Cud poczęcia...
W ten najpiękniejszy z pięknych dni, kiedy nieśmiało wschodzi słońce,
Ty delikatnie budzisz mnie, już czuję usta Twe gorące.
A filiżanka kawy drży, będąc miłości niemym świadkiem,
Kiedy ją piję, czuję, że muska me usta niczym płatkiem.
Na talerzyku bilet lśni, złoconym drukiem zapisany,
I klucz do tajemniczych drzwi. Ty wiesz, do których, Mój Kochany...
Więc ubieramy szybko się, i wychodzimy wpół objęci,
Wyraźnie magię wokół czuć, płyniemy w magii tej zaklęci.
Bilet prowadzi do tych wrót, co zawsze mnie intrygowały,
Bramę otwiera Anioł Stróż, niezwykły w blasku swojej chwały.
Korytarzyków krętych moc prowadzi nas ku nieznanemu,
Adrenalina pali mnie, lecz ufam Memu Najdroższemu...
Wnet wyrastają dziwne drzwi, na klucz zamknięte przed wścibskimi,
Ja wiem, że zaraz wejdę tam, zobaczę, co jest tuż za nimi.
Klucz gładko się obraca w drzwiach, i własnym oczom nie dowierzam.
Dziecięcy pokój bielą lśni, zegar cichutko czas odmierza.
Po mych policzkach płyną łzy, szczęście ogarnia moje ciało,
Wiem, że Ty także czujesz to. Chcę, żeby dzisiaj się TO stało.
Wracamy szybko, aby nic tej wzniosłej chwili nie przerwało,
Gdy cud poczęcia iści się, by to opisać - słów jest mało...