąży do nich, by poznać swoje ograniczenia, a co za tym idzie, wiedzieć, jakim jest człowiekiem. - Codziennie mam tyle obowiązków i spraw na głowie, że czasami przez cały dzień nie myślę o tym, że nie widzę. W pełni to zaakceptowałem i uważam, że to klucz do normalnego funkcjonowania. Jestem naprawdę szczęśliwym człowiekiem, mimo że nie widzę, a ludzie nie potrafią tego zrozumieć. Na wszystko ciężko pracuję, bo w życiu nic nikomu się za darmo nie należy. Nikt mi nic nie dał, nawet złamanego grosza.

Na pytanie, co było najtrudniejsze w odnalezieniu się po wypadku, odpowiada, że nie potrafi sobie przypomnieć, bo było to kilkanaście lat temu. Mogłoby się wydawać, że takie wydarzenie zapamiętuje się do końca życia, ale Sebastian dość szybko zrozumiał, że utrata wzroku nie przeszkadza mu w codziennym funkcjonowaniu. - Pamiętam, że niedługo po wypadku poprosiłem przyjaciela, żeby zrobił mi kanapkę. Odmówił i powiedział, że przecież mam sprawne ręce. W sekundzie go znienawidziłem, ale poszedłem do kuchni i sam ją sobie przygotowałem. Byłem z siebie dumny. Wówczas to było dla mnie jak wejście na Mount Everest. Stwierdziłem, że skoro zrobiłem kanapkę, to mogę też sprzątać, zmywać czy też polerować sztućce. No i zacząłem to robić.

Sebastian doskonale wiedział, że musi zacząć działać, by móc samodzielnie funkcjonować. Szybko opanował obsługę komputera i bezwzrokowe pisanie na klawiaturze. Znalazł pierwszą zdalną pracę i rozpoczął kurs tańca. - Zatańczyłem z młodą studentką i z tego tańca urodził mi się syn Franek. Od ośmiu lat jestem jego jedynym prawnym opiekunem. Nigdy nie uważałem, że to on ma mi pomagać. To ja mam dbać o niego, bo to ja jestem ojcem. Wziąłem odpowiedzialność za jego życie. Muszę się nim zajmować i myślę, że świetnie mi to wychodzi.

Sytuacja każdej niewidomej osoby jest inna. Sebastian jest zdania, że nie można patrzeć na ogół przez pryzmat osób, które mimo dysfunkcji wzroku obchodzą się z codziennymi obowiązkami. - Co mają powiedzieć osoby, które straciły wzrok i mieszkają w miejscu, w którym nie ma infrastruktury miejskiej i ciężko pojąć czym jest orientacja przestrzenna, a na kurs obsługi komputera nie mają co liczyć - mówi. - Są zdane na opiekunów, którzy często traktują to, jak karę boską i nie wypuszczają ich z domu, trzymają w czterech ścianach. Trudno mówić o ograniczeniach z perspektywy człowieka, który stracił wzrok, ale ma silny charakter, jest bardzo dobrze zsocjalizowany i odnajduje się w każdych warunkach. Sytuacja osób niewidomych od urodzenia jest inna. Spotkałem dziewczynę, która mi powiedziała, że boi się widzących, bo nie rozumie tego świata. Jak takim osobom wytłumaczyć rzeczywistość?.

Sebastian zwraca uwagę, że dość często można się spotkać ze skrajnym odbieraniem osób niewidomych. Dla jednych są super bohaterami, a dla drugich niezdarami. Do tego dochodzi infantylne traktowanie osób niepełnosprawnych, przechodzenie na "ty" i postrzeganie ich jako osoby inne niż wszyscy. - Zawsze powtarzam, że bariery tkwią w ludziach, bo wszystkie ograniczenia jesteśmy w stanie zlikwidować, ale jeśli ludzie nie nauczą się szacunku i podmiotowego, a nie przedmiotowego traktowania osób niepełnosprawnych, nic się nie zmieni.

Sebastian jest zdania, że utrata wzroku nie jest słabością. Udowadnia, że życie bez tego zmysłu nie musi być pasmem niepowodzeń. - Jest wiele osób widzących, które sobie z życiem nie radzą. Dlaczego mam mieć gorzej? Tylko dlatego, że nie widzę? Chciałbym zmienić takie stereotypowe myślenie. Zacznijmy patrzeć na funkcjonalność osoby, a nie na to, czy widzi, czy nie. Ile jest samotnych matek i ojców? Bardzo dużo. I nikt o tym nie mówi. Ale jak niewidomy jest ojcem, to jest wychwalany i chcą mu pomniki stawiać. A ja nie czuję, żebym zrobił coś fajnego. Dlatego nie oceniam ludzi, tylko staram się ich zrozumieć.

123RF/PICSEL

Mówiąc o utracie wzroku, Sebastian podkreśla, że ograniczenia tkwią w naszych głowach. Początkowo stanowiło to dla niego przeszkodę, ale nauczył się z tym żyć. Twierdzi, że narodził się ponownie w wieku 33 lat. Wielu rzeczy musiał się nauczyć na nowo, a dziś funkcjonuje jak każdy człowiek. - Prowadząc warsztaty w szkołach i przedszkolach, bardzo często tłumaczę dzieciom, że trzeba zaakceptować siebie takim, jakim się jest. Będziemy w stanie pokochać innych ludzi, dopiero po tym, jak sami siebie pokochamy. Inaczej będziemy patrzeć na nich przez pryzmat niedoskonałości.

Sebastian codzienność ułatwia sobie za pomocą nowoczesnych technologii. Dzięki nim obsługuje telefon, czy też czyta książki. W tym celu wykorzystuje aplikacje rozpoznające tekst oraz udźwiękowienie telefonu. Nie korzysta jednak z alfabetu Braille’a. Ze względu na brak czucia w palcach nie jest w stanie czytać wypukłego pisma.

Oprócz tego korzysta z pomocy psa przewodnika. Jak podkreśla, wielu się na niego nie decyduje, bo opieka nad nim jest obowiązkiem i wiąże się z kosztami. Pies asystujący jest dla niego sporym ułatwieniem, ale poza tym nie kryje, że kocha psy i nie wyobraża sobie życia bez swojego przewodnika Waldka. Sebastian zaznacza, że poruszanie się z białą laską niekiedy wiąże się z pewnymi utrudnieniami. Trudno się nią posługiwać, chociażby zimą, gdy chodniki są przysypane śniegiem. Wówczas pojawia się problem w rozpoznawaniu terenu i o wiele łatwiej jest przeoczyć przeszkodę.

Co utrudnia codzienność Sebastiana? Jak się okazuje, stoją za tym ludzie, którzy próbują nieudolnie pomagać. Mowa o kontakcie fizycznym, który dla osoby niewidomej wiąże się dodatkowym stresem. Sebastian podkreśla, że dość często ludzie przekraczają pewne granice, naruszając przestrzeń osobistą. - Moją koleżankę pewien mężczyzna wpychał do autobusu, trzymając za pośladki, żeby nie wypadła. Odwróciła się i uderzyła go białą laską. Zrobił awanturę. Krzyczał, że jest nienormalna i powinni ją zamknąć. Wszyscy dookoła mu przytaknęli.

Sebastian zaznacza, że dotyk go rozprasza, zwłaszcza że z każdej strony jest narażony na bodźce, które musi prawidłowo odczytywać. To wymaga od niego skupienia, by uniknąć niebezpiecznych dla jego zdrowia, a nawet życia, sytuacji. - Kiedyś jak wsiadałem do pociągu, wychylił się chłopak i zaczął mnie wciągać do środka. Asertywnie mu odpowiedziałem, żeby mnie puścił, bo nie chce, żeby ktoś mnie dotykał. Ludzie stojący obok stwierdzili, że zachowałem się nieodpowiednio i ten chłopak już pewnie nigdy nikomu nie pomoże.

Jak pomagać niewidomym? Odpowiedź jest prosta. Wystarczy zapytać, czy na pewno tego potrzebują. - Gdy na przejściu dla pieszych ktoś z zaskoczenia łapie za rękę albo popycha osobę niewidomą, to dla niej jest to jak spadanie w przepaść. To zaburza jej całą percepcję i postrzeganie przestrzeni. To bardzo niebezpieczna sytuacja i chce, żeby ludzie to zrozumieli.

Sporym ułatwieniem dla Sebastiana jest pamięć wzrokowa, dzięki której jest w stanie wyobrazić sobie to, co go otacza. - Wychodząc z domu, patrzę w lustro, by sprawdzić, czy dobrze wyglądam. Jak jestem w hotelu i w łazience nie ma lustra, to mam problem z goleniem się, bo nie jestem w stanie wyobrazić sobie swojej twarzy. Jak oglądam telewizję, muszę patrzeć w telewizor, inaczej się rozpraszam.

Co więcej, Sebastian chodzi do kina. Dzięki poczuciu światła jego mózg jest w stanie tworzyć obraz. Utrata wzroku nie sprawiła również, że zrezygnował z chodzenia do teatru. W wielu miastach można się spotkać z audiodeskrypcją, czyli opisywaniem scen między dialogami przez lektora. Dzięki niewielkiemu urządzeniu do odsłuchu niewidomi mogą brać udział w wydarzeniu razem z innymi. - Każdy z nas jest niepełnosprawny w jakimś momencie swojego życia, gdy na swojej drodze napotyka przeszkody. Ja nim jestem tylko wtedy gdy trafiam, chociażby na bariery architektoniczne czy też mentalne. Upaść to nie wstyd. Wstydem jest upaść i dalej czołgać się przez życie.

Kamila Miler-Zdanowska: Osoby niewidome muszą zapamiętać, że trawa jest zielona, a słońce żółte

W Laskach koło Warszawy funkcjonuje Ośrodek Szkolno-Wychowawczy dla Dzieci Niewidomych im. Róży Czackiej. To właśnie tam z pomocą specjalistów przygotowuje się dzieci i młodzież z niepełnosprawnością wzroku do samodzielnego życia. Jak wygląda ich edukacja?

Kamila Miler-Zdanowska zaznacza, że niewidome dzieci często tuż po narodzinach są konsultowane w zespole wczesnego wspomagania rozwoju. To pierwszy etap wsparcia rodziny oraz edukacji dzieci. Rodzice podczas spotkań uczeni są różnych sposobów stymulacji dzieci. Rozwija się poszczególne zmysły: słuch poprzez uwrażliwianie dźwiękowe; dotyk poprzez rozwój percepcji dotykowej, by w przyszłości nauczyły się alfabetu Braille’a. - Trafiają do nas dzieci zupełnie niewidome oraz słabowidzące. W przedszkolu mają zajęcia edukacyjne grupowe oraz dodatkowe zajęcia z tyflopedagogiem (np.: rozwijające m.in. percepcję dotykową,  orientację przestrzenną, możliwości wzrokowe). W szkole podstawowej nauka w klasach 1-3 trwa cztery lata - wyjaśnia. - Pierwszy rok jest poświęcony na naukę Braille’a oraz obsługę maszyny brajlowskiej. Dla niewidomego dziecka to trudny czas tym bardziej, że zazwyczaj to pierwszy raz, gdy ma do czynienia z alfabetem dotykowym. Po południu, dzieci uczące się w naszym ośrodku, mają szereg różnych zajęć rewalidacyjnych. Zajęcia z orientacji przestrzennej, rehabilitacji ruchowej, rehabilitacji wzroku, a także nauki czynności życia codziennego. Dzieci uczą się m.in. posługiwania się sztućcami, wiązania sznurówek i zapinania guzików - mówi dyrektor Ośrodka Szkolno-Wychowawczego dla Dzieci Niewidomych.

123RF/PICSEL

Chociaż niektórzy uważają, że alfabet Braille’a to przeżytek, to, jak podkreśla Kamila Miler-Zdanowska, jeśli osoba niewidoma go nie zna, jest wtórnym analfabetą. W ośrodku stawia się nie tylko na naukę pisma punktowego, ale także na wykorzystanie technologicznych rozwiązań. - W naszej szkole dzieci od pierwszej klasy uczęszczają na lekcje informatyki. Korzystają ze standardowych komputerów mających specjalne oprogramowanie. Wszystko, co znajduje się na ekranie, jest czytane przez syntezator mowy. Uczymy korzystania z podstawowych programów takich jak Word i Excel, a także bardziej skomplikowanych czynności, takich jak wykonywanie przelewów bankowych czy też zakupów przez internet. Nasi uczniowie mają o jedną lekcję informatyki więcej, niż przewiduje podstawa programowa.

Rozwój ruchowy dzieci niewidomych od urodzenia dość często jest opóźniony, a to oznacza, że w porównaniu z widzącymi rówieśnikami znacznie później zaczynają siadać, raczkować i chodzić. - Nie uczą się spontanicznie, tak jak dzieci widzące np. poprzez obserwację rodziców i rodzeństwa. W nauce codziennych czynności największą trudność sprawia dzieciom posługiwanie się sztućcami. Nauka estetycznego spożywania posiłków oraz ich przygotowywanie wymaga dużej ilości ćwiczeń.

Panuje pogląd, że osoby niewidome mają wyostrzone zmysły. Kamila Miler-Zdanowska wyjaśnia, że pełnią one rolę kompensacyjną. Wbrew powszechnemu przekonaniu słuch u osób niewidomych nie jest lepszy niż u osób widzących. Poprzez częste korzystanie z tego zmysłu, osoby niewidome potrafią lepiej interpretować dźwięki z otoczenia i wykorzystują je orientacji w otoczeniu. - Jesteśmy jedynym ośrodkiem w Polsce, w którym dzieci są uczone orientacji przestrzennej i mobilności już od przedszkola. W pierwszych klasach szkoły podstawowej widać olbrzymią różnicę w funkcjonowaniu i poruszaniu się dzieci, które do ośrodka trafiły z zewnątrz i nie miały tych zajęć. W szeregach naszej specjalistycznej kadry mamy jedenastu instruktorów orientacji przestrzennej i mobilności, dzięki temu wszystkie nasze dzieci mogą być objęte tego rodzaju zajęciami.

Kamila Miler-Zdanowska dodaje, że dzieci niewidome od urodzenia mogą mieć nieprawidłowe rozumienie niektórych pojęć takich jak np. tęcza czy przezroczystość. - Osoby niewidome uczą się nazw kolorów na pamięć. Muszą zapamiętać, że trawa jest zielona, a słońce żółte. Może zdarzyć się tak, iż posługują się danym pojęciem ale nigdy nie będą  pojmować go tak samo, jak termin ten rozumieją osoby widzące.

Przekonanie, że osoby niewidome bezwzględnie wymagają pomocy innych, może wynikać z utrwalonego w społeczeństwie stereotypu oraz jednostkowego doświadczenia w kontakcie z osobą niewidomą, czyli patrzenia przez pryzmat jednostki. - Spotykając osobę niewidomą, która nie jest dobrze zrehabilitowana, samodzielna i w wielu sytuacjach sobie nie radzi, można pomyśleć, że wszyscy niewidomi tacy są, tak funkcjonują. Wszystko zależy od tego, w jakim momencie życia tę osobę spotkamy, czy jest osobą niewidomą od urodzenia czy ociemniałą. Na przykład osoba tracąca wzrok ma obawy przed wykonywaniem pewnych czynności, które dotąd wykonywała, bo ma świadomość ewentualnych zagrożeń i niebezpieczeństw. Osoby niewidome mogą być samodzielne i niezależne, mogą studiować, pracować i mieć rodziny.  W wielu sytuacjach mogą prosić o pomoc, tak jak każdy z nas.

***

Zobacz także: 

INTERIA.PL
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas