Reklama

Dzień zaczyna od afirmacji. Nawet przez łzy

"Zawsze jest coś, czym warto się zachwycić. Czasami trzeba tylko szerzej otworzyć oczy" - mówi Anna H. Niemczynow, autorka najbardziej pozytywnej powieści tego roku "Życie Cię kocha, Lili".

 Czy jest ktoś, na kim się wzorowałaś, tworząc tytułową bohaterkę twojej najnowszej powieści - "Życie Cię kocha, Lili"?

Anna H. Niemczynow: - Nie ukrywam, że ogromną inspiracją była dla mnie autorka fenomenalnych poradników Louise Hay. Napisania przez nią pozycja "Możesz uzdrowić swoje życie", naprawdę pomogła mi w uzdrowieniu mojego życia. W dzisiejszych czasach wydaje się całe mnóstwo poradników, co w moim odczuciu zniechęca czytelników do sięgania po nie. Wielu ludzi po prostu nie wie, który z nich wybrać, dlatego zwyczajnie rezygnuje z lektury. Wpadłam na pomysł, że napiszę swego rodzaju poradnik "ubrany" w fabułę i postaram się przemycić w nim to, czego się nauczyłam. Tytułowa postać Lili zachowuje się często tak, jak ja się zachowuję w różnych życiowych sytuacjach. Można więc również powiedzieć, że i ja sama byłam dla siebie inspiracją.

Reklama

 Na końcu książki znajdują się 52 afirmacje, które są swoistym drogowskazem życiowym dla Lili. Dla ciebie również? Masz swoją ulubioną?

  - Gdybym mogła umieściłabym nie 52 afirmacje, lecz przynajmniej 152. Można powiedzieć, że tworzenie afirmacji tak bardzo weszło mi w krew, że codziennie tworzę ich całe mnóstwo. Jednak afirmacjami, których najczęściej używam są: "Życie cię kocha, Ania" i "Jesteś cudem". Powtarzam to sobie codziennie. Bywa, że robię to połykając łzy. Bo wszyscy wiemy, że życie nie jest tylko różowe i właśnie wtedy, kiedy pokrywa się szarymi barwami, trzeba pamiętać, że chce ono dla nas jak najlepiej i że cokolwiek by się nie stało, nie możemy zapomnieć o tym, kim naprawdę jesteśmy. Bo, że każdy z nas jest jedynym i niepowtarzalnym cudem, tego jestem pewna. Proszę tylko pomyśleć - na świecie żyje ponad osiem miliardów ludzi, a każdy ma inną twarz. Przecież to CUD!

Często powtarzasz, że kochasz i akceptujesz siebie taką, jaka jesteś. Czy ta samoakceptacja przychodzi ci naturalnie czy jest wynikiem codziennej pracy?

- Gdybym tego sobie nie powtarzała, to jestem pewna, że moja samoakceptacja bardzo szybko uległaby zmianie. Uśmiech, który widać na co dzień nie jest darem z niebios, lecz jest wynikiem codziennej pracy nad sobą. W pewnym momencie swojego życia dokonałam wyboru, że tak właśnie chcę żyć i zaczęłam wykonywać działania, które ku takiemu życiu zmierzają. Często powtarzam sobie, że jestem świadomą osobą. Zostałam obdarowana umysłem i ode mnie zależy, jak będę z niego korzystać. Nie pozwalam sobie na swobodę myśli. Gdybym tylko "spuściła je ze smyczy", powiodłyby mnie na manowce (śmiech). Dlatego codziennie uczę się wybierać mądre myśli, takie, które mnie wspierają. Afirmacje są w tym niezwykle pomocne. Korzystam w nich codziennie. Można powiedzieć, że nimi żyję.

Ale przecież nie zawsze w życiu mamy z górki. Jak sobie radzisz w chwilach zwątpienia, kiedy nie wszystko układa się po twojej myśli?

 - Kiedy coś dzieje się nie tak, jakbym chciała, natychmiast mówię do siebie: "Ania, z tej sytuacji wyniknie tylko coś dobrego". Zdaję sobie sprawę, że nie jestem Bogiem i często dziękuję sile wyższej, że nie zawsze daje mi to, czego bym chciała, lecz to, co dla mnie najlepsze. Przyznam, to bywa trudne. Wymaga ogromnej pokory. Wydaje mi się, że im jestem starsza, tym mam jej w sobie coraz więcej.

  Ostatnimi czasy można zaobserwować, że podejście do życia z wdzięcznością i radość z rzeczy drobnych, stają się coraz powszechniejsze. Uważasz, że gdyby wszyscy mieli takie podejście, to świat byłby lepszy?

 - Uważam, że świat jest pięknym i dobrym miejscem, a my, ludzie zawsze widzimy w nim to, czym sami jesteśmy. Może więc warto zastanowić się nad sobą? Cieszę się, że ludzka świadomość wzrasta i że zaczynamy zauważać, jak ważna jest codzienna praktyka wdzięczności. Ja sama każdego dnia zapisuję w dzienniku kilka rzeczy, za które jestem wdzięczna. Niewiarygodne jest to, że codziennie znajduję coś nowego. Zawsze jest coś, czym warto się zachwycić. Czasami trzeba tylko szerzej otworzyć oczy.

 "Życie Cię kocha, Lili" to twoja szósta powieść, a przecież zadebiutowałaś zaledwie dwa lata temu. Łatwo jest znaleźć czas na pisanie w życiu codziennym?

- Jeszcze nie minęły dwa lata. Zadebiutowałam dokładnie 28 sierpnia 2017 r. Pamiętam tę datę, ponieważ dostałam od mojego męża bransoletkę z przywieszką aniołka, na której jest ona wygrawerowana. Mój mąż powiedział wtedy "Zawsze pamiętaj, skąd cię wiedzie droga". Staram się nigdy o tym nie zapominać i do każdej powieści, którą zaczynam pisać, podchodzę tak, jakby była pierwszą. Nie zastanawiam się, czy będę miała czas na pisanie, bo to tak, jakbym zastanawiała się, czy znajdę czas na jedzenie. Ten czas po prostu musi być i koniec. Jest mi potrzebny do tego, bym mogła spokojnie żyć. Czasami mam poczucie, że jak nie tworzę, to przygasam. Ja bardzo kocham swoją pracę. Przypomniały mi się teraz afirmacje, które również często powtarzam. Są nimi: "Zaczynam dzień od rzeczy dla mnie najważniejszych", oraz "Tworzę dobro, daję dobro i otrzymuje dobro w zamian". To wystarczy, abym miała odpowiednią motywację. Mam w sobie silną potrzebę niesienia pomocy i czynię to właśnie poprzez słowo pisane.

 Życie na emigracji temu sprzyja czy raczej przeszkadza?

 - Przyznaję, że minęło kilka miesięcy, zanim na nowo poukładałam sobie swoje pisarskie rytuały. Oprócz pisania doszła mi intensywna nauka języka niemieckiego. Bardzo chcę się go nauczyć, ponieważ mam z nim związane pewne marzenia. Nie mogę się więc dziwić, że skoro mierzę wysoko, to trochę mam pod górkę. To przecież takie naturalne (śmiech).

- Patrząc na emigrację, staram się widzieć dalej niż tylko to, co jest teraz i głęboko wierzę, że w dłuższej perspektywie to doświadczenie bardzo mi pomoże. Nie ma przecież mowy, aby drogi, które wybrał dla nas Stwórca były przeszkodą! Przecież On wie, co dla nas najlepsze. Każdego poranka podczas medytacji powtarzam w myślach "Ufam Ci, Życie". O! I właśnie mam tytuł nowej książki. Kiedyś ją napiszę. Że też wcześniej o tym nie pomyślałam?


Styl.pl/materiały prasowe
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy