Co się dzieje na granicy z Białorusią? „Kryzys humanitarny trwa nadal”

Polacy już od pierwszego dnia wojny w Ukrainie angażują się w pomoc uchodźcom. Wojna za naszą wschodnią granicą sprawiła, że całkowicie zapomnieliśmy o kryzysie humanitarnym, który nadal trwa na granicy polsko-białoruskiej. „Ciężar ratowania ludzi wciąż spoczywa na barkach mieszkańców, mieszkanek, aktywistek i aktywistów.” – donosi Grupa Granica i zaznacza, że uchodźcy z krajów Bliskiego Wschodu także potrzebują wsparcia.

O pomoc prosi kilkanaście osób dziennie. Jak wygląda sytuacja na granicy polsko-białoruskiej?
O pomoc prosi kilkanaście osób dziennie. Jak wygląda sytuacja na granicy polsko-białoruskiej?Jakub Kaminski/East NewsEast News

"Dramaty nie mają religii, rasy, narodowości ani obywatelstwa"

Według najnowszych informacji przekazanych przez Straż Graniczną do Polski przybyło już 1,758 mln uchodźców wojennych z Ukrainy. Społeczeństwo od dwóch tygodni pomaga osobom, którym udało się uciec z bombardowanego kraju. Polacy oferują noclegi i zakwaterowania, oddają krew, przynoszą do wyznaczonych punktów dary i organizują transport z granicy. Inne państwa gratulują Polsce postawy i stawiają ją za przykład. "Świat na was patrzy i widzi coś niesamowitego: ogromną hojność i akty dobroci" - mówiła wiceprezydent USA Kamala Harris na konferencji prasowej, w której brała udział wraz z prezydentem Andrzejem Dudą.

Jednak Polacy tak mocno zaangażowali się w pomoc Ukrainie, że zapomnieli już, co od miesięcy dzieje się na granicy polsko-białoruskiej. Tymczasem, jak donosi Grupa Granica, tam również wiele osób potrzebuje wsparcia. Obecnie ludzi jest oczywiście mniej niż jesienią, jednak kryzys trwa nadal.

"Tylko w pierwszym tygodniu marca odebraliśmy prośby o pomoc od 78 osób, w tym 9 dzieci. Udało nam się dotrzeć z pomocą do 53 osób, w tym 5 dzieci. Do reszty nie byliśmy w stanie dotrzeć z powodu trudnych warunków. Z niektórymi urwał się kontakt" - tłumaczą przedstawiciele ruchu społecznego w poście na Facebooku.

"To wspaniale, że rząd i UE pracują nad rozwiązaniami ułatwiającymi osobom z Ukrainy legalizację pobytu, prawo do pracy i świadczeń. Ale to musi dotyczyć wszystkich osób, których życie jest zagrożone. Inaczej to rasizm instytucjonalny" - komentuje sytuację na granicy polsko-białoruskiej Aleksandra Chrzanowska ze Stowarzyszenia Interwencji Prawnej w rozmowie z OKO.press.

"Od wielu miesięcy dowiadujemy się o torturach, rażeniu prądem, gwałtach, pobiciach..."

"Wprowadzone przez polski rząd na początku września 2021 roku restrykcje w dostępie do pasa przygranicznego uniemożliwiają nie tylko niesienie tym ludziom adekwatnej pomocy, ale także rzetelne informowanie społeczeństwa o sytuacji na granicy. Naraża to na szwank życie i zdrowie uchodźców i uchodźczyń, destabilizuje codzienne funkcjonowanie mieszkanek i mieszkańców pogranicza oraz pozbawia wszystkich obywateli prawa do informacji" - tłumaczy Grupa Granica.

Co więcej, na poprawę sytuacji nie możemy liczyć przez kolejne miesiące. 28 lutego br. rząd zdecydował bowiem o przedłużeniu zakazu przebywania w strefie przy granicy z Białorusią aż do 30 czerwca. W konsekwencji na teren przygraniczny dalej nie może dotrzeć pomoc humanitarna - to właśnie o nią w pierwszej kolejności postulują aktywiści.

Wolontariusze z Grupy Granica starają się nieść pomoc osobom potrzebującym mimo wszelkich utrudnień. Niestety, nie zawsze operacje pomocowe kończą się sukcesem.

W wyniku ograniczonego dostępu do granicy w związku z wprowadzeniem stanu pseudowyjątkowego i strefy zamkniętej uniemożliwiono nam udzielenie pomocy m.in. 5 Jemeńczykom, którzy zgłaszali nam, że są poranieni i mają połamane kończyny. Wiemy, że zostali wywiezieni na granicę pod drut kolczasty
tłumaczy Grupa Granica.

O podobną pomoc prosi kilkanaście osób dziennie. Są to obywatele nie tylko Jemenu, ale także: Afganistanu, Syrii, Iraku, Sudanu, Erytrei, Kenii, Ghany, Senegalu oraz wielu innych państw dotkniętych wojną. Interwencje na bagnach, ze względu na tragiczne warunki, przybierają dramatyczny obrót.

„Nie dajemy sobie prawa, by porównywać ludzkie tragedie”. Grupa Granica komentuje sytuację uchodźców z Bliskiego Wschodu
„Nie dajemy sobie prawa, by porównywać ludzkie tragedie”. Grupa Granica komentuje sytuację uchodźców z Bliskiego WschoduJakub Kaminski/East NewsEast News

"Grupa, o którą bardzo się martwimy, pochodzi z Syrii. Była w niej osoba mająca poważne problemy z nerkami, a także osoba mocno krwawiąca z ran, jakie odniosła, przedzierając się przez drut kolczasty. Gdy z nami rozmawiały, nie były w stanie iść dalej o własnych siłach, prosiły nas o pomoc. Wszyscy ci ludzie zostali wypchnięci na białoruską stronę. Nie znamy ich dalszych losów ani obecnego stanu zdrowia - tłumaczy Grupa Granica. I dodaje,  że podobne sytuacje niestety zdarzają się często.

Od wielu miesięcy dowiadujemy się o torturach, rażeniu prądem, gwałtach, pobiciach, wpychaniu do rzek, głodzeniu, odbieraniu wody, niszczeniu telefonów i odmowie udzielenia jakiejkolwiek pomocy po stronie białoruskiej. Cały czas otrzymujemy informacje o kolejnych zaginięciach oraz o wywożeniu przez polskie służby na drut żyletkowy nawet najsłabszych i najbardziej zagrożonych osób - mimo że poprosiły o ochronę międzynarodową.

"Nie dajemy sobie prawa, by porównywać ludzkie tragedie"

"Aktywiści i mieszkańcy, którzy pomagali na granicy polsko-białoruskiej przez ostatnie pół roku, mają ogromny dysonans" - tłumaczy Aleksandra Chrzanowska ze Stowarzyszenia Interwencji Prawnej w rozmowie z OKO.press, porównując sytuację uchodźców z Ukrainy z sytuacją uciekinierów chcących przedostać się do Polski przez granicę z Białorusią. Obie grupy chcą zyskać schronienie i uciec przed wojną. "Dlaczego nie są traktowane równo? Dlaczego jednych przyjmujemy z otwartymi ramionami, a drugich wyrzucamy na drut żyletkowy?" - pyta Chrzanowska.

Podobnego zdania są osoby działające w ramach Grupy Granica. Zaznaczają, że "nie dają sobie prawa, by porównywać ludzkie tragedie i oceniać, kto ma za sobą cięższe przejścia". Ich zdaniem zarówno osoby uciekające z Ukrainy, jak i ludzie pochodzący z ogarniętych wojną krajów Bliskiego Wschodu i Afryki mają prawo do schronienia w bezpiecznym miejscu.

Utrudniając udzielanie pomocy przez organizacje humanitarne i odwracając wzrok od ludzkich tragedii wydarzających się na białoruskim odcinku naszej wschodniej granicy, władze RP stawiają się w jednym rzędzie z krajami, które dopuszczają się wobec swoich obywateli i mniejszości przemocy systemowej
tłumaczy Grupa Granica.

Apeluje również o to, by zastosować wobec osób chcących przedostać się przez granicę polsko-białoruską takie same zasady, jakie obowiązują obecnie uchodźców z Ukrainy. Wybiórcze wsparcie i podwójne standardy - w tym przypadku uzależnione od nacji - to według aktywistów przejaw niesprawiedliwości. "Niezależnie od tego, skąd pochodzą, przez którą granicę przybywają i w jaki sposób ją przekraczają, gdy ludzi w ich krajach dotykają tragedie, udzielenie im pomocy jest obowiązkiem".

Wolontariusze z Grupy Granica starają się nieść pomoc osobom potrzebującym. Niestety jest to utrudnione
Wolontariusze z Grupy Granica starają się nieść pomoc osobom potrzebującym. Niestety jest to utrudnioneJakub Kaminski/East NewsEast News

***
Zobacz również:

INTERIA.PL
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas