Fenomen Silver Generation. Psycholożka: Młodniejemy na wszelkie możliwe sposoby
Ludzie się odradzają, naraz uświadamiają sobie, że mogą robić coś innego, co nawet nie przyszłoby im wcześniej do głowy. Dociera do nich myśl, że mogą uprawiać seks, albo wyjść za mąż po raz trzeci, tym razem bez żadnej presji. Są takie rzeczy, które w nowej definicji uszczęśliwiania siebie, są po prostu szeroko dostępne - objaśnia Violetta Nowacka, psycholożka i psychoterapeutka, ekspertka ds. edukacji seksualnej, w rozmowie z Agnieszką Grün-Kierzkowską dla Interia.pl.
Agnieszka Grün-Kierzkowska: Na początek pytanie, czy pani zdaniem młodniejemy jako społeczeństwo? Mam na myśli fenomen Silver Generation, powrót seniorów na pierwszy plan, ale już w nowej, zaskakująco świeżej i witalnej formie.
Violetta Nowacka: - Tak, młodniejemy na wszelkie możliwe sposoby, czyli tak naprawdę ja nazywam młodnieniem nie tylko tę oczywistą fizyczność, ale my młodniejemy także dochodząc do pewnych swoich mocy, takich niegasnących z wiekiem, jak siły intelektualne i duchowe. Właściwie to młodniejemy w całym rozumieniu holistycznej natury człowieka. Następuje swoiste przebudzenie. Budzimy się, bo już były kultury plemienne, kultury starożytne, moim zdaniem wysoko zaawansowane duchowo, w których nikt nie cierpiał na depresję, zaburzenia lękowe czy tak jak dzisiaj, na rozliczne nałogi. W tych dawnych kulturach to starszyzna, miała najwyższe poważanie. Ludzie rozumieli, że ci -nazwijmy ich- seniorzy, wnoszą do rozwoju społeczeństw ogromną, pozytywną rolę. Właśnie im powierzano te ważne funkcje, tych mądrych, czynnych społecznie, tych decydujących. Szacunek do nich oznaczał, że są włączeni do współtworzenia społeczeństw. Młodsi uczą się od starszych, a nie litują się nad nimi, tak jak to się później zadziało. Starszyzna wtedy oznaczała mądrość i autorytet, a nie marginalizowanie starszych, odsuwanie ich od głównego nurtu życia.
- Starszyzna oznaczała też azymut dla tych młodszych. Od starszych trzeba się uczyć, za nimi stoi doświadczenie, mądrość i władza. Wtedy było to naturalne. Niestety przez ostatnie stulecia, ranga starszyzny upadała. My dobitnie tego doświadczyliśmy. Dla nas stary może mniej, znaczy też jego zdanie mniej. Jak ma mniej siły fizycznej, no to na pewno ma mniej wszelkich możliwości. Takie jest stereotypowe myślenie.
Pamiętam, gdy nam mówiono, że starzejemy się nieuchronnie, a potem musimy coś robić, na przykład być na emeryturze, siedzieć z dziećmi, z wnukami, albo oglądać TV. Na pewno nie powinniśmy zaś podróżować, uprawiać seksu.
Jakby ludzie mieli termin ważności...
- Tak, termin ważności. Zawsze jest tak, że tylko nielicznie grupy, jednostki, wychylały się poza to stereotypowe myślenie, co można, a czego nie można w pewnym wieku. Siedzieliśmy i kisiliśmy się w tej niemocy. Ludzi starszych odstawiało się poza grupę, marginalizowało. Przecież jeszcze badania sprzed pięciu lat, pokazywały, że ludzie 50+, nie mogą znaleźć zatrudnienia w żadnej korporacji. Od niedawna silversi wyszli do centrum. Wcześniej byli na marginesie.
- Przebudzenie pojawiło się w ostatnich latach. Myślę, że tak mniej więcej dziesięć lat temu. Wstępują w nas nowe moce i przestajemy myśleć, co można, a czego nie. My po prostu stawiamy na siebie i nie liczymy tych wszystkich lat. To są tylko cyfry. Ludzka natura nie lubi ograniczeń. Widać, wyraźniej i ostrzej, że silversów przybywa i przybywa. Jak grzybów po deszczu (śmiech). Wystarczy pozbyć się z głowy ograniczeń a zacząć myśleć kategoriami, co mogę, czego chcę. Wtedy zaczną budzić się w nas nowe siły i moce. Pozbądźmy się lęku, nie pławmy się w krępujących ograniczeniach mentalnych.
Co to właściwie oznacza pani zdaniem? Silversi pomimo realizowania życiowych ról, bo w dalszym ciągu są rodzicami, dziadkami, zaczęli też myśleć o sobie?
- To jest właśnie szeroko pojęta radość z własnego życia. W ogóle radość to jest uniwersum, coś niezbywalnego i przyrodzonego nam. Uświadommy sobie, że wolno nam mieć radosne życie. Każdy ma własny przepis na szczęście, radość, wolność.
- Ludzie się odradzają, naraz uświadamiają sobie, że mogą robić coś innego, że nawet nie przyszłoby im to wcześniej do głowy. Zarówno na polu zawodowym, podjęcie nowej pracy, jak i w poszerzaniu pasji, takich jak podróże, sporty wszelakie. Uświadamiają sobie, że mogą uprawiać seks, albo wyjść za mąż po raz trzeci, tym razem bez żadnej presji. Są takie rzeczy, które w nowej definicji uszczęśliwiania siebie, są po prostu szeroko dostępne. Inni patrzą często na to sceptycznie, z niedowierzaniem: a może to gra, udawanie?
Nie, ci ludzie są naprawdę szczęśliwi, ponieważ mogą robić to, na co mają ochotę!
Ale co w sytuacji, kiedy to "odrodzenie" spotka się z oporem, na przykład najbliższych, przecież silversi zazwyczaj funkcjonują w jakichś siatkach rodzinnych? Jak pani myśli, co ich motywuje, że jednak konsekwentnie dokonują tej zmiany? Nie boją się już reakcji najbliższych?
- Uwalniają się od tych krępujących powinności, od tych długów mentalnych, wydumanych zobowiązań, że coś muszą. Ludzie powinni odkryć miłość własną, pokochać siebie. Zdrowo i nienarcystycznie. Miłość do siebie, nie musi wybierać między sobą a innymi. Po prostu naturalnie przepływa, między miłością do siebie a miłością do świata. I to jest bardzo naturalne.
- Jeśli jesteśmy sobą, to potrafimy siebie uszczęśliwić, ale nie kosztem innych. A to, że innym to nie pasuje? Hmm, kryzys - większy lub mniejszy - jest zapewne nieunikniony, lecz po nim wyjdziemy tylko mocniejsi. I dla innych będzie to lepsze, ozdrowieńcze, prawdziwe. Wydaje mi się, że nasze relacje tylko zyskają.
Czy mogłybyśmy w takim razie postawić taką tezę, czy pani się z tym zgodzi, że za fenomenem Silver Generation stoi właśnie taka samoakceptacja i świadomość siebie?
- Pełna zgoda, świadomość siebie! Ja to nazywam miłością własną, ale żeby nie brzmieć patetycznie, można nazwać to właśnie świadomością, samoświadomością. Przejściem do pełni, dotarciem do własnego ja. Jesteśmy duchem, ciałem i umysłem. Jesteśmy siłą samo tworzącą. Możemy bardzo wiele, możemy robić wielkie rzeczy. Rwać na strzępy bariery. Jakby z powrotem ewoluujemy w kierunku zdrowych, duchowych społeczeństw. Może to jest taki pierwiosnek, który zakiełkuje, aby później cała łąka była pełna kwiecia?
Jak pani sądzi, co spowodowało i jakimi kanałami dotarły te impulsy, które wywołały tę samoświadomość? Czy to jest kwestia wszechobecnej, interaktywnej komunikacji?
- Nie, to akurat zawsze przeszkadza. Uważam, że ilość bodźców tylko osłabia układ nerwowy. Musimy je ograniczać. Inaczej opadamy z sił, zamiast się wzmacniać. Myślę, że złożyło się na to wiele czynników. Wzrost popularności medycyny, dostęp do służby zdrowia, który spowodował, że nasze organizmy są silniejsze. Dzięki medycynie estetycznej nasze ciała są piękniejsze, czyli oddalamy od siebie myślenie o starzeniu się. Od czasu rewolucji Dzieci Kwiatów, rozpleniły się zjawiska rozwoju osobistego, duchowego. Od medykamentów roślinnych poprzez praktyki medytacyjne. Moce pochodzą z natury i my z tego czerpiemy pełnymi garściami.
Co pani powie o relacjach społecznych silversów, między sobą, w ramach Silver Generation, ale i międzypokoleniowych?
- Tutaj dostęp do masowej komunikacji, możliwość pogadania z kimś przez Internet, jest akurat korzyścią. Jak wszystko, każdy wynalazek ma pozytywy i negatywy. Gdy ludzie są zdrowi fizycznie, gdy im dobrze się wiedzie materialnie, wtedy chcą rozwijać się społecznie. Moja własna miłość do siebie, nie wyklucza miłości do innych, miłości do ludzi. Do siebie i do świata. Technologia jest tutaj bardzo przydatna. Teraz ludzie rozmawiają ze sobą na ulicy, ale i mówią do siebie przez media społecznościowe, przez jakieś portale. I to jest naturalne, bo świat jest coraz bardziej multimedialny, więc i komunikacja międzyludzka się zmienia.
W dalszym ciągu w pokoleniu silversów jest ta chęć dzielenia się, tylko wydaje mi się, że to dzielenie się wychodzi poza obręb rodziny. Silversi nadal mają ogromne pokłady w sobie i chęci do bycia pomocnym, wspierania innych, dzielenia się.
- Realizują swoją misję dla świata. Uprawiają swoisty mentoring, są społecznymi mentorami. Jak ta starszyzna z odległych epok. Ludzie czują to naturalnie, że są dla innych ludzi i że każdy ma swoją misję. Dla świata, a nie tylko dla swojego środowiska rodzinnego. Że nie żyjemy tylko, aby nieść misję rodzinną, że możemy spojrzeć szerzej, dalej, głębiej. Silversi właśnie teraz to robią. Inspirują innych na szeroką skalę. Pokazują drogę, uczą rozwoju osobistego albo uczą rzeczy praktycznych, jak uprawiać jogę po sześćdziesiątce, albo jak się przebranżowić.
Bardzo im zależy, aby ludzie ich usłyszeli i nie sądzę, że robią to, aby karmić swoje ego. To jest idea bardzo ludzka, chęć i potrzeba, żeby dzielić się sobą na większą skalę, niż rodzina. Pokolenie, naszych matek też dzieliło się z innymi, ale było to na skalę mikro, czyli skalę rodzinną. My chcemy szerzej.
Ekologia, ochrona zwierząt, działalność charytatywna. Tam mocno zaznacza się obecność osób z piątką, szóstką, nawet siódemką z przodu.
- No tak, nakreślają właśnie wizję, jak społeczeństwa mogą ewoluować. Sobą pokazują i inspirują. Jak cała społeczność, razem, może współpracować w ewolucji. To jest fantastyczne!