Czuję się nadczłowiekiem
Stereotypowy tancerz to pan w rajtuzach, który generalnie musiał być zniewieściały i wysmarowany samoopalaczem. A tancerka miała bardzo niechlubny przydomek gorzej prowadzącej się dziewczyny - mówi Michał Piróg. Tancerz opowiedział nam o walce ze stereotypami i o tym, że w tańcu czuje się nadczłowiekiem.
Kinga Szczerba, Styl.pl: Polacy ostatnio oszaleli. Oszaleli na punkcie tańca. Myślisz, że to chwilowy kaprys czy stała fascynacja czymś, co do tej pory było rozrywką raczej niszową. Chodzi mi o taniec profesjonalny.
Michał Piróg: Pytanie czy oszaleli na punkcie tańca profesjonalnego. Oszaleli na pewno na temat tego, żeby się uczyć tańczyć. Mam nadzieję, że to się już nie zmieni, bo jeżeli raz się zarazimy wirusem, to później go przekazujemy i nieważne jaki to jest wirus. W tym przypadku mówimy o wirusie tańca więc sądzę, że każda matka i każdy ojciec, którzy tańczyli, będą wiedzieć, że to jest fajne i że sprawiło im to dużo radości. Sądzę, że będzie to przekazywane z pokolenia na pokolenie.
Czemu tak się stało? Chyba ze względu na obcowanie z tańcem. Do tej pory stereotypowy tancerz to pan w rajtuzach, który generalnie musiał być zniewieściały i wysmarowany samoopalaczem. A tancerka miała bardzo niechlubny przydomek gorzej prowadzącej się dziewczyny. Na szczęście to się zmieniło. Uzmysłowiono sobie, że taniec to część subkultury. Nawet nie tyle subkultury, co kultury, tak naprawdę jednej z najstarszych na świecie. Zanim powstała muzyka, był już ruch, który przypominał taniec. To są wszystkie charakterystyczne tańce, które wywodzą się z Czarnego Lądu, czyli z Afryki.
Nie mieliśmy zbadanych innych rejonów, ale podejrzewam, że Hindusi również tańczyli. Podejrzewam, że Indianie również tańczyli, chociażby o deszcz. Więc taniec jest tak naprawdę chyba w naszych genach. Później zgubiony, chyba ze względu na to, że w średniowieczu trzeba było tańczyć w parach, w ogromnych kieckach, w niewygodnych pantoflach i pończochach.
Myślę, że kultura nas trochę zaszufladkowała do wygodnictwa.
Michał Piróg: Kultura i sądzę, że Polaków też komuna. Historia nas troszeczkę zamknęła. Później niewygodna sytuacja materialna. Myślano o tym, co będziemy jedli, a nie na co będziemy wydawali pieniądze, których nie mamy. W latach 80. nie było chyba kartek na lekcje tańca.
To normalne, że trzeba zaspokoić najpierw podstawowe potrzeby.
Michał Piróg: Zostaliśmy ściągnięci na dół. Pamiętam, że w czasach komuny, jak ktoś posiadał pianino w domu, to był jak co najmniej z rodziny książęcej. W chwili obecnej dzieci już grają, nawet jeśli ich nie stać, to mogą wypożyczyć sprzęt. Zaczyna się umuzykalnienie narodu i odbudowywanie potrzeb duchowych. Trzeba pamiętać, że w czasach II wojny światowej wybito w Polsce prawie całą elitę i inteligencję.
Zaczyna się umuzykalnienie narodu i odbudowywanie potrzeb duchowych.
Jesteś tancerzem i choreografem. Która forma aktywności artystycznej daje ci więcej satysfakcji?
Michał Piróg: W chwili obecnej musi mi dawać większą satysfakcję bycie choreografem, pomimo tego, że niezbyt dużo robię w tym kontekście. A to dlatego, że ponad 2,5 roku temu musiałem przestać robić jedno i drugie. Od września powoli mogę wracać do pracy jako instruktor. Nie mam jeszcze na tyle pewności swojego ciała, żeby wrócić na scenę. Aczkolwiek gdzieś tam są rozważania, że jeżeli rehabilitacja pójdzie dobrze, to być może w czerwcu wystąpię w takim niegroźnym secie, czyli pięciu spektaklach. Tak że jakbym się rozpadł, to żeby nie było dużo strat dla teatru.
Czy taniec wpłynął na Twoje czytanie świata, na postrzeganie, percepcję tego co się dzieje? Uwrażliwia cię na coś?
Michał Piróg: Powiem bardzo brzydko, ale taniec pozwolił mi się traktować trochę inaczej niż reszta ludzi.
To znaczy?
Michał Piróg: To znaczy, że generalnie jak się budzimy i idziemy na ósmą rano do pracy, kończymy o szesnastej, musimy zrobić zakupy, ugotować obiad dla rodziny, to myślimy właśnie o tych podstawowych rzeczach, które musimy spełnić. A poprzez taniec - ja przynajmniej mam takie poczucie - że czuję się nadczłowiekiem, że żyję trochę w innym wymiarze, że zawsze jest ten drugi, fajniejszy świat.
Jesteś artystą. Na krakowskim Kazimierzu możemy tak powiedzieć...
Michał Piróg: No to tak powiedzmy. Czuję, że mam taką wolność, że nawet jeśli coś się nie układa w życiu normalnym, to mogę stworzyć swój świat, w którym będzie fajnie. Przez ciężką pracę, ale umówmy się, że lepiej wszystko smakuje, jak dłużej rosło.
Czuję, że mam taką wolność, że nawet jeśli coś się nie układa w życiu normalnym, to mogę stworzyć swój świat, w którym będzie fajnie.
Taniec jest sposobem wyrażania emocji, o czym właśnie mówisz. Co najłatwiej wyrazić tańcem? Jakie stany, uczucia?
Michał Piróg: To zależy indywidualnie od tego jakimi jesteśmy ludźmi. Mnie najtrudniej jest przedstawić coś śmiesznego. Bo ludziom jest najbliżej do rzeczy smutnych. Nieważne kim jesteśmy, każdy się kiedyś smucił, a nie każdy się weselił. A teraz pytanie z jakich powodów ludzie się weselili? Z bardzo różnych! I jak teraz trafić do nich, żeby ich to rozbawiło?! To jest potwornie ciężka sztuka. Mnie jest również trudno robić rzeczy śmieszne, bo ja ich chyba nie lubię. Potwornie lubię się śmiać, ale zazwyczaj czuję się zażenowany na komediach w kinie. Jak sobie pomyślę, żebym miał zrobić kolejną próbę rozbawienia kogoś czymś, co mnie bawi, a kogoś kompletnie nie, to po co? Więc robię rzeczy uniwersalne, które są jak gdyby wyzute z jakichś ekstremalnych uczuć, są po prostu obyczajowe.
A jest coś takiego, czego zatańczyć się nie da?
Michał Piróg: Czegoś, czego się nie przeżyło.
Nie można improwizować?
Michał Piróg: Można udawać, ale zawsze będzie to podszyte fałszem.
Myślisz, że widownia to odczuje?
Michał Piróg: Jeżeli jest bacznym obserwatorem, to tak.
Czyli nie da się oszukiwać?
Michał Piróg: Wyobraź sobie, że jesteś zakochana i nigdy nie przeżyłaś zawodu miłosnego. Nagle masz go zatańczyć, a nie wiesz jak on smakuje.
Ale sztuka to jest gra. A taniec jest sztuką.
Michał Piróg: To jest właśnie ta różnica między sztuką aktorską a tańcem. W aktorstwie pomagają nam słowa, rekwizyty. Tutaj trochę nie. Tutaj tylko i wyłącznie to, co się dzieje wewnątrz. I to powoduje, że ten sam ruch może wyglądać na 150 rodzajów inaczej i będzie on wynikiem tego co my czujemy wewnątrz. Albo się zatracimy i to poczujemy albo nie. W aktorstwie jak się zgubimy, to zawsze sobie możemy dopowiedzieć.
Co przyniosło Ci większy rozgłos medialny, Twój niewątpliwy talent czy jakieś informacje na temat Twojego życia prywatnego?
Michał Piróg: Nigdy się nad tym nie zastanawiałem. Informacje na temat życia prywatnego, te których ja udzielałem, były tylko i wyłącznie po to, aby być normalnym człowiekiem. Sądzę, że dużo więcej byłoby publikacji gdybym nie powiedział prawdy o sobie. Byłyby domniemanie, dociekania, próby odszyfrowania. Chcąc uniknąć tego, powiedziałem raz i mam święty spokój.
Nie tylko informacje przekazywane przez Ciebie się pojawiają.
Michał Piróg: To towarzyszy wszystkim ludziom, którzy stają się publicznie rozpoznawani.
Lubisz taką popularność?
Michał Piróg: Nie obchodzi mnie.
Informacje na temat życia prywatnego, te których ja udzielałem, były tylko i wyłącznie po to, aby być normalnym człowiekiem.
Jesteś dość kontrowersyjnym facetem, nietuzinkowym. Powiedz mi czy Twoja dziwność przyciąga do Ciebie ludzi...
Michał Piróg: A co jest we mnie dziwnego?
"Dziwność" w sensie kulturowym. Jesteś gejem, jesteś Żydem, a w Polsce to zwraca uwagę.
Michał Piróg: Zanim byli Polacy, byli Żydzi, no więc co w tym dziwnego.
No tak, ale Polacy nie do końca to rozumieją. Myślimy, że jesteśmy Sarmatami...
Michał Piróg: I myślimy, że Matka Boska się urodziła w Częstochowie. Tak nie jest. Nigdy tego nie postrzegałem jako coś dziwnego.
Gdy rozmawiasz z ludźmi, to nie masz wrażenia, że oni albo są ciekawi, albo że trzymają się trochę na dystans?
Michał Piróg: To, że są ciekawi jest fajne, bo to jest przejawem tego, że nie są obojętni. Chcą poznać, a jedną z dwóch najważniejszych rzeczy jest chęć poznawania. Więc jeżeli ktoś jest ciekaw, to jest sukces. Gorzej jest jak ktoś kompletnie się nie interesuje.
Czyli lubisz jak ludzie pytają?
Michał Piróg: Jeżeli czegoś nie wiesz i zadajesz pytanie, to jest fajne, bo widzę wtedy osobę, która umiała się przyznać, że nie wie...
To jest ważne!
Michał Piróg: Tak! Po drugie, chce wiedzieć jak to jest gdzieś indziej, u kogoś innego. Na tym właśnie budowała się cywilizacja. Na chęci poznania.
Masz do siebie dystans. To bardzo często widać w wywiadach, ale czy wstydziłeś się kiedyś tego, że jesteś Żydem albo tego, że jesteś Polakiem? Gdzieś, kiedyś?
Michał Piróg: Powiem Ci, że byłem na cudownym wyjeździe w Meksyku, gdzie były 104 osoby z Polski. Pomyślałem sobie, że jestem szczęśliwcem, bo byłem w grupie Polaków i nie było nawet jednej sekundy, żeby powiedzieć: kurde jak mi wstyd, że jesteśmy z Polski. Ta grupa może sobie pogratulować w stu procentach, bo nie dała nawet milimetra satysfakcji obcokrajowcom, żeby mogli powiedzieć, że Polacy to niefajni ludzie.
Pomyślałem sobie, że jestem szczęśliwcem, bo byłem w grupie Polaków i nie było nawet jednej sekundy, żeby powiedzieć: kurde jak mi wstyd, że jesteśmy z Polski.
Jest taki stereotyp.
Michał Piróg: Byliśmy fajniejsi od nich. Więc wszystko się zmienia i mam nadzieję, że kiedyś tę etykietkę też zrzucimy.
W przeszłości, w Twoim prywatnym życiu, nie było takich momentów, że się wstydziłeś?
Michał Piróg: Był taki moment, kiedy jako dziecko jeździłem za granicę i widziałem jaka jest przepaść w stanie posiadania. Ale wtedy nie wstydziłem się narodowości. Moi znajomi mieszkający za granicą mieli wszystko, a ja nie miałem nic. Wtedy wydawało mi się, że to jest coś, czego się wstydzę, a dzisiaj sądzę, że to był żal, że nie mogę startować z tego samego pułapu. To chyba tak.
Czyli nierówność materialna.
Michał Piróg: Tak. Wtedy się tego wstydziłem. Tego, że oni umieli włączać komputer, robić wszystkie inne rzeczy, bo go mieli, a dla mnie to był pierwszy kontakt w ogóle z czymś takim. Bo w Polsce tego nie było. I wtedy czułem się zawstydzony. To nie był wstyd zakorzeniony, ale trochę zakłopotanie, że absolutnie nie umiem się poruszać w tym świecie. Ale się nauczyłem. Tylko, że inni już to wiedzą i żyją. Rozumiem gdybyśmy mówili o zjawisku, którego jeszcze nikt nie zna, czyli potworze z Loch Ness. Krążą plotki, ale nikt go nie widział. Można się bać. Ale to jest tak, jak strach przed telefonią komórkową. Nie było jej u nas, ale miliony z niej korzystały, więc się nie baliśmy, tylko ją przyjęliśmy. Tak samo jest z innymi rzeczami. Jeżeli komuś nie robimy krzywdy, to czego się bać.
Gdybyś nie był tancerzem, byłbyś...?
Michał Piróg:: Ministrem kultury i sztuki.
Dlaczego?
Michał Piróg:: Wtedy przeznaczałbym pieniądze na te fajniejsze rzeczy i dbałbym o to, żeby nie ginęły po drodze.
Rozmawiała: Kinga Szczerba