Dama z Gracją
Jest jedną z najbardziej wpływowych postaci w świecie mody. Podczas pokazów zawsze siedzi w pierwszym rzędzie. Karl Lagerfeld specjalnie dla niej projektuje unikatowe kreacje. Giorgio Armani zaprasza ją na wakacje do swojej posiadłości. W wywiadzie dla „Twojego Stylu” Carla Vanni mówi jednak, że najbardziej dumna jest z tego, co zrobiła jako szefowa „Grazii”, prestiżowego magazynu dla kobiet, który ma już swoje edycje w 20 krajach świata. Od końca listopada 2012 „Grazia” (czyli "Gracja") będzie się ukazywać także w Polsce.
Gdy w 1959 roku trafiła pani do redakcji "Grazii", miała pani przeczucie, że będzie to praca na całe życie?
Carla Vanni: - Nie, byłam przekonana, że robię sobie tylko mały przerywnik w karierze prawniczej. Chciałam zostać adwokatem. Byłam świeżo po studiach i zaczynałam właśnie aplikację, gdy zadzwonił do mnie redaktor naczelny "Grazii", którego miałam okazję poznać jeszcze na studiach, i zaproponował mi stanowisko w dziale mody. Miałam zupełnie inną wizję swojej przyszłości, więc odmówiłam. Ale on się uparł i proponował mi tę pracę jeszcze trzykrotnie. W końcu dałam się przekonać. Uznałam, że mogę sobie pozwolić na małą odskocznię od stosów dokumentów prawniczych. Postanowiłam, że popracuję w "Grazii" tymczasowo, na próbę, a jestem tu już od ponad pięćdziesięciu lat. Nie zostałam adwokatem, za to odkryłam, że pasjonuje mnie robienie ciekawej gazety dla kobiet i że dobrze rozumiem modę.
Odkryła to pani dopiero, pracując w "Grazii", czy była pani jedną z tych kobiet, które marzą o pracy związanej z modą od dziecka?
- Nie poświęcałam modzie zbyt wiele uwagi. Wychowałam się w domu, w którym o modzie się nie rozmawiało. Ale zawsze dobrze się ubierałam, odruchowo wyławiałam z tłumu eleganckie osoby, miałam dobry gust i wyczucie stylu, co mi pomogło, gdy zaczęłam pracować w "Grazii". Już po kilku miesiącach moje nowe zajęcie bardzo mi się spodobało. Zrozumiałam, że moda jest czymś dużo bardziej złożonym, niż sądziłam. Odkryłam też, że uwielbiam wymyślać stylizacje. W tamtych czasach oznaczało to coś innego niż dzisiaj. Do dyspozycji mieliśmy jedynie ubrania, nie było dodatków, kapeluszy, torebek. A zależało mi bardzo, by w "Grazii" ukazywały się niepowtarzalne zdjęcia mody. Za każdym razem musiałam więc własną pomysłowością wypracować oryginalny efekt. To wymagało wyobraźni. Pracowałam nad pomysłem, wyszukiwałam ubrania, wynajdywałam dodatki, rekwizyty, elementy dekoracji - niektóre z tych rzeczy robiłam sama. Wpadłam też na pomysł, by nasze sesje mody robić w Afryce, Indiach i innych egzotycznych krajach. Zamiast statycznie upozowanych modelek na fotografiach pojawiały się intrygujące "fabuły". Było sporo wyzwań, ale też dużo satysfakcji. Dzięki tej pracy odkryłam, że jestem twórcza. Pamiętajmy też, że "Grazia" zawsze była i nadal jest pismem z najwyższej półki. Praca w tak prestiżowym magazynie szybko zaczęła mnie ekscytować. I tak jest do dzisiaj.
Nie żałowała pani porzuconej kariery adwokackiej?
- Nie. Lubiłam pracę w zespole, podróże, emocje. Jako adwokat nie miałabym szans na takie doświadczenia. Z czasem doszło do tego poczucie misji. Spodobało mi się to, że "Grazia" zachęca kobiety do poszukiwania własnego stylu. Sama zawsze byłam przekonana, że kobieta czuje się dobrze tylko wtedy, gdy to, co nosi, pasuje do jej osobowości.
Dziś na rynku dominują pisma, które namawiają do naśladownictwa gwiazd show-biznesu: "musisz mieć to", "wszyscy teraz noszą tamto", "bądź jak Kate Middleton" itp.
- "Grazia" ma zupełnie inne podejście do kobiet. Informuje, sugeruje, ale niczego nie narzuca. U nas liczy się dialog z czytelniczką. Nigdy nie rozmawiamy z kobietami z pozycji autorytarnych. Tytuł naszego pisma zobowiązuje. Przecież "Grazia", czyli gracja, to forma swobody, wdzięku, który wynika z faktu, że ma się dobry gust i pewność siebie. Dotyczy to zresztą nie tylko mody, ale wszystkich podejmowanych w "Grazii" tematów. A redaktorzy tego magazynu bardzo dbają o aktualność i różnorodność. Dlatego obok wielu tekstów poświęconych poważnym sprawom, które również są znakiem rozpoznawczym "Grazii", pojawiają się u nas artykuły lekkie, przewrotne, zabawne. Na przykład kiedyś we włoskiej edycji "Grazii" zainicjowaliśmy serię tekstów o kobietach w burkach żyjących w krajach europejskich. Ale równocześnie publikowaliśmy wywiady z wpływowymi ludźmi oraz bardzo popularne frywolne felietony Donny Letizii na temat savoir-vivre’u. Jako pismo z dużymi tradycjami docieramy też często do gwiazd, które są trudno osiągalne dla innych magazynów. Ta różnorodność przekonała już do "Grazii" miliony czytelniczek na całym świecie.
Artykułami na temat kobiet w burkach zainteresowała się nawet Organizacja Narodów Zjednoczonych. Zaproszono panią wtedy do Genewy a "Grazia" była chyba pierwszym magazynem kobiecym na świecie, którego redaktor naczelna przemawiała w ONZ. W jakich jeszcze dziedzinach przecierała pani szlaki?
- Byłam pierwszą redaktorką pisma kobiecego we Włoszech, która jeździła na pokazy prêt-à-porter do Paryża i robiła z nich relacje. Dziś to oczywiste, bo jeżdżą tam wszyscy. Paryż, Nowy Jork, Mediolan, Londyn - każdy szanujący się redaktor mody bywa w tych miastach regularnie. Ale ja pamiętam, jak kilkadziesiąt lat temu samotnie przecierałam paryskie szlaki. Na pokazach notowałam nazwiska projektantów, których uznawałam za interesujących, docierałam do ich atelier, przeprowadzałam z nimi wywiady. Robiliśmy nawet specjalnie dla "Grazii" sesje w ich domach. Jako pierwsza pisałam też o stylistach. Przed laty była to mało znana profesja. Postanowiłam to zmienić i odkryłam, że mają do powiedzenia sporo ciekawych rzeczy.
Karl Lagerfeld był wtedy na początku kariery. Zauważyła go pani?
- Oczywiście. I od pierwszej chwili znaleźliśmy wspólny język. Choć wiele razy słyszałam, że bywa trudny we współpracy, że otacza go zawsze tłum asystentów, nie poznałam go od tej strony. Przyjaźnimy się od dawna. Gdy przed laty dowiedział się, że spodziewam się dziecka, zrobił dla mnie projekt sukienki ciążowej. Mam ją do dzisiaj. Później zaprojektował mi jeszcze kurtkę z lisów. To był właściwie rodzaj pulowera, bardzo oryginalna rzecz. Podobnie jak w przypadku sukienki ciążowej, Lagerfeld zezwolił na uszycie tylko jednego egzemplarza, który wylądował w mojej szafie.
Kiedyś będzie cennym eksponatem w jakimś muzeum historii mody...
- Obawiam się, że nie, bo... nie wiem, gdzie się teraz znajduje.
Pozbyła się pani unikatu?!
- Powiedzmy, że niezupełnie z własnej woli. Pojechałam w nim kiedyś na spotkanie do niezwykle ekskluzywnego hotelu w górach. Miałam tam omówić jakieś zawodowe sprawy z jednym ze znanych projektantów, który pracował wówczas dla "Grazii". Hotel był tak renomowany, że w szatni nie wydawano nawet numerków gościom. Bywały tam niemal wyłącznie "osobistości". Oddałam więc moje nakrycie na przechowanie bez obaw. Niestety, gdy zbierałam się do wyjścia, okazało się, że... zniknęło. Po moim niepowtarzalnym futrze od Lagerfelda zostało mi pamiątkowe zdjęcie.
Giorgio Armani też projektuje czasem rzeczy "tylko dla Carli"? Współpracuje z nim pani niemal od początku swojej kariery w "Grazii".
- Kiedyś dostałam od Giorgia uszytą dla mnie czarną sukienkę. I muszę przyznać, że bardzo długo była moją ulubioną sukienką. Nosiłam ją tak często, że Armani w końcu któregoś dnia wykrzyknął na mój widok: "Carla, chyba muszę zrobić dla ciebie coś nowego. Nie możesz przecież ciągle chodzić w tym samym". (śmiech) Po latach współpracy możemy sobie pozwolić na takie żarty. Nasze kariery rozpoczęły się mniej więcej w tym samym momencie. Nasze ścieżki często się przeplatały. Przy jednym z wydań specjalnych "Grazii" Giorgio Armani pełnił nawet razem ze mną funkcję redaktora naczelnego. Omawialiśmy zdjęcia i teksty. Mamy za sobą długą historię. Od lat spędzamy z mężem część wakacji w posiadłości Giorgia.
Korzysta pani z rad znajomych kreatorów à propos własnego wizerunku? Zapytała pani kiedyś np. Armaniego, jaki styl do pani pasuje?
- Nie pytałam, ale raz sam mi to powiedział. Nic to nie zmieniło, bo jego sugestie pokrywały się dokładnie z tym, co sama lubię. Mój styl to czarne spodnie, biała bluzka i buty na płaskim obcasie. Co nie znaczy, że nie cenię innych stylizacji. Podobają mi się kobiety ubrane tak, że od pierwszej chwili wyczuwam zgodność między tym, co mają na sobie, a ich osobowością. Na przykład dobre dżinsy i prosta atłasowa bluzka - taki zestaw zawsze wydawał mi się bardzo elegancki, choć nie jest w moim stylu. Uważam, że najlepszy efekt wywołuje harmonia między strojem i charakterem osoby - każda kobieta, która potrafi ją stworzyć, wygląda dobrze.
Jaka jest pani definicja elegancji?
-
Prawdziwie elegancka kobieta nosi nową sukienkę tak, jakby miała ją od dawna, a starą tak, jakby była nowa. Dla mnie elegancja zawsze emanuje też naturalnością. Strój zakrywa nasze ciała, ale obnaża osobowości. Właśnie dlatego w 2002 roku wymyśliliśmy w "Grazii" formułę "easy chic". Jeszcze jeden nasz wyróżnik.
Czym jest "easy chic"?
- To nowe podejście nie tylko do mody, ale do wszystkiego, czym zajmujemy się w "Grazii" - od spraw związanych z urodą przez wywiady, reportaże po rozrywkę. Oznacza to, że wszystkie publikowane u nas materiały są zarazem wyrafi nowane i przystępne. Prezentujemy modę w najlepszym guście, ale pokazujemy też równolegle, jak osiągnąć podobny efekt w prosty, niewymuszony sposób. I za przystępną cenę. Rozmawiamy z gwiazdami, ale nie tylko o sprawach, które dotyczą ich świata. Zadajemy pytania o wszystko, co jest bliskie każdej kobiecie. Dbamy, by wszystkie publikowane w "Grazii" materiały angażowały czytelniczki emocjonalnie. Bardzo ważny jest również dla nas język: prosty, ale nie powierzchowny, często z domieszką humoru, ironii. No i przykładamy ogromną wagę do jakości zdjęć. To zawsze była nasza mocna strona. Wszystko to razem tworzy niepowtarzalny, rozpoznawalny styl "Grazii".
Przez prawie trzydzieści lat była pani redaktor naczelną włoskiej edycji "Grazii". Od siedmiu lat tworzy pani międzynarodowe edycje tego pisma - powstało ich już 20. Polskie wydanie będzie 21. Spełniło się pani wielkie zawodowe marzenie. Co teraz?
-
Spełniło się dopiero w części. Nie zamierzam poprzestać na tych 21 edycjach. Chciałabym, żeby "Grazia" ukazała się jeszcze w wielu innych krajach świata. Ostatnio myślę o Brazylii i innych krajach Ameryki Południowej. A to dopiero początek długiej listy miejsc, które mam w głowie...
Rozmawiała Olga Nil
Twój Styl 12/2012