Czemu nie ja

Nikt nie budzi tak skrajnych emocji w polskim show-biznesie jak ona. Jedni podziwiają ją za urodę, talent i pracowitość, inni bezlitośnie krytykują, zarzucając brak artystycznej samodzielności. Jej perfekcyjny wizerunek potrafi irytować. Nam Natasza Urbańska mówi: „Do ideału mi daleko, jestem całkiem normalną dziewczyną!”. Czy można jej wierzyć?

Powoli idę drogą, którą sobie wyznaczyłam. I mam nadzieję, że tymi małymi kroczkami zajdę daleko.
Powoli idę drogą, którą sobie wyznaczyłam. I mam nadzieję, że tymi małymi kroczkami zajdę daleko.KurnikowskiAKPA

"Tradżedi. Powinna pomyśleć o zmianie zawodu" - stwierdziła Karolina Korwin-Piotrowska. "Odebrać Nataszę Józefowiczowi" - apelował Robert Leszczyński. "To jest chyba coś dla ludzi z wyobraźnią. Jak się zamknie oczy i zatka uszy, można sobie wyobrazić, że ten teledysk jest udany", mówiła Maria Czubaszek. Tomasz Raczek komentował: "Kolejny dowód na to, że brakuje jej instynktu samozachowawczego". A Beata Tadla dodała: "Ta piosenka przyprawia mnie o smutek. Nie wylewam żółci. Boleję".

Po tym, jak Natasza Urbańska wrzuciła do sieci teledysk "Rolowanie" promujący jej debiutancki solowy album "One", koledzy z branży nie zostawili na niej suchej nitki. Ale piosenkarka nie od dziś jest etatową dziewczynką do bicia. Była już linczowana za związek z Józefowiczem. Gdy zajęła drugie miejsce w programach "Jak oni śpiewają" oraz "Taniec z gwiazdami", uznano to za porażkę, a za rolę w filmie Jerzego Hoffmana "1920. Bitwa Warszawska" doczekała się antynagrody dla najgorszej aktorki roku. Czemu jest tak nielubiana?

Rolowanie hejtera

Kiedyś, podczas kręcenia telewizyjnego show, od jednej z producentek usłyszała, że jest zbyt idealna. Zawsze pięknie wygląda, dobrze tańczy, nieźle śpiewa, jest utalentowana, zero wpadek na wizji. A to się źle sprzedaje. Może powinna potknąć się lub popłakać, żeby zdobyć sympatię widzów? Ale Urbańska mówi, że nie po to ciężko pracuje, żeby potem nie móc pokazać, na co ją stać.

- Kiedy Natasza idzie do telewizji lub na jakąś imprezę, zawsze przekomarzamy się po drodze, do czego tym razem przyczepią się portale plotkarskie, i robimy zakłady. Nabrała już do tej krytyki dystansu i traktuje zamieszanie wokół siebie z przymrużeniem oka - stwierdza Agata Brodzka-Kostrzewska, która współtworzy z piosenkarką firmę odzieżową Muses.

A mama, Zofia Urbańska, dodaje: - Mój mąż zawsze powtarzał córce: "Jeśli nie masz na coś wpływu, to się tym nie przejmuj". Teraz to jej motto życiowe.

Czy rzeczywiście Nataszy udaje się nie przejmować całą tą falą nienawiści?

- Krytyka jest nieodłączną częścią tego zawodu, ale ma sens tylko wtedy, kiedy jest konstruktywna. A ja mam wrażenie, że jestem mieszana z błotem dla zasady. Dlatego przestałam czytać wiadomości na swój temat w internecie - mówi.

zagrałam w życiu wiele ról, ale bycie matką jest najważniejszą z nich. W tym się spełniam.

Ale komentarze o "Rolowaniu" i tak do niej dotarły, chociaż w dniu premiery wyjechała z rodziną do Kenii i wyłączyła telefon. Myślała, że ma już dystans, jednak ją zabolały. Szczególnie ostre słowa wypowiedziane przez osoby, które zna i o których myślała, że darzą ją sympatią. Piosenkarka mówi, że dzięki temu może zweryfikować, kto naprawdę dobrze jej życzy, i "oczyścić" otaczające ją środowisko. Kiedy pytam ją, czemu "Rolowanie" spotkało się z tak ostrą krytyką, po chwili zastanowienia odpowiada, że teledysk mógł być szokiem dla ludzi, którzy znali ją z musicali czy programów telewizyjnych, - w nich zawsze jest elegancka, a teraz zobaczyli ją w ostrym wydaniu. Jako klubowiczkę, która bawi się do upadłego i dla której jedyne, co się liczy, to dobra impreza.

- Tylko że ta dziewczyna z teledysku to nie ja, lecz kolejna postać, w którą się wcielam - zaznacza.

- W Nataszy zawsze podobało mi się to, że w ułamku sekundy potrafi się przemienić w kogoś innego. Kiedy ją przebieram w jakiś strój, jest już kimś innym, zanim skończę zapinać guziki. W złotej sukni do ziemi jest majestatyczną damą, a w luźnych spodniach - dziewczyną z sąsiedztwa. Ona wciela się odruchowo i myślę, że nawet nie zdaje sobie z tego sprawy - ocenia Agnieszka Komornicka, jej przyjaciółka i projektantka.

- W Stanach uważa się, że nieważne, jak o tobie mówią, ważne, żeby nie przekręcili twojego nazwiska. Nie spodziewałam się aż takiego zamieszania wokół "Rolowania", ale dzięki niemu więcej osób usłyszało o mojej płycie. Na taką reklamę nie byłoby mnie stać - żartuje Urbańska. Teledysk na YouTube obejrzało niemal trzy tysiące osób, ale czy Natasza widziała liczne parodie klipu krążące po internecie? - Tak, są naprawdę zabawne - przyznaje.

I żeby pokazać, że nie ma zamiaru przejmować się tym całym "hejtingiem", do swojej kolekcji Muses włączyła sukienki z napisem "rolowanie hejtera". - Mam w życiu górki i dołki, różne zakręty, ale powoli idę drogą, którą sobie wyznaczyłam. I mam nadzieję, że tymi małymi krokami zajdę daleko - mówi. Dodaje też, że ma optymistyczną naturę, więc stara się koncentrować na sukcesach. Następnego dnia jedzie do Petersburga, gdzie będzie grała w "Policie". Musical miał tam premierę w grudniu zeszłego roku, doczekał się owacji na stojąco i dostał entuzjastyczne recenzje w prasie.

- To była miła odmiana, bo w Polsce pojawiła się tylko jedna, na dodatek niezbyt pochlebna - podkreśla Urbańska.

Przyznaje też, że wyjazd do Petersburga i granie po rosyjsku były dla niej wyzwaniem. - W pewnym momencie chciałam zrezygnować i schować się gdzieś, gdzie nikt mnie nie znajdzie - wspomina. - Byłam przekonana, że nie dam sobie rady, bałam się konfrontacji z tamtejszą widownią. Ale zewsząd słyszałam: "Weź się w garść, jeśli tego nie zrobisz, będziesz żałowała". I to była prawda, teraz lecę tam jak na skrzydłach. W Rosji ludzie bardziej szanują artystów. I kochają polskie "aktrisy". Będzie miała okazję wracać tam częściej, bo we wrześniu odbędzie się premiera spektaklu w Moskwie. A potem jeszcze tournée po Niemczech i Japonii.

- Myślę, że mam z Polą Negri sporo wspólnego. Ona też pierwsze kroki stawiała w Polsce jako tancerka, spotkała na swojej drodze zawodowej mistrza, który nadał rozpęd jej karierze, występowała w Niemczech. A potem skradło ją Hollywood i stała się wielką gwiazdą. Ten ostatni etap jest jeszcze przede mną - śmieje się Natasza.

Zostać sikorką

Na początku tego roku na scenie Buffo świętowała swoją artystyczną osiemnastkę. - Pamiętam, jak tu przyszła. Była bardzo nieśmiałą dziewczynką. Pojawiła się u nas zaledwie dwa tygodnie przed premierą "Grosika 2", więc dostała najgorsze kostiumy. Jedną z sukienek, do ziemi, bardzo wąską, nazwała "dżdżownicą", bo ciężko było w czymś takim tańczyć. Ale ona nie marudziła tak jak inne dziewczyny. Miała ugodową naturę i tak jest do dziś. Chciałaby, żeby wszyscy byli zadowoleni, jej interes jest na drugim miejscu - wspomina Agnieszka Komornicka. - Zawsze była ambitna, ale nie pcha się do przodu. Czeka na swoją kolej, aż ktoś ją zauważy i doceni. Jednak taka subtelność nie zawsze w życiu pomaga.

W Buffo Urbańskiej wcale nie było łatwo się przebić. Tańczyła w ostatnim rzędzie, a chciała stać w pierwszym i na dodatek jeszcze śpiewać. Ale jedyną osobą, która mogła łączyć te czynności, był Janusz Józefowicz.

- Usłyszałam od niego: "Śpiewasz najgorzej z sikorek (tak w Buffo nazywa się wokalistki, tancerki to tzw. małpki - red.), ale tańczysz całkiem nieźle. Jeśli będziesz próbowała robić jedno i drugie, zapewne skończy się to tym że zostaniesz średnią tancerką i jeszcze bardziej średnią wokalistką, a wtedy wyrzucę cię z zespołu. A więc, dziewczyno, już lepiej tańcz" - wspomina Urbańska. Ale nie poddała się, stwierdziła: "Skoro on może, to czemu nie ja?". W końcu, po sześciu latach, dostała swoją szansę i zagrała główną rolę w "Metrze".

- To był przypadek, aktorce grającej Ankę głos odmówił posłuszeństwa, więc na próbie Janusz zapytał, czy któraś z nas zna jej kawałki. Jako jedyna podniosłam rękę. Ja, małpka! Myślałam, że wszystkie sikorki zabiją mnie wzrokiem - śmieje się Urbańska. Zagrała sześć spektakli, po czym Józefowicz zabrał jej rolę. Stwierdził, że nie robi wystarczających postępów.

- To był dla mnie potworny cios - przyznaje aktorka. Miała wtedy chwilę zwątpienia, zaczęła zastanawiać się, czy powinna wiązać swoją przyszłość z teatrem. Zdała nawet na studia i poszła na anglistykę, żeby mieć plan B. Ale szybko się otrząsnęła i po raz kolejny stwierdziła, że nie podda się tak łatwo. Dziś podlicza, że zaśpiewała na scenie Buffo ponad 120 muzycznych hitów.

Za ciasny kostium

Jest przyzwyczajona do ciężkiej pracy, bo jako dziecko trenowała gimnastykę artystyczną. Została mistrzynią Warszawy, a w Polsce była trzecia. - Lata ciężkich ćwiczeń, aż na granicy bólu, bardzo ją zahartowały. Nauczyły dyscypliny oraz dały świadomość tego, że jeśli chce się w życiu coś osiągnąć, to trzeba włożyć w to dużo pracy - mówi Zofia Urbańska. Jej córka miała siedem lat, kiedy przyszła ze szkoły i powiedziała, że "jakieś panie z Legii" chcą, żeby została gimnastyczką. Nie wierzyła, dopóki nie dostała od nich oficjalnego listu. Nic dziwnego, bo Natasza, jak sama zresztą przyznaje, nie umiała nawet dobrze skakać na skakance. Ciągle się wywracała. Nauka jazdy na rowerze też zajęła jej dużo czasu. Dlatego kariera sportowa była zaskoczeniem dla całej rodziny.

- Ja całe dnie spędzałam na osiedlowym podwórku, miałam tam mnóstwo przyjaciół, a Natasza dzieliła czas między szkołę i salę gimnastyczną. A że była ambitna, to w obu dziedzinach osiągała świetne wyniki. Nigdy się nie buntowała, że nie ma wolnej chwili, była bardzo zaangażowana w to, co robi. Być może dlatego, że nie znała innego świata, za którym mogłaby tęsknić - mówi Magdalena Kamińska, siostra Nataszy. - To była dla mnie niezła szkoła życia. Wycieńczająca, ale dzięki temu dzisiaj nie boję się wyzwań i porażek. Potknięcia tylko sprawiają, że się podnoszę, otrzepuję i idę dalej, myśląc: "Następnym razem się uda" - stwierdza sama Urbańska.

Dlaczego zatem zrezygnowała z gimnastyki, chociaż wcześniej marzyła o występie na olimpiadzie? - Zaczęłam dojrzewać szybciej niż inne dziewczynki. W wieku 13 lat nabrałam kobiecych kształtów i wstydziłam się występować w kostiumie. Paraliżował mnie wstyd, gdy wychodziłam na matę - opowiada Natasza. - Poza tym uświadomiłam sobie, że nie jestem stworzona do rywalizacji. Uwielbiałam ciężko trenować, ale nie chciałam wiecznie udowadniać, że jestem od kogoś lepsza.

Tylko na scenie pozwalam sobie na eksplozję emocji, w życiu prywatnym jestem powściągliwą osobą.
Tylko na scenie pozwalam sobie na eksplozję emocji, w życiu prywatnym jestem powściągliwą osobą.KurnikowskiAKPA

Godne zastępstwo

Największym wsparciem zawsze był dla niej ojciec. - On bardzo we mnie wierzył. Woził na treningi, otaczał opieką. Najchętniej wyręczałby mnie we wszystkim. Nie pozwalał nawet dotknąć czajnika, bo mogłoby mi się coś strasznego przydarzyć, gdybym robiła herbatę - wspomina aktorka. - Uwielbiałam nasze wspólne weekendy: najpierw lody, a potem spacer po parku przy Królikarni. Tata był mężczyzną mojego życia, moją drugą połówką - mówi.

A jej siostra dodaje: - Ja z tatą mieliśmy podobne charaktery, więc wiecznie się ścieraliśmy, a Natasza jest taka jak mama: zawsze potrafiła go rozbawić. Była jego oczkiem w głowie. Mieli ze sobą sporo wspólnego, bo oboje uwielbiali sport, tata w młodości grał w siatkówkę. Ja musiałam w domu robić wszystko, a Natasza mogła skupić się tylko na gimnastyce. Ale nie miałam o to pretensji, widziałam, jak ciężko pogodzić jej treningi ze szkołą. Chociaż mama czasem się denerwowała, że jeśli będziemy Nataszę we wszystkim wyręczać, to jak dorośnie, nie będzie umiała nawet wody ugotować.

Dwa lata temu Bolesław Urbański niespodziewanie zmarł. Miał 62 lata. Natasza bardzo tę stratę przeżyła.

- Ta tragedia zbliżyła nas do siebie - mówi Zofia Urbańska. - Przez kilka lat mieszkaliśmy z mężem poza Warszawą, wyprowadziliśmy się na wieś, więc kontakt z córkami był głównie telefoniczny. Po jego śmierci wróciłam do miasta i zamieszkałam na Mokotowie, niedaleko Nataszy i Magdy. Żyjemy "w trójkącie". Córki wpadają do mnie niemal codziennie, spędzamy razem weekendy, kiedy tylko jest to możliwe. Dziewczyny pilnują, żebym nie czuła się samotna. Stałyśmy się przyjaciółkami. Natasza coraz częściej mówi do mnie nie "mama", tylko "Zofia" - śmieje się pani Urbańska.

I dodaje, że choć na początku nie była zachwycona związkiem córki ze starszym o 18 lat reżyserem, na dodatek żonatym i z dwójką dzieci, to dziś widzi, że Natasza w Januszu Józefowiczu znalazła godne zastępstwo za ojca. - Jako mała dziewczynka zawsze powtarzała, że gdy dorośnie, wyjdzie za mąż za tatusia. Był dla niej wzorem tego, jaki powinien być mężczyzna. Janusz jest do Bolesława podobny. Mój mąż też był duszą towarzystwa, grał na gitarze, śpiewał, miał niesamowite poczucie humoru - opowiada Zofia Urbańska.

Co na to sama Natasza? - To chyba prawda, szukałam w mężczyźnie cech taty. Chciałam mieć partnera, który ma w sobie dużo energii życiowej, a jednocześnie dystans do rzeczy nieistotnych. Który będzie dla mnie autorytetem. Dlatego bardzo cieszyłam się, kiedy tata i Janusz znaleźli wspólny język. Dzwonili do siebie często, a gdy już się spotkali, prowadzili dyskusje do białego rana. Urbańskiej udało się stworzyć sprawnie funkcjonującą patchworkową rodzinę.

Ma dobry kontakt z dziećmi Józefowicza z poprzedniego małżeństwa: 32-letnią Kamilą, która niedawno nakręciła film dokumentalny o kulisach powstawania "Polity", oraz 21-letnim Kubą, który pomagał jej w tworzeniu teledysku "Rolowanie" z najnowszej płyty "One". Ale początki nie były łatwe. Kuba miał zaledwie cztery lata, kiedy ona i reżyser oficjalnie zostali parą, więc szybko przyzwyczaił się do nowej sytuacji, jednak Kamila była już nastoletnią dziewczyną i bardzo przeżywała rozwód rodziców.

Rodzina cieszyńska

Żona swojego męża - tak postrzegana jest Natasza.

gimnastyka to była szkoła życia. Wycieńczająca, ale dzięki temu nie boję się wyzwań i porażek.

Agata Brodzka- Kostrzewska przyznaje, że kiedyś też tak uważała: - Znałam wizerunek Nataszy głównie z mediów, więc stereotypowo myślałam, że wszystkim steruje Janusz, a ona jest mało samodzielna. Ale kiedy spotkałyśmy się po raz pierwszy, aby porozmawiać o jej planach założenia firmy Muses, przede mną siedziała bardzo konkretna, świetnie przygotowana dziewczyna, która miała w głowie cały biznesplan. I choć w teatrze niepodzielnie rządzi Józefowicz, w domu role się odwracają.

- Janusz może być głową, ale to Natasza jest szyją, która wszystkim kręci - ocenia Brodzka-Kostrzewska. - Córka jest dobrą dyplomatką. Kiedy Janusz się czemuś sprzeciwia, ona tylko się uśmiecha, po czym za jakiś czas podchodzi do tematu od innej strony. I w końcu jest tak, jak chce Natasza - śmieje się Zofia Urbańska.

- Janusz jest wybuchowy, okazuje emocje, a Natasza jest zrównoważona i potrafi sobie cudownie z nim poradzić. Gdy on się buntuje i tupie nogą, ona bierze go pod włos i Janusz nawet nie zauważa, że zmienił zdanie pod jej wpływem - twierdzi Agnieszka Komornicka.

A Brodzka-Kostrzewska dodaje: - On jest duszą artystyczną, nawet jak nie jest w teatrze, żyje w innej rzeczywistości. To Natasza musi myśleć o przyziemnych sprawach, pilnować, żeby lodówka była pełna, zadbać o śniadanie i kolację, odebrać córkę z przedszkola. Ona zarządza tą rodziną. Nawet o wakacjach decyduje sama. Kiedy jest chwila przerwy w pracy, ściąga Janusza na ziemię i mówi: "Jedziemy tu i tu, pakuj się". W swoim drugim domu, dworku Emilin w Jajkowicach, 60 km od Warszawy, Urbańska i Józefowicz też podzielili się obowiązkami. On zajmuje się zwierzętami, które hodują, oraz robi nalewki, ona dba o ogródek warzywny, park i dom.

- Myślałam, że nie będę umiała wyjechać z miasta. Kawka ze znajomymi, zakupy - miałabym z tego zrezygnować? A tu nagle stałam się wiejską dziewczyną i doskonale się w tym odnajduję - śmieje się Natasza. - Emilin to jest nasz azyl. Rosół z własnej kury, jajecznica z naszych jajek, z pomidorami i szczypiorkiem wyhodowanymi przez nas, uwielbiamy to. Spokój, cisza, zegar zwalnia tempo... Tam po prostu odpoczywamy.

- Moja córka mnie zaskoczyła. Kiedyś podpatrywała, jak sadzę drzewa i podcinam krzewy, teraz robi to wszystko sama. No i zwariowała na punkcie zdrowej żywności. Ostatnio robiłyśmy razem ser z koziego mleka. Nigdy nie miała smykałki do gotowania, a dziś przygotowuje pyszne sałatki, znakomity rosół - opowiada Zofia Urbańska.

A Magdalena dodaje: - Natasza z Januszem prowadzą dom otwarty. Zapraszają do siebie rodzinę i znajomych, latem w Emilinie organizują swoje urodziny, zjeżdża się cały zespół Buffo. Siostra z mężem często przyjeżdżają na podwarszawską działkę Nataszy i Janusza.

Zofia Urbańska: - To jest niesamowite miejsce, bo domy obok wybudowali nasi sąsiedzi z bloku na Mokotowie, w którym mieszkaliśmy przez lata. Nazywamy siebie Rodziną Cieszyńską, od nazwy ulicy. Spotykamy się tam co jakiś czas przy ognisku, przyjeżdżają moi przyjaciele, ich dzieci, czyli koledzy z podwórka Nataszy i Magdy, oraz wnuki. Jedząc kiełbaski, wspominamy stare czasy. Jesteśmy jak wielka włoska rodzina.

Zasznurowana

"Nie mam przyjaciółki. Kilka razy w życiu zaufałam i zwierzyłam się komuś, kogo uważałam za bliską osobę, a potem okazywało się, że byłam obmawiana za plecami. Po takich doświadczeniach nie mam już ochoty do nikogo się zbliżać" - twierdziła Natasza Urbańska sześć lat temu. Ale to się zmieniło.

- W moim zawodzie ciężko jest nawiązać prawdziwe relacje przyjacielskie, ale dziś już widzę, że jest obok mnie kilka wyjątkowych, ważnych osób - mówi. - Myślę, że dopiero niedawno Natasza zrozumiała, że jestem jej przyjaciółką, i to już od wielu lat. Ona jest bardzo delikatna i introwertyczna. Dzięki temu znajomość z nią z jednej strony jest prosta i przyjemna, bo ona zawsze dba o to, żeby nikogo nie skrzywdzić, a z drugiej strony ciężka, bo jeśli coś ją uwiera, woli to przemilczeć. Często trzeba się domyślać, co naprawdę czuje. Kiedy coś jest nie tak, muszę dosłownie z niej to wyciągać, słowo po słowie. Jest fantastycznym słuchaczem, ale wolałabym, żeby sama więcej mówiła. Przez 18 lat ani razu się nie pokłóciłyśmy i aż mnie to martwi, to nie jest normalne - śmieje się Agnieszka Komornicka.

- Natasza jest skrytą osobą, nie lubi dzielić się problemami, bo nie chce ich zrzucać innym na głowę. Przez to niektórzy myślą, że jest zimna, a ona po prostu jest bardzo wrażliwa i chowa się w sobie - ocenia Magdalena Kamińska.

- Tylko na scenie pozwalam sobie na eksplozję emocji, w życiu prywatnym jestem powściągliwą osobą, trochę "zasznurowaną" - przyznaje Natasza. I choć mówi, że zazdrości innym asertywności, to Agata Brodzka-Kostrzewska uważa, że Urbańska zrobiła na tym polu pewne postępy. - W pracy, gdy jej się coś nie podoba, umie tupnąć nogą, chociaż robi to bardzo delikatnie. Nie podnosi głosu, nie denerwuje się, nie bywa nieprzyjemna, ale wyraża swoje zdanie, gdy coś jej nie odpowiada. Prywatnie też jest szczera. Kiedy wychodzimy gdzieś razem i pytam, jak wyglądam, potrafi powiedzieć: "To ci nie pasuje, włóż coś innego".

Gdy Natasza nabierze do kogoś zaufania, staje się zupełnie inną osobą. - Przestaje się kontrolować i zaczyna się wygłupiać. Zawsze jej powtarzam, że powinna zostać artystką komediową. Świetnie parodiuje i odgrywa scenki. Ale ona mówi, że potrafi tak tylko przy mnie, bo kiedy chce opowiedzieć tę samą śmieszną historię Januszowi, od razu zacina się i plącze. Myślę, że ona sama nie zdaje sobie sprawy z tego, jaka jest zabawna - mówi Komornicka.

Zofia Urbańska uważa, że przyjaźń łącząca jej córki zacieśniła się, gdy obie zostały matkami. - Dziewczyny zawsze się wspierały, Magda broniła młodszej siostry jak lwica, ale każda z nich miała własny świat. Magda to umysł ścisły, Natasza realizowała się artystycznie i poświęcała w stu procentach karierze. Kiedy jednak urodziła Kalinkę, zrozumiała, że rodzina jest najważniejsza. Teraz Buffo to już jej drugi dom, choć długo był pierwszym - opowiada. - Kalina jest przeciwieństwem Nataszy. To straszny urwis. I córeczka mamusi. Kiedy Natasza i Janusz są w pracy poza Warszawą i on dzwoni, to Kalina po odebraniu telefonu mówi: "No cześć, tata, dobrze cię słyszeć, a teraz daj mamę".

- Natasza jest świetnie zorganizowana, żyje z kalendarzem w dłoni i ma wszystko dokładnie zaplanowane, więc dziecko nie zmieniło niczego w jej życiu zawodowym. Wciąż bierze na siebie bardzo dużo, czasem mam wrażenie, że za dużo. W Kalinie jest niesamowicie zakochana, przez co bywa zbyt mało wymagająca. Ale od tego jest Janusz - śmieje się Agnieszka Komornicka.

A Natasza przyznaje: - Dziecko zmieniło moje priorytety. Kalina jest dla mnie najważniejsza, zawsze na pierwszym miejscu. Miłość matki to piękne uczucie, ale i trudne, kiedy trzeba wyznaczać granice i być w tym konsekwentnym. Nie zawsze mi to wychodzi. Po czym z przekonaniem stwierdza: - Zagrałam w życiu wiele ról, ale bycie matką jest najważniejszą z nich. W tym się spełniam.

Iga Nyc

PANI 8/2014

PANI
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas