Gdzie są boginie?
Przeglądałem stare magazyny mody. Mnóstwo pięknych kobiet. Dlaczego tylko niektóre stały się symbolem swoich czasów? - zastanawia się Harold Koda, kurator "The Model as Muse". Z chęci rozwiązania tej zagadki powstała wystawa, która przyciąga tłumy.
Na wernisażu byli wszyscy: Anna Wintour, Victoria Beckham, Donatella Versace ze smutną córką Allegrą, Madonna w stroju króliczka i nieśmiertelna Kate Moss, której zdjęcie (w złotej mini i w złotym turbanie - ryzykowne) obiegło cały świat. Ale chodzi o coś więcej niż eleganckie wydarzenie towarzyskie. - W reklamach występują dziś celebryci, modelki zostały zepchnięte na dalszy plan. Nikt nie rozpoznaje ich nazwisk, no może poza Kate Moss i Gisele Bündchen. A ja tęsknię za latami 90. i supermodelkami: Cindy Crawford, Christy Turlington, Lindą Evangelistą. Chcę, by modelki znów miały osobowość - wyznaje projektant Marc Jacobs, który współfinansował wystawę. W tęsknocie towarzyszą mu zwiedzający, którzy otrzymują skrócony kurs historii mody.
Haute Couture, czyli manekin, który mówi
W pierwszej sali... trzęsienie ziemi, czyli słynne zdjęcie Richarda Avedona z "Harper's Bazaar" (dziś w Victoria and Albert Museum). Ciemnowłosa kobieta w dopasowanej satynowej sukni (debiutancka kreacja Yves'a Saint Laurenta dla domu mody Dior) z prowokacyjnie wygiętym biodrem opiera się o... dwa słonie. To Dovima - pierwsza modelka, która "wydobyła się" z anonimowości. Dokonała niemożliwego, bo w latach 50. modelki były po prostu pracownicami najemnymi, mannequins de cabine, które za niewielkie wynagrodzenie prezentowały ubrania w sklepach. Swój pseudonim Dorothy Juba ułożyła w dzieciństwie z pierwszych liter trzech imion. Dorothy Victoria Margaret, czyli Dovima, była jej wyimaginowaną przyjaciółką, gdy dziewczynka leżała w łóżku chora na grypę...
Skróć to, czyli trzęsienie młodości
Sala druga rozbrzmiewa bigbitowymi hitami bohemowego Londynu. W wyzwolonych latach 60. i epoce flower power ton nadawali projektanci Pierre Cardin i Paco Rabanne, a wraz z nimi modelki: Jean Shrimpton, Verushka i Twiggy. Młode, szczupłe (wręcz chłopięco chude), o dziecinnych twarzach i dużych oczach. Twiggy, o wymiarach 79-56-81, mówiła o sobie: "nie mam figury". Ale "Vogue" się zachwycał: "proste nogi, kolana jak małe brzoskwinie, malutkie stópki... Twiggy jest zarówno nowoczesna, jak romantyczna". Filigranowa figura zainspirowała Mary Quant i André Courreges'a do stworzenia sukienek w kształcie litery A, czyli pokazujących nogi, a maskujących talię. Rewolucja: moda dziecięca trafiła do szafy dorosłej kobiety. Sama Twiggy zasłynęła nie tylko z szybkiej przemiany materii (wbrew pozorom uwielbiała jeść i miała opinię smakosza), ale i zmysłu biznesowego. Jej honoraria były sześć razy wyższe niż wynagrodzenia innych modelek.
Firma sprzedająca odzież, kosmetyki, sztuczne rzęsy, lalki sygnowane jej imieniem przynosiła milionowe zyski, czyniąc z "Gałązki" osobę zarabiającą lepiej niż The Beatles i premier Wielkiej Brytanii. The Shrimp (Krewetka), czyli Jean Shrimpton, była zdecydowanie mniej praktyczna. "Nie chodziło mi o pieniądze, raczej o poczucie obowiązku", mówiła. Porażała zdyscyplinowaniem: na sesje czy pokazy przychodziła już umalowana i uczesana, zawsze przed czasem. Należała do tych modelek, które gardzą swoim zawodem. Gdy kochanek, słynny fotograf David Bailey, zabierał ją do nocnego klubu, znudzona wyciągała z wieczorowej torebki robótki ręczne. Od sesji, jaką Bailey zrobił jej dla "Vogue'a", rozpoczyna się okres zwany youthquake - inwazja dziewczyn z sąsiedztwa, ich największym atutem była młodość i bezpretensjonalny styl ubierania. Jean miała ambicje, by projektować własne stroje. Krawiec, który je szył, stwierdził, że ma za mało materiału. "To nic takiego. Po prostu skróć spódnice", nakazała mu Jean i stała się kolejną wyznawczynią mody mini. Gdy w sukni, która kończyła się 10 cm nad kolanem, pojawiła się na Victoria Derby w Melbourne, wywołała skandal, zwłaszcza że nie miała kapelusza, rękawiczek i pończoch, za to zwracała uwagę... męskim zegarkiem. The Shrimp odetchnęła z ulgą, gdy skończyła 33 lata i zrezygnowała z kariery. Otworzyła sklep z antykami, wyszła za mąż za klienta, który kupił od niej stylowy sekretarzyk. Dziś prowadzi XII-wieczny Abbey Hotel w Kornwalii. Na ścianach nie ma ani jednego zdjęcia z czasów, gdy była twarzą modowej rewolucji.
Supermodelki, czyli kult (zdrowego) ciała
Modelki w kolorowych rajstopach tarzają się po podłodze, uwodzą fotografa, próbują za wszelką cenę przyciągnąć jego uwagę - tak wygląda świat modelingu w filmie Antonioniego Powiększenie. Nawet najbarwniejsza postać tego obrazu, Verushka (Niemka urodzona w Królewcu, w rodzinie zaangażowanej w antyhitlerowski ruch oporu, muza Yves'a Saint Laurenta), jest jedynie dodatkiem do obiektywu, inspiracją do erotycznej zabawy. "Czekałam godzinę - mówi z wyrzutem do spóźnionego fotografa. - Dobrze", odpowiada mężczyzna z zadowoleniem. Pod koniec lat 80. sytuacja uległa odwróceniu: to modelka stała się bogiem. A właściwie boginią: zdrową, atletycznie zbudowaną, z wyraźnie zaznaczonymi biodrami i ramionami. Taką, którą można dobrze ubrać, ale i efektownie rozebrać. Na okładce " Sports fllustrated" pojawiła się Cathy Ireland w bikini, a w "Vogue'u" furorę zrobiło czarno-białe zdjęcie Petera Lindbergha z młodziutkimi: Cindy Crawford, Chris ty Turlington, Tatjaną Patitz, Lindą Evangelistą i Naomi Campbell.
- Wieszaki na ubrania stały się gwiazdami. Jeśli ciuchy prezentowała Linda Evangelista, to marka od razu była na topie - mówi fotograf Joachim Baldauf, który robił zdjęcia m.in. Claudii Schiffer. Na rozpoznawalność supermodelek postawił Gianni Versace, Karl Lagerfeld z domu mody Chanel, Ralph Lauren, Donna Karan. Z sukcesem, bo wszystkie modelki świetnie wpisywały się w modę na zdrowy styl życia, fitness, odpowiednie diety. Nawet po zakończeniu kariery Cindy Crawford wydawała kasety z aerobikiem, Christy Turlington napisała książkę o jodze, skończyła studia z filozofii Wschodu, a swoim znakiem firmowym uczyniła... wewnętrzny spokój. Katoliczka, wzorowa żona aktora Eda Burnsa i matka dwojga dzieci jest inspiracją dla wszystkich spragnionych mieszczańskiej stabilizacji. Po pracy dla Calvina Kleina, Chanel, Maybelline rozwija własną markę kosmetyków Sundari, opartych na filozofii ajurwedy. Firmuje też dwie linie sportowej odzieży dla Pumy. "Co to za piękność bez zmarszczek?", pyta, sugerując, że ona będzie się starzeć z godnością. Ekologicznie.
Niepostrzeżenie, w samym środku ery supermodelek zadebiutowała Kate Moss - niezbyt wysoka, chuda, z krzywymi nogami, zapoczątkowując modę na kobiety niedoskonałe. Karen Elson, zachęcona przez fotografa Stevena Meisela, zgoliła brwi (odrosły, ale przydomek The Freak, Świruska, pozostał). Androgyniczna Jenny Shimizu skutecznie ukrywała swoją kobiecość pod męskimi podkoszulkami, tatuażami i fryzurą rekruta. "Co to jest piękno?", pytał Alexander McQueen i zatrudniał Sophie Dahl, apetyczną dwudziestolatkę w rozmiarze 44, oraz Aimee Muffins z amputowanymi nogami. Królował styl grunge, który podchwycił Calvin Klein, angażując Moss do reklamy dżinsów. Takim firmom jak Burberry, Louis Vuitton, Agent Provocateur nie przeszkadzały problemy Kate z narkotykami (znaleziono przy niej kokainę), i związki z niestabilnymi emocjonalnie mężczyznami. "Nigdy nie byłam anorektyczką -wyznała w magazynie "Interview". - Gdy pracowałam, zapominałam o posiłkach. A w samolotach czy hotelach jedzenie mi nie smakowało". Oprócz tych niezbyt przekonujących deklaracji redakcja zamieściła także niezwykle zmysłowe zdjęcia 35-letniej Kate, wystylizowanej na kobietę-kota. To "coś" sprawia, że Moss ma talent do łączenia awangardowych trendów z potrzebami ulicy. Efekt: 8,5 miliona dolarów za kolekcję dla Topshop. Może to już ostatni tak lukratywny kontrakt?
Piekność wschodu, czyli co dalej?
- Jesteśmy zmęczeni kulturą celebrytów - mówi Marc Jacobs. W czasach kryzysu gwiazdy są po prostu za drogie dla firm kosmetycznych czy odzieżowych. Na okładkach i w reklamach pojawiają się ładne twarze modelek z Rosji, Polski czy Brazylii. Modelek tanich i mało przekonujących. "Muza to kobieta, która żyje tak, że inni chcą mieć dokładnie takie życie jak ona", definiuje Jacobs. A kto chciałby wstawać o piątej rano, cały dzień jeździć metrem z jednej sesji na drugą, mieszkać tysiące kilometrów od rodziny, i wracać do wynajętego mieszkania, w którym czeka jedynie przeterminowany jogurt?