Co się dzieje na granicy z Białorusią? „Kryzys humanitarny trwa nadal”
Polacy już od pierwszego dnia wojny w Ukrainie angażują się w pomoc uchodźcom. Wojna za naszą wschodnią granicą sprawiła, że całkowicie zapomnieliśmy o kryzysie humanitarnym, który nadal trwa na granicy polsko-białoruskiej. „Ciężar ratowania ludzi wciąż spoczywa na barkach mieszkańców, mieszkanek, aktywistek i aktywistów.” – donosi Grupa Granica i zaznacza, że uchodźcy z krajów Bliskiego Wschodu także potrzebują wsparcia.
"Dramaty nie mają religii, rasy, narodowości ani obywatelstwa"
Według najnowszych informacji przekazanych przez Straż Graniczną do Polski przybyło już 1,758 mln uchodźców wojennych z Ukrainy. Społeczeństwo od dwóch tygodni pomaga osobom, którym udało się uciec z bombardowanego kraju. Polacy oferują noclegi i zakwaterowania, oddają krew, przynoszą do wyznaczonych punktów dary i organizują transport z granicy. Inne państwa gratulują Polsce postawy i stawiają ją za przykład. "Świat na was patrzy i widzi coś niesamowitego: ogromną hojność i akty dobroci" - mówiła wiceprezydent USA Kamala Harris na konferencji prasowej, w której brała udział wraz z prezydentem Andrzejem Dudą.
Jednak Polacy tak mocno zaangażowali się w pomoc Ukrainie, że zapomnieli już, co od miesięcy dzieje się na granicy polsko-białoruskiej. Tymczasem, jak donosi Grupa Granica, tam również wiele osób potrzebuje wsparcia. Obecnie ludzi jest oczywiście mniej niż jesienią, jednak kryzys trwa nadal.
"Tylko w pierwszym tygodniu marca odebraliśmy prośby o pomoc od 78 osób, w tym 9 dzieci. Udało nam się dotrzeć z pomocą do 53 osób, w tym 5 dzieci. Do reszty nie byliśmy w stanie dotrzeć z powodu trudnych warunków. Z niektórymi urwał się kontakt" - tłumaczą przedstawiciele ruchu społecznego w poście na Facebooku.
"To wspaniale, że rząd i UE pracują nad rozwiązaniami ułatwiającymi osobom z Ukrainy legalizację pobytu, prawo do pracy i świadczeń. Ale to musi dotyczyć wszystkich osób, których życie jest zagrożone. Inaczej to rasizm instytucjonalny" - komentuje sytuację na granicy polsko-białoruskiej Aleksandra Chrzanowska ze Stowarzyszenia Interwencji Prawnej w rozmowie z OKO.press.
"Od wielu miesięcy dowiadujemy się o torturach, rażeniu prądem, gwałtach, pobiciach..."
"Wprowadzone przez polski rząd na początku września 2021 roku restrykcje w dostępie do pasa przygranicznego uniemożliwiają nie tylko niesienie tym ludziom adekwatnej pomocy, ale także rzetelne informowanie społeczeństwa o sytuacji na granicy. Naraża to na szwank życie i zdrowie uchodźców i uchodźczyń, destabilizuje codzienne funkcjonowanie mieszkanek i mieszkańców pogranicza oraz pozbawia wszystkich obywateli prawa do informacji" - tłumaczy Grupa Granica.
Co więcej, na poprawę sytuacji nie możemy liczyć przez kolejne miesiące. 28 lutego br. rząd zdecydował bowiem o przedłużeniu zakazu przebywania w strefie przy granicy z Białorusią aż do 30 czerwca. W konsekwencji na teren przygraniczny dalej nie może dotrzeć pomoc humanitarna - to właśnie o nią w pierwszej kolejności postulują aktywiści.
Wolontariusze z Grupy Granica starają się nieść pomoc osobom potrzebującym mimo wszelkich utrudnień. Niestety, nie zawsze operacje pomocowe kończą się sukcesem.
W wyniku ograniczonego dostępu do granicy w związku z wprowadzeniem stanu pseudowyjątkowego i strefy zamkniętej uniemożliwiono nam udzielenie pomocy m.in. 5 Jemeńczykom, którzy zgłaszali nam, że są poranieni i mają połamane kończyny. Wiemy, że zostali wywiezieni na granicę pod drut kolczasty
O podobną pomoc prosi kilkanaście osób dziennie. Są to obywatele nie tylko Jemenu, ale także: Afganistanu, Syrii, Iraku, Sudanu, Erytrei, Kenii, Ghany, Senegalu oraz wielu innych państw dotkniętych wojną. Interwencje na bagnach, ze względu na tragiczne warunki, przybierają dramatyczny obrót.
"Grupa, o którą bardzo się martwimy, pochodzi z Syrii. Była w niej osoba mająca poważne problemy z nerkami, a także osoba mocno krwawiąca z ran, jakie odniosła, przedzierając się przez drut kolczasty. Gdy z nami rozmawiały, nie były w stanie iść dalej o własnych siłach, prosiły nas o pomoc. Wszyscy ci ludzie zostali wypchnięci na białoruską stronę. Nie znamy ich dalszych losów ani obecnego stanu zdrowia - tłumaczy Grupa Granica. I dodaje, że podobne sytuacje niestety zdarzają się często.
Od wielu miesięcy dowiadujemy się o torturach, rażeniu prądem, gwałtach, pobiciach, wpychaniu do rzek, głodzeniu, odbieraniu wody, niszczeniu telefonów i odmowie udzielenia jakiejkolwiek pomocy po stronie białoruskiej. Cały czas otrzymujemy informacje o kolejnych zaginięciach oraz o wywożeniu przez polskie służby na drut żyletkowy nawet najsłabszych i najbardziej zagrożonych osób - mimo że poprosiły o ochronę międzynarodową.
"Nie dajemy sobie prawa, by porównywać ludzkie tragedie"
"Aktywiści i mieszkańcy, którzy pomagali na granicy polsko-białoruskiej przez ostatnie pół roku, mają ogromny dysonans" - tłumaczy Aleksandra Chrzanowska ze Stowarzyszenia Interwencji Prawnej w rozmowie z OKO.press, porównując sytuację uchodźców z Ukrainy z sytuacją uciekinierów chcących przedostać się do Polski przez granicę z Białorusią. Obie grupy chcą zyskać schronienie i uciec przed wojną. "Dlaczego nie są traktowane równo? Dlaczego jednych przyjmujemy z otwartymi ramionami, a drugich wyrzucamy na drut żyletkowy?" - pyta Chrzanowska.
Podobnego zdania są osoby działające w ramach Grupy Granica. Zaznaczają, że "nie dają sobie prawa, by porównywać ludzkie tragedie i oceniać, kto ma za sobą cięższe przejścia". Ich zdaniem zarówno osoby uciekające z Ukrainy, jak i ludzie pochodzący z ogarniętych wojną krajów Bliskiego Wschodu i Afryki mają prawo do schronienia w bezpiecznym miejscu.
Utrudniając udzielanie pomocy przez organizacje humanitarne i odwracając wzrok od ludzkich tragedii wydarzających się na białoruskim odcinku naszej wschodniej granicy, władze RP stawiają się w jednym rzędzie z krajami, które dopuszczają się wobec swoich obywateli i mniejszości przemocy systemowej
Apeluje również o to, by zastosować wobec osób chcących przedostać się przez granicę polsko-białoruską takie same zasady, jakie obowiązują obecnie uchodźców z Ukrainy. Wybiórcze wsparcie i podwójne standardy - w tym przypadku uzależnione od nacji - to według aktywistów przejaw niesprawiedliwości. "Niezależnie od tego, skąd pochodzą, przez którą granicę przybywają i w jaki sposób ją przekraczają, gdy ludzi w ich krajach dotykają tragedie, udzielenie im pomocy jest obowiązkiem".
***
Zobacz również: