Gander: Lotnisko inne niż wszystkie
Gościli na nim Frank Sinatra, Marilyn Monroe czy królowa Elżbieta II. Odegrało znaczącą rolę podczas II wojny światowej i przez lata było ważnym przystankiem podróżujących na trasie Europa-Ameryka. Niewielkie lotnisko w Gander to wciąż fenomen dla miłośników awiacji.
Gdy powstało w 1938 roku, było największym lotniskiem na świecie. Wybudowano je w samym sercu kanadyjskiej dziczy, z dala od zabudowań. W okolicy znajdowała się wyłącznie stacja kolejowa. Lokalizacja lotniska jest przypadkowa. Skrupulatnie wyliczono bowiem odległość, po której samolot pokonujący trasę z Irlandii do Gander będzie musiał napełnić bak, aby dotrzeć do celu.
Lotnisko w Gander zyskało strategiczne znaczenie tuż po wybuchu II wojny światowej. Siły powietrzne Stanów Zjednoczonych wykorzystały je do stworzenia bazy, a ostatecznie zamieszkało przy nim niemal 20 tysięcy osób. Samoloty wojskowe wylatywały z Gander do Belfastu, przewożąc zaopatrzenia dla Brytyjczyków walczących na europejskim froncie.
Zakończenie działań wojennych oznaczało też nową erę dla Gander. Mimo braku znanych już współcześnie procedur i bezpiecznych maszyn, cywile na dobre rozsiedli się w wygodnych samolotowych fotelach. Najczęściej odwiedzanym przez turystów lotniskiem było właśnie to w Kanadzie. Choć na bilet stać było nielicznych, a lot z Londynu do Nowego Jorku zajmował ponad 18 godzin, chętnych na podniebne wojaże nie brakowało.
"Rozdroża świata"
Pierwszymi pasażerami samolotów lądujących w Gander były gwiazdy kina, politycy oraz inne ważne persony. Drinki popijały między innymi Marilyn Monroe i Elizabeth Taylor. Uwadze fotografów nie umknęły wizyty Johna Wayne’a, Clarka Gable’a czy Winstona Churchilla. W oczach elit Gander urosło do rangi lotniska "na rozdrożach świata" stając się przykładem nowoczesności i postępu. Natomiast dla klasy robotniczej lotnicza miejscowość stała się okazją do zarobku. Młodzi robotnicy zjeżdżali się do Gander, w nadziei na rozpoczęcie nowego życia. Rozbudowali okoliczną infrastrukturę, zakładali rodziny i przyczynili się do stworzenia jednego z nielicznych miast, których sercem było lotnisko.
Dobra passa Gander nie trwała wiecznie. W późnych latach 50. na podniebny szlak wypuszczono Boeinga 707, który zrewolucjonizował transatlantyckie podróże. Żeby zatrzymać przy sobie turystów, władze lotniska musiały zrezygnować z popularnych do tej pory tras i skupić się na innym, jeszcze nieodkrytym rynku. Z czasem na płycie coraz częściej lądowały maszyny, przewożące na pokładzie pasażerów VIP z komunistycznych krajów. Co ciekawe, sam Ernesto "Che" Guevara urządził sobie w Gander zimową przejażdżkę toboganem, gdy został tam po raz pierwszy zaproszony przez menedżment lotniska.
Czytaj na następnej stronie >>>
Podczas gdy cieszący się przywilejami obywatele widzieli w Gander atrakcję turystyczną, biedniejsi wykorzystali tę okazję do ucieczki. Poczekalnia nie należała do terytorium Kanady. Pasażer, który chciał pozostać w kraju na stałe, mógł podejść do pracownika i wypowiadając słowa: "Uratuj mnie" zapewnić sobie azyl.
W taki sposób z Niemieckiej Republiki Demokratycznej uciekł Wolfgang Jörn, bohater filmu dokumentalnego "Gander, lotnisko pośrodku niczego". Mężczyźnie wraz z partnerką udało się pozostać w Kanadzie. Dzięki pomocy pracowników uzyskali azyl i do dziś mieszkają na przedmieściach Toronto. Przy okazji kręcenia zdjęć do dokumentu, Wolfgang odwiedził Gander po raz pierwszy od 30 lat.
Najsmutniejszy dzień w historii lotnictwa
Niewielkie kanadyjskie lotnisko było świadkiem kilku katastrof. Najpoważniejsza z nich miała miejsce 11 września 2001 roku, tuż po serii ataków terrorystycznych na bliźniacze wieże World Trade Centre. Gander odegrało znaczącą rolę w ustabilizowaniu lotniczego ruchu.
Tuż po zamachu, Stany Zjednoczone zamknęły przestrzeń powietrzną i nakazały znajdującym się na terytorium Ameryki samolotom lądować na najbliższych lotniskach. Te zapełniały się w zastraszającym tempie, przyjmując tysiące zbłąkanych na niebie maszyn. W ciągu kilkunastu godzin Gander podwoiło swoją populację, przyjmując ponad 7 tysięcy pasażerów.
Przestraszeni, zmęczeni, głodni przyjezdni znaleźli schronienie w domach mieszkańców. Lokalni kierowcy przerwali strajk, żeby zająć się przybyszami i rozwieść ich do zapewnionych przez burmistrza kwater. Tam czekał na nich ciepły posiłek, czyste ubrania oraz telefony, dzięki którym mogli powiadomić najbliższych o ich położeniu. Jeśli tylko czegoś potrzebowali, mieszkańcy Gander starali się im to zapewnić.
Wystarczyły dwa spędzone w miasteczku dni, żeby pasażerowie poczuli ogromną więź z gospodarzami. Wielu z nich wchodząc na pokład samolotów, rozstając się z nowymi przyjaciółmi, miało łzy w oczach. Przed wylotem z miasteczka wymieniali się numerami telefonów i adresami.
Niezwykłe wydarzenia z Gander zainspirowały Irene Sankoff i Davida Heina do stworzenia musicalu "Come from away", który podbił serca fanów Brodway’u i do dziś jest stałym punktem repertuaru.
***
Zobacz także: